Recenzja książki: Hania Humorek I Smrodek. Apetyt na święta

Recenzuje: Damian Kopeć

Święto Dziękczynienia i Olimpiada Żarłoków

Rozrosła się seria książek o Hani Humorek jak jakaś amerykańska sekwoja. Hania Humorek i Smrodek. Apetyt na święta to już jej szesnasty tom. W charakterystycznej, łatwo rozpoznawalnej postaci.

Dziękczynny Indyczy Trucht to coś, co warto by w końcu wygrać. Hania wierzy w to na sto pięćdziesiąt dziewięć procent. DIT to część Olimpiady Żarłoków, szkolnego festynu z okazji Święta Dziękczynienia. Okazja do świętowania i zabawy w gronie kolegów i rodziny. Hania Humorek jest pewna swojej dobrej kondycji. Dieta zero cukru, zero hamburgerów i pizzy, zero rodzynek powinna przecież wraz z intensywnym treningiem przynieść odpowiednie efekty. Smrodek, młodszy brat Hani, nie chce być gorszy. Trampki, stoper, start, stop - pod okiem trenera (czyżby to była Hania?!) sukces wydaje się być gwarantowany. Rodzeństwo zawiera swoisty rozejm na czas przygotowań. Słowne utarczki są bowiem miłe i ubarwiają codzienność, ale mogą przeszkadzać w koncentracji na czymś ważniejszym - na celu do osiągnięcia. A cel na dziś jest jeden: wygrać. Czy im się to uda?

Lekka, pogodna treść; zabawne ilustracje; trochę nauki wplecionej w rozrywkę - tak w skrócie można ocenić Apetyt na święta. Autorzy książki wykorzystują tematykę książki do przybliżenia mniej znanej historii Stanów Zjednoczonych, zwłaszcza Święta Dziękczynienia i zwyczaju objadania się w tym dniu indykiem. Czynią to jednak w sposób, który nie zmienia ogólnie rozrywkowego charakteru książki.

Duże litery i wyraźna czcionka mogą być zachętą do sięgnięcia po książkę dla tych małych czytelników, którzy ciągle jeszcze uczą się trudnej sztuki czytania. Nie jest to lektura dla starszych, nie ma tu czegoś specjalnego dla dorosłych lub bardziej wymagających. Książka jest znacznie spokojniejsza niż szalone przygody Koszmarnego Karolka. Powinna przypaść do gustu małym czytelnikom.