Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: 2012-06-13
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Czas trwania:13:23:50 min.
Czyta: Kamila Baar
"Płatki na wietrze" to kontynuacja bardzo znanej książki "Kwiaty na poddaszu", opisującej losy rodziny Dollangangerów. Kontynuacja to zawsze duże wyzwanie, niełatwo jest dorównać czy nawet przebić sukces pierwszej części. Już niejeden autor, zachęcony zainteresowaniem czytelników napisał ciąg dalszy, który calkowicie ich rozczarował. Jak było w tym przypadku?
Książka zaczyna się dokładnie w tym samym momencie, w którym skończyła się pierwsza. Trójka rodzeństwa ucieka z niewoli. Pieniądze, które regularnie podkradali, ledwie wystarczają na bilety, które mają być dla nich przepustką do wolności. Mają tylko jedną szansę, wszystko musi się udać. Niestety w trakcie podróży najmłodsza z rodzeństwa zaczyna dziwnie się zachowywać. Wszystko wskazuje na to, że pilnie potrzebuje pomocy medycznej. Na ratunek przychodzi im pewna niema kobieta, która wymusza na kierowcy zmianę trasy. Okazuje się, że zajmuje się ona domem pewnego doktora. Ten nie tylko udziela dziewczynce pomocy, ale również oferuje całej trójce dach nad głową. Przed rodzeństwem otwierają się zupełnie nowe możliwości. Cathy i Chris mają szansę zawalczyć o swoje marzenia. Carrie, mimo wszelkich starań bliskich jej osób, dotkliwie odczuwa swoją inność. Niezdrowe warunki, w jakich się wychowywała, wpłynęły na jej nietypowy wygląd, a dzieci potrafią być bardzo okrutne... Jakby tego było mało, Cathy nadal nie potrafi odciąć się od przeszłości. Pragnienie zemsty powoli w niej dojrzewa i sprawia, że chwilami jest bliska obłędu. Chris co prawda stara się zapomnieć o wyrządzonej mu krzywdzie, jednak nie potrafi odciąć się od tego, co połączyło go z Cathy. I choć cała trójka jest teraz wolna i świat stoi przed nią otworem, to co przeżyli w zamkniętym pokoju sprawia, że nie potrafią żyć normalnie...
Trzeba przyznać, że autorka miała bardzom ciekawy pomysł na ukazanie życia trójki młodych ludzi, którzy wychowali się w bardzo specyficznych warunkach. Zmaniy, jakie nastąpiły w przeciągu trzech ostatnich lat, znalazły odbicie zarówno w wyglądzie fizycznym jak i w psychice dzieci. Chris, choć realizuje swoje marzenie, nie potrafi nawiązać zdrowego związku z płcią przeciwną. Jego ideałem pozostaje własna siostra i choć wie, że nie jest to zdrowa relacja, za wszelką cenę pragnie ją kontynuować. Cathy również nie do końca radzi sobie z płcią przeciwną, choć jej problemy są nieco inne. Z jednej strony jest coraz bardziej świadoma własnej atrakcyjności i sposobu, w jaki potrafi oddziaływać na płeć przeciwną. Z drugiej nie potrafi nawiązać normalnej relacji. Jej związki nie opierają się na zafascynowaniu czy miłości. To raczej kolejne etapy w jej drodze do celu. Etapy w których brakuje miłości, bo serce dziewczyny pala nienawiścią. Wreszcie najmlodsza Carrie, którą los pokarał najbardziej dotkliwie. Brak świeżego powietrza, słońca i ruchu sprawił, że dziewczynka jest nadzwyczaj wątła. To sprawia, że w otoczeniu równolatków postrzegana jest jako odmieniec. Tak bardzo potrzebuje zwykłych, szkolnych znajomości a wszystko, z czym się spotyka to drwina i okrucieństwo. Dziewczynka dobrze pamięta słowa, jakimi regularnie karmiła ją babcia, a zachowanie otoczenia wzmaga w niej przekonanie, że mówiła prawdę.
