Śmierć jest gorąca
„Zabijania miało nie być, ale wtedy odrodzenie nie byłoby możliwe, pozostał popiół, uczepił się materii, a wszystko, co haniebne, wibrowało we mnie i w tobie jak gorąca, czarna kawa (…) Nie zabiję Cię, mój letni aniele. Sprawię tylko, że się odrodzisz” – psychotyczne wizje, poczucie misji, uniesienie przy zadawaniu cierpienia, a przy tym pewna bezrefleksyjność i brak świadomości istnienia konsekwencji. To wszystko stanowi opis psychopaty, potencjalnego mordercy, a już na pewno - osobnika spędzającego sen z powiek pani komisarz Malin Fors.
Książka „Śmierć letnią porą” to kolejna już, po wydanej w 2010 roku „Ofierze w środku zimy” opowieść z serii Monsa Kallentofta o policjantce z Linköping. Tym razem samotnej, trzydziestoczteroletniej komisarz przyjdzie stawić czoła psychopacie grasującemu na jej terenie, którego ofiarą padają nastoletnie dziewczyny.
Tego lata w Linköping panuje bezlitosny upał, a letni zastój ogarnął również posterunek policji. Malin, po wysłaniu córki Tove z byłym mężem na wycieczkę, czuje się samotna i marzy o jakiejkolwiek pracy, która dostatecznie ją zmęczy lub pochłonie. Jeden telefon zmienia ten stan apatii ogarniającej funkcjonariuszy. W Trädgårdsföreningen – największym parku w mieście - została znaleziona naga kobieta. Piętnastoletnia – jak się okazało – Josefin Davidsson nie pamiętała, co się jej przytrafiło i kto ją skrzywdził. Krwawi, została zgwałcona przy pomocy przedmiotu, a jej ciało dokładnie wyszorowano niczym do operacji (a może była to nieudana próba przywrócenia czystości? niewinności?).
Kolejny dzień przynosi nową sprawę – rodzice zgłosili zaginięcie czternastoletniej dziewczynki Theresy Eckered. Czy te sprawy coś łączy? Media snują przypuszczenia, wiążąc je osobą sprawcy, tymczasem policja nie może odnaleźć punktu zaczepienia. Czyżby tym razem pani komisarz miało nie udać się rozwiązać sprawy?
Mons Kallentoft , okrzyknięty nowym królem skandynawskiej powieści kryminalnej, trzyma nas w nieustannym napięciu, prowadząc po meandrach policyjnego dochodzenia, wspólnej świadomości ofiar i rojeniach psychopaty. Autor zmienił nieco styl, a „Śmierć letnią porą” czyta się zdecydowanie łatwiej i przyjemniej (pomimo makabrycznej tematyki) niż „Ofiarę w środku zimy”. Mimo to powieść nie porywa, momentami zupełnie nie potrafiłam przebić się przez urywane myśli bohaterów i wczuć się w klimat. Brakło również dopracowanego portretu psychologicznego sprawcy, a kłopoty miłosne komisarz Malin i jej wieczory spędzone w barze wzbudzają tylko litość.
„Ten, kto słucha uważnie, usłyszy pieśń letnich aniołów (…)” – pisze autor w „Śmierci letnią porą”. Tyle tylko, że choćby mnie wiem ile się w książkę wsłuchiwała, słyszę zaledwie szarpanie gitary, a nie - niebiańskie harfy.
Wiosenne słońce świeci nad Linkopingiem. Na lazurowym niebie krążą jaskółki, tulipany na straganach cieszą oczy wszystkimi kolorami tęczy. Zmęczeni zimą...
W mrocznym, zimnym Sztokholmie toczy się bezlitosna gra - Zack jeszcze nigdy nie otarł się tak blisko o śmierć. W SZTOKHOLMIE GRASUJE POTWÓR Ktoś...