Za sprawą powieści Okna z widokiem na Weronę popularna seria o Zawrociu Hanny Kowalewskiej doczekała się naprawdę udanej kontynuacji. Autorka bardzo konsekwentnie rozwija portrety i historię swoich bohaterów, a jej proza wciąż zachwyca pięknem frazy i niespiesznym rytmem opowieści.
Jeśli czytelnicy spodziewali się, że po wydarzeniach opisanych w Czterech rzęsach nietoperza Matylda i Paweł wreszcie zaznają spokoju i prawdziwej bliskości, nie mogli się bardziej mylić. Związek z muzykiem to w dużej mierze relacja na odległość i nie można o tym zapominać nawet wówczas, gdy jest się w ciąży. Ale Paweł za granicę wyjeżdża także dlatego, że wzywają go ważne sprawy rodzinne. Tymczasem Matylda podejmuje kolejne śledztwo, starając się poznać historię Werony, miejsca nierozerwalnie związanego z Zawrociem, a jednak otoczonego murem milczenia. Miejsca, które kryje wiele mrocznych tajemnic, związanych także z bardzo bliskimi jej ludźmi.
Mogłoby się wydawać, że w przypadku siódmego już tomu cyklu o Zawrociu nie może już być miejsca na zaskoczenie. Bohaterów tej historii znamy od tak dawna, poznaliśmy już tak wiele ich sekretów, tak wiele wraz z nimi przeżyliśmy – co jeszcze mogą ukrywać? Co jeszcze może zdarzyć się na prowincji, w Zawrociu, które od zawsze wydawało się bezpiecznym azylem?
Okazuje się, że całkiem sporo, choć Okna z widokiem na Weronę to nadal proza bardzo refleksyjna, a jej akcja nie toczy się zbyt szybko. Hanna Kowalewska w nowej książce nie skupia się już na tych samych problemach, które stały się osią tomu poprzedniego. W Czterech rzęsach nietoperza Matylda i Paweł uczyli się żyć razem, będąc w oddaleniu od siebie. Walczyli też z rodziną, która wyraźnie nie sprzyjała ich związkowi. W Oknach z widokiem na Weronę nadal czuć tęsknotę i ból płynący z wymuszonego rozstania, jednak jest ono dla bohaterów w pewnym sensie naturalne, zaś opór i uprzedzenia ze strony większości bliskich Pawła wyraźnie już zmalały. Znać za to zagubienie Matyldy, którą ciąża coraz bardziej ogranicza – kobieta nie może towarzyszyć Pawłowi podczas jego zagranicznego wyjazdu, ale i podróże pomiędzy miastem a Zawrociem stają się coraz bardziej utrudnione. Z jednej strony widać też troskę Matyldy o dziecko, z drugiej jednak znać, że nie jest jeszcze gotowa na zostanie mamą. Swe zagubienie, dezorientację, tęsknotę, ból kobieta próbuje stłumić, coraz bardziej pogrążając się w przeszłości. Jej „śledztwo" będzie jednak inne niż to, które obserwowaliśmy w Czterech rzęsach nietoperza. We wcześniejszej książce o Zawrociu mieliśmy do czynienia z groźbami kierowanymi do głównej bohaterki – to one pchały Matyldę do działania. W tym przypadku jest inaczej, Matylda wciąż jednak mierzy się ze sprawami najbardziej bolesnymi i trudnymi, jednocześnie starając się nie zranić nikogo z bliskich Pawła i nie przekraczać wyznaczonych sobie samej granic. Okna z widokiem na Weronę to więc opowieść o przeszłości, która wciąż żyje i jest wokół nas. To historia o tym, jak Matylda dorasta do nowych ról, jak stopniowo zakorzenia się w nowym miejscu, niejako wchodząc w rolę, którą pełniła niegdyś jej babka, jednocześnie jednak pozostaje sobą. Jak mierzy się z oporem ze strony otoczenia – także najbliższego. I jak stara się odkryć przeszłość, myśląc, że prowadzić to będzie do oczyszczenia. Nie wie tylko, że źródłem oczyszczenia bardzo często bywa ogień.
Okna z widokiem na Weronę nie są jednak wyłącznie opowieścią o Matyldzie. W tle mamy wiele pełnokrwistych postaci, a także ich coraz bardziej rozbudowane historie. Lepiej poznajemy motywacje bohaterów, którzy pojawili się już we wcześniejszych częściach cyklu – choćby siostry Pawła, Emili. Wybierzemy się do osady, by bliżej poznać kolejnych jej mieszkańców. Matylda znajdzie też blisko swego nowego domu zupełnie nową przyjaciółkę. Powróci wątek teatralny, pojawią się ojciec Fasolki, Paula, matka Matyldy... Kto wie, może uda się też zastąpić spalony wcześniej fortepian nowym instrumentem?
Okna z widokiem na Weronę to opowieść oparta na półcieniach (a może nawet ćwierćcieniach). Subtelna, zniuansowana, unikająca jednoznaczności. Mnóstwo tu z pozoru tylko nieistotnych szczegółów, wiele analizowania własnego i cudzego zachowania, słów, decyzji – czasem w pełni świadomych, a czasem nieuświadomionych, wciąż jednak wiele mówiących o ludziach i ich pragnieniach. To proza wielowymiarowa, złożona. A przy tym – świetnie napisana. Zachwyca melodyka zdań, rytm i fraza. Znać, że autorka parała się poezją. Wiele tu fragmentów jakby gotowych do notowania i cytowania, jednak nie są to puste językowe „błyskotki". Każde zdanie ma swoje miejsce w tej opowieści. Choć czasem odkrywa się to dopiero po czasie.
Właśnie – czas. Nie da się raczej Okien z widokiem na Weronę „połknąć" w jeden wieczór. Warto przyjemność z tej lektury sobie dawkować, warto smakować tej prozę, pozwolić, by dojrzewała wraz z czytelnikiem. Warto po prostu poświęcić jej odpowiednio dużo czasu – może nawet powracając przy okazji do wcześniejszych tomów sagi o Zawrociu? Wtedy dopiero docenić można urodę i wielowymiarowość tej opowieści, dostrzec, jak jej bohaterowie się zmieniają. A może odkryć także zmiany, jakie zachodzą po lekturze w nas, czytelnikach książek Hanny Kowalewskiej?
Wydawało się, że trzy powieści z cyklu o Zawrociu wystarczą, by Matylda zgłębiła wszystkie rodzinne sekrety. Nic bardziej złudnego. Gdy do Matyldy trafia...
Matylda musi jeszcze raz zmierzyć się z przeszłością i rozwikłać kolejną rodzinną zagadkę. Kim był jej ojciec, który zginął, gdy miała pięć lat...