"Płatki na wietrze" to książka, w której nie zabrakło ciekawych wątków, choć nie porusza już tak bardzo, jak jej poprzedniczka. Paradoksalnie można odnieść wrażenie, że dzieje się w niej zdecydowanie mniej niż w pierwszej części, która rozgrywała się na bardzo ograniczonej przestrzeni. Być może dzieje się tak za sprawą wielu dość długich wywodów samej Cathy. Dziewczynka, później kobieta, przechodzi ciekawą metamorfozę, jednak momentami męczy liczba i powtarzalność pewnych rozważań. Jej obsesja na temat matki momentami bywa nużąca. Cathy nie jest już tą samą dziewczynką, jaką była w pierwszej części książki. Momentami niebezpiecznie zaczyna przypominać własną matkę, przejmując jej rolę negatywnej bohaterki. Szkoda, że tak mało dowiadujemy się o życiu jej brata Chrisa. Jeżeli nawet pojawia się w życiu Cathy, to tylko po to, by wrócić do zdarzeń z przeszłości. Szkoda, że autorka nie pokusiła się by pokazać nam nieco więcej z jego procesu przystosowywania się do nowej rzeczywistości i prób sięgnięcia po marzenie pielęgnowane od dzieciństwa. Chyba najbardziej przemawia tutaj postać Carrie. Nawet jeśli oglądamy ją przez pryzmat Cathy, trudno nie przejąć się jej losem, który nijak nie poprawił się po odzyskaniu wolności.
Książkę nadal czyta się z dużym zainteresowaniem, choć nie są to już emocje, jakie towarzyszyły "Kwiatom na poddaszu". Odniosłam też wrażenie, że autorka na dobre pozbawiła czytelnika nadziei, że w życiu rodzeństwa może jeszcze zdarzyć się coś naprawdę dobrego. Co prawda każde z nich przeżywa mniejsze lub większe sukcesy, jednak czytelnika nie opuszcza ogólna atmosfera przygnębienia i przekonanie, że nie warto się cieszyć drobnostkami, skoro za moment na pewno znowu zdarzy się coś złego. Prawdę mówiąc trudno jest mi wyobrazić sobie trzecią część tej serii. Wydaje się, że wszystko warte opowiedzenia zostało już opowiedziane. Myślę jednak, że osoby, które poruszyły "Kwiaty na poddaszu" moga spokojnie przeczytać "Płatki na wietrze", choćby po to, by zaspokoić swoją ciekawość i przekonać się, jak potoczyły się losy trójki rodzeństwa. Jeżeli jednak pierwsza część nie do końca Was przekonała, kolejną można sobie odpuścić, bo choć na swój sposób nadal ciekawa, nie do końca spełniła oczekiwania stawiane kontynuacji.
No i w końcu ukończyłam drugą część sagi o rodzinie Dollagasterów. Aż poczułam ulgę, że jest już za mną. Wspomnę, że podchodziłam do niej drugi raz., ale o tym potem.
Jak pewnie pamiętacie zachwycałam się pierwszą częścią , noszącą tytuł "Kwiaty na poddaszu". Wówczas poznaliśmy czworo rodzeństwa : najstarszego Chrisa, Cathy, Corry i Carry. Tej czwórce przytrafiła się tragiczna historia. Po śmierci ich ojca , matka zabrała ich do swego rodzinnego domu i w obawie przed wydziedziczeniem jej przez surowego, konającego ojca więziła dzieci 3,6 roku na strychu (gdzie Corry umiera).
Natomiast druga część zaczyna się od momentu, gdy trójka rodzeństwa odkrywając, że są truci arszenikiem uciekają z domu dziadków i udają się przed siebie. Zrządzeniem losu rodzeństwo odnajduje kres swojej podroży w domu lekarza- Paula Sheffielda. Zapewnia on im to wszystko czego nie zapieniła im rodzona matka. Chris wykazuje nadzwyczajną smykałkę do medycyny i zaczyna ją studiować. Cathy zaczyna uczyć się w szkole baletowej. Natomiast Carry trwa przy Paulu...
Trochę takie naiwne podejście do tego, że dzieci, a właściwie młodzież bez możliwości edukacji, rozwoju nagle się okazują wybitne i zdolne, ale to jest fikcja i jestem tego świadoma.
Nie chcę wam zdradzać całego zarysu fabuły, gdyż są tacy , co nie czytali i po co zabierać im całą radość , smutek bądź rozczarowanie?
Pisarka i w tej części nie poskąpiła nam dramaturgii, smutku i boleści bohaterów. Cała historia w tek części skupia się głównie wokół Cathy. To ona jest narratorem. To ona wytacza tor całej literackiej podróży.
