Lasse i Maja prowadzą biuro detektywistyczne, ale przecież są jeszcze dziećmi. Od czasu do czasu decydują się na chwilę wytchnienia od ciężkiej pracy, na przykład kiedy w kinie będzie wyświetlany nowy western.
Tym razem małym szwedzkim miasteczkiem Valleby wstrząsa jednak wiadomość o kradzieżach psów. Zrozpaczeni właściciele mają płacić za odzyskanie pupili spore kwoty. Przypadkiem Lasse i Maja wpadają na trop afery, o której czytali w gazetach, ale zanim do tego dojdzie, odkryją też parę przekrętów, w jakie wdają się pracownicy kina.
Tym razem fabuła wydaje się nieco bardziej rozbudowana, autor wyrywa się z przyjętego wcześniej schematu. Poza trojgiem podejrzanych – z niewiadomych powodów bogacących się – młodzi detektywi muszą rozszyfrować zachowania innych postaci, wyeliminować mylne przesłanki i wyciągnąć właściwe wnioski. W „Tajemnicy kina” króluje zmysł obserwacji. Lasse i Maja nie przegapią żadnego wydarzenia, które mogłoby wpłynąć na prawidłową ocenę sytuacji. Zachowują się jak rasowi detektywi, przenikliwości powinien im zazdrościć niejeden dorosły. Lasse i Maja to bez wątpienia fachowcy – nawet komisarz policji liczy się z ich zdaniem i prosi o pomoc, kiedy już coś odkryją. Biuro detektywistyczne Lassego i Mai zyskało już swoją renomę, wszystko za sprawą wielu pomyślnie rozwiązanych zagadek.
Martin Widmark tworzy mikropowieści kryminalne dla dzieci w wieku 7 – 9 lat – czyli dla tych maluchów, które niedawno rozpoczęły przygodę z czytaniem. Sensacyjna fabuła i konieczność dokonywania kolejnych odkryć stanowi niezły bodziec do ćwiczenia czytania – samodzielna lektura przyniesie przecież naprawdę sporo emocji, wzbudzi ciekawość, a – co za tym idzie – pozwala także trenować umiejętność śledzenia tekstu.
Przygody kryminalne pary dzieciaków nadają się też jako krótki przerywnik dla starszych czytelników – również oni mogą czerpać radość z lektury. Historia opisana w „Tajemnicy kina” przedstawiona jest w krótkich zdaniach i praktycznie ograniczona tylko do najważniejszych elementów akcji. Opisy zredukowane do minimum, proste wypowiedzi, brak dygresji – to wszystko cechuje książki Martina Widmarka i w założeniu ma ułatwić dzieciom koncentrowanie się na kryminalnej intrydze. Dzięki zabiegom upraszczającym tekst, akcja wydaje się bardziej skondensowana i tym silniej wybrzmiewa. Są tu, owszem, chwyty pozwalające maluchom zabawić się w detektywów, lecz raczej wszelkie domysły pozostaną nierozstrzygnięte aż do końca książki.
Wyrazistość nie oznacza w tym wypadku banału – dobrze zbudowane historie przynoszą rozrywkę oraz dreszczyk emocji. Sceneria w kolejnych „Tajemnicach…” stale się zmienia, tak, by nie zanudzić młodych odbiorców, ale nieustannie ich intrygować. Pomysł Martina Widmarka, by wypełnić lukę na rynku publikacji dla najmłodszych, okazał się strzałem w dziesiątkę i jest bardzo dobrze realizowany. Maluchy mogą poczuć się dorośle, a przy okazji z zapartym tchem śledzić przygody pomysłowych bohaterów.
Izabela Mikrut
Chcesz tropić przestępców razem z Lassem i Mają? Srebrna księga, podobnie jak Brązowa księga, pełna jest detektywistycznych zagadek, szyfrów, rebusów,...
Czy to możliwe, żeby w muzeum w Valleby obudziła się licząca 3000 lat egipska mumia? Przerażony strażnik nocny twierdzi, że widział to na własne oczy....