Chronologiczne uporządkowanie wspomnień to ciekawa sprawa. Moje wspomnienia z tej jesieni, sprzed pierwszego weekendu na wsi, są blade i zamazane: później nabierają rozkosznej ostrości. Właśnie tutaj koturnowe manekiny moich pierwszych znajomości zaczynają ziewać, przeciągać się i ożywać. Musiały jeszcze minąć miesiące, zanim blask i tajemnica nowości, które nie pozwalały mi ich oglądać z odpowiednią dozą obiektywizmu, całkowicie się rozpłynęły — choć rzeczywistość była o wiele bardziej interesująca niż jakakolwiek idealizacja — ale właśnie tutaj, w mojej pamięci, przestają być zupełnie obcy i zaczynają po raz pierwszy nabierać własnych prawdziwych kształtów.
Nie umiem przejść obojętnie wobec Donny Tartt. Jej mocno dickensowskie w konstrukcji, nieco dostojewskie w fabule i definitywnie tarttowskie (a co!) w formie powieści budzą mój niesłabnący zachwyt. Nie potrafię ustawić jej książek na podium - wszak napisała tylko trzy - bo każda z nich ma w sobie coś, co dawałoby jej pierwsze miejsce. Szczygieł dzieje się w Nowym Jorku i jest chyba najbardziej sugestywnym dziełem autorki. Mały przyjaciel, mimo całego przegadania, jest chyba najlepszy pod względem poczucia humoru, że nie wspomnę o nawiązaniach do polarników. Tajemna historia z kolei… No właśnie.
Tajemna historia to powieść o grupce przyjaciół i wspólników w zbrodni, których połączy przypadek, ekscentryczny profesor filologii klasycznej, nietypowa współzależność i studia nad językami, nomen omen, martwymi. Od pierwszej strony czytelnik wie, kto zginie, nie wie tylko, dlaczego. A wszystko to w chłodach północnych Stanów, na nieco opustoszałym kampusie Hampden College. Niespodziewanie pewnej późnej wiosny miasto i okolica pokryją się śniegiem, który (na nieco zbyt długo) skryje pewną mrożącą krew w żyłach tajemnicę. Bohaterowie będą musieli wytrzymać ze sobą nawzajem, przypłacając to depresją, uzależnieniami i obsesją. Klasyczny narrator jest bacznym obserwatorem, ale jednocześnie prawdziwym do bólu dwudziestoletnim dzieciakiem, któremu przyjdzie zmierzyć się z historią - tajemną, rzecz jasna - która spowoduje, że czytelnikowi niejednokrotnie przejdzie po plecach zimny dreszcz.
Tajemna historia to jedna z tych książek, których fragmenty przyśnią się Wam w formie fabularnej, kiedy będziecie się tego najmniej spodziewać. Jedna z tych, których zakończenie doprowadzi Was nieuchronnie do potwornych wniosków, także o Was samych. To jedna z tych powieści, które jak rdza weżrą się do Waszych głów, jeśli na to pozwolicie. Pozwólcie!
Można, oczywiście, narzekać, że Tartt pisze tak rzadko, że po przeczytaniu trzech jej powieści nie ma już do czego sięgnąć. Ale może gdyby pisałaby częściej, jej książki nie byłyby tak dopracowane, tak dopieszczone i tak… kunsztownie zagmatwane. Po raz kolejny amerykańska autorka udowadnia, że ma niebywały talent do opowiadania realistycznych, sugestywnych i po prostu pięknych historii, którym nie brakuje choćby najdrobniejszych szczegółów czy rysów charakterologicznych bohaterów. Wszystkie jej powieści mają też inne, poza warstwą konstrukcyjną, cechy wspólne. Przygody opisane na ich kartach przytrafiają się ludziom bardzo młodym, którym los nie szczędzi kłód rzucanych pod nogi. Każda z książek jest także w pewnym sensie jednocześnie powieścią obyczajową i łotrzykowską. Wszystkie - wreszcie - są studiami rozwoju obsesji bohaterów.
To nie tylko talent. To już tupet.
Alexandria w stanie Missisipi, Dzień Matki. Mały Robin Dufresnes zostaje powieszony na drzewie w ogródku rodziców. Dwanaście lat później zagadka jego śmierci...
Jak daleko można się posunąć, by oszukać los? Theo Decker cudem udaje się przeżyć wybuch. W irracjonalnym odruchu wykrada z ruin muzeum niewielki obraz...