Zawiodłam się na tej części, a w szczególności na kreacji bohaterów. Jak wspomniałam wyżej było to moje drugie podejście do powieści. Stało to się dlatego, że narastająca seksualność Cathy, ten buchający ogień mnie odstraszył. Nie rozumiem, czemu pisarka musiała z Cathy zrobić takiego seksualnego wampa. Czy ta dziewczyna od początku powieści musi "lecieć" i pragnąć nawet swojego protektora? Czy musi uwodzić brata swego? Albo Julianna? Albo Barta? NO ludzie ile można?
Czy Cathy dożąć od spełnienia swojej obietnicy zemsty musi krzywdzić dobrych ludzi? No proszę was. Czy bohaterka może tłumaczyć swoja postawą żalem i krzywdą wyrządzoną jej przez matkę. Czy Paul nie widział, że ta dziewczyna musi się psychicznie leczyć ? Dobrze rozumiem padło jej na psychikę, ale czy mimo swoich wyborów mężczyzn musi twierdzić , że ich od zawsze kochała, skoro tak naprawdę byli narzędziem w jej ręku?
Nie podobał mnie się wątek uśmiercenia Carry. Uważam, że jest to zmarnowany wątek do rozgałęzienia tej sagi. Nie podoba mnie się , to , że Chris i Cathy stworzyli parę, pod pretekstem , że dzieci Cathy potrzebują ojca. A zakończenie? Zemsta? Jak one wypadły w kontekście całej tej historii?
Było nawet niezłe muszę przyznać, dramatycznie i wiele się wyjaśniło.
Chciałabym zwrócić uwagę na jeden fakt. Otóż fakt , iż sama pisarka nie dopilnowała niektórych szczegółów. Mianowicie, jest taki moment w książce, że Cathy wspomina o upływającym czasie i wówczas podkreśla, że Carry kończy właśnie 20 lat, ona ma 27, a Chris już 30 lat, by za rozdziałów kilka zafundować czytelnikowi inne liczby. Wtedy Cathy twierdzi, że jej matka ma 47 lat , a na sama 24 lata. Gdzie tu logika? Może się tłumacz pomylił? Nie wiem , nie czytałam w oryginale. I oby tak było, bo jeśli to zrobiła sama pisarka, to byłoby coś nie halo.
Także nie podobały mnie się liczne powtórzenia , typu "drewnianym kluczem , podrobionym przez Chrisa...." itp. Wychodzi na to, że nic mnie się nie podobało. Jest pół na pół. Oczekiwałam trochę innej bohaterki, przeciwności matki, która zemści się i to okrutnie (tego chciałoby moje poczucie sprawiedliwości), a dostałam matkę 2 i nie podobał mnie się ten fakt.
Dałam 4-. Czemu , mimo wad? Za wielowątkowość zdecydowanie. Ciekawe, co mnie spotka w następnych częściach? Coś na pewno.W końcu show must go on.
"W dniu ucieczki byliśmy tacy młodz. Jakże powinniśmy czuć się szczęśliwi, w końcu wolni, oswobodzeni z tego przytłaczającego, ponurego miejsca. Lecz nasza radość była żałosna."
„Płatki na wietrze” to kontynuacja sagi o rodzeństwie Dollangangerów. Zaczyna się dokładnie w miejscu, w którym zakończyły się „Kwiaty na poddaszu”, czyli w momencie ucieczki trójki rodzeństwa z domu dziadków. I wydawać by się mogło, że teraz już wszystko potoczy się dobrze, tym bardziej, że Chris, Cathy i mała Carrie spotkali na swej drodze człowieka o wielkim sercu, który ich przygarnął, ofiarował im miłość, zapewnił im dach nad głową i wykształcenie. Po prostu – sielanka.
Po pierwszym tomie byłam bardzo zachęcona ale to mnie zawiodło. Mam wrażenie, jakby to było opowiadania nastolatki, pisane bez żadnego planu. Naiwne i płytkie. Głowna bohaterka wręcz denerwująca swoją niekonsekwencją. Taka całkiem nierealna ta opowieść. Trzeci tom jeszcze mam pożyczony więc sprawdzę jak będzie dalej...
Kolejna część o rodzinie Dollangangerów jest tak samo intrygująca jak poprzednia.
Płatki na wietrze rozpoczynają się bezpośrednio po wydarzeniach Kwiatów na poddaszu.
Cathy, Chris i Carrie po ucieczce z poddasza domu Dollangangerów trafiają pod opiekę doktora Sheffielda. Po latach spędzonych w zamknięciu powoli zaczynają odnajdywać się w nowym świecie.
Dla Cathy jest to bardzo trudne. Pała nią chęć zemsty na matce i babce. Rodzeństwo pragnie spełniać swoje marzenia ale dla Cathy jest to bardzo trudne.
Plan zemsty ułożyła już sobie dawno temu a teraz próbuje go wprowadzić w życie. Ze zranionej, dziewczynki, stała się kobietą mściwą, zdolną do każdego czynu.
Gdy Chris i Carrie cieszą się nowym życie ona popada w obsesję.
„Płatki na wietrze” Virginii C. Andrews to kontynuacja „Kwiatów na poddaszu”, czyli powieści, która mnie zaintrygowała i zachwyciła. Jak na jej tle wypadła druga część sagi?
Poznajemy tu dalsze losy rodzeństwa Dollangangerów. Po ucieczce z poddasza trafiają do Paula Sheffielda, osamotnionego doktora, który stracił żonę i syna. Mężczyzna otacza dzieciaki miłością i stara się stworzyć im jak najkorzystniejsze warunki do rozwoju i tym samym pozwolić na jak najlepszy start. Chris zaczyna studiować medycynę, Cathy ma szansę zostać primabaleriną, lecz niestety najmłodsza Carrie nie ma tyle szczęścia co starsze rodzeństwo. Gdy wszystko zaczyna się jako-tako układać odzywają się demony przeszłości, a Cathy ogarnia pragnienie zemsty.
Właśnie, ach ta Cathy! Niesamowicie drażniło mnie jej wyrafinowanie, pewność siebie i próżność. Była to dla mnie trochę uboższa wersja Scarlett O’Hary. Często nie rozumiałam motywów jej zachowania, wyborów miłosnych oraz pragnienia zemsty, które przyćmiewało wszystkie inne emocje bohaterki.
Niestety, skonstruowany świat był albo czarny, albo biały. Autorka narzuca kogo czytelnik ma lubić, a kogo nie. Książka jest też przewidywalna do bólu, naiwna i ma dziury w fabule. Czy mi to przeszkadzało? Absolutnie nie! Naprawdę potrzebuje teraz takiego „odmóżdżacza" , którego czytam szybko, łapczywie przekładam kolejne kartki i zastanawiam się, co będzie dalej. Autorka nie oszczędza głównej bohaterki i czyni z niej wręcz antyczną ofiarę, na którą nieszczęścia spadają dosłownie z każdej strony. Końcówka jest TAK PRZEWIDYWALNA, że aż parskałam śmiechem podczas czytania, a plan zemsty, który był planowany od kilku lat, wydawał mi się z początku całkiem niezły, ale im bliżej końca książki, tym było gorzej.
Przeczytanie książki na pewno wymaga znajomości poprzedniej części, która w moim odczuciu była zdecydowanie lepsza. Jednak średniość, naiwność i przewidywalność „Płatków na wietrze” nie zniechęciła mnie do sięgnięcia po kolejną część, czyli „A jeśli ciernie…”. Biorąc pod uwagę moje tempo czytania możecie szybko spodziewać się kilku zdań ode mnie na temat tej części.
Druga część "Kwiatów na poddaszu". Zostało tylko troje. Wydawałoby się, że teraz już wszystko będzie dobrze. Uciekli. Są wolni. Ale co dalej? Pogarszający się stan Carrie sprawia, że starsze rodzeństwo drży o jej życie, ale paradoksalnie to dzięki niemu trafiają pod dach doktora Shieffielda, gdzie znajdują nieoczekiwane schronienie. Cathy może zacząć naukę w szkole baletowej, Chris uczyć się do zawodu lekarza a Carrie wracaćdo zdrowia i uczyć się. Wydarzenia z przeszłości, trudne dorastanie i zawiłe relacje, szczególnie miedzy starszym rodzeństwem doprowadzają do wielu trudnych sytuacji, które nie powinny się wydarzyć albo potoczyć inaczej. To ksiązka o tym jak trudno jest żyć normalnie po przeżyciu traumy i jak bardzo wydarzenia z dzieciństwa i okresu dorastania oddziałują na dorosłe życie.
Czwarty tom nowej sagi autorki bestsellerowych „Kwiatów na poddaszu”. Przez trzy tomy sagi rodu Casteelów śledziliśmy trudne...
Najbardziej zaskakująca opowieść o Dollangangerach od czasów „Kwiatów na poddaszu”. Ostatni tom sagi Dollangangerów ponownie przenosi nas...