Wojtek. Robi karierę w niemieckiej korporacji, jest mężem i ojcem coraz rzadziej wracającym do Polski, za to coraz bliżej zaprzyjaźnionym z koleżanką z pracy.
Malina. Żona Wojtka. Z wykształcenia prawniczka, z wyboru pani domu, interesuje się dekoracją wnętrz, czas dzieli między pisanie bloga a zakupy.
Karolina. Przyjaciółka Maliny. Nieco znudzona redaktorka w największym polskim wydawnictwie, wciąż w stanie wolnym.
Daniel. Brat Karoliny. Ambitny młody prawnik, wspólnik w dużej kancelarii, ceni sobie niezobowiązujący seks.
Dagmara. Wydaje debiutancką powieść i idzie na kompromis z własnym talentem.
Konrad. Kochający syn, obowiązkowy pracownik, czuły kochanek, człowiek, który ma wszystko. A może nawet więcej.
Sześć postaci i sześć splecionych z sobą historii. Nikt nie jest tym, kim się wydaje. Katarzyna Zyskowska-Ignaciak wraz ze swoimi bohaterami, zagubionymi trzydziestokilkulatkami, przemierza współczesny świat pozorów.
Autorka o sobie:
Choć z wykształcenia jestem dziennikarką, z trudem trzymam się rzeczywistości, a od suchych faktów wolę fikcję literacką. Moje główne role życiowe to: matka wyrodna, żona niedoskonała, nieperfekcyjna pani domu, pisarka poszukująca - w kolejności przypadkowej. Gdy nie piszę, żegluję, wędruję po górach lub jeżdżę na rowerze. W przyszłości zamieszkam w domu nad jeziorem, ale obecnie do snu kołysze mnie szum warszawskich tramwajów.
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: 2014-07-16
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 384
Jeżeli jesteś szczęśliwy, to udajesz. Jeżeli nie jesteś alkoholikiem to dlatego, że się kryjesz, a w rzeczywistości co rano łykasz aspirynę na kaca. Jeżeli prowadzisz zdrowy tryb życia to na pokaz. Jeżeli jesteś mężczyzną, to na pewno masz kochankę. Jeżeli jesteś blogerem, to pewnie kłamiesz na blogu dla komciów, żeby sobie poprawić samoocenę. Jeżeli w ogóle jesteś, to twoja samoocena jest dnem i wszystko robisz tylko na pokaz, żeby ją sobie poprawić.
W taki dość zjadliwy sposób można podsumować książkę Nie lubię kotów Katarzyny Zyskowskiej-Ignaciak, przy czym jest to pozycja z zadatkami na rzecz naprawdę świetną. Niestety, została przerysowana to granic przesady, w ostatecznym rozrachunku ocierając się o kiepską groteskę.
Od pierwszych stron widać, że Nie lubię kotów to powieść z ambicjami. Zresztą, ktokolwiek odpowiada za kolejność sześciu splecionych ze sobą opowiadań, zasługuje na pochwałę. Pierwsze z nich, poświęcone niewiernemu mężowi Wojtkowi, jest bardzo dobre. Niestety, z każdym następnym punktem widzenia książkę czyta się gorzej. Po niejednoznacznym początku zaczyna się festiwal okropności. Wszyscy mężczyźni tutaj zdradzają, wszystkie kobiety są ofiarami, każda rodzina jest dysfunkcyjna. Kto nie pije, ten ćpa, nikt nie radzi sobie ze swoim życiem.
U Zyskowskiej-Ignaciak znać wszechobecną krytykę postawy "mieć zamiast być". Została ona podana jednak mało subtelnie. Specjalnie piszę właśnie w ten sposób, bowiem przy jednoczesnej krytyce, autorce jakoś udało się nie chwalić nastawienia odwrotnego, "być, a nie mieć". Długiemu ciągowi okropności, życiowych zawodów i odchyleń nie przeciwstawia się w Nie lubię kotów absolutnie nic. Początkowo może to szokować i skłaniać do refleksji, ale bardzo szybko staje się zwyczajnie nużące.
Interesująca pozostaje konstrukcja, Trudno uznać Nie lubię kotów za pełnoprawną powieść. To raczej zbiór opowiadań o otwartych zakończeniach, wycinki większej historii grupy znajomych. Taki zabieg wpływa trochę na obniżenie czytelniczej satysfakcji, ale może to być również wina pointy. Zaryzykuję stwierdzenie, że książka wypadłaby lepiej, gdyby Zyskowska-Ignaciak ją sobie odpuściła. Podsumowaniem całości jest bowiem długa, kaznodziejska w tonie tyrada jednej z bohaterek, w której informuje nas ona jak okropne są wszystkie postacie. Zupełnie jakby czytelnik mógł to przegapić.
Bohaterów darzy się przede wszystkim antypatią, trudno oprzeć się wrażeniu, że nawet autorka nimi gardzi. Nie ma w tym oczywiście nic złego, z pewnością świadczy to o umiejętnej kreacji postaci, ale - podobnie jak w przypadku fabuły - szybko staje się schematyczne. Właściwie każda pozytywna cecha, jaką przejawiają pokazani przez Zyskowską-Ignaciak trzydziestolatkowie, wynika z konformizmu, chęci dobrego zaprezentowania się. Przed rodziną, pracodawcami, resztą społeczeństwa. W efekcie zamiast realistycznych, dorosłych ludzi, widzimy w Nie lubię kotów grupę zakompleksionych nieudaczników. Pozytywnie na tym tle wybija się Wojtek, który przynajmniej ma swoje cele, a nie tylko weltschmerz. W ten sposób dochodzi do paradoksalnej sytuacji, gdy cierpiący najmniej i najbardziej winny mężczyzna, wzbudza w czytelniku najcieplejsze uczucia.
Całość ratuje język autorki, która ma niesamowity styl. Narracja jest emocjonalna, bardzo plastyczna, pomimo prostych sformułowań. Niekiedy widać spadek formy, szczególnie w dwóch ostatnich opowiadaniach, gdy natężenie krótkich, rwanych zdań zaczyna męczyć. Generalnie jednak warsztatowi nic nie można zarzucić.
Zyskowska-Ignaciak miała nie tylko świetny materiał na powieść, ale również umiejętności, by stworzyć książkę naprawdę znakomitą. Zamiast wnikliwej analizy społecznej, dostaliśmy jednak przejaskrawiony obrazek ludzi, wplątanych w "wyścig szczurów". Szkoda, bo gdyby autorka zamiast przytłaczać beznadzieją spróbowała zrozumieć bohaterów, Nie lubię kotów mogłoby zachwycać.
"Nie lubię kotów" bardzo przypomina mi inną powieść, którą niedawno czytałam - "Osobowość ćmy" K. Grocholi. W obu książkach poznajemy historię kilku osób, które wydaje się, że powinny wiedzieć o sobie wszystko, a jednak każda z nich coś ukrywa. Powieść Katarzyny Zyskowskiej-Ignaciak ukazana jest oczami kilku powiązanych ze sobą osób. Z każdą kolejną stroną i kolejnym bohaterem, poszczególne fragmenty historii układają się w spójną całość. Powieść jest jak puzzle. Trzeba dopasować ze sobą wszystkie elementy, by zobaczyć obrazek w pełni.
I tak poznajemy Wojtka - niewolnika międzynarodowej korporacji, który kocha żonę Malinę i z którą ma syna Piotrusia. Miłość do żony, choć już nie tak płomienna jak dawniej, zasady i priorytety, nie przeszkodziły mu wdać się w romans z koleżanką z pracy. Kolejną bohaterką jest Karolina - redaktorka w wydawnictwie. Kobieta z nadzieją na lepsze jutro, z nadzieją, że jej tata wyzdrowieje, choć wyrok już zapadł. Ma niezbyt dobre kontakty z mamą i bratem. Jest nieszczęśliwie zakochana. Daniel - brat Karoliny, to człowiek próżny; lubi czuć, że jest lepszy od innych. Wspólnik w kancelarii. Ma wielki żal do swojego ojca. Jest samotny i słaby, ukrywający się za maską. Dagmara - jest młodą matką z pasją do książek. Debiutantka literacka, która pisze książkę poniżej swych ambicji w nadziei, że wydadzą jej pierwsze dzieło, jej prywatną spowiedź. Doświadczyła wszystkich odcieni pogardy. Zbyt ufna w tym wielkim mieście. Poznajemy także Konrada - zagubionego człowieka kryjącego się za wieloma maskami. Jest zastępcą redaktora naczelnego w wydawnictwie ojca. I Malina - kochająca żona i matka, samotna osoba, której czas płynie na pisaniu bloga. Zdaje się widzieć w bliskich więcej niż inni.
Bohaterowie książki to młodzi ludzie, mający po trzydzieści i parę lat. Na co dzień, w relacjach z innymi ludźmi, przywdziewają swą gombrowiczowską gębę - przyjmują społeczne konwenanse, pozbywając się własnej osobowości i naturalności. Każdy z nich ma jakieś tajemnice, nikt nie jest tym, kim się wydaje. Nikt nie jest szczery z najbliższymi mu osobami; z samymi sobą raczej też nie do końca są uczciwi. Żyją światem wykreowanym, światem sztucznych uśmiechów i pozorów. W walce z samym sobą i krzywdzącym ich światem, uciekają w alkohol i narkotyki. Popełniają błędne decyzje i zaprzedają swoje dusze.
"Nie lubię kotów" ukazuje, jak decyzje, te małe i te duże, jak nagły impuls czy też przemyślany zamiar, wpływają na losy poszczególnych bohaterów. Ukazuje, jak jedna podjęta decyzja, jedno słowo czy też czyn, może doprowadzić do katastrofy - czasami osobistej, lecz częściej drugiej osoby. Do czego można się posunąć, by dostać awans w pracy i jak wielką cenę się za to płaci? Czy jedna noc w objęciach cudownego mężczyzny stanie się końcem czy też początkiem? A czym mogą skutkować lata w objęciach kochanki?
Książka "Nie lubię kotów" to także obraz środowiska, które nastawione jest na mieć i być. Mieć pracę, którą można się pochwalić wśród innych ludzi; mieć wielu nic nieznaczących znajomych, którzy będą cię wielbić i generować "lajki" na portalu społecznościowym; mieć świetne samochody, gadżety i ubrania z metkami znanych marek, które mieć wypada, bo bez których spada się z piramidy sukcesu. Być wielbionym przez kobiety, które znaczenie mają, lecz tylko na jeden wieczór; być człowiekiem sukcesu, nie zważając na to, że kariera tworzona jest "po trupach". Niestety za maską szczęśliwej osoby, która ma wszystko, znajduje się człowiek smuty, samotny i niejednokrotnie wypalony zawodowo. Trzydziestolatek, który w końcu chciałby być sobą i przed nikim nic nie udawać.
"Nie lubię kotów" to powieść mądra, smutna, bardzo życiowa. O destrukcyjnym przywdziewaniu masek, o samotności i o radzeniu sobie z codziennością. Pisana bardzo lekkim językiem; nie sposób się od niej oderwać. Powieść warta przeczytania.
Ina ma obiecującą pracę, kochających rodziców, wspaniałych przyjaciół… i nieślubne dziecko. A wbrew temu, co pokazuje telewizja śniadaniowa, nie...
Wszyscy marzą o przeprowadzce na prowincję. Tak, ja też utwierdzałam się w tym przekonaniu. Czytałam o kobietach budujących drewniane domki w urokliwych...