Dzisiaj narysujemy śmierć

Ocena: 5.56 (18 głosów)
Inne wydania:

Piętno ludobójstwa, którego nie da się zmazać

Poruszająca reporterska opowieść Wojciecha Tochmana o złu i cierpieniu

Rwanda, 6 kwietnia 1994 roku. W kraju od dziesięcioleci podzielonym między dwie wrogie sobie grupy, Tutsi i Hutu, w katastrofie lotniczej ginie głowa państwa. Wśród Hutu interpretacja jest tylko jedna: stoją za tym Tutsi. W kilka godzin po śmierci prezydenta otwiera się jeden z najbardziej krwawych rozdziałów historii najnowszej - ludobójstwo, w którym w ciągu stu dni zamordowano milion osób.

Masakrze nie zapobiegła ani misja pokojowa Organizacji Narodów Zjednoczonych, ani silnie tam obecny Kościół Katolicki. Świat nie interweniował. Media międzynarodowe długo ignorowały krwawą tragedię tego maleńkiego, ,,kieszonkowego" państwa w Afryce. Ci, którzy przeżyli do dziś próbują uporać się z traumą.

Wojciech Tochman wielokrotnie powracał do Rwandy, by zrozumieć, jak po tym, co się tam stało życie razem, w ciasnocie, jest w ogóle możliwe. Rozmawia z ocalałymi, z katami i świadkami. Dzisiaj narysujemy śmierć to przejmujące świadectwo tych spotkań, z którego nieuchronnie wyłania się pytanie: czy wszyscy jesteśmy ubrudzeni tamtą krwią?

,,Książka Tochmana odtwarza wydarzenia z czasu grozy, o którym nikt nie może łatwo mówić. To przywołanie jest dokonane w sposób mistrzowski; mistrzowska jest oschłość relacji o wydarzeniach, jakby bez emocji - bo żadna nie będzie współmierna". Halina Bortnowska, ,,Tygodnik Powszechny"

,,Boli. Dzisiaj narysujemy śmierć chwyta czytelnika za gardło i w żelaznym uścisku prowadzi do ostatniej strony. Nie odwracaj oczu, patrz: taki jest człowiek". Magdalena Grochowska, ,,Gazeta Wyborcza"

,,Pytany jestem często, jak znoszę to, o czym piszę. Jaką osobistą cenę za to płacę? Odpowiedź nie wydaje mi się ani ważna, ani specjalnie interesująca. Wolałbym, aby ktoś, kto sięga po moją książkę, sam siebie spytał: dlaczego o tym czytam? Dlaczego się z tym mierzę?" Wojciech Tochman

Wojciech Tochman urodził się w 1969 r. w Krakowie. Jeszcze jako licealista debiutował w tygodniku ,,Na Przełaj" (1987) reportażem o szkolnej szatni. Do pracy w dziale reportażu ,,Gazety Wyborczej" zaprosiła go Hanna Krall (1990). W tym okresie wydał dwie książki: Schodów się nie pali (2000) i Jakbyś kamień jadła (2002). Po formalnym odejściu z ,,Gazety" (2004) opublikował następujące pozycje: Córeńka (2005), Wściekły pies (2007), Bóg zapłać (2010), Dzisiaj narysujemy śmierć (2010), Eli, Eli (2013), (wspólnie z Katarzyną Boni) Kontener (2014) oraz (wspólnie z Mariuszem Szczygłem) Krall (2015). Dwukrotny finalista Nagrody Nike, finalista prestiżowej francuskiej Prix RFI ,,Témoin du Monde" oraz Środkowoeuropejskiej Nagrody Literackiej Angelus. Laureat Premio Kapuściński przyznawanej w Rzymie. W maju 2018 roku nakładem Wydawnictwa Literackiego ukazuje się wznowienie Dzisiaj narysujemy śmierć, natomiast na początek 2019 roku WL zapowiada nową książkę Pianie kogutów, płacz psów - reporterską, a zarazem literacką opowieść o naznaczonej bolesną przeszłością Kambodży.

Informacje dodatkowe o Dzisiaj narysujemy śmierć:

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2023-03-01
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN: 9788308080993
Liczba stron: 208

Tagi: Biografie i literatura faktu

więcej

Kup książkę Dzisiaj narysujemy śmierć

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Dzisiaj narysujemy śmierć - opinie o książce

NARYSUJ MI TO PIĘKNIE…

Znacie książki, które bolą? Autentycznie. Czytacie, a od lektury boli was serce, żołądek skręca się w supeł, macie wrażenie, że dotkniecie własną dłoń, a nerwy zawyją z bólu? Ja taką znam. Książkę, która boli, napisał Wojciech Tochman, a nazywa się ona „Dzisiaj narysujemy śmierć”. Tytuł celny, mocny, trafiający w głowę i w serce. Jak i sama treść…

Jest szósty  kwiecień Anno domini tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąt cztery. W katastrofie lotniczej ginie prezydent Rwandy. Dzień później zaczynają się krwawe żniwa. Czas maczet. Polowanie na ludzi. Czas, kiedy Hutu wyrzynali Tutsi jak trzcinę. Rwandyjska apokalipsa trwała sto dni. „Przez sto dni zabijano tu dziesięć tysięcy ludzi dziennie, czterystu w ciągu godziny, siedmiu w ciągu minuty.” Świat milczał. Świat się przyglądał. Z daleka. A w Rwandzie trupy płynęły rzekami, po trupach się chodziło, trupy były wszędzie, bo nikt nie nadążał z ich grzebaniem. Gniły w palącym słońcu, żarły je psy. Dzisiaj w Rwandzie nikt nie lubi psów. Politycy dzisiaj wzywają do zjednoczenia, ale jak tu się jednoczyć?! Każdy twierdzi, że trzeba żyć dalej, że trzeba zapomnieć, wybaczyć. Wybaczyć?!  Wybaczać mają sieroty, poupychane w sierocińcach jak sardynki w puszce? Wybaczać mają wielokrotnie gwałcone kobiety, teraz chore na AIDS, wyklęte, bo urodziły dzieci gwałtu? Dzieci z gwałtu, a więc dzieci Hutu. Dzieci Hutu, a więc niekochane i przeklęte, dzieci zbrodniarzy i morderców. Wybaczać mają te dzieci, które dostają lanie w szkole, a przecież niczym nie zawiniły? Wybaczać mają niedorżnięte ofiary? Żywe, bo ukryły się pod stosem trupów, bo nie było czasu na ich dobicie, bo myśleli, że z niego to już nic nie będzie, i tak zdechnie od ran, po co dobijać?! Jak tu wybaczać, kiedy ofiara i kat żyją obok siebie, dom w dom, okno w okno, płot w płot? „Dzieci mają mokre policzki nawet wtedy, gdy śpią”.

Wojciech Tochman to specjalista od tematów trudnych. Pisał o byłej Jugosławii, o Rwandzie, o Filipinach, na dniach ukaże się książka o Kambodży.  Jak pisać, żeby nie epatować okrucieństwem, żeby czytelnika nie zniechęcić  ciężarem gatunkowym tematu? Pisać uważnie, ale po męsku. Pisać krótko, mocno, ale z uczuciem. Pisać rwanymi zdaniami, bo takich historii nie opowiada się spokojnie. Pisać oszczędnie, czasami nawet oschle. Pisać krótkie akapity z celną metaforą na końcu. Pisać zdania, które zapadają w głąb duszy jak kamienie.  Jak choćby to: „Im więcej lat mija, tym więcej miejsca zajmuje we mnie tamten czas. I morderca we mnie. Rośnie.” Albo to: „Dowiedziałem się również, że  trzask rozłupywanej maczetą głowy brzmi jak trzask rozłupywanej kapusty.” Uwierzcie mi, takie zdania zostają z czytelnikiem na długo. Tak, jak historie opowiedziane autorowi ustami tych, którzy przeżyli. Czasem cudem. A czasem na przekór samym sobie. Bo oni woleliby nie żyć, nie pamiętać, nie czuć. Jak ta zgwałcona kobieta, która mówi: „ Wczoraj po twoim wyjściu jakiś ból rozdzierał mi trzewia. Jakby coś żarło moje ciało. Od środka. Ciało moje nie jest moje. Tylko ból jest mój. Tak chyba boli żal za życiem, jak myślisz, biały człowieku?”  Jak myślisz, biały człowieku, narzekający, że jest ci źle? Że nie masz pieniędzy na wczasy w Chorwacji? Że politycy kłamią, samochód rzęzi a żona chyba już nie kocha? Czy ty wiesz, jak boli żal za życiem?!  Czy wiesz, jak boli cios maczetą w kark? Czy wiesz jakie to uczucie patrzeć na gnijące resztki całej twojej rodziny? Co ty wiesz o życiu, biały człowieku? Co ty wiesz o bólu?

„Dzisiaj narysujemy śmierć” to czysty ból. Ból bezsilności, ból straty, ból rozpaczy. Ból pamięci, która pamiętać nie chce. Ale powinna, bo w końcu po co byłoby to wszystko? Żeby teraz zapomnieć?!  Czytaj, biały człowieku. Weź do ręki książkę Wojtka Tochmana i czytaj. Rwandyjskia rzeź trwała sto dni. Książka Tochmana ma tylko 197 stron. Niewiele, jakiś dzień czytania. Ale ten dzień odmieni twoją perspektywę. I już nigdy nie powiesz, że człowiek to korona stworzenia, brzmi dumnie czy inne takie dyrdymały. Człowiek to drapieżnik, najgorszy z możliwych. Ale czasami potrafi pięknie pisać. Tyle że o śmierci pisze się ciężko, bardzo ciężko. Już lepiej jest ją narysować. To narysujmy. Dzisiaj narysujemy śmierć. „Tyle lat już mija, a samobójstwa ocalałych trwają i trwają. To klęska terapeuty, jeśli jakiś terapeuta był. I klęska rodziny, jeśli jakaś rodzina była. Klęska humanizmu, klęska świata. A świat był, świat istnieje. Ofiara, w przeciwieństwie do kata, zwykle znajduje się tuz przed punktem, zza którego nie ma powrotu. Ofiara myśli: skoro nie mogę z mojego otoczenia usunąć kata, usunę się sama. Kat, po latach, zwycięża.” I taki to rysunek…

Link do opinii
Avatar użytkownika - lokesh
lokesh
Przeczytane:2017-09-18,

Dodatkowt punkt za wywolywane podczas lektury emocje.Rzez jaka czlonkom plemienia Tutsi urzadzili w 1994 roku w Rwandzie czlonkowie plemienia Hutu, ze wzgledu na skale zbrodni robi wrecz niespotykane wrazenie .Lektura relacji ocalalych osob,po prostu wbija w fotel.Bardzo mocna rzecz! Odradzam lekture ksiazki wrazliwym czytelnikom.

Link do opinii
Avatar użytkownika - danonk
danonk
Przeczytane:2016-01-28,
Właśnie skończyłam książkę- reportaż, która poraziła mnie swoją wymową. Tochman opisuje zdarzenia, które miały miejsce w kwietniu 1994 roku w Rwandzie. Konflikt między Hutu a Tutsi eksplodował ludobójstwem, eksterminacją Tutsi. Śmierć jest odmieniana na wszelkie możliwe sposoby. Potworności tych dni opowiadają ci, którzy przeżyli. Przeżyli fizycznie, ale ich psyche została unicestwiona, wystawiona na próbę, której nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić. Tochman mówi o tych zdarzeniach wprost, nie unika trudnych, bardzo trudnych problemów. To jest bardzo dobra, ale bardzo, bardzo ciężka jakościowo książka.
Link do opinii
Poruszająca, jak wszystkie wojciecha Tochamna. Obowiązkowa lektura dla miłośników non fiction
Link do opinii
Książka ważna i bardzo dobrze napisana. Tochman nie ubiera niczego w piękne, ogólne słowa. Pisze wprost, nie oszczędzając nam drastycznych szczegółów. Ale czy można i należy pisać inaczej o ludobójstwie? O wydarzeniach sprzed zaledwie 20 lat, którym nasz cywilizowany świat powinien umieć zapobiec?
Link do opinii
Avatar użytkownika - kirya
kirya
Przeczytane:2015-03-31,
reportaż który sprawia, że mózg chce eksplodować. ogromna siła rażenia. ta książka boli. tochman jest reportem z tych niewidzialnych. nie przesłania ani na jotę sobą, nie narzuca swojego zdania. temat książki o którym nie sposób powiedzieć czy się podoba czy nie. podobać może się jedynie to jak tochman ją poprowadził, uczynił z niej perełkę. kiedy pomyślę, że miałabym ją przeczytać poraz drugi, pojawia się wewnętrzna blokada i dobrze znany ucisk w piersiach. nie da się przejść obojętnie obok niej.
Link do opinii

Siadaj. No siadaj, białasie, nie ubrudzisz się. I tak wszyscy jesteście ubrudzeni. Naszą krwią. Patrzę na ciebie i widzę tamtych zdrajców. Tchórze. Porzucili nas. Czego ode mnie chcesz, człowieku? Słuchać historii, która jest we mnie? Noszę ją chyba w żołądku. Nie trawi jej już tyle lat. Dlatego ciągle boli. Ciąży. Kamień w brzuchu. Posłuchasz, choć nie jesteś na moje treści gotowy.

 

W kwietniu 1994 roku w Rwandzie rozpoczęła się jedna z bardziej krwawych rzezi dokonana przez ekstremistów Hutu na osobach pochodzenia Tutsi. W tym maleńkim kraju o wielkości przeciętnego polskiego województwa przez sto dni zabijano tu dziesięć tysięcy ludzi dziennie, czterystu w ciągu godziny, siedmiu w ciągu minuty. „Kraj tysiąca wzgórz i miliona uśmiechów” zamienił się nagle w kraj miliona śmierdzących trupów. Pomimo sygnałów, które miało ONZ oraz relacjom telewizyjnym, żadne z zachodnich państw nie zrobiło nic, aby zapobiec ludobójstwu.

 

W kilkanaście lat po tragedii Tochman wyjeżdża do Rwandy, żeby oddać głos tym, którzy ocaleli, którzy przez 100 dni walczyli o przeżycie i dla których śmierć byłaby być może wybawieniem. Dzisiaj ci ludzie starają się żyć normalnie, choć funkcjonowanie z takim piętnem jest bardzo trudne. Obecny rząd Rwandy przy każdej okazji przypomina, że nie warto rozpamiętywać, że przyszłości nie można budować na żałobie i smutku. Ani na poczuciu winy. Ale czy to jest w ogóle możliwe? Wojciech Tochman pokazuje kraj, który już nigdy nie wyzwoli się ze swojej okrutnej historii. Każdego dnia na przeciw siebie staje ofiara i kat. Zabili ojca, wszystkich moich zabili. Niedaleko. Wiem kto. Mieszka obok i dzisiaj. Siedział w więzieniu. Wrócił na Gikondo. Powiedział mi na powitanie, że ładnie wydoroślałem. Że jestem podobny do ojca. A teraz głaszcze moją córkę po głowie. Powtarza, że to wypisz wymaluj babcia. Moja mama, której uciął głowę. Kobieta, która rodzi syna z gwałtu patrzy na niego z nienawiścią, codziennie widząc w dziecku sprawcę swojego największego cierpienia. Leonard, przewodnik autora reportażu i ocalony, student prawa, wciąż nie potrafi wymówić słowa mama, bo to nadal bardzo boli. Zgwałcone kobiety, zarażone wirusem HIV, zostały napiętnowane na całe życie. Ich ciała, ciała zabitych poddane na niszczące działanie palącego słońca Afryki, zjadane przez psy zmieniają swoje znaczenie, tracą przynależność, pozostając tylko źródłem bólu i tortury.

 

Autor dociera do świadków, dwóch polskich żołnierzy ONZ oraz duchownych pallotynów, którzy nie potrafili obronić tych, którzy szukali schronienia w kościele. Ich relacje, chwilami paradoksalne, a chwilami wzajemnie się wykluczające, pozostawiają czytelnika w zażenowaniu. Tochman nie osądza ich postawy, za to oni sami niejednokrotnie nie chcą mówić o tym, co widzieli. Czy można osądzać kogoś, kto nie udzielał schronienia bliźniemu, bojąc się jednocześnie o własne życie, bo ci, którzy zabijali nie mieli skrupułów ani szacunku dla żadnej świętości? A kim dzisiaj jest kat? Autor pochyla się również nad tymi, którzy sami nie są w stanie policzyć, jak wielu ludziom odebrali życie. Kat dzisiaj żąda milczenia, jest pośród ludzi, lecz żyje w nieludzkim świecie, pośród bliskich, ale obok nich.

Tę bardzo trudną w odbiorze książkę czyta się jednym tchem, i choć wielokrotnie przyprawia o obrzydzenie i płacz, to jednak nie sposób jej odłożyć. Wszystko to, co powoduje szok w czytelniku jest jednocześnie magnesem, który przyciąga z ogromną siłą. Śmierć spogląda w Rwandzie z każdego skrawka ziemi, z każdego domu i z każdej pary brązowych oczu. Jej powszechna obecność jest od lat niezmienna. I choć nie sposób poznać tożsamości zamordowanych, nie sposób rozróżnić szczątków w zbiorowych mogiłach, to nie wolno zapomnieć o tym, że świat nie uczynił nic, aby zapobiec tragedii. Historia plemienia Tutsi pozostaje jak wyrzut sumienia, od którego nie można odwracać głowy.

 

Link do opinii
To, co zdarzyło się w Kigali 17.04.1994 roku, można opisać tylko jednym słowem: ludobójstwo. Ginęli wszyscy, którzy nie byli Hutu (Tutsi), a mordy te były wprost makabryczne. Mężczyźni, kobiety, starsi, młodsi a nawet noworodki nie obroniły się przed gniewem często własnych sąsiadów. I o ile mężczyźni ginęli od razu od uderzenia maczetą, o tyle kobiety były wielokrotnie gwałcone, nie raz patrząc na śmierć swoich bliskich.
Link do opinii
Avatar użytkownika - karrun
karrun
Przeczytane:2014-02-17,
Trudno ocenić książkę, która wstrząsa czytelnikiem do głębi, porusza temat, który nie powinien podlegać żadnym rankingom. Można jedynie ocenić warsztat literacki autora- Tochman jest doskonałym reportażystą. Potrafi dotknąć w czytelniku dno duszy, nie pozwala mu być obojętnym, chłoszcze faktami, prawdą (ale bardziej niż liczbami zarzuca emocjami, losami poszczególnych osób). Tochman nie ukrywa się za historiami bohaterów swojej książki, ale otwarcie przyznaje, że on też nie wie, jak sobie poradzić z tym, co zobaczył w Rwandzie. Obrazy z tej książki na pewno na długo zostaną w mojej pamięci, choć i tak zdaję sobie sprawę, że nigdy nie będę w stanie pojąć tego, co stało się w Rwandzie w kwietniu 1994 roku.
Link do opinii
To było zwykłe ludobójstwo!Duzo ludzi ma na ten temat inne zdanie, że to nie było ludobójstwo, bo Tutsi to byli robaki chowający się po szkołach itp.A czarna kobieta zmasakrowana, przecież nie byłą biała, czyli nie mogła byc ich matką nigdy to nad czym sie tu użalać.Najgorsze był nie tylko zapach krwi tam, panika itp. ale myślę, że też to że Hutu zabijali swoich przyjaciół, z którymi zanim się to zaczęło przebywali na codzień.Paskudne.
Link do opinii

W 1994 roku Rwanda spłynęła krwią. Przez cztery miesiące Hutu wymordowali setki tysięcy Tutsi. Świat milczał i przyglądał się masakrze. Ani drgnął. "Dzisiaj narysujemy śmierć" wstrząsa, ale przecież można było się tego spodziewać. Bo jak czytać ze spokojem o ludobójstwie, o morderstwach tak brutalnych, że trudno je sobie wyobrazić? Tochman nie próbuje nas wzruszyć, nie próbuje zgorszyć – on po prostu opisuje to, co usłyszał podczas wielu wizyt w Rwandzie. A my czytamy, zahipnotyzowani, przerażeni, że człowiek jest zdolny do takiego okrucieństwa. Że może nienawidzić z tak wielką mocą. Z zazdrości albo zwykłej bezmyślności. O takich książkach się nie pisze. Je się po prostu czyta. 

Link do opinii
Avatar użytkownika - wmoichkregach
wmoichkregach
Przeczytane:2020-05-31, Ocena: 5, Przeczytałam,
Avatar użytkownika - Aniuta
Aniuta
Przeczytane:2019-02-07, Ocena: 6, Przeczytałem,
Avatar użytkownika - Muminka789
Muminka789
Przeczytane:2018-11-05, Ocena: 5, Przeczytałam,
Avatar użytkownika - marcela90
marcela90
Przeczytane:2014-09-01, Ocena: 6, Przeczytałem,
Inne książki autora
Eli, Eli
Wojciech Tochman0
Okładka ksiązki - Eli, Eli

Kto przeczyta Eli, Eli, może już nigdy nie będzie podróżował jak przedtem. Wojciech Tochman opowiada nam o Filipinach, jakich nie znamy, o świecie najuboższych...

Bóg zapłać
Wojciech Tochman0
Okładka ksiązki - Bóg zapłać

Bóg zapłać to kolekcja znanych reportaży Wojciecha Tochmana, w nowym układzie, tworzącym klarowną, spójną całość. Czas stał się ich sprzymierzeńcem...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Zmiana klimatu
Karina Kozikowska-Ulmanen
Zmiana klimatu
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy