Od pierwszej nocy mam nieodparte wrażenie, że mieszkam w camerze obscurze, a każdy obraz, który zostanie rzucony na przeciwległą ścianę, będzie odtąd odwrócony i nieostry, ale jedyny możliwy.
Pod koniec drugiej wojny światowej Finnmark miał zniknąć. Ale nie wszyscy i nie wszystko było tak łatwo łatwopalne, jak tego chcieli Hitlerowcy, broniący się przed Armią Czerwoną kosztem spalonej ziemi. Do dziś Północni boleśnie odczuwają przeszłość, którą potęguje niełatwa, mroźna i wietrzna teraźniejszość. Czasem jedynym ratunkiem przed tymi dwoma formami czasu jest spektakularna bitwa na śnieżki, czasem - nie mniej spektakularne graffiti na ścianie, a nierzadko także zwyczajna kłótnia z sąsiadem. Obok siebie bowiem - a czasem przeciwko sobie (sic!) - mieszkają przez lata gnębieni Saamowie, północni lub południowi Norwegowie, Rosjanie z Murmańska i emigranci. Tacy jak Ilona Wiśniewska, autorka reportażu Hen. Na północy Norwegii.
Północ Norwegii to jedna z niewielu krain na naszym globie, w której jest więcej pór roku niż w Polsce (z naszym swojskim przedwiośniem). W opuszczonych domach wiatr przestawia resztki mebli i zrywa z pomalowanych (kiedyś na biało) ścian plakaty sprzed dziesięcioleci. Mieszkańcy Tromsø, Gamvik, Vadsø i innych miasteczek Finnmarku, hen, daleko na północy Norwegii, spędzają życie na wiązaniu końca z końcem (a jak wiązać tak ciężki sznurek, kiedy zbliża się orkan?), podtrzymywaniu rozmów jak funkcji życiowych enigmatycznym „ja vel” i układaniem puzzli codzienności w tym arktycznym Bullerbyn.
Do swego stylu Wiśniewska przyzwyczaiła czytelników w Białym. I Hen jest właściwie bardzo podobną książką. Nieco liryczna, ale mroźna. Osobista, a jednak siebie autorka stara się ukrywać. To książka szczegółowa, bo skupiona na losach pojedynczych ludzi, a jednak pokazująca szerszą perspektywę z rozmaitymi jej odsłonami. Jak wcześniej zachwyca spostrzegawczością, prowokuje do myślenia, wzrusza.
Nie obyło się, niestety, bez niedociągnięć. Bo dziwi niepomiernie, że wkradło się tu niepokojąco jak na poziom, do którego przyzwyczaja Wydawnictwo Czarne, dużo błędów (dwieście trzydzieści kilometry) i literówek (zapomniał w domu zeszytu). No cóż, najwyraźniej zdarza się najlepszym.
Najważniejsze jest jednak to, że Ilona Wiśniewska słucha. Słucha i opowiada Północ z właściwą sobie wrażliwością kogoś swojsko-obcego, kogoś hen - czyli jednocześnie dalekiego i bliskiego. A czy dobremu reporterowi potrzebne są inne umiejętności?
Zimą samolot z południa dolatuje tu raz w tygodniu lub rzadziej. Latem tylko dwa statki dowożą zaopatrzenie na resztę roku. Kilkuset mieszkańców północnej...
Arktyczne lato, niedźwiedzie polarne i pełna przygód pogoń za kłusownikami! To miały być spokojne wakacje w towarzystwie ulubionej ciotki. Nietypowe...