Czasami chwytliwy tytuł wystarczy, by porządnie zaciekawić czytelnika, który, nie patrząc na nic, z chęcią da się ponieść swojej intuicji. To właśnie przytrafiło mi się z powieścią Petera Swansona – Czasem warto zabić. Autor był mi nieznany (dopiero po krótkim researchu dowiedziałam się, że napisał raczej chłodno przyjętą Dziewczynę z zegarem zamiast serca), opinie na okładce niewiele mnie interesują, a znaczek z informacją, że Agnieszka Holland nakręci ekranizację mógłby dla mnie w ogóle nie istnieć. Sięgnęłam po tę pozycję, bo najzwyczajniej w świecie zaintrygowała mnie. Czy słusznie?
Ted powoli sączy swojego drinka, gdy w lotniskowej poczekalni dosiada się do niego piękna kobieta. Nie znają się, a Ted jest pewien, że więcej jej nie zobaczy. Od słowa do słowa – przy udziale sporej ilości alkoholu – opowiada nieznajomej o żmijowatej żonie, której z wielką chęcią by się pozbył. Dosłownie i na zawsze. Najpierw jest to żart, podszyty głębokim pragnieniem i nadzieją, że urocza rozmówczyni nie pomyśli o nim zbyt poważnie. Później zmienia się w plan o solidnych podstawach, w którym oboje mają wziąć udział. Ted już niebawem zabije swoją żonę, jest o tym przekonany, a ruda piękność mu w tym pomoże.
Pierwsze rozdziały mogą porządnie wciągnąć czytelnika. Mamy bowiem Teda, obrzydliwie bogatego mężczyznę, zdradzanego przez dwulicową żonę, która najwyraźniej jest bardziej zainteresowana nadzorowaniem budowy ich ogromnego domu i romansem z głównym wykonawcą niż spokojnym życiem u boku ukochanego męża. Chwilę później śledzimy losy czternastoletniej Lily, odrobinę wycofanej dziewczynki mieszkającej w domu artystów. Ojciec i matka, zajęci piciem, kłótniami i imprezami, nie zauważają niezdrowego zainteresowania, którym Chet – mieszkający u nich malarz – darzy młodą Lily. Sprawy dość szybko nabierają rumieńców, a czytelnik z łatwością domyśla się, że czternastolatka, której losy śledzimy, za kilka lat będzie gotowa pomóc Tedowi w zabójstwie żony. Co takiego wydarzyło się w życiu dziewczyny, że jej moralność stała się tak elastyczna?
Szczerze mówiąc, moim zdaniem morderstwo nie jest takim złem, jak ludzie to przedstawiają. Że czasem warto zabić. Wszyscy umieramy. Co to zmienia, że parę zgniłych jabłek zniknie ze świata trochę wcześniej, niż przewidział to boski plan?
Niestety akcja dość szybko staje się przewidywalna, a sam sposób prowadzenia narracji za pomocą techniki punktów widzenia nie wystarczy, by sprawić, że Czasem warto zabić zmieni się z powieści przeciętnej w dobrą. Spodziewałam się czegoś więcej niż zawiłości, które czytelnik zaznajomiony z gatunkiem będzie w stanie przewidzieć. Swanson nie zadziwił mnie, nawet chociażby na chwilę nie przyspieszył bicia mojego serca. Jego powieść okazała się mało oryginalna, choć odrobinę ratuje ją zakończenie, mające w sobie odrobinkę czarnego humoru.
Również postaci nie należą do najmocniejszych stron tego kryminału. O ile dość szybko przyzwyczaiłam się do uroczego, choć odrobinę zbyt często podkreślającego wartość pieniądza Teda, o tyle Lily – ze swoimi problemami i moralnymi wypaczeniami – nie była w stanie mnie do siebie przekonać. Uwielbiam silne bohaterki, które radzą sobie w życiu na wszelkie (dozwolone czy też nie) sposoby, jednak Lily okazała się postacią bardziej przytłaczającą niż paradoksalną, a to przez swoją morderczą filozofię życiową. Twarda jak stal, a zarazem krucha jak szkło – tak napisała o niej Agnieszka Holland. I chociaż mogę zgodzić się z tym twierdzeniem, w powieści dwoistość jej natury nie została zaakcentowana tak dosadnie, jak powinna. Dopiero ostatnie strony, na których ojciec Lily mówi o niej jako o małym zwierzątku wychowanym przez ludzi, przynosi konkretny obraz tej kobiety. Niestety - zbyt późno.
Nie mam jednak zamiaru wieszać psów na Swansonie. Czasem warto zabić to dość nastrojowy kryminał, który z pewnością wciągnie wielu czytelników. Ja, pomimo pewnych zgrzytów, bawiłam się przy nim dobrze, pochłaniając szybko kolejne strony. Autor posiada pewną łatwość w kreowaniu świata przedstawionego. I choć momentami przesadza z ciągłymi wycieczkami i jazdą w tę i nazad, niesamowicie szybko wsiąknęłam w przedstawioną przez niego historię. Pomimo swych wad, okazała się miłą przygodą na dwa wieczory. Lektura w sam raz na ciepłe wiosenne dni – bez większych oczekiwań.
Autorka bloguje na: Okiemwielkiejsiostry.blogspot.com
Sprawdzam ceny dla ciebie ...