Książka francuskiej dziennikarki składa się z dwóch opowieści, opartych na tym samym schemacie: bohater/bohaterka przeżywa ból istnienia, by pod wpływem jednego zdarzenia całkowicie zmienić swoje życie. Na lepsze.
Mathilde pracuje u swojego szwagra jako... no właśnie, ona sama nie wie, jaki zawód wykonuje. Jej zadanie polega na pisaniu negatywnych komentarzy na forach na temat stron internetowych firm, które powinny mieć je zrobione na nowo. Po serii komentarzy „ofiary” same proszą o zrobienie im nowej strony, płacąc za to oczywiście sporo. A potem dzieje się cud – komentarze zmieniają się na pozytywne, entuzjastyczne, sprzedaż rośnie, wszyscy są szczęśliwi. Za cały ten PR odpowiada właśnie Matylda. Ale ona sama nie czuje w tym sensu, nie widzi celu. Ponieważ sama przybiera setki osobowości, nie wierzy w żadne słowo przekazywane przez media. Żyje z poczuciem pustki w wynajmowanym wspólnie z bliźniaczkami mieszkaniu, imprezując regularnie i oddając się zakupoholizmowi. Przelotne związki nie przynoszą jej satysfakcji, bo jej serce umarło już przy pierwszej miłości, zdradzone także przez piękne słowa.
A Facebook to nie fantazja?
A portale randkowe? I cała reszta stron z durnymi anonsami? Te wszystkie nędzne kotły, w których świetnie przemieszają waszą samotność między dwoma klipami reklamowymi, te wszystkie 'Lubię to' klikane bez namysłu, te wszystkie sieci wyimaginowanych znajomych, nadzorowanych wspólnot, stadnych, opłacalnych i zubożałych braterstw podłączonych do arcycennych serwerów, to niby co? (…) One dają wam złudzenie, że to wszystko robicie, że ogarniacie cały świat. Te wszystkie zakodowane uczucia, przyjaźnie, które trzymają się na jednym kabelku, trzeba je doładowywać co wieczór, a i tak n i c by z nich nie zostało, gdyby wywaliło korki...
Bohaterka uświadamia sobie to wszystko bardzo boleśnie, gdy gubi torebkę z cenną zawartością. I nie chodzi tu tylko o kwotę dziesięciu tysięcy euro na remont mieszkania, ale o jej całą prywatność: zawartość telefonu, zdjęcia, kontakty, adresy, ulubione przedmioty, karty płatnicze. Wszystko, co tworzy jej tożsamość. Ta strata powoduje, że Mathilde dostrzega pustkę swojego istnienia, które może zniknąć razem z zawartością jej portfela. To ją przeraża. Może dlatego tak mocno chwyta się człowieka, który znajduje jej zgubę i oddaje z całą zawartością, a potem znika. Dziewczyna zrobi wszystko, by go odnaleźć. Jedynego uczciwego, prawdziwego człowieka, który w jej przekonaniu jest pozbawiony fałszu i nieskończenie dobry.
Bohaterem drugiego opowiadania jest Yann, który miał zostać designerem, a pracuje jako przedstawiciel handlowy, sprzedający nowoczesne, nikomu tak naprawdę niepotrzebne gadżety. Ale powinien czuć zadowolenie, bo ma umowę na stałe, ma dziewczynę, z którą mieszka, stać go na kredyt. Ale mimo tego nie jest szczęśliwy. A przecież wychowano go w poczuciu bezpieczeństwa i miłości, nie doświadczył przemocy, miał wszystko, co inne dzieciaki: gry, zabawki, ciuchy. Co z tego, jeżeli od wczesnego dzieciństwa wmawiano mu, że natura cierpi przez niego, że lasy znikają w oleju palmowym zużywanym na pieczenie jego łakoci, że lodowiec topnieje, kiedy mamusia odpala silnik ich samochodu, że niedługo wszystkie dzikie zwierzęta wyzdychają i że jeśli nie będzie zakręcał kranu za każdym razem kiedy myje zęby... Poczucie winy wobec świata narasta z wiekiem, gdy biały chłopiec dowiaduje się w szkole, że jest chciwym tchórzem, donosicielem i kolonizatorem, a świat jest przeludniony, grozi mu pustynnienie, brak powietrza, wody, paliw kopalnianych i terenów uprawnych, a wszystko tak naprawdę przez niego – młodego Europejczyka. Szkoła zabija w nim miłość do sztuki, każąc analizować wiersze, a potem resztki kreatywności i marzeń niszczą koncerny, do których wysyła podania o pracę. Pozostaje trwać w grze pozorów, cieszyć się tym, że udało się wpisać w jakiś schemat i odgrywać swoją rolę.
Wszystko się zmienia, gdy Yann spotyka na klatce schodowej roześmianą rodzinę sąsiadów, którzy wszystko powyższe mają w głębokim poważaniu. Jeden wieczór wystarcza, by chłopak uświadomił sobie pustkę swojego życia. Ale to przecież przeczuwał już wcześniej. Teraz przyszła pora na decyzję. Podobnie jak w przypadku Matyldy, jego decyzja wywraca dotychczasowe życie do góry nogami, wprowadzając je na zupełnie nowy tor. A więc można. Można odnaleźć sens.
Nareszcie mamy powieść, będącą głosem pokolenia X czy Y (litera tak naprawdę nie ma tu znaczenia, liczy się poziom melancholii i poczucia bezsensu), odkrywającą, co tak naprawdę boli ludzi urodzonych pod koniec XX wieku. Ludzi, którzy trafili na czas cyfryzacji świata, w którym żyją, ale jeszcze pamiętają, jak było wcześniej.
Słowa uznania należą się tłumaczowi za oddanie współczesnego języka, za przełożenie francuskich zwrotów potocznych na polskie. Ta książka jest jakby pisana po polsku, dzięki czemu staje się uniwersalna, dotycząc każdego młodego Europejczyka.
Nowa Gavalda – poprawia nastrój! Wielka pochwała radości życia i siły, jaką może dawać miłość i oparcie w rodzeństwie. Powściągliwy Simon,...
"Mijam ludzi. Patrzę na nich. Pytam, o której rano wstają, w jaki sposób zarabiają na życie i jaki na przykład jest ich ulubiony deser. A potem o...