„Prawda” Terry’ego Pratchetta to wszystko, co najlepsze w twórczości wziętego pisarza-humorysty. Ironia, dystans i przewrotne poczucie humoru w najlepszym wydaniu oraz chwila refleksji nad najbardziej palącymi problemami współczesności. To postmodernizm – ale postmodernizm o programie pozytywnym. Programie, którego podstawowym punktem jest wiara w ludzkość i ludzi. Mimo ich wszelkich, nawet największych, wad. Tym razem Pratchett bierze na warsztat prasę i dziennikarzy.
Główny bohater „Prawdy” – William de Worde, który z powodu konfliktu z ojcem odciął się od swego arystokratycznego pochodzenia i zarabia na życie, pisząc listy z najważniejszymi wydarzeniami w Ankh Morpork do możnych Świata Dysku – pewnego dnia otrzymuje wielką szansę od Losu. Grupa krasnoludów proponuje, by swoje listy przygotowywał częściej i bardziej regularnie niż dotychczas, a oni zwielokrotnią je za pomocą piekielnego wynalazku zwanego prasą drukarską i zaczną sprzedawać mieszkańcom miasta. Periodyk ten nazwą azetą „Puls Ankh Morpork”, a ich działalność wzbudzi protesty nie tylko reprezentacji Gildii Grawerów, którzy czerpali ogromne zyski z tworzenia wszelkiego rodzaju pism, ale i wielu możnych miasta. Od tej chwili jednak William poczuje powołanie i zacznie służyć jedynej bogini – Prawdzie. Przy okazji nadepnie na odciski paru ważnym osobom (między innymi komendantowi Straży – Vimesowi oraz sporej części arystokracji) i spróbuje przeprowadzić pierwsze dziennikarskie śledztwo. Tak się bowiem składa, że w tym właśnie czasie władającego miastem Lorda Vetinariego posądzono o dokonanie próby zupełnie idiotycznego morderstwa. W całej sprawie niebagatelną rolę odegrają doskonale znani z innych powieści Pratchetta funkcjonariusze Straży Miejskiej i mroczny Kosiarz, ale też spora grupa psów, bezdomni oraz dwaj mordercy do zadań specjalnych – panowie Szpila i Tulipan. Jak to zwykle bywa u Pratchetta, akcja toczy się tu nurtem wartkim, wypełniona wydarzeniami na przemian strasznymi i zabawnymi. „Prawdę” miejscami czyta się jak znakomity thriller, który w napięciu trzyma do ostatniej kartki. Całość oczywiście okraszona jest dowcipem w najlepszym stylu.
Pratchett bowiem gra z literackimi konwencjami, miesza je, tworząc niesamowicie zabawną całość. Wiele tu literackich aluzji i na nowo zrealizowanych archetypów. Powieść urzeka ironią i dystansem, ale też barwnymi, świetnie skonstruowanymi postaciami. Mamy tu bowiem wampira, żywiącego samobójcze zamiłowanie do fotografowania z lampą błyskową oraz hodowcę warzyw o niezwykle zabawnych kształtach. Jak się łatwo domyślić, kształty te u osób dobrze wychowanych wywołałyby z miejsca rumieniec na twarzy. Znakomita jest także postać mówiącego psa, który uparcie usiłuje udawać, że mową posługiwać się nie potrafi oraz prawnika-zombie. Pratchett kpi z prądów filozoficznych (świetna drwina z fenomenologii!) czy nawet teologicznych. Nie jest to jednak drwina dla samej zabawy.
Z jednej strony Pratchett ukazuje, jak przewrotna potrafi być reinkarnacja, z drugiej jednak przypomina, że piekło po śmierci gotujemy sobie sami – za życia. Choć w powieści trudno dopatrzyć się jakiejkolwiek deklaracji wiary, autor zdaje się ufać, że po śmierci czeka nas swoista sprawiedliwość. Winni jednak tak naprawdę karę sami sobie wymierzą. W „Prawdzie” znajdziemy również wiele trafnych spostrzeżeń dotyczących dziennikarstwa. Pratchett polemizuje bowiem ze znaną teorią, głoszącą że newsem jest sytuacja, gdy człowiek pogryzie psa, a nie gdy pies ugryzie człowieka. Pisarz udowadnia, że ludzie w rzeczywistości pragną czytać o tym, o czym wcześniej już wiedzieli – lub o czym zdawało im się, że wiedzieli. Ponadto ukazuje, że zbyt energiczne zaprzeczanie plotkom tylko utwierdza ludzi w błędnych przekonaniach. No i – że każdy lubi sensacyjne wiadomości. Dlatego ludzie twierdzić będą, że dobra gazeta wykonuje swą pracę profesjonalnie, ale tak naprawdę pozostaną przy czytaniu bulwarówek. Pisarz kpi z dziennikarskiej miernoty, ale mimo tego zdaje się wierzyć w siłę i znaczenie prawdziwej prasy. Główny bohater nie jest bez wad, jak nikt potrafi irytować innych, ale przecież w gruncie rzeczy ma poczucie misji, chce służyć ludziom informacjami o otaczającym ich świecie i naprawdę pragnie dotrzeć do prawdy. Misję dziennikarstwa w książce definiuje się tak:
„- Idźcie i szukajcie wiadomości, które ludzie chcieliby widzieć wydrukowane w azecie – odparła Sacharissa. - I tych, których nie chcieliby widzieć wydrukowanych w azecie – dodał William. - I interesujących wiadomości – dokończyła Sacharissa. - Jak ta ulewa psów, która spadła parę miesięcy temu? – upewnił się O’Biscuit. - Dwa miesiące temu nie było żadnej ulewy psów! – warknął William. - Ale... - Jeden szczeniak to nie ulewa. Wypadł z okna. Słuchajcie, nie interesują nas opady zwierząt domowych, spontaniczne zapalenia ani porwania ludzi przez dziwne obiekty z nieba... - Chyba że się wydarzą – uzupełniła Sacharissa. - No tak, oczywiście, że nas interesują, jesli się zdarzą. Ale dopóki nie, to nie. Jasne? Nowiny to niezwykłe rzeczy, które się zdarzają... - I zwykłe rzeczy, które się zdarzają – dodała Sacharissa, mnąc sprawozdanie ze spotkania Ankhmorporskiego Klubu Zabawnych Warzyw. - I zwykłe rzeczy, owszem – zgodził się William. – Ale nowiny to zwykle coś takiego, że ktoś nie chce, byście pisali o tym w azecie... - Tylko że czasem to nie to – dodała znowu Sacharissa. - Nowiny są...- zaczął William i urwał. Przyglądali się uprzejmie, jak stoi z otwartymi ustami i wzniesionym palcem. – Nowiny... – powtórzył. – Wszystko zależy. Ale poznacie je, kiedy je zobaczycie.”
Pratchett również na swój sposób pozostaje poszukiwaczem nowin – reporterem naszej codzienności. Dotyka społecznych obaw, kulturowych tabu, opisuje problemy, lęki, patologie. I – mimo ich wszystkich wad – stanowczo wierzy w ludzi. Krytykuje ich – to jasne – wytyka słabości, ale wierzy, że tak naprawdę zdolni są do rzeczy wielkich. Z pozoru trochę to mało postmodernistyczne... Ale w końcu – czy postmoderniści naprawdę muszą negować wszystkie wartości? Pratchett ucieka od tego schematu (tak jak ucieka zresztą od wszystkich norm, obyczajów, utartych wzorców i schematów) – dlatego też w jego przypadku literatura rozrywkowa, lektura lekka, łatwa i przyjemna, mająca przede wszystkim ułatwić nam relaks, stara się także pod kostiumem fantastyki przekazać kilka ważnych prawd o współczesności. I z obu tych zadań wywiązuje się znakomicie.
Prace ziemne odsłoniły szkielet plezjozaura z napisem "Skończyć z próbami nuklearnymi". Dyrektor budowy Kin Arad nie jest zaskoczona – ma dwieście...
Pierwsza książka z serii Świata Dysku, stanowiąca satyrę na cały gatunek fantasy. Opowiada losy pierwszego dyskowego turysty Dwukwiata, oraz jego śmiercionośnego...
Na świecie istnieją podobno dwa rodzaje ludzi. Jedni kiedy dostają szklankę dokładnie w połowie napełnioną mówią:' Ta szklanka jest w połowie pełna'. Ci drudzy mówią:'Ta szklanka jest w połowie pusta'. Jednakże świat należy do tych, którzy patrzą na szklankę i mówią:'Co jest z tą szklanką? Przepraszam bardzo... No przepraszam... To ma być moja szklanka? Nie wydaje mi się. Moja szklanka była pełna. I większa od tej!'. A na drugim końcu baru świat pełen jest innego rodzaju osób, które mają szklanki pęknięte albo szklanki przewrócone (zwykle przez kogoś z tych, którzy żądali większych szklanek), albo całkiem nie mają szklanek, bo stały z tyłu i barman ich nie zauważył.
Więcej