Tak się składa, że większość wielbicieli prozy Stephena Kinga za jego najlepsze powieści uznaje te najbardziej obszerne. Którego z nich by nie zapytać, jednym tchem wymieni takie tytuły jak Bastion, To, Bezsenność czy Sklepik z marzeniami. Gdyby podrążyć temat dłużej, wyszłoby, że książki te są lubiane, ponieważ King ukazuje w nich wielowymiarowo społeczeństwo, przeciwstawia złe cechy cechom dobrym, dorzucając do tego wydarzenia, które niemal jak zapalnik doprowadzają do eksplozji, obnażając nasze słabostki. Dodatkowo autor popisuje się doskonałym zmysłem obserwacji, co owocuje wiarygodnym portretem psychologicznym bohaterów oraz trafną oceną drogi rozwoju ludzkich zachowań. Wszystko to zawsze okrasza cudowny, gawędziarski styl, dzięki któremu mknie się przez te „cegiełki” z prawdziwą przyjemnością. Z tych powodów Pod kopułą było jedną z najbardziej oczekiwanych książek roku. Z tych powodów także stawiano jej od samego początku bardzo wysokie wymagania.
Powieść liczy sobie ponad dziewięćset stron i chyba po raz pierwszy w karierze udało się Kingowi utrzymać szybkie tempo aż do samego końca. Od pierwszej, bardzo filmowej sceny zamknięcia miasteczka Chester’s Mill pod kopułą, do ostatniej, dzieje się tyle i na tak wielu płaszczyznach, że z trudem przychodzi odkładanie opowieści na bok. Najlepszym wyjściem byłoby zaszycie się na kilkanaście godzin w pokoju, aby spokojnie delektować się tym, co Stephen King przygotował dla swoich czytelników. A jest tego tyle, że mogłoby powstać z tego kilka osobnych historii.
W Pod kopułą ponownie mamy dwie frakcje, które wykształcają się spośród mieszkańców. Jedna, ewidentnie zła, kierowana przez Dużego Jima – pragnącego władzy polityka – staje się niejako motorem napędowym i dzięki niej aż kipi od różnych wydarzeń, poczynając od pobić, kończąc na sabotażach oraz morderstwach. Druga, pod wodzą Dale’a Barbary (byłego żołnierza, obecnie kucharza), to strona dobra, próbująca nieśmiało stawiać czoła oponentom, starająca się zachować w mieście spokój i równowagę. Tej jednak nie da się ocalić i wszystko zmierza do tragedii. A to dlatego, że dziwnym trafem wśród obywateli Chester’s Mill, znajduje się wyjątkowo wiele czarnych owiec, które zaczynają traktować kopułę jako szansę na ugranie czegoś dla siebie.
Stephen King korzysta tutaj ze wszelkich znanych z wcześniejszych jego powieści zagrywek. Jest więc motyw walki ze złem, jest obsesyjny polityk (przypominający Grega Stilsona z Martwej Strefy), są inteligentne i pomocne dzieciaki, jest nieporadny rząd i jego agencje, a także siła od człowieka potężniejsza, która przygląda się postępującemu ze strony na stronę dramatowi. W założeniu przypomina to odrobinę Władcę much, czyli stanowi studium człowieczego postępowania w warunkach odosobnienia. Podobnie jak dzieci w powieści Goldinga, bohaterowie Kinga zostają niejako odcięci od świata (mają z nim jednak kontakt, stają się też widowiskiem medialnym), są zdani tylko na siebie. Ta separacja wyzwala złe instynkty, uwalnia ciąg zdarzeń, które wywrócą spokojną, amerykańską prowincję do góry nogami. Zaistniała sytuacja pokazuje też, jak niewiele człowiekowi trzeba, aby odrzucił on normy moralne. King, podobnie jak Golding, stara się wiarygodnie ukazać te procesy. Jednak, o dziwo, brak mu cierpliwości i zdecydowanie zbyt szybko odsłania karty, poświęcając wiarygodność w zamian za tempo akcji.
Co ciekawe, Stephen King w Pod kopułą prawie rezygnuje z wątków nadprzyrodzonych, a nawet, gdy się one pojawiają, są traktowane oględnie, trochę jak nieślubne dziecko. Autor kompensuje to w inny, można powiedzieć: bardziej naturalistyczny sposób straszenia. Szczególnie w pamięć zapada postać Juniora – syna wspomnianego polityka – który z powodu choroby zmienia się w potwora. Jest to zdecydowanie bardziej przerażające, bardziej realne niż jakiekolwiek duchy, wampiry czy demony. Bardziej też przemawia do wyobraźni, bowiem nic tak nie napawa obawą jak utrata zdrowia. Podobnie sprawa ma się z tak prozaicznymi sprawami jak prąd, telefon, jedzenie, swobody obywatelskie. Normalnie się nad ich zasadnością czy istnieniem nie zastanawiamy, King jednak odpowiednio sytuację przerysowuje, przez co dociera do czytelnika, jak straszne byłoby natychmiastowe odcięcie od dóbr współczesnego świata.
Dużym lękiem napawało mnie także zakończenie. Nie z tego powodu jednak, że będzie tak porażające, ale dlatego, iż mogło być po prostu złe. King wielokrotnie udowadniał, że z finałami sobie nie radzi. W tym wypadku wybrnął satysfakcjonująco. Nie jest to nic powalającego, bije z tego amerykańskość autora, ale stanowi ciekawą wariację na pewien psychologiczno-socjologiczny aspekt. Dodatkowo, w wyjaśnieniu, czym kopuła jest, widać, że King zna współczesne fascynacje w SF i podejście tego gatunku do pewnych zagadnień, co po trosze wykorzystał. Nie zrobił tego w sposób odkrywczy, ale rzemieślniczo dobry, jak przystało na twórcę literatury popularnej. Zresztą niczego innego nie oczekiwałem. Pod kopułą spełnia praktycznie wszystkie wymagania, jakie stawiali tej książce czytelnicy. To solidna, trzymająca w napięciu, mocna opowieść, którą czyta się z wypiekami na twarzy.
Do Calla Bryn Sturgis, miasteczka położonego w miejscu zwanym pograniczem, zbliżają się hordy Wilków - tajemniczych, uzbrojonych po zęby stworów...
Jeden z najpopularniejszych pisarzy wszech czasów powraca! Devin Jones, student college'u, zatrudnia się na okres wakacji w lunaparku, by zapomnieć o...