Maybe Someday


Tom 1 cyklu Maybe Someday
Ocena: 5.02 (50 głosów)
Inne wydania:

Bestseller ,,New York Timesa"

Ridge gra na gitarze tak, że porusza każdego. Ale jego utworom brakuje jednego: tekstów. Gdy zauważa dziewczynę z sąsiedztwa śpiewającą do jego muzyki, postanawia ją bliżej poznać.

Sydney ma poukładane życie: studiuje, pracuje, jest w stabilnym związku. Wszystko to rozpada się na kawałki w ciągu kilku godzin.

Wkrótce tych dwoje odkryje, że razem mogą stworzyć coś wyjątkowego. Dowiedzą się także, jak łatwo złamać czyjeś serce...

,,Maybe Someday" to opowieść o ludziach rozdartych między ,,może kiedyś" a ,,właśnie teraz", o emocjach ukrytych między słowami i o muzyce, którą czuje się całym ciałem.

***

Lubię takie książki, które zaskakują jak życie i uczą, że z najtrudniejszej sytuacji jest wyjście. A szczęście może być tuż za rogiem. Albo za ścianą. Polecam!

Agnieszka Więdłocha

Informacje dodatkowe o Maybe Someday:

Wydawnictwo: Otwarte
Data wydania: 2021-03-25
Kategoria: Romans
ISBN: 9788381353120
Liczba stron: 384
Tytuł oryginału: Maybe Someday
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Piotr Grzegorzewski

więcej

Kup książkę Maybe Someday

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Maybe Someday - opinie o książce

„Maybe Someday” czytałam już bardzo dawno temu. W związku z premierą kontynuacji tej historii postanowiłam sięgnąć po nią drugi raz i była to świetna decyzja, ponieważ już wiele istotnych elementów zdążyłam zapomnieć i miło było przypomnieć sobie te emocje, które towarzyszyły mi podczas poznawania historii Sydney i Ridga. Książki Colleen Hoover są bliskie memu sercu, dlatego muszę odświeżyć sobie wszystkie jej powieści, więc już małe postanowienie na nowy rok mam 😁

A jeśli nie czytaliście „Maybe Someday” to bardzo Wam ją polecam. Ta historia  przepełniona jest emocjami, miłością do muzyki i dużą dawką humoru. Ja jako wielka fanka autorki jestem zachwycona i będę tę książkę polecać każdemu

Link do opinii

"Nauczyłem się jednak, że sercu nie można nakazać, kiedy, kogo i jak ma pokochać. Serce robi, co chce. Od nas zależy najwyżej to, czy pozwolimy naszemu życiu i głowie dogonić serce."

Colleen Hoover jest bardzo znaną i poczytną autorką. Poznałam już jej jedną powieść, która nie do końca przypadła mi do gustu, jednak z poleceń znajomych postanowiłam dać Hoover drugą szansę. Mój wybór padł na "Maybe Someday", bowiem zauroczyła mnie swoim opisem.

Przyznać muszę, że pomysł na fabułę jest świetny i jak najbardziej spodobał się mi, jednak w pewnym momencie coś poszło nie tak w wykonaniu. Kiedy zaczęłam czytać książkę, od razu pochłonął mnie przedstawiony w niej świat. Od początku było intrygująco. Autorka zdecydowanie wie, jak zaciekawić, ale nie do końca wie jak utrzymać ten stan.

Bardzo spodobał mi się wątek muzyczny, który jest jednym z dwóch najważniejszych elementów powieści. Uczucia powstające pomiędzy głównymi bohaterami były przeurocze, zwłaszcza przez smak zakazanego owocu. Przyjemnie czyta się o wspólnej pasji do muzyki, niecodziennych metodach jej poznawania i miłości, która powstaje dzięki niej. Niemniej jednak irytowało mnie bardzo, że piosenki tworzone przez bohaterów, zostały zapisane w języku angielskim, a żeby poznać ich znaczenie, jeśli nie znamy języka, musimy dreptać na koniec powieści. Było to bardzo irytujące, bo jak się czyta, to takie przeskoki na ostatnią stronę są upierdliwe, zwłaszcza gdy były momenty: tekst, piosenka, tekst, piosenka, tekst,piosenka. Osobiście psuło mi to przyjemność z czytania i wkurzało. Winie tutaj tłumacza, bo wystarczyło napisać utworu w języku polskim, a oryginał dać na końcu powieści, bo i tak musieliśmy poznać ich znaczenie, żeby zrozumieć treść książki. Niepotrzebne utrudnianie życia.

"W angielskim alfabecie jest tylko dwadzieścia sześć liter. Można by pomyśleć, że z tyloma literami niewiele można zrobić. Można by pomyśleć, że kiedy wymiesza się je i połączy w słowa, mogą one wywołać tylko ograniczoną liczbę uczuć. A jednak tych uczuć może być nieskończenie wiele i ta piosenka jest dowodem na to. Nigdy nie zrozumiem, w jaki sposób kilka prostych słów połączonych ze sobą może kogoś zmienić, a jednak ten utwór i jego słowa całkowicie mnie odmieniają. Czuję się tak, jakby "może kiedyś" zamieniło się we "właśnie teraz"."

Ogólny pomysł na wątek miłosny był świetny, aczkolwiek autorka spaprała sprawę, tak gdzieś za ponad połową książki. Zaczęło się robić nudno. Te podchody głównych bohaterów były w pewnym momencie irytujące. Cały rozwój spraw miłosnych troszkę mnie zawiódł, bo był do przewidzenia już na początku. Liczyłam na coś wow, a jednak nie otrzymałam tego.

Szczerze muszę przyznać, że książkę mogę podzielić na dwie części. Pierwszą, która jest intrygująca, zabawna, ciekawa, taka, która dała mi nadzieję, że to będzie naprawdę dobra historia i drugą, która jest monotonna i niczym nie zaskakuje. A szkoda, bo potencjał był ogromny. Troszkę zabrakło mi pod koniec informacji co z Maggi, która była ważną postacią i tak nagle wycięto ją z książki, ale najwyraźniej tak musiało być.

Zauważyłam, że Hoover ma tendencję do kreowani a specyficznych bohaterów. Dwie postaci z powieści nieco mnie irytowały swoim sposobem bycia. Pierwszą z nich jest Bridgett, której nie ma sporo w historii, jednak przez swoje pięć minut potrafiła mnie wkurzyć. Nie znoszę dziewczyn, które ciągle się obrażają, są wredne dla wszystkich, mają pretensje do całego świata i zachowują się jak pępek świata, a taka właśnie jest ona. Również przyjaciel Ridge'a, Warren, ostro mnie denerwował. Na początku był zabawny, ale w pewnym momencie jego ciągłe gadanie o seksie i porno było męczące i niesmaczne. Nie spodobało mi się także jego chamskie zachowanie wobec Sydney i za to mocno stracił w moich oczach.

"Kocham ją. Kocham w niej wszystko. To, że nigdy mnie nie osądza. To, że mnie rozumie.
To, że wspiera każdą moją decyzję, mimo że czasem one jednocześnie ją niszczą. Kocham
jej uczciwość. Bezinteresowność. A najbardziej kocham to, że to właśnie ja jestem tym
facetem, który może w niej wszystko kochać."
Charaktery i sposób bycia Ridge'a i Sydney spodobały mi się. Urzekło mnie ich zamiłowanie do muzyki, a także podejmowanie dorosłych, choć bolesnych decyzji. Zdecydowanie należą do bohaterów, którzy wiedzą, czego chcą od życia i potrafią poświęcić się dla dobra sprawy. Zaskoczyła mnie również Maggie, która była niesamowicie ciepłą i dobrą dziewczyną o złotym sercu i dojrzałym poglądem na świat.

W ogólnym rozrachunku powieść jest ciekawa i warta przeczytania. Zdecydowanie nie brakuje w niej humoru. Oparcie historii na miłości i wspólnej pasji do muzyki, która została świetnie zobrazowana, wywołuje wrażenie na czytelniku. I choć pióro Hoover, jak dla mnie, nie jest idealnie i nie do końca do mnie przemawia, to jednak jej książki są oryginalne, sympatyczne i niosą ze sobą życiowe przesłania.

Link do opinii

„Martwię się, że nasze uczucia to jedyna rzecz w naszym życiu, nad którą nie mamy kontroli.”
Sydney ma wszystko o czym marzyła. Świetną pracę, studia spełniające jej marzenia, wspaniałą przyjaciółkę i najukochańszego chłopaka na świecie. Uważając się za najszczęśliwszą kobietę świata nie podejrzewa nawet jak bardzo okrutne może okazać się dla niej życie w dniu dwudziestych drugich urodziny.
W najgorszy dzień swojego życia, zrozpaczona Sydney zostaje uratowana przed bezdomnością przez tajemniczego chłopaka z gitarą, którego poznała przesiadując na balkonie i słuchając jak grał zaledwie kilka dni temu. Zatracając się coraz bardziej w pięknej melodii pewnego wieczoru święcie przekonana, iż nikt nie zwraca na nią uwagi pod wpływem impulsu zaczęła podśpiewywać sobie tekst stworzony do jego utworów. Ridge’owi znajdującemu się w bloku po przeciwnej stronie nie umknęło zachowanie dziewczyny. Zafascynowany tym zjawiskiem postanowił się do niej odezwać, zmieniając ich życie o sto osiemdziesiąt stopni.

Wspaniała i hipnotyzująca, fascynująca i cudowna, pełna rozterek i uczuć, które nie miały prawa zaistnieć – taka właśnie jest Maybe Someday. Fenomenalna. Historia Ridge’a i Sydney jest przeciwieństwem opowieści uwielbianych przez romantyczki, ponieważ jest brutalnym przypomnieniem, że życie to nie bajka i wszystko w nim może pójść nie tak. Powiedzenie „na zawsze i na wieczność” nie znajduje tu zastosowania, kiedy w życiu wszystko może zmienić się o sto osiemdziesiąt stopni.
Zastanawialiście się może kiedyś jak to się dzieje, że Colleen Hoover potrafi w swoich książkach poruszyć tak trudne tematy w sposób tak naturalny, a zarazem tak piękny i rzeczywisty? Ponieważ ja zastanawiam się ciągle i nigdy nie podejrzewałam, że ktoś jest wstanie zrobić to tak idealnie… dopóki nie poznałam książek Colleen.
Kiedy w przypadku Hopeless główni bohaterowie musieli stawić czoło demonom z przeszłości, tak w przypadku Maybe Someday przychodzi naszym bohaterom zmierzyć się z teraźniejszością, gdyż miłość nie wybiera sobie czasu i miejsca, uderzając w nas w najmniej spodziewanym się momencie, czy tego chcemy czy nie. Głucha i ślepa na nasze protesty i prośby nie zastanawia się czy zrani osoby trzecie.
„Sercu nie można powiedzieć, kiedy, kogo i jak ma kochać. Serce powinno robić to, co mu się żywnie podoba. Jedna rzecz jaką możemy kontrolować, to czy daje naszym życiom i umysłom szanse, by dogonić nasze serce.”
Jednak wbrew pozorom zagmatwane uczucia tej dwójki nie są tutaj najważniejsze tylko fakt, że nasz cudowny muzyk jest osobą niesłyszącą. Tak, dobrze widzicie. Człowiek, który gra na gitarze tak wspaniale nie słyszy z tego nic. W jego świecie panuje całkowita cisza, niezmącona żadnym dźwiękiem. Ten wrażliwy chłopak widzi i czuje otaczający go świat inaczej niż wszyscy. Jego uszami jest jego ciało, a dźwiękiem są wibrację, jakie wydaje gitara, człowiek, świat. Historia Ridge’a poruszyła mnie najbardziej. Hoover pozwala zajrzeć nam do głowy osoby takiej jak Ridge. Coś wspaniałego. 

Maybe Someday to powieść, którą powinien przeczytać każdy z was, ponieważ nic tak jak ona nie zawładnie waszym sercem i umysłem. Pokaże wam jak trudno jest zapanować nad własnym serce i jak łatwo zranić czyjeś uczucia; nie chcąc nikogo skrzywdzić. To właśnie tutaj usłyszycie jak serce pęka na miliardy małych kawałeczków rozdarte pomiędzy tym, czego chce, a tym, co powinno. 
„Nie cierpię swoich uczuć. I nie cierpię swoich wyrzutów sumienia. Jedne i drugie prowadzą ze sobą ciągłą wojnę, a ja nie jestem pewna, ku czemu powinnam się skłaniać.”
Nie dajcie się zwieść opisowi książki, gdyż nie oddaje on jej wspaniałości.

Aleksandra.

Jeśli jesteście ciekawi muzyki tworzonej przez Sydney i Ridge’a to zapraszam was na http://maybesomeday.pl dzięki współprac Griffia Petersona z Colleen Hoover jest możliwe posłuchanie wszystkich utworów znajdujących się w książce

Link do opinii
Książkę czyta się bardzo szybko, bo styl autorki jest przystępny a historia wciągająca, ale mimo wszystko nie do końca zgadzam się z tym, co robili, stąd średnia ocena. Duży plus za głuchoniemego bohatera i za użycie muzyki.
Link do opinii
Podobała mi się. Bardzo dobrze się ją czyta, kibicuje się głównym bohaterom. To była moja pierwsza książka z gatunku New Adult i zrobiła na mnie dobre wrażenie. Miła i przyjemna lektura.
Link do opinii
Opinia pochodzi z bloga http://www.posredniczkaa.pl/ Są w życiu takie momenty, kiedy wydaje się nam, że już gorzej być nie może. Zdarza się, że w takich momentach życie pokazuje nam, jak bardzo się myliliśmy. ,,Hej, serce. Słyszysz mnie? Wypowiadam ci wojnę". ,,On, Ridge, gra na gitarze tak, że porusza każdego. Ale jego utworom brakuje jednego: tekstów. Gdy zauważa dziewczynę z sąsiedztwa śpiewającą do jego muzyki, postanawia ją bliżej poznać. Ona, Sydney, ma poukładane życie: studiuje, pracuje, jest w stabilnym związku. Wszystko to rozpada się na kawałki w ciągu kilku godzin. Wkrótce tych dwoje odkryje, że razem mogą stworzyć coś wyjątkowego. Dowiedzą się także, jak łatwo złamać czyjeś serce..." Już na samym początku książki autorka zafundowała mi wielkie ,,wow", zaciekawiła mnie do tego stopnia, że przeczytałam książkę w jeden dzień. Bohaterowie książki są idealni, wyraziści, konsekwentni. Ciężko mi było utożsamić się z bohaterką, ponieważ nigdy nie znalazłam się w jej sytuacji, nawet sobie nie wyobrażam jaką silną osobą trzeba być, żeby się nie załamać w jej sytuacji. Powinnam teraz pisać pochwały pod adresem Ridge'a jednak mimo że on był kluczową postacią w tej powieści to jego dziewczyna Megan sprawiła, że książkę czytałam jednym tchem. I szczerze nie spodziewałam się szczęśliwego zakończenia. Warren jest postacią ewoluującą, jest osobą, którą postrzegałam jako mało znaczący ozdobnik tej powieści. Tutaj też autorka mnie zaskoczyła i pokazała, że nie należy oceniać książki po okładce, ponieważ ta postać okazała się moją ulubioną. Beznadziejne sytuacje mają to do siebie, że cokolwiek by się robiło, jakiekolwiek podjęłoby się działania, zawsze jest źle. Czytając ,,Maybe someday" byłam pewna, że jedynym wyjściem będzie dramat, jednak autorka zdobyła moją sympatię tym, że potrafi zaskoczyć czytelnika. Colleen Hoover pokazała mi, że nie wszystko jest takie, jak się wydaje, a miłość potrafi mieć wiele odcieni i nie wszystkie są tak piękne, jak być powinny. Kupując książkę, otrzymujemy również dostęp do utworów w niej zawartych. Przyznam się, że nie chciało mi się bawić w pobieranie odpowiedniej aplikacji na telefon i słuchanie utworów podczas czytana, tak jak sugerowała to autorka... i wiecie co? Teraz tego żałuję. Przesłuchałam te utwory, już po przeczytaniu powieści. Okazało się, że idealnie oddają jej klimat. Pozwalają się wczuć w książkę, tak mocno, jak nigdy dotąd. ,,Maybe someday" jest nie tylko doskonałym romansem lub świetną powieścią obyczajową, to książka, która uczy życia, miłości i radzenia sobie nawet w najgorszych momentach.
Link do opinii
Ridge jest muzykiem. Tworzy teksty dla swojego zespołu, jednak nie może jeździć z nimi w trasę. Jednak pewnego dnia przeżywa blokadę twórczą, która postanawia nie mieć swojego końca. Wtedy z pomocą przychodzi dziewczyna z sąsiedztwa. Sydney jest wrażliwą, młodą kobietą, której właśnie świat wali się na głowę. Upada i kiedy myśli, że już musi wrócić do domu z pochyloną głową i mieczem na tarczy- z pomocą przychodzi jej chłopak z sąsiedztwa. Oboje są sobie potrzebni. Oboje się uzupełniają. Jednak oboje wiedzą również, jak bardzo niebezpieczne i bliskie są granice. Wiedzą, że nie mogą ich przekroczyć, więc rozpoczynają walkę ze swoim sercem. W grę wchodzą uczucia i załamania kilkoro ludzi. Czy uda im się wygrać? Kto w tej walce stanie się przegrany i czy będą ofiary? Colleen Hoover ma ogromny talent do łamania serca, czy Wy również do zauważyliście? Potrafi tak zagrać na uczuciach, że człowiek potrafi topić się w swoich łzach godzinami. Po lekturze "Maybe someday" wiem, że będę się jeszcze długo zbierać. To ona skradła moje myśli i duży kawał mojego serca. Sydney, Ridge, Maggie, Warren- oni wszyscy są po prostu niesamowici. Cała fabuła była niesamowita i miała ten swój niepowtarzalny klimat. Choć zakończenie było do przewidzenia, to i tak myślę, że wszystko było tutaj unikatowe. Hoover przywiązuje dużą wagę do ludzi, ich charakterów, uczuć, to się naprawdę obecnie bardzo ceni w dobrej literaturze. Rozwijanie istotnych wątków, retrospekcja, zamierzona treść, dobrze sprecyzowana, dopracowana i utrzymana w porządnej atmosferze. Styl jest lekki, przyjemny, przez co czyta się szybko. Akcja dynamiczna, nie przynudza, nie usypia. Są ludzie, których możesz polubić, są i ci, którzy potrafią irytować (np. Bridgette, choć przy niej to miałam bardziej ubaw). Jednakże nie jest tak, że wszystko jest jasne i utrzymane w tym samym tempie. Sytuacje się zmieniają, a wraz z nimi zmieniają się też nasi bohaterowie, ich podejście czy myśli. Ogólnie rzecz ujmując, jest to doskonała książka, z doskonałą zawartością, która potrafi wzruszyć, rozbawić i zadziwić. Jest to najlepsza książka, jaką do tej pory przeczytałam tej autorki. Lepsza nawet od rozsławionej "Hopeless"! Recenzja znajduje się również na www.zksiazkadolozka.blogspot.com
Link do opinii
"Maybe someday" to książka, która wciąga już od pierwszych stron i nie pozwala czytelnikowi się nudzić. Została napisana lekkim, ale bardzo płynnym stylem, a co najważniejsze - aż kipi od emocji! Bałam się, że "Hopeless" to jedyna powieść Hoover, która jest emocjonalna do takiego stopnia, ale na szczęście "Maybe someday" również. Emocje wprost wylewają się ze stron, towarzyszą bohaterom i czytelnikowi od początku do końca. Poza tym autorka odpowiednio je dozuje i dzięki temu tworzy niepowtarzalny klimat. Całości dopełnia naprawdę świetne przedstawienie skomplikowanych relacji międzyludzkich. Tutaj nic nie jest proste i oczywiste, a wręcz przeciwnie, bolesne, trudne, wykraczające poza logikę. Powieść ta zasługuje na uwagę także ze względu na problematykę. Stawia ona wiele pytań czytelnikowi, skłania do refleksji i próby zrozumienia działania ludzkich uczuć. To opowieść o miłości, od której trudno uciec, chociaż by się chciało. Miłości silniejszej od woli. Książka o moralności, uczciwości i wierności. O tym, jak łatwo zranić drugą osobę, ale i siebie. Bohaterowie znaleźli się w naprawdę trudnej sytuacji, z której każde wyjście jest w pewien sposób złe i bolesne dla kogoś. Ridge kocha swoją dziewczynę, wiele razem przeżyli, ale czuje, że między nim, a Sydney zaczyna się coś dziać. Jak postępować w takiej sytuacji? Natomiast Sydney doskonale wie, jak czuje się osoba zdradzona i nie chce, aby ktoś czuł się tak przez nią. Wie jednak także, jak to jest cierpieć z powodu niespełnionego uczucia... Uwierzcie, że sytuacja w jakiej postawieni są bohaterowie jest bardzo skomplikowana. Ich postępowanie można oceniać różnie, ale czy w ogóle istnieje jakaś recepta, jak zachowywać się w takich momentach? "Maybe someday" to również powieść o muzyce, zatracaniu się w niej, odczuwaniu wszechobecnych dźwięków całym ciałem, o jej oddziaływaniu na człowieka i zdolności spajającej. Colleen Hoover napisała także o głuchocie, która dla nas jest czymś niewyobrażalnym i strasznym... Problemy z mówieniem, utrudniony kontakt z otoczeniem, a przede wszystkim brak możliwości usłyszenia czegokolwiek! Autorka pokazuje jednak, że nawet w takiej sytuacji można odnaleźć w sobie siłę, nie rezygnować z normalnego życia i tego, co się kocha. Bohaterowie w "Maybe someday" borykają się naprawdę z różnymi problemami. Oprócz tych, które już wymieniłam, są to także: kłopoty rodzinne, ciężkie wspomnienia z dzieciństwa, nieuleczalna choroba itd. Zostali bardzo ciekawie wykreowani. Z jednej strony czytelnik ich lubi, kibicuje im, ale z drugiej nie zawsze popiera ich poczynania. Hoover świetnie opisuje ich rozterki, myśli, rozdarcie wewnętrzne. Niczego i nikogo nie idealizuje, pisze szczerze i do bólu realnie. Również postacie drugoplanowe są intrygujące, chociażby Warren, który pomimo wszystkich swoich wad, ma w sobie coś, co sprawia, że czytelnik się uśmiecha i nie potrafi go nie lubić. "Maybe someday" to idealna propozycja dla tych, którzy lubią niebanalne, mądre, skłaniające do refleksji powieści. Nie jest to kolejna infantylna historyjka o słodkiej miłości, tylko książka o tym, jak bardzo ta miłość jest trudna, jak łatwo przez nią kogoś zranić i zwyczajnie się pogubić, jak mocno czasami chciałoby się od niej uciec. Poza tym to wzruszająca opowieść o muzyce i niepełnosprawności, o przełamywaniu barier i słabości.
Link do opinii
Avatar użytkownika - Aga25
Aga25
Przeczytane:2015-12-13,
Pokochałam Colleen Hoover w chwili gdy rozpoczęłam lekturę Hopeless, historia Sky i Holdera podbiła moje serce. Do tego stopnia, że po zakończeniu książki, potrzebowałam już natychmiast stać się posiadaczką wszystkiego co wyszło spod pióra właśnie tej autorki. I tak kolejną, która miała mi wyrwać serce z zawiasów, zafundować emocjonalną karuzelę było Maybe Someday... Niemal bez żadnej nutki zwątpienia zasiadłam do lektury najnowszej pozycji Hoover, czy i tym razem moje serce zostało podbite? Czy ten tytuł zagości w mojej pamięci na długo? Poznajemy Sydney i Ridge'a, dwoje młodych ludzi, którzy w normalnych okolicznościach nie mieliby ze sobą zbyt wiele wspólnego. On, gra na gitarze, tworzy własną muzykę, jest w tym bardzo dobry. Jest tylko jeden problem. Nie ma pomysłu na odpowiednie teksty do skomponowanych melodii. Ona, często siedząc na balkonie słucha dźwięków gitary, nawet zaczęła nucić słowa, które same zaczęły układać się w tekst. Balkon, miejsce gdzie ludzie przebywają dla chwili samotności, złapania oddechu wytchnienia, w tym przypadku będzie czymś więcej. Żadne z nich nie pomyślało, że ta niecodzienna znajomość znajdzie swój finał w mieszkaniu Mężczyzny. Jednak kiedy Sydney w ciągu kilki chwil zostaje bez dachu nad głową oraz faceta, który bądź co bądź wydawał się być lojalny. Ridge, postanawia wyciągnąć rękę ku nieznajomej dziewczynie, która od pewnego czasu zaczęła zajmować coraz więcej miejsca w jego myślach. On komponuje muzykę, ona pisze teksty. Zdawać się może, że para idealna. Czy aby na pewno? Czy w życiu wszystko może być proste i tworzyć piękną bajkę? Bardzo, ale to bardzo chciałabym w tym miejscu napisać, że jestem zachwycona książką, że zdobyła mnie całą, że nie potrafiłam się oderwać. Niestety... niestety tak się nie stało. Tak naprawdę jest gorzej niż kiedykolwiek mogłabym sobie wyobrazić. Robiłam wiele podejść do tej historii, zaczynałam i odkładałam. Próbowałam się przemóc, ale nic z tego. Maybe someday mnie nie uwiodło, jednak zacznę od początku. Sydney i Ridge, nie, ta para po prostu nie przypadła mi do gustu. Ich spotkania, ich przeżywanie muzyki. To wszystko było jakieś takie wymuszone, bez tego czegoś co sprawia, że podczas czytania czuje się emocje tych dwojga, że ma się ochotę przeżyć właśnie coś takiego. Ona, okrutnie mnie drażniła, nie wiem dlaczego. Chyba ten typ dziewczyny, której ja nie potrafię polubić choćbym nie wiadomo jak się starała. On, Boże! No nie, nie, nie. Ridge, był dla mnie zbyt cukierkowy, zbyt wyidealizowany. I nawet kiedy autorka w pewnych momentach próbowała rzucić cień skazy na jego cudny wizerunek, to i tak jawił się jako wyśniony z marzeń. Tylko czy aby na pewno, marzeniem każdej kobiety, albo raczej nastolatki jest taki Ridge? Chyba ten jego przyjaciel wydawał się bardziej realny niż super "Ridżu". Wybaczcie mi, wiem. Teraz każdy stwierdzi, że nie mam serca, że jestem z kamienia, albo , że nie zrozumiałam przekazu. Otóż zrozumiałam aż za dobrze. I będę szczera. To wszystko co możemy zobaczyć na polu Ridge, Maggie i Sydney jest po prostu niemożliwe w życiu. Jeżeli jest to bardzo proszę niechaj ktoś mi poda przykład. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że takie rzeczy nie istnieją. Po prostu nie. To my, czytelnicy chcemy aby tak było. Rzeczywistość jest zbyt brutalna. Według mnie, autorka chciała ukazać coś niesamowitego, jednak dla mnie bohaterowie mieli podejrzanie cudowną moc wybaczania, zrozumienia i rezygnowania tego na czym im zależy, w celu nie sprawienia przykrości innym. Bardzo często czułam przesyt czytając wiadomości prowadzone między tym dwojgiem. I znowu moje czepialstwo, ale ja naprawdę nigdy w życiu nie spotkałam się, żeby jakikolwiek facet prowadził tak dogłębne analizy zachowania kobiet, tego co odczuwają i co najlepsze opisywał co dzieje się z nim. Powtórzę, to tylko my, kobiety chcemy widzieć takich facetów. Nie mogę powiedzieć, że nie ma tych dobrych, ale to co stworzyła Hoover jest zbyt naciągane i naiwne. Dosłownie naiwne. Ja się na to nie złapałam. Oczekiwałam czegoś zupełnie innego. A tak naprawdę po przeczytaniu połowy byłam tak znudzona, że aby rozbudzić moją chęć czytania autorka musiałaby zaserwować w fabule nalot obcego z pokładu Nostromo. Naprawdę. Było gorzej niż źle. Szczerze mówiąc chyba nie bardzo wiem co mogę jeszcze napisać. Kiedy zakończyłam lekturę poczułam radość, że jednak mimo wszystko dobrnęłam do końca, a nie takie powinny towarzyszyć uczucia. Czy polecam? Nie muszę. Jako jedyna się zawiodłam, z pewnością zostanę za to potępiona, cóż... niestety nie potrafię kłamać.
Link do opinii
"Maby Someday" wywołuje we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony nadzieja, z drugiej- poczucie klęski. Książka "Maby Someday" jest opowieścią o losach dwójki ludzi, która z pozoru nie ma szansy na "może kiedyś", a jednak ma na nie nadzieję. 1. Historia: Historia Ridga i Sydney nie jest podobna do innych romansów. Nie ma tam namiętnego seksu, nie ma wielu pocałunków, nie ma wyznań miłości co rozdział. Sydney poznaje Ridga dzięki jego muzyce. Zaprzyjaźniają się dzięki jej talentowi pisarskiemu. Nie dzieje się między nimi nic, bo... Obydwoje są w poważnych związkach. Colleen Hoover steruje historią tej dwójki w taki sposób, że czytelnik sam nie wie co go uderzyło. Tak właśnie było w moim wypadku, nagle zakochałam się w Sydney i Ridgu razem. Niestety, to, co z jednej strony ceniłam w głównych bohaterach (czyli ich lojalność, szczerość, honor i empatię) stało na drodze mojemu OTP. Mogę wam szczerze powiedzieć, że to jedyna książka, którą pokochałam, chociaż bohaterowie nie wypowiedzieli do siebie wielu słów. 2. Bohaterowie: Głównymi bohaterami książki są Sydney i Ridge. Sydney jest studentką, pracownicą biblioteki. Kocha muzykę i pisze teksty piosenek. Niewiele jest bohaterek książkowych o których z czystym sumieniem mogłabym powiedzieć, iż się z nimi utożsamiam. I w tym wypadku też tak nie jest. Podziwiam Sydney. Szczególnie jestem pod wrażeniem jej silnej woli i autozaparcia. Szcun Sydney! Ridge. Ridge. Ridge. Jeeny. To dopiero facet. Szczerze mówiąc, jest on głównym powodem tego, że podczas czytania książki pojawiły się łzy. Mimo to go kocham. Ridge jest bardzo lojalnym facetem i chwała mu za to. Niestety, w pewnym momencie ta jego lojalność zaczęła mnie denerwować, bo stała na drodze do szczęścia OTP (i mojego). Oczywiście, jest jeszcze Warren i jest jeszcze Birdgette. O Matko, jak ja ich kocham. Znaczy, kocham ich razem, bo osobno... Nie. (Jest o nich osobna książka "Maby Not", ale jeszcze nie po polsku). Momentami nie mogłam znieść oschłości i jędzowatości Bridgette. Warren dużo zyskał w moich oczach podczas końcowych scen. No i jest jeszcze Maggie. Choćbym chciała ją polubić (a jest naprawdę fajną bohaterką) to kibicowanie Ridney (Ridge+Sydney) niestety mi nie pozwala. Jest to osoba o bardzo smutnej historii i myślę, że to właśnie ona napełnie mnie poczuciem beznadziei sytuacji. Nie wszystko w życiu jest takie, jakie byśmy sobie życzyli. 3. Okładka: "Maby Someday" ma cudowną beżową okładkę z białymi literami. Jest stylowa, ładna i klasyczna. Nie krzykliwa. Super. Dodatki: Griffin Peterson i Colleen Hoover doskonale zgrali książkę z muzyką. Posłuchajcie takich utworów Griffina jak: "Maby someday", "Something", "I'm in trouble". Idealnie. Mabesomeday.pl (tu można ich posłuchać) Colleen Hoover jest autorką również takich książek jak: "Losing Hope", "Hopeless", "Szukając kopciuszka". Uwielbiam jej książki. Koniecznie przeczytajcie "Confess". Książka pochodzi z wydawnictwa Otwarte. Jest w miękkiej okładce z zakładkami. Wydana została w 2014 roku. Przetłumaczona przez Piotra Grzegorzewskiego. Ma 381 stron. Komu polecam tą książkę? Osobom, które lubią NIEcukierkowe romanse. Osobom, które lubią się wzruszać. Osobom, które lubią szczęśliwe zakończenia. Fanom twórczości Collleen, na pewno się nie zawiodą. Cytat z książki (Griffin Peterson "Maby Someday; strona 373): "Jeśli nie mogę być z tobą, Czekał będę, Aż przyjdziesz, Aż zabierzesz mnie gdzieś. Może kiedyś. Może kiedyś."
Link do opinii
To kolejna książka pani Hoover, którą dosłownie pochłonęłam. Autorka pisze wprawdzie opowieści dla młodzieży, jednak nie są to takie lekkie powieści jak można z góry przypuszczać. Kobieta nie boi się poruszać trudnych tematów i za to bardzo ją cenię, gdyż jest oryginalna. Ta akurat historia przedstawia Ridga oraz Sydney, z pozoru normalni studenci, mieszkający w sąsiedztwie. Jednak każdy z nich przeżywa swoją osobista życiową tragedię. Książka nasycona jest taką dawką emocji oraz cierpienia, że czytelnik nie zdoła się od niej szybko oderwać. Mimo wszystko muszę przyznać, że głównej bohaterki nie polubiłam za bardzo, w przeciwieństwie do Ridga oraz jego współlokatora, których uwielbiałam. Polecam każdemu ;)
Link do opinii

"W angielskim alfabecie jest tylko dwadzieścia sześć liter. Można by pomyśleć, że  z tyloma literami niewiele można zrobić. Można by pomyśleć, że kiedy wymiesza się je i połączy w słowa, mogą one wywołać tylko ograniczoną liczbę uczuć. A jednak tych uczuć może być nieskończenie wiele i ta piosenka jest tego dowodem. Nigdy nie zrozumiem, w jaki sposób kilka prostych słów połączonych ze sobą może kogoś zmienić, a jednak ten utwór i jego słowa całkowicie mnie odmieniają."

 

Lubię historie miłosne. Ba! Wręcz uwielbiam, muszę się do tego przyznać, ale naprawdę z chęcią czytam wszelkie, czasami może zbyt ckliwe, książki. Są jednak takie opowieści, które stanowią wulkan emocji, sprawiając, że przerzucając kolejne strony, coraz więcej uczuć buzuje w czytelniku, aż w pewnym momencie właśnie te emocje biorą górę. Myślałam, że przy "Hopeless", już żadna książka nie zaskoczy mnie na tyle swoją emocjonalnością. Myliłam się. Kolejna książka Colleen Hoover po jaką sięgnęłam, czyli "Maybe someday" totalnie mnie rozwaliła. Nie mogłam się od niej oderwać na tyle, że przy akopaniamencie burzy czytałam ją pół nocy, a przez większość tego czasu, łzy płynęły po moich policzkach... Ale zacznijmy od początku.

Sydney i Ridge. Dwoje ludzi. Całkowicie inne historie, a jednak wspólna pasja, którą jest muzyka. Ona - studiuje, pracuje, mieszka ze swoją najlepszą przyjaciółką Tori, a także jest w związku z Hunterem. Do tego pisze niesamowite teksty piosenek. On z kolei mimo tego, że nie słyszy od urodzenia, gra na gitarze tak, że wzrusza każdego. Jest w szczęśliwym związku, mieszka z najlepszym przyjacielem... Mogłoby się wydawać, że ich życie to istna sielanka. Wszystko zmienia się w jednej chwili, kiedy w dniu swoich dwudziestych drugich urodzin Sydney dowiaduje się, że przez cały czas jej chłopak zdradzał ją z... najlepszą przyjaciółką! Dzięki pomocy Ridge'a, przez pewien czas, nie ląduje na "bruku", gdyż wynajmuje pokój w jego mieszkaniu. Co więcej, razem zaczynają tworzyć - on grając, ona pisząc teksty, aż... zaczyna między nimi iskrzyć. Jednak jest jeszcze Maggie - dziewczyna, którą Ridge kocha nad życie. Jak potoczą się ich losy? Czy Sydney uda się pogodzić z bolesnym ciosem, jaki otrzymała od osób, którym ufała? Czy między nią a Ridge'em powstanie coś głębszego czy może jednak ich "może kiedyś" nigdy nie nadejdzie? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie oczywiście, jeśli postanowicie sięgnąć po tę wspaniałą ksiażkę.

Myślałam, że gdy zacznę pisać tę recenzję, już jakoś się pozbieram. Jednak nadal mam w głowie całą tą historię, którą pochłonęłam w jeden dzień i właściwie noc i wciąż czuję się tak bardzo rozbita. Co prawda, jestem osobą wrażliwą i często jakieś książki mnie wzruszają, ale żadna do tej pory nie zrobiła tego w ten sposób, co "Maybe someday". Jak już wspomniałam we wstępie, przez większość czasu łzy po prostu płynęły po moich policzkach. Czytałam kolejne zdania, przekładałam następne kartki, a literki ciągle rozmazywały mi się przed oczami, pojedyncze krople moich łez spadały na kartkę nieco rozmazując jeszcze bardziej cały tekst... Już dawno nie spotkałam się z historią, która wywołałaby we mnie aż takie wzruszenie. Sama nie wiem czym było to spowodowane: poczułam może jakąś wewnętrzną pustkę bądź to połączenie muzyki sprawiło, że ta opowieść stała się jeszcze większym wulkanem emocji, ale zapadła mi w pamięci i myślę, że na pewno jeszcze kiedyś do niej powrócę. Być może jakiejś deszczowej nocy, gdy krople będą uderzać o parapet, moje łzy tym samym rytmem będą płynąć, ponownie śledząc losy Sydney oraz Ridge'a. Polecam tę książkę każdemu, kto lubi historie miłosne, ale tak naprawdę nie tylko takie, bo ta książka nie opowiada jedynie o rozterkach jakie przeżywali główni bohaterowie. To opowieść o życiu z wszelkimi jego zaletami i wadami. To historia ludzi, którzy nie zawsze mieli kolorowo, lecz się nie poddali, robili wszystko, by osiągnąć swoje marzenia, jak chociażby Ridge. Niesłyszący od urodzenia, a potrafił grać sercem tak, że nikt nie przechodził wobec jego utworów obojętnie. To historia pokazująca jednocześnie, że nic nie jest tak naprawdę czarno - białe i w tym naszym, czasami cholernie kruchym, życiu, często spotkamy się z sytuacjami, gdzie jakiekolwiek wyjście, wydaje się być bolesne. Dlatego przeczytajcie "Maybe someday" i dostarczcie sobie ten wulkan emocji!

Jeśli chodzi o bohaterów, polubiłam większość z nich. Bardzo zżyłam się z Sydney - ta dziewczyna była silniejsza, niż mogłoby się wydawać. Nie dość, że została zdradzona przez osoby, którym ufała bezgranicznie, to w dodatku nie chciała dopuszczać do siebie myśli, że może coś czuć do Ridge'a, bo wiedziała, że nie zrani jego dziewczyny tak, jak jej to uczyniono. Ridge momentami lekko mnie irytował, ale tylko przez parę takich chwil, kiedy... sam tak naprawdę nie wiedział czego chce. Jednak mimo wszystko również bardzo go polubiłam, wręcz podziwiałam fakt, jak świetnie sobie radził z wieloma przeciwnościami losu, które spotykały go tak naprawdę od samego dzieciństwa. Mieszane uczucia miałam w stosunku do Warrena - najlepszego przyjaciela Ridge'a. Były momenty, kiedy mnie rozbrajał, a jego poczucie humoru zdecydowanie wywoływało uśmiech na mojej twarzy. Jednak były też takie chwile, kiedy miałam ochotę osobiście mu przywalić. Jeszcze o wielu bohaterach mogłabym pisać, ale już się nie rozdrabniając, a ogólnie mówiąc, Colleen Hoover znowu świetnie wykreowała swoje postacie. Każdy z nich miał specyficzne cechy charakteru, musiał mierzyć się z różnymi własnymi słabościami, posiadał zarówno zalety jak i wady... Po prostu każdy był jedyny w swoim rodzaju.

Oczywiście ogromnym plusem jest sam ten "eksperyment", który zrobiła autorka współpracując z Griffinem Petersonem. "Maybe someday" to nie tylko książka opowiadająca o losach poszczególnych bohaterów, ale co więcej - to historia, gdzie piosenki, które tworzył Ridge z Sydney, można było sobie odsłuchać. Nagrał je oczywiście wspomniany już Griffin Petterson, dlatego kiedy jakiś tekst pojawiał się w książce, od razu włączałam sobie w tle właśnie ten utwór. To jeszcze bardziej pogłębiało ten niesamowity efekt, jaki niosła ze sobą książka. Świetny pomysł by połączyć literaturę z muzyką, więc mi zdecydowanie skradł on serce.

Mogłabym chyba tak wymieniać jeszcze mnóstwo "ochów i achów", bo większych minusów się nie doszukałam. Ta książka niosła ze sobą tysiące emocji. Przede wszystkim ogromne wzruszenie, ale także mnóstwo śmiechu. Wszystko dzięki dobrze wykreowym bohaterom, muzyce, jaka towarzyszyła tej historii, prostemu, a jednocześnie tak bardzo emocjonalnemu językowi, wszelkim sytuacjom, życiowym doświadczeniom umieszczonym w tej historii... Po prostu ta książka jako całość tych wszystkich rzeczy jakie wymieniłam, jak i wielu innych, o których zapomniałam wspomnieć, jest genialna. Mój numer jeden jeśli chodzi o romanse, a Colleen Hoover staje się już całkowicie moją ulubioną pisarką, tak więc czym prędzej muszę sięgnąć po inne jej książki.

Dlatego oczywiście wrzucam kilka cytatów, które szczególnie poruszyły moje, naprawdę rozbite podczas czytania, serce.

"Ogarnia mnie tak ogromny smutek, że nawet nie próbuję już powstrzymać łez. Płaczę z powodu czegoś, co tak naprawdę nigdy nie miało szansy żyć. Śmierci naszej miłości." "Nauczyłem się jednak, że sercu nie można nakazać kiedy, kogo i jak ma pokochać. Serce robi, co chce. Od nas zależy najwyżej to, czy pozwolimy naszemu życiu i głowie dogonić serce." "Ktoś mi kiedyś powiedział, że cierpienie stanowi doskonałą inspirację. Niestety, miał rację." "Jestem pewien, że ludzie napotykają na swojej drodze osoby, które do nich idealnie pasują. Niektórzy nazywają je pokrewnymi duszami. Inni - prawdziwymi miłościami. Są tacy, którzy uważają, że człowiek może spotkać w życiu więcej niż jedną taką osobę. Zaczynam wierzyć, że to prawda." "I pierwszy raz, kiedy wyszedłem ze swojej sypialni, by zobaczyć, jak stoisz w moim mieszkaniu, przemoczona do suchej nitki przez deszcz - mój Boże, nie wiedziałęm, że serce moze tak bić."  "Pożądanie pochłania każdą cząstkę ciebie, wyostrzając wszystkie zmysły." "Często usiłujemy ukryć  nasze uczucia przed tymi, którzy powinni je poznać. Ludzie skrywają emocje, zupełnie jakby ujawnienie ich było czymś złym." "Człowiek nie ma władzy nad swoim sercem, Warren. Może mieć władzę jedynie nad swoimi czynami."

Kończąc, polecam tę książkę każdemu, kto uwielbiam historie pełen emocji, bo w "Maybe Someday" na pewno ich nie brakuje...

 

Więcej recenzji na: Chaos myśli

Link do opinii
Pomimo, że to dość infantylna książka dla nastolatków jest w niej coś co mnie poruszyło. Jest to coś smutnego i pięknego zarazem, świat uczuć osoby głuchoniemej od urodzenia. Podobno ktoś kto od zawsze był głuchoniemy nie wie jak to jest słyszeć, a jednak może brakować mu czegoś czego tak naprawdę nigdy nie zaznał. Po raz kolejny podziwiam autorkę za wybór tematyki, jednak "Hopeless" bardziej przypadło mi do gustu.
Link do opinii
Życie dwudziestodwuletniej Sydney Blake nagle się wali, gdy dziewczyna dowiaduje się, że jej chłopak zdradza ją z jej przyjaciółką Tori. Załamana próbuje sobie jakoś ułożyć życie i szuka schronienia po tym, jak spakowała walizki i wyszła z mieszkania. Z pomocą przychodzi jej gitarzysta Ridge. Jak się okazuje, tych dwoje może tworzyć coś wyjątkowego. Ridge bowiem ma blokadę twórczą, a Sydney pisze piękne teksty do jego muzyki. Wspólna praca powoduje, że zaczynają się do siebie zbliżać. Gdy zaczęłam czytać tę książkę, to pomyślałam sobie, że znowu wpakowałam się w jakiś naiwny romans i zaczynałam zastanawiać się, skąd się wzięło tyle ochów i achów na jej temat. Dałam jej jednak szansę i cieszę się, że nie zrezygnowałam. Chociaż początek nie zapowiada się jakoś rewelacyjnie, a czytelnik może raczej odnosić wrażenie, że czeka na niego jakaś głupiutka historyjka, to wiedzcie, że jest inaczej. Dla mnie była to bardzo przyjemna historia, idealna na letni dzień, ale nie da się ukryć, że jest trochę ckliwa i zbyt dużo w niej nieszczęść, które spotykają bohaterów, a to z kolei sprawia, że książka momentami jest przerysowana. Bohaterowie przypadli mi do gustu, ale co najważniejsze - wzbudzali emocje. Te nie zawsze były pozytywne, bo czasami miałam ochotę ich udusić. Ridge początkowo wydawał mi się takim typowym muzykiem, łamaczem serc i nie wzbudzał mojej sympatii. Szybko jednak go polubiłam i zaczęłam podziwiać za talent i rozwijanie pasji pomimo choroby. Podobało mi się też jego wrażliwe podejście do muzyki. Sydney polubiłam, ale miejscami irytowała mnie jej płaczliwość i miałam ochotę dać jej po głowie, bo ileż można. Z jednej strony odważna i waleczna, ale często nie panowała nad swoimi emocjami. Nie ukrywam, że momentami książka mnie naprawdę wzruszała, a w pewnym momencie był też czas na kilka dyskretnych łez. Na pewno jest to w pewnym stopniu lektura niezwykła i oryginalna. I chociaż mnie przejadła się taka tematyka i staram się raczej takich książek unikać, to przyznać muszę, że ta zrobiła na mnie ostatecznie spore wrażenie. Nie ukrywam, że bałam się schematyczności. Ba, nawet od początku mi się wydawało, że już wiem, jak to wszystko się potoczy. Chociaż co nieco można przewidzieć, to mimo to wielokrotnie zostałam przez bohaterów zaskoczona i nie żałuję lektury. kingaczyta.blogspot.com
Link do opinii
Główną bohaterką książki jest Sydney, której życie jest ułożone studiuje i pracuje, ma kochanego chłopaka i dobrą przyjaciółkę. Wieczorami wychodzi na balkon żeby posłuchać gry na gitarze swojego sąsiada, Ridge'a. Utalentowanego młodzieńca, którego muzyka jest bardzo poruszająca. Jednak nie potrafi stworzyć do niej tekstu. Kiedy odkrywa, że Sydney śpiewa do jego muzyki postanawia ją poznać. Jednego dnia Sydney zawala jej się świat, Chłopak zdradza ją z jej przyjaciółką, traci dach nad głową i nie ma się gdzie podziać. Zatrzymuje się więc u Ridge'a, w zamian za to pomaga mu tworzyć teksty. Cały ten układ okazuje się wielkim wyzwaniem dla dwójki przyjaciół, ponieważ uczucie które się między nimi rodzi jest sprawdzianem silnej woli.
Link do opinii
Avatar użytkownika - AniaD
AniaD
Przeczytane:2015-06-10,
Sydney do końca życia nie zapomni swoich dwudziestych drugich urodzin. Do tej pory mieszkała wraz ze swoją przyjaciółką, studiowała, pracowała, była szczęśliwa u boku swojego chłopaka- Huntera. Jednak w dniu dwudziestych drugich urodzin jej życie wywróciło się do góry nogami. Ridge to utalentowany gitarzysta, który swoją grą na gitarze wywołuje u słuchacza silne emocje. Jest również autorem wielu piosenek, które tworzy do swojego zespołu Sounds of Cedar. Jednak od dłuższego czasu towarzyszy mu blokada twórcza; nie potrafi ułożyć tekstów do swoich utworów. Kiedy to Ridge zauważa dziewczynę z sąsiedztwa, która każdego dnia przysłuchuje się jego grze, a przy tym śpiewając- zrobi wszystko, aby zdobyć te teksty. I tu zaczyna się wspaniała przygoda, ponieważ razem potrafią stworzyć coś pięknego. "Czasami słowa mają większy wpływ na czyjeś serce niż pocałunki." "Maybe Someday" to niemożliwie cudowna książka naładowana przepięknymi emocjami, które powodują, że chce się więcej! To nie byle jaka historia o miłości. To historia, która potrafi swoją prawdziwością rozkochać w sobie czytelnika. "Nigdy nie zrozumiem, w jaki sposób kilka prostych słów połączonych ze sobą może kogoś zmienić, a jednak ten utwór i jego słowa całkowicie mnie odmieniają." Autorka w swojej powieści przedstawiła istotną rolę muzyki w życiu codziennym. To właśnie dzięki niej potrafimy pokazać drugiemu człowiekowi, że są dla nas naprawdę ważni. Muzyka potrafi przekazać największe uczucia. Ma niesamowitą moc. "Nauczyłem się jednak, że sercu nie można nakazać, kiedy, kogo i jak ma pokochać. Serce robi, co chce. Od nas zależy najwyżej to, czy pozwolimy naszemu życiu i głowie dogonić serce." Bohaterowie zostali przedstawieni w sposób autentyczny. Możemy przeniknąć w ich serca, dzięki temu, iż autorka zdecydowała się na napisanie tejże książki z dwóch perspektyw. I mimo tego, że jestem za perkusistami, pokochałam Ridge i jego gitarę, bo to Ridge i jego gitara. Jego nie można nie pokochać. Również nasza główna bohaterka- Sydney, jest cudowną postacią. Pani Colleen Hoover naprawdę postarała się przy tworzeniu bohaterów "Maybe Someday" (mam tu również na uwadze bohaterów drugoplanowych). "It`s making me feel Like I want to be The only man That you ever see" "Maybe Someday" to moje pierwsze spotkanie z twórczością pani Colleen Hoover i z pewnością nie będzie ono ostatnie. Bowiem autorka swoją powieścią skradła mi serce, które bije szybciej na samo słowo Ridge. Trzeba przyznać, że pani Hoover stworzyła świetną książkę z gatunku New Adult.
Link do opinii
Sięgając po książki oczekujemy określonych wrażeń i emocji, ale nie z każdej literackiej podróży wracamy zadowoleni, a publikacji wywołujących pragnienie wybiórczej amnezji, żeby przeżyć to jeszcze raz jest naprawdę niewiele. Jednak czytelnicy skłonni są przemierzać tysiące stron, aby trafić na te kilkaset, które podsumują „wielkim wow”. Mnie takie odczucia towarzyszą podczas lektury powieści Colleen Hoover, dlatego gdy w moje ręce wpadła najnowsza na polskim rynku książka autorki wiedziałam, że nie ma siły, która powstrzymałaby mnie przed zanurzeniem się w lekturze. „Maybe Someday” to opowieść o ludziach, których drogi krzyżują się, gdy ona jest na życiowym zakręcie, a jego egzystencja osiągnęła stagnację negatywnie wpływającą na proces twórczy. Potrzebują siebie nawzajem, ale Sydney przekonuje się o tym dopiero w dniu dwudziestych drugich urodzin, kiedy traci chłopaka, najlepszą przyjaciółkę i dach nad głową. Ridge wyciąga do niej pomocną dłoń, ale czy zdradzona i załamana dziewczyna doceni jego gest i znajdzie w sobie siłę by poukładać swój świat na nowo?

Życie Sydney wkracza na nowe tory i nawet nie zauważa, w którym momencie Ridge staje się dla niej kimś więcej niż zwykłym znajomym czy przyjacielem. Niestety, chłopak prócz przyjaźni nie może zaoferować jej nic więcej. Ale czy karmiąc się nadzieją, że „może kiedyś”, „właśnie teraz” nie popełnia się największych błędów?

„Maybe Someday” to opowieść o różnych odcieniach miłości, skomplikowanych relacjach międzyludzkich, wyborach między pragnieniami a powinnościami i sile muzyki. Autorka wikła postacie w trójkąt miłosny, ale czyni to w tak subtelny i naturalny sposób, że rozdziera czytelnikowi serce i naraża go na mętlik w głowie. W tej powieści nie ma lepszego czy gorszego wyboru, osoby bardziej lub mniej zasługującej na porażkę czy odejście. Nie, w tej historii wszyscy potrzebują miłości i należy się im szczęście, ale paradoksalnie każde rozwiązanie obarczone jest cierpieniem więcej niż jednej osoby Colleen Hoover wie jak zrobić na czytelniku wrażenie, ale w powieści „Maybe Someday” zamienia słowa w czołg, którym taranuje wrażliwość czytelnika szarpiąc najdelikatniejsze struny. Kreuje niezwykłych w swojej przeciętności bohaterów i boleśnie ich doświadcza, czasem nawet dokopuje, by z drugiej strony dać szansę na spełnienie marzeń i realizację pragnień. Przeplata chwile radości ze smutkiem i skazuje na ból stawiając w sytuacjach, w których wybór między argumentami serca a argumentami rozumu nie jest możliwy. Miłość uskrzydla, ale kiedy na szali trzeba położyć dwie połówki jednego serca, staje się torturą i udręką. Powieść „Maybe Someday” jest ciekawym studium natury ludzkiej pokazującym, że życie nie jest czarno-białe, lecz nasycone mnóstwem odcieni szarości. I mimo starań człowiekowi nie zawsze udaje się działać racjonalnie, mądrze i w zgodzie z własnym sumieniem, czasem wystarczy chwila by zbłądzić czy wejść na ścieżkę, z której nie da się łatwo zawrócić. Dzięki dwutorowej narracji czytelnik śledzi bieg wydarzeń z różnych perspektyw i dostrzega ich wpływ na życie poszczególnych bohaterów, którzy nie pozostawiają wątpliwości co do własnych odczuć i słuszności podjętych decyzji. Autorka z prostej historii stworzyła emocjonalnego kolosa. Dotknęła bardzo delikatnej materii i zwróciła uwagę czytelnika na wiele ważnych kwestii, a nawet pozwoliła mu zmierzyć się z pewnym tabu. Pokazała, że każdy wybór jest wypadkową wielu zmiennych i nie ma uniwersalnego wzoru na miłość. „Maybe Someday” to jedna z tych powieści, po której trudno się pozbierać, narażająca na skrajne emocje i odczucia. Wywołująca łzy, smutek, a nawet żal, ale również radość i śmiech. Niespełna czterysta stron, kilka godzin, a po zamknięciu książki czytelnik czuje się jakby wrócił z dalekiej podróży taszcząc bagaż doświadczeń i zagadnień do przemyśleń.

Tak, „Maybe Someday” to jedna z tych młodzieżowych lektur, które robią wrażenie na odbiorcach w każdym wieku i pozostają w pamięci oraz sercu na zawsze. Okazuje się, że nie trzeba wymyślać niestworzonych historii, ponieważ życie daje mnóstwo tematów i inspiracji, a między słowami można ukryć więcej treści, niż wylewając potok zdań. Jeżeli nie boicie się wystawić swojej wrażliwości na emocjonalne tornado, a serca na tachykardię by doświadczyć czegoś pięknego i niesamowitego, to ta książka jest dla was. Gorąco polecam.

Link do opinii
Jak pięknie! Trochę przypomina mi "Ostatnią Spowiedź", jednak na szczęście nie było tyle dramatu! :) Colleen Hoover właśnie została moją ulubioną autorką new adult, jej książki zawsze są przemyślane i wartościowe, w porównaniu z zapchanym rynkiem pełnym średnich i przeciętnych pozycji. Uwielbiam takie książki, które wciągają mnie i nie mam ochoty odłożyć ich nawet na chwilę, bo chcę wiedzieć co się dzieje dalej. Tak właśnie było w przypadku "Maybe Someday", dwa dni czytania i tyle przy tym radości. I ten Ridge! Och, niech mi ktoś takiego odda... Serce mi się rozpływa. Muszę dorwać inne książki pani Hoover, koniecznie, bo jej bohaterowie są po prostu idealni w swoim braku perfekcji!
Link do opinii
Twórczość Colleen Hoover miałam okazję poznać podczas lektury ''Pułapki uczuć'', ''Szukając kopciuszka'' oraz ''Hopeless''. Przytoczone powieści wspominam całkiem pozytywnie, aczkolwiek obyło się bez większego zachwytu. A jak było tym razem? Bez porównania. Nie jest to kolejny banalny, przerysowany wyciskacz łez o skrzywdzonej dziewczynie, która próbuje na nowo poskładać swoje życie. Przeciwnie. Autorka stworzyła wyjątkową, fascynującą historię o wielkiej pasji i namiętności do muzyki, a także o czystej, prawdziwej miłości, która tak naprawdę nie powinna mieć racji bytu. Nie bez powodu ta powieść zajęła drugie miejsce w plebiscycie Goodreads Choice Awards 2014 w kategorii Romans, i znajduje się na liście bestsellerów ,,New York Timesa". Uważam, że nagroda w pełni zasłużona, ponieważ książka jest nie tylko dobrze napisana, ale również charakteryzuje ją niepowtarzalny klimat, piękna muzyka płynąca z głębi duszy i niezwykłe emocje. Ja w każdym razie jestem oczarowana. Fabuła wydaje się mało odkrywcza, mimo to niesamowicie wciąga i urzeka. Poznajemy dwoje głównych bohaterów: Sydney, która znalazła się na bruku, ze złamanym sercem oraz Ridge, tajemniczy sąsiad mieszkający naprzeciwko. Tych dwoje poznało się już wcześniej podczas ''wspólnych'' wieczornych spotkań na balkonie, gdzie Ridge grywał na gitarze, zaś Sydney nuciła pod nosem do jego muzyki. Przy bliższym kontakcie okazuje się, że chłopak ma blokadę twórczą, jego utworom brakuje tekstów. Natomiast Blake z niezwykłą łatwością potrafi uformować właściwe słowa do danej melodii. W zaistniałych okolicznościach Ridge przyjmuje pod swój dach swoją muzę, by razem tworzyć piosenki dla jego zespołu. Jednak nie wszystko przebiega zgodnie z planem, gdyż pewne sprawy wymykają się spod kontroli. Autorka stworzyła przejmujący wątek miłosny, który budzi wzruszenie oraz wewnętrzne rozdarcie. Z powodu pewnej ułomności Ridge ma częsty kontakt fizyczny z Sydney. Więc kiedy znajdują się w takich momentach, granice stają się zamazane, a reakcje niezamierzone. Mimo to z całych sił starają się zwalczyć rosnące pożądanie, tym bardziej, że chłopak od kilku lat jest w stałym, szczęśliwym związku. ''Niezależnie od tego, co do ciebie czuję, i od tego, czy moim zdaniem mogłoby się nam udać, nigdy jej nie zostawię. Kocham ją. Kocham ją od chwili, kiedy ją poznałem, i będę ją kochał aż do śmierci''. Zapewne od razu pomyślicie sobie "kolejny oklepany trójkąt miłosny''. Stop! Mylicie się w swojej ocenie. Chodzi tu o coś znacznie głębszego. Kiełkujące uczucie między bohaterami sukcesywnie wyrasta z przyjaźni, wzajemnego zaufania, wrażliwości i zrozumienia. Silnie przeżywałam ich wzajemne interakcje. Ridge stanął przed bardzo trudną decyzją: z jednej strony wierność i lojalność wobec swojej ukochanej, z drugiej strony: czyste porozumienie dusz. Kogo wybierze i jakie będą tego konsekwencje? Tego musicie dowiedzieć się sami. ''Patrzę, jak zamyka za sobą drzwi. Przyciskam dłoń do piersi, bojąc się przeczytać to, co na niej napisał. Widziałam to w jego oczach. Widziałam w nich ból, żal, lęk... i miłość. Trzymam dłoń przyciśniętą do piersi. Nie chcę czytać słów, które tam napisał, bo wiem, że pozbawią mnie całkowicie nadziei na nasze >>może kiedyś
Link do opinii
Złe to nie było. Aż tak jak mogło być. Ale czy denerwujące? A i owszem. Po tej książce zastanawiam się coraz bardziej czy ludzie rzeczywiście bywają tacy popieprzeni. No bo, halo, być załamanym z powodu zdrady chłopaka z najlepszą przyjaciółką, po czym robić prawie to samo innej lasce? Miłość. To wszystko miłość sprawiła! Serio? Sydney na początku była dla mnie ofiarą, załamaną swoją sytuacją. Rozumiałam ją. Ridge, muzyk jakich mało, próbuje jej pomóc. Rozumiem. Dwoje wolnych ludzi, zainteresowanych sobą. Ok. Wszystko jest ok. Ale kiedy okazuje się, że Ridge jest od pięciu lat w związku już nie jest takie ok. Zdrada pozostaje dla mnie zdradą. Dlatego końcówka książki i rozwiązanie całej sytuacji w ogóle mi się nie podoba. Ludzie nie odkochują się tak po prostu z dnia na dzień, nie rezygnują z drugiej osoby tak szybko. Eh nie wiem co jeszcze powiedzieć. Przeczytałam do końca bo chciałam zobaczyć jak się to potoczy, ale powtarzam, nie jestem zadowolona.
Link do opinii
Avatar użytkownika - Sil
Sil
Przeczytane:2015-05-19,
Uwielbiam Colleen Hoover i jej styl pisania. Myślę, że obecnie nie ma za wielu fanów powieści New Adult, którzy nie czytali choć jednej książki tej autorki. Ja swoją przygodę z Colleen zaczęłam od Hopeless i ta historia pozostanie ze mną... mam nadzieję, że na zawsze. Wkrótce do księgarń trafi kolejna Maybe Someday, którą właśnie skończyłam czytać? Czy i tym razem się zachwyciłam? Wiele może powiedzieć już ocena punktowa książki, więc nie będę ściemniać, że coś mi się nie podobało, ale... szczegóły poniżej. Sydney Blake ma niemal dwadzieściadwa lata i uważa się za osobę bardzo szczęśliwą. Choć niezupełnie dogaduje się z rodzicami (co może być zrozumiałe, w końcu porzuciła studia, które od lat dla niej planowali), to na co dzień na nic nie może narzekać. Znalazła fajną pracę. Miesza z najlepszą przyjaciółką. Studiuje to, co daje jej szczęście. No i od dwóch lat jest z Hunterem. Może nie jest zupełnie pewna, że powinni zrobić następny krok i na przykład zamieszkać razem, ale kocha go bardzo. A do tego wszystkiego od jakiegoś czasu ma tajemnicę. Codziennie wieczorem wychodzi na balkon i słucha gry na gitarze chłopaka, który mieszka w bloku na przeciwko. Zresztą, chyba nie jest odosobniona. W okolicach dwudziestej na balkony nagle wychodzi całkiem sporo osób. Syd często udaje, że się w tym czasie uczy, a tak naprawdę słucha i... śpiewa. Po cichu, do siebie, ale jednak. Układa własne teksty do muzyki wydobywającej się spod palców przystojniaka z naprzeciwka. Któregoś pięknego wieczoru chłopak nagle przestaje grać. Cisza odbija się od dziedzińca i zmusza Syndey by spojrzała na balkon vis-?-vis niej. I widzi go, już nie zapatrzonego w gitarę, nie z przymkniętymi oczyma, tylko wpatrującego się w nią, próbującego nawiązać kontakt... a chwilę później, wymachującego kartką z numerem telefonu. Tak dziwnej sytuacji Syd jeszcze nie przeżyła. Chłopak w końcu jest nie tylko utalentowany, ale i bardzo przystojny. I czegoś ewidentnie od niej chce. Po chwili zastanowienia dziewczyna wysyła do niego smsa, i tak właśnie rozpoczyna się najbardziej nieprawdopodobny, cudowny i zarazem koszmarny okres jej życia. Jednak, by dowiedzieć się, jakie dokładnie wydarzenia mają miejsce następnie, koniecznie należy sięgnąć po Maybe Somday autorstwa Colleen Hoover. Oczywiście, że się zakochałam. Na zabój. Jednym strzałem, a w zasadzie jednym szarpnięciem strun gitary. Zauroczył mnie Ridge, który swoją ciszą wyrażał więcej, niż niejeden mężczyzna morzem słów. Zachwyciła mnie Sydney, która odczuwała tak wiele, że inna osoba na jej miejscu już dawno wybuchłaby od naporu emocji. Ona jednak śmiało stawiała czoła przeciwnościom i parła do przodu. A gdy tego wymagała sytuacja, w ciszy wycofywała się w narożnik, by dać miejsce tym, którzy według niej na nie bardziej zasługiwali. Cudownie było obserwować rodzące się uczucie, nieco trudniej było zrozumieć, dlaczego to uczucie nie ma racji bytu. Z jednej strony trudno zaakceptować dwulicowość, z drugiej zaś, czy nie po to sięgamy po powieści, by czytać happy endy? Kiedy więc autor w zasadzie z góry przesądza los bohaterów, jaki jest w tym sens? Aż więc dziw bierze, że sens jest. I to głęboki. Autorka w Maybe Somday na każdym kroku uczy czytelnika. Uczy pokory. Szacunku do siebie. Szacunku do otaczających nas ludzi. Pokazuje, jak ważna jest samodyscyplina. Udowadnia, że zakochać można się więcej niż raz. I że można równocześnie kochać wiele osób. Colleen Hoover pisze tak naprawdę dramaty dla i o młodych ludziach. Nie oszczędza ich. Nie spoczywa na laurach i nie wychodzi z założenia, że jak już jej się uda połączyć dwójkę ludzi, to mają wybrzmieć fanfary i tyle. W książkach Hoover do szczęścia dochodzi się trudną i mozolną pracą. Trzeba się starać. Należy pokonywać przeciwności losu. A czasem trzeba się poddawać, składać broń i pozwalać wygrywać innym. Czasami nie ma innego wyjścia i należy zapomnieć o sobie. Zdrowy egoizm w tym wypadku nie ma racji bytu. Książki Colleen Hoover są niezwykle dopracowane. Nie ma szans by dopatrzeć się jakichś niedociągnięć czy nieprawidłowości. Autorka ma niesamowity styl, dzięki czemu czytelnika wciąga wszystko, co ona mu zafunduje. Jej książki można czytać setki razy - po prostu się nie nudzą. Myślę nawet, że za każdym razem można odkryć w nich coś nowego, coś zaskakującego, coś poruszającego i ujmującego. Równocześnie z tą pisarką nie ma lekko. Porusza w swoich powieściach takie tematy, po które innym autorom rzadko zdarza się sięgać, a jeśli nawet juz to robią, to tak się przy tym trudzą, że nie wychodzi z książki nic dobrego. Colleen pokazuje problemy w bardzo uczuciowy i dramatyczny sposób, równocześnie przyciągając do siebie uwagę czytelnika. I tak to się odbywa. Najpierw się czyta i dziwi, później czyta i śmieje, a na sam koniec wybucha się płaczem, którego trudno się pozbyć przez resztę powieści. Tak to już jest z panią Hoover. Po porostu gra na naszych emocjach. Gra przy tym pięknie i zmysłowo. Zapada więc mocno w pamięć. I bardzo dobrze, bo takich autorów i takich powieści jak Maybe Somday, powinno być jak najwięcej. Myślę, że dzięki nim świat wyglądałby zupełnie inaczej. Ja taki świat chciałabym oglądać codziennie. Powieść polecam z całego serca, oczywiście z czystym sumieniem.
Link do opinii
Paul Claudel kiedyś powiedział, że od muzyki piękniejsza jest tylko cisza. A w tej książce otrzymamy tak samo piękną muzykę jak i ciszę. Muzykę, która oddaje niewypowiedziane na głos myśli i szalejące wewnątrz uczucia. Ciszę, która koi, daje poczucie bezpieczeństwa i bezwzględnej miłości. Lecz pomimo wszystko w tej historii nic nie jest proste, uczucia bywają mylące, miłość może doprowadzić do trudnych decyzji i ani muzyka ani cisza nie naprawią tego, co zostało zepsute i nie pomogą podjąć decyzji, które z całą pewnością złamią co najmniej jedno serce. Jednak gdy ich zabraknie, nie sposób będzie za nimi nie tęsknić. Sydney poznajemy w momencie, gdy staje się bezdomna i bezrobotna. Zdradzona przez najbliższe jej osoby staje na rozdrożu dróg dokładnie w swoje 22.urodziny. A zdecydowanie na to nie zasługuje, bo analizując jej dalsze zachowania śmiało można stwierdzić, że to jedna z najbardziej szczerych i empatycznych osób, jaką przyszło nam poznać w książkowym świecie. Wspaniała tekściarka, z naturalnym talentem do muzyki, uparta, ambitna i przede wszystkim dążąca do tego, by polegać na sobie. Jest naturalna, nikogo nie udaje ale także nie próbuje ukrywać targających nią uczuć- zarówno pozytywnych jak i negatywnych. Co najważniejsze nigdy nie stawia swoich potrzeb na pierwszym miejscu, uważnie najpierw przygląda się, czy aby na pewno kogoś tym nie skrzywdzi, czy ktoś inny nie potrzebuje czegoś bardziej niż ona. I tak właśnie jest w przypadku jej relacji z Ridgem. Ridge kocha grać na gitarze i jest w tym kierunku niezwykle utalentowany, ma za sobą wiele udanie napisanych tekstów piosenek, które śpiewa jego brat, jednak wie, że z muzyką nie może wiązać do końca swojej przyszłości i opierać na niej swojego zarobku. A wszystko przez to, że nie słyszy. Jedynie dzięki ogromnemu uporowi i samodyscyplinie osiągnął tak wiele w słuchaniu poprzez inne swoje zmysły. Od lat otacza się tym samym gronem zaufanych osób- młodszym bratem, jedynym w swoim rodzaju przyjacielem, ukochaną dziewczyną, i zdaje się, że nic w tej materii nie ulegnie zmianie. To mężczyzna, który uwielbia pomagać i ratować z opresji, robiąc to zupełnie bezinteresownie i z dobrego serca. Jego dzieciństwo przypominało piekło, lecz być może właśnie dzięki temu stał się tak niezwykłym i godnym podziwu człowiekiem. Na tyle niesamowitym, że gdy się go pozna, nie sposób się w nim nie zakochać.

"Maybe someday" to szalenie emocjonalna opowieść o odkładaniu swoich pragnień w imię większego dobra. Czy można żyć poświęcając się dla innych, a swoje potrzeby spychać na margines, byleby tylko inni byli szczęśliwi? A może warto walczyć o swoje szczęście na przekór wszystkim i pomimo wszystkiego? Czy można kochać dwie osoby w ten sam sposób? Te i inne pytania nasuwają nam się do głowy podczas lektury i nie ma na nie dobrych odpowiedzi. Genialna kreacja bohaterów sprawia, że wszystkich na swój sposób uwielbiamy- także tych będących jedynie tłem dla opowieści o trudnej miłości Syd i Ridge`a. I to właśnie ten ostatni podbił moje serce wszystkimi przymiotami, które miał i wszystkimi wartościami, które sobą reprezentował. Nie przeczę, były momenty, że mnie irytował z uwagi na swoje wahania, lecz z drugiej strony wszelkie jego rozterki oraz to, jak zostało to rozegrane uważam za poprowadzone perfekcyjnie. I wszystkie sposoby, które wykorzystywał na porozumiewanie się i radzenie sobie w życiu- imponujące! A wisienką na torcie są cudowne teksty piosenek, które można także znaleźć w wykonaniu Griffina Petersona, idealnie dopełniające całą opowieść. Podsumowując, to naprawdę piekielnie dobra historia miłosna, którą ogromnie polecam!

 

Link do opinii

Książkę czytałam już kiedyś, teraz wróciłam do niej. Pamiętam, że za pierwszym razem podobała mi się znacznie bardziej niż teraz. Podczas drugiego czytania zauważyłam wiele naiwnych wątków i sytacji, które czasami stawały się niemożliwe do spełnienia (albo po prostu trochę spoważniałam). Jedank w mojej głowie książka ta bedzie dalej kojarzyć mi się z czytaniem po nocach i niemożnością oderwania się od niej. Polecam dla osób w wieku około 15/16, zaczytanie gwarantowane.

Link do opinii

Książki Colleen Hoover biorę w ciemno. Każda z nich jest niesamowita. Jestem bardzo ciekawa kolejnej części. Szczerze polecam. 

Link do opinii
Avatar użytkownika - halmanowa
halmanowa
Przeczytane:2020-02-19, Ocena: 4, Przeczytałam,

Fabuła książki oparta jest na dość powtarzalnym schemacie. Dwoje młodych ludzi, każde z własnymi problemami, których ścieżki nagle się krzyżują. Wzajemna pomoc przeradza się najpierw w przyjaźń, a później w coś więcej. Jednak to uczucie nie może w pełni rozkwitnąć, bo… jest ktoś trzeci. Brzmi znajomo, prawda? Mimo to Hoover udało się mnie zaciekawić. Wszystko za sprawą nietuzinkowych bohaterów, których losy przedstawione zostały na kartach powieści. Są to postacie interesujące, posiadające wady, zalety, tęsknoty i słabości. Czytelnik z zaangażowaniem śledzi ich losy, zagłębia się w myśli i uczucia, rozważa sensowność podejmowanych decyzji. Niezwykle ciekawe jest również ich spojrzenie na muzykę, sposób, w jaki oddają się swojej pasji. Pisarka ukazała to w subtelny i niezwykle sugestywny sposób.

 

"Maybe someday" to opowieść przede wszystkim o emocjach, jakie często towarzyszą osobom wkraczającym w dorosłość. O miłości, przyjaźni, potrzebie bliskości i akceptacji, odpowiedzialności za drugiego człowieka. Czytelnik, śledząc losy bohaterów, wkracza w ocean uczuć – namiętność, smutek, żal, bezsilność, tęsknota to tylko ich garstka. Można powiedzieć, że emocje są trzonem powieści, spoiwem łączącym poszczególne wątki, a przy tym – elementem, który nadaje charakteru całej historii.

 

Będę szczera, zakończenie nie powaliło mnie na kolana. Spodziewałam się jakiegoś elementu zaskoczenia w finałowych scenach, czegoś, co zmąci mój spokój, wywoła stan emocjonalnego napięcia. Tym bardziej że akcja powieści toczyła się spokojnym, miarowym tempem i pozbawiona została silnych wstrząsów czy ostrych zakrętów. Jednak nic takiego nie nastąpiło. Musiałam się zadowolić do bólu przewidywalnym, słodkim happy endem. A szkoda!

 

Mimo pewnych niedociągnięć książka wypada całkiem nieźle. To opowieść godna uwagi, która powinna zadowolić miłośników gatunku new adult. Historia, która pokazuje, że człowiek ma do wyboru dwie drogi. Może iść za głosem serca lub słuchać podszeptów rozsądku i podążać w ich kierunku. Niezależnie od tego, którą ścieżkę wybierze, zapewne i tak nie obędzie się bez ofiar. Bo miłość jest pięknym uczuciem, ale też niezwykle trudnym, skomplikowanym.

Link do opinii
Avatar użytkownika - kinia1699
kinia1699
Przeczytane:2017-09-27, Ocena: 6, Przeczytałam,
Inne książki autora
It Ends with Us
Colleen Hoover0
Okładka ksiązki - It Ends with Us

Czasem te osoby, które najmocniej nas kochają, potrafią też najmocniej ranić. Lily Bloom zawsze płynie pod prąd. Nic dziwnego, że otworzyła kwiaciarnię...

Szukając Kopciuszka. Znajdując szczęście
Colleen Hoover0
Okładka ksiązki - Szukając Kopciuszka. Znajdując szczęście

Po historii Sky i Holdera czas na opowieść o Danielu i Six.   Spędzili razem zaledwie godzinę. Daniel nie poznał jej imienia i... nie widział jej twarzy...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Zmiana klimatu
Karina Kozikowska-Ulmanen
Zmiana klimatu
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy