Podróż sentymentalna
Kto nie pamięta takich lektur z lat młodzieńczych, jak Godzina pąsowej róży Marii Krüger czy Świat zaginiony Arthura Conana Doyle`a czy Jankes na dworze króla Artura Marka Twaina? Wszystkie te powieści przenoszą nas w odległą przeszłość, zaś bohaterowie zmuszeni są radzić sobie w nowych, często ekstremalnych dla nich warunkach. Powiedzieć, że podróże kształcą, to zbyt mało w przypadku takiego przeskoku w przeszłość. I choć przeniesienie do innej epoki rodzić może szereg nieporozumień czy kłopotów, to wielu z nas skrycie marzy o choć jednej takiej wyprawie, o prawdziwej przygodzie. Wielu z nas chciałoby też cofnąć czas nie o całe stulecia, ale zaledwie o dziesięciolecia – wówczas, teoretycznie, istniałaby możliwość spotkania swojej babki czy matki w ich wieku dorastania. Jak wielkie możliwości to stwarza - szczególnie dla osób, które wcześnie straciły bliskich bądź też nigdy nie udało się z nimi nawiązać bliskich relacji!
Taką możliwość ma Anna Duszkowska, stateczna absolwentka filologii germańskiej, tłumacz przysięgły, kobieta żyjąca w wolnym związku z Bartkiem. Bohaterka wciągającej powieści Powrót do Nałęczowa Wiesławy Bancarzewskiej przenosi się prosto z łazienki swojego mieszkania do 1932 roku do Nałęczowa, gdzie mieszkała jej babcia i gdzie dorastała mama. Opublikowana przez wydawnictwo Nasza Księgarnia powieść daje nam nie tylko możliwość zagłębienia się w przeszłości, ale i w samej atmosferze dawnych lat, bowiem plastyczny język autorki i wyczucie smaku tworzą niezwykły klimat lektury, niemal namacalną rzeczywistość, w której możemy kreować i swoje historie.
Lata szaleńczej młodości Anna ma już za sobą, teraz czerpie poczucie bezpieczeństwa ze związku z Barkiem, choć związek ten jest dość osobliwy. Spotykają się już od siedmiu lat, doskonale się czują w swoim towarzystwie, spędzają ze sobą wybrane dni tygodnia i po randkach każde z nich wraca do swojego pustego mieszkania. Jest im tak wygodnie, a przynajmniej ona usiłuje sobie wmówić, że taki charakter znajomości ma swoje plusy. Nie planują również dzieci, a przynajmniej nie w tej chwili, bowiem oboje nie są jeszcze na to gotowi. Czas jednak ucieka…
Anna zamieszkuje lokum odziedziczone po rodzicach, pełne pamiątek z przeszłości, ze starą „landarą”, czyli wielką szafą stanowiącą spadek po przodkach. Jest osobą bardzo sentymentalną, kwiaty suszy pomiędzy kartami książek, pieczołowicie zachowuje wspomnienia. Dlatego też kiedy z łazienki swojego domu przenosi się do Nałęczowa, doskonale adaptuje się do nowych warunków. Udając letniczkę, wynajmuje pokój w przedwojennym domu swojej babci, który pomimo widocznej biedy tętni życiem, rozbrzmiewa śmiechem dorastających panienek i emanuje ciepłem.
Anna trafia do czasów, kiedy do okien puka przedwojenny kryzys, najbardziej widoczny u uboższej części społeczeństwa. Jej babcia, wdowa, samotnie wychowuje pięć córek: Tosię, Jasię, Władkę, Sabinę i mamę Anny. Ima się każdej pracy, mimo to z trudem wiąże koniec z końcem. Wynajęcie pokoju dziwnej, ekscentrycznej pani z Torunia to dla niej prawdziwa okazja, by zasilić nieco domowy budżet. Jest w stanie zaakceptować nawet niezwykłe prośby Anny, jadanie przy wspólnym stole czy nieustanne angażowanie się tej prawdziwej damy w prace w gospodarstwie. Tymczasem Anna chłonie każdą minutę spędzoną w rodzinnym gronie i ogrzewa się w cieple domowego ogniska. Ma też okazję porozmawiać ze swoją babką, zobaczyć mamę oraz poznać ciotki nie jako dostojne kobiety, ale jako dzieci ze swoimi problemami i rozterkami.
Przekonana, że znalazła się w Nałęczowie tylko po to, by spotkać swoją rodzinę, nie przypuszcza nawet, iż jej wizyta ma głębszy sens. Przede wszystkim Anna uświadamia sobie, jak wielkim szczęściem jest rodzina. (…) Rodzina to ciąg pokoleń. Aby trwała, każdy musi postarać się o własne drzwi, za którymi śpią dzieci – pisze autorka. Tymczasem bohaterka ma piękne, choć puste mieszkanie, podobnie jak puste jest jej serce. Zdaje sobie sprawę, że związek, jaki stworzyła z Bartkiem jest zaledwie wygodnym układem, jest zabawą w miłość, a ona mimo wszystko chce wierzyć, że pewnego dnia dla kogoś będzie najważniejsza.
I taki ktoś się pojawia – przystojny Aleksander Obrycki, letnik, który w pensjonacie Marzanna nieopodal domu babci spędza swoje wakacje. Szarmancki mężczyzna ma tylko jedną wadę – pochodzi z przeszłości…
Jak zakończy się ta niezwykła historia? Którego z mężczyzn: współczesnego Bartka czy Aleksandra z 1932 roku wybierze Anna? Czy podróże w czasie będą miały swój kres, czy może warto wybrać jedną epokę, w której chce się żyć? I czy to na pewno będą czasu współczesne? Na te pytania odpowiada Bancarzewska w swoim spektakularnym debiucie, od lektury którego nie można się wprost oderwać.
Przemyślana fabuła i doskonała kompozycja tekstu oszczędzają nam zagubienia w czasoprzestrzeni mimo wielokrotnych podróży pomiędzy 2011 a 1932 rokiem. Doskonale skonstruowani bohaterowie ożywają na kartach książki, śmieją się do nas, zdradzając swoje tajemnice, a nad wszystkim unosi się aromat doskonałych potraw serwowanych przez babcię Anny – prostych, ale z naturalnych składników i przygotowanych z miłością. Jedną tylko mam pretensję do autorki – z chęcią posmakowałabym tych delicji, brakuje mi zatem przepisów dołączonych do powieści. I jeszcze po lekturze brak mi czaru przedwojennego Nałęczowa, który pozwoliłby przetrwać kolejna zimę w żyjącym w pośpiechu mieście…
Anna stara się nie myśleć o współczesnym świecie, który opuściła na dobre. Jej życie jest teraz w Annopolu w latach trzydziestych, u boku...
Wrzesień 1939. Mąż Anny idzie na wojnę, a w Annopolu pojawia się nowy niemiecki "właściciel". Anna z córeczką znajdują schronienie w skromnym mieszkaniu...