Nie od wczoraj słyszy się, że przyjaźń między kobietą a mężczyzną jest czymś niemożliwym. Najczęstszym argumentem padającym na potwierdzenie tych słów bywa, że prędzej czy później któraś ze stron poczuje coś znacznie więcej. A wtedy sprawy mogą się lekko skomplikować. Nastanie moment, gdy widok ukochanej osoby z kimś innym zacznie dogłębnie ranić, a zazdrość zaślepiać. Walka z tym zacznie tłamsić, ale też przybędzie obawa, zasiewająca ziarnko niepewności. Przecież w przyjaźni nie ma sekretów, prawda? Lepiej nie ukrywać swych uczuć, być szczerym, jak zawsze. Kto wie, może ta druga strona czuje to samo? Tylko czy warto zaryzykować utratę tego, co budowało się przez lata?
MOŻE WIELKIE MIASTA OFERUJĄ MULTUM MOŻLIWOŚCI, ALE NIGDY NIE DADZĄ TEGO, CO MAŁA WIEŚ: ODPOCZYNKU
Przykro mi to mówić, ale nie tak od razu dałam się porwać stworzonej przez Klaudię Bianek historii. Po wielu pieśniach pochwalnych, znaczy się pozytywnych rekomendacjach osób, które lekturę „Jedynego takiego miejsca” miały już za sobą, wyczekiwałam już na starcie bomby emocjonalnej, gotowej zmieść mnie z powierzchni Ziemi. Czegoś, co będzie działać niczym cukier: pobudzająco. Siedziałam jak na szpilkach, bacznie wyczekując tego momentu, który... bezczelnie nie chciał nadejść.
Zdarzenia w urokliwych Groszkowicach, a raczej w samych lasach Groszkowickich toczyły się swoim miarowym, niewymuszonym rytmem. Raz były przepełnione feerią barw, gdzie wielu mogłoby pozazdrościć tak przyjemnie spędzonych chwil, gdzie za chwilę przybierały bezwzględne odcienie szarości. Choć ociupinkę zawiedziona, nie byłam w stanie odmówić temu uroku. Swojskie, pozbawione wygód, w pełni naturalne życie miało w sobie to coś, co sprawiło, że nawet się nie spostrzegłam, a zostałam pochłonięta. I to do takiego stopnia, że potrafiłam sięgnąć po książkę zaraz po obudzeniu, byle tylko przeczytać te parę zdań i lepiej rozpocząć dzień. Pozorna idylla odeszła w kąt, kiedy fabularna burza postanowiła przejść nad bohaterami. Z duszą na ramieniu obserwowałam, jak wiele błahych spraw coraz bardziej się komplikuje, a natłok sekretów wydziela truciznę, niszcząc to, co dotąd posiadało pozornie solidną konstrukcję. Przeskakiwałam ze strony na stronę, jak w jakimś transie, by nic nie umknęło mojej uwadze. A wtedy… wtedy przybyło TO. W tamtym momencie obiecałam sobie, że się nie wzruszę. Nadal lekko obrażona, chciałam być twarda jak skała. I jak poszło? Cóż… Klaudia Bianek jednak sprawiła, że moje przyrzeczenie poszło w las! Siedziałam zapłakana, pociągałam nosem, starając się nie trząść od nadmiaru emocji, jakie we mnie buzowały. Co więcej, pozwalałam na to, aby dalej wbijała mi nóż (a nawet tasak!) w serce, w międzyczasie próbując opatrywać rany. Kochałam ją za to, a zarazem nienawidziłam. Te sprzeczne uczucia towarzyszyły mi aż do samego końca, gdzie wtedy podsumowałam wszystko jednym zdanie: „Czyli ta bomba emocjonalna była, ale z opóźnionym zapłonem!”.
„ŁĄCZY NAS WIELE SPRAW, JESZCZE WIĘCEJ DZIELI...”*
Już na swoim Instagramie wspominałam, że relacja Leny i Alana kojarzy mi się z refrenem piosenki „Karuzela” od Sylwii Grzeszczak, a każdy kolejny rozdział dobitnie mi to uświadamiał. Ta dwójka pochodziła z dwóch różnych świat! Na dodatek długa rozłąka sprawiła, że musieli nadrobić sporo zaległości, gdzie zdobyte przez te lata nieobecności jednego w życiu drugiego również mocno oddziaływały na ich relację. Alan zapamiętał Lenę jako niepewną siebie i swojej urody dziewczynkę, która, kiedyś się przed kimś otworzy, jest gotowa przełamać swoją nieśmiałość i dzielnie towarzyszyć temu, komu zaufała. Za to dziewczyna zachowała w pamięci obraz pewnego siebie, gotowego na przeżywanie licznych przygód chłopca. Zmieleni przez rzeczywistość, starali się wyłapać w sobie te charakterystyczne cechy, co… wcale nie było trudne. Ale, wraz z rozdzieleniem przybyły też inne elementy relacyjnej układanki, które raz ich do siebie przyciągały, a następnie odpychały. Zdarzało się, że marzyłam o wzięciu patelni w dłoń i przyłożeniu każdemu z nich po tych pustych łbach. Wiem, że każde z nich próbowało zaleczyć zadane przez innych rany, jednak to, co wyczyniali… Rozumiałam, że Alan potrzebował jakoś zagłuszyć płonące uczucia, jakie żywił do Leny, ale czy droga, którą obrał, musiała się wyłonić zza mgły? Nie mógł wtedy zupełnie inaczej działać? A jego przyjaciółka wcale nie była lepsza! Wiem, ujawnienie sekretu wiązało się z pewnym ryzykiem, mimo wszystko lepiej podzielić się czymś, gdzie napięcie jeszcze nie osiągnęło zenitu, nim dusić to w sobie do końca...
Marcelek. Wystarczyło, że się pojawiał, a uśmiech nie schodził z twarzy. I wcale się temu nie dziwiłam. Każdy, kto spotykał go na swojej drodze, charakteryzował się utratą serca, gdyż… ten chłopiec je im bezpowrotnie skradał. Chłopiec był dla Leny całym światem. To dla niego starała się walczyć każdego dnia, by zapewnić mu jak najlepszą przyszłość. Alan także nie oparł się jego urokowi i bez wahania zapragnął się z nim zaprzyjaźnić. Nie da się jednak ukryć, że matce Marcelka nie byłoby tak łatwo, gdyby nie dwie ważne osoby w jej życiu: babcia Teresa i pan Tadeusz. Bogaci w życiowe doświadczeni, przeprawieni w boju, najpierw oddali skrawek siebie, wychowując Lenę, by później to samo uczynić z jej szkrabem. Chętni do pomocy, zawsze wspierali młodą mamę, nie oczekując nic w zamian. Ich bezinteresowność rozczuliłaby niejednego człowieka! Zdarzało się też, że ich rady wydawały się od czapy, jednak kiedy usiadło się i je przemyślało, nabierały one więcej barw oraz wskazywały, że nie są aż tak pokręcone, jak się wcześniej myślało. Za to ten, który ofiarował cząstkę siebie, by pojawił się Marcelek… Jak ja marzyłam o tym, aby stanąć naprzeciw niego i z wielką satysfakcją wygarnąć mu wszystko, co leżało mi na języku. To, co sobą reprezentował… Wróć! Nic sobą nie reprezentował! Totalny dupek! Gdzie moja patelnia, kiedy jej potrzebuję? Agh!
Klaudia Bianek zaprezentowała tutaj wiele charakterystycznych schematów, jakich niemało w gatunku young adult, ale lekkie pióro i sam zamysł całej historii sprawiają, że całkowicie zapomina się o tych elementach. Wyraźnie widać, że autorka nie tworzy na siłę. Co więcej, kieruje się ona emocjami, zasłyszanymi historiami, a to pozwala wczuć się i dać się ponieść chwili. Dobitnie pokazała, że kiedy dwójka ludzi jest sobie przeznaczona, wszelkie przeciwności nie są w stanie przerwać łączących ich nici. Tego mogą dokonać tylko ci, którzy są nią związani. To od nich zależy, czy pragną wykorzystać szansę od losu i połączyć się na wieczność, czy pozwolą miłości odejść bokiem. Aż czasami zapominałam, że mam do czynienia z debiutem literackim! Skoro przy nim tak żongluje słowami, że niemal samemu przeżywa się to, co bohaterowie, to co będzie, jak stworzy kolejne powieści?
Podsumowując. „Jedyne takie miejsce” to książka, która nie od razu pozwoli ci się lepiej poznać. Będziesz musiał dać jej czas, aby – niczym Lena – zaufała ci, odkrywając wszystko to, co ma w sobie najpiękniejszego. A naprawdę warto się starać, bo ta historia dostarcza wiele wrażeń, niemal uzależniając od nich.
Nie jestem zdziwiona, że „Jedyne takie miejsce” zwyciężyło w konkursie na najlepszą powieść. Klaudia Bianek zasłużyła na to olbrzymie wyróżnienie. Już nie mogę się doczekać jej kolejnych tworów.
* Fragment utworu „Karuzela” Sylwii Grzeszczak
Wydawnictwo: We need YA
Data wydania: 2019-05-15
Kategoria: Dla młodzieży
Kategoria wiekowa: 15-18 lat
ISBN:
Liczba stron: 360
Język oryginału: polski
Dodał/a opinię:
Aleksandra Bienio
Czy można kochać więcej niż raz? Kiedy Eliza traci ukochanego męża, cały jej świat trzęsie się w posadach. Mimo dławiącej rozpaczy kobieta musi stanąć...
Ostatni tom serii ,,Jedyne takie miejsce"! Autorka miłosnych opowieści zabierze Was w kolejną śmiałą podroż!Adrian pracuje jako barman w bardzo znanym...