Ocalić ludzkość
Starych rzeczy nie trzeba od razu wyrzucać. Jakim stalibyśmy się społeczeństwem, co by się stało z naszymi wartościami, gdybyśmy pozbywali się wszystkiego, co towarzyszyło nam od bardzo dawna, tylko dlatego, że nie jest już tak użyteczne jak kiedyś? Zmieniliśmy się w społeczeństwo pozbawionych emocji materialistów. Nowinki szybko przestają nas interesować, szukamy wciąż kolejnych. Wiek i doświadczenie nie mają znaczenia. Tak o Konstytucji, starym okręcie i jego załodze (a może i czymś więcej), odchodzących właśnie na służbę w... muzealnictwie mówi w pożegnalnym przemówieniu jego doświadczony i niepokorny dowódca. Jego słowa jeszcze dobrze nie zdołają wybrzmieć, a okręt musi ruszyć w misję inną niż przeznaczyli dla niego miłośnicy nieuchronnego postępu i bezwzględnie rozumianej nowoczesności. Rusza, by udowodnić, że to, co stare wcale nie musi być mniej warte od tego, co nowe. I udowadnia to.
Konstytucja jest jednym z niewielu okrętów związanych z czasem wojny z Rojem - najeźdzcami z Kosmosu. Kilkadziesiąt lat temu zaatakowali oni Ziemię siejąc spustoszenie i znikając równie nagle, jak się pojawili. Ludzkość szybko wybudowała okręty takie jak Konstytucja - odpowiedź na technologię Obcych. Lata pokoju i braku śladów aktywności Roju zmieniły jednak nastawienie elit. Wielu nabrało pewności, że Obcy zostali pokonani, odparci raz na zawsze. Spokój Ziemi mają zaś zagwarantować nowe, wspanialsze okręty i nowi, wspanialszy dowódcy. Stara gwardia ma, ich zdaniem, odejść na zasłużoną, przymusową emeryturę. Niespodziewanie jednak Rój powraca, zmieniony, przygotowany na nowe technologie ludzi i żądny krwi. Do walki staje owa wspaniała flota i jakoby niezawodne nowoczesne systemy obronne. Gasną one jednak jak płomyczki delikatnej świecy. Czy oto nadchodzi wieszczony przez wieki koniec ludzkości? Czy można stawić czoła niezrozumiałej kosmicznej cywilizacji? A jeśli tak, to kto to może uczynić?
Trylogia Stara flota Nicka Webba, której Konstytucja jest pierwszym tomem, to kawał solidnej militarnej science-fiction. Dynamiczna space opera, pełna emocjonujących bitew. Jest tu miejsce na nieźle nakreślone postaci, na konflikty charakterów i interesów, na polityczne rozgrywki, zdradę, chwile wzruszeń i sporo innych emocji. Na oszczędne opisy broni i detali technicznych, na wartką akcję i równie dynamiczne, naturalnie brzmiące dialogi. Nie czuć tu raczej zapachu literackiej nowości, nie ma jakichś zaskakujących nowinek, ale lektura jest przyjemna, choć fabuła w dużym stopniu przewidywalna. Nie zawsze potrzeba jednak czegoś pachnącego nowością, czasami warto wrócić do wypróbowanych wzorców - zwłaszcza, jeśli ktoś nie jest doskonale obeznany z tego typu literaturą. To bowiem, co dla jednych jest wtórne, dla innych może być przyjemną niespodzianką.
Konstytucja jest dobrze napisaną, przyjemną w lekturze powieścią. Warto docenić warsztat autora, nawet jeśli nie jest on prekursorem nowych wzorców. Konstytucja może bowiem zapewnić kilka godzin ciekawej lektury.
Odparliśmy inwazję Roju. Na razie. Ale obcy nie przestaną nas atakować. To nie ludzie. Nie mają oporów. Nie mają sumienia. Nie znają litości. Jednak...
Mieliśmy nadzieję – rozpaczliwą – że przybywają w pokoju. Myliliśmy się. Trzydzieści lat po drugiej wojnie z Rojem w przestrzeń zdewastowanej Ziemi...