Ludzie ludziom…
Sześć milionów – na tyle szacowana jest liczba Żydów, którzy w wyniku prześladowania przez władze niemieckiej III Rzeszy oraz jej sojuszników w trakcie II wojny światowej zostali zlikwidowani. Wśród ofiar Holokaustu byli mężczyźni, kobiety, dzieci – bestialstwo Hitlera i jego popleczników nie miało granic, nie oszczędzało też nikogo. Wśród ras niegodnych stąpać po tym łez padole znaleźli się także Polacy, a mogił poległych prawdopodobnie nigdy nie będzie można dokładnie policzyć. Ale ofiary wojny tak naprawdę nie mają narodowości czy wyznania, po każdej bowiem ze stron byli oprawcy, po każdej ze stron ludzie mieli wybór. Ci, którzy poddali się presji Hitlera bądź też dali się omamić jego ideologii, którzy w bestialskich mordach odnajdywali sens, są tak samo winni jak Ci, którzy uśpili swoje nieczyste sumienie, starając się żyć na uboczu, zamykając się na prawdę i udając.
Ile człowieka jest w człowieku odwracającym głowę na widok sąsiada? Ile człowieka jest w człowieku, który skazuje bliźniego na pewną śmierć, który donosi ze świadomością, że wyrok może być tylko jeden. Ludzie ludziom zgotowali ten los – wszyscy pamiętamy motto Medalionów Nałkowskiej. Pozostaje jednak pytanie, czy wspominając wojnę, możemy jeszcze mówić o człowieczeństwie? Nie znajdziemy prostej i łatwej odpowiedzi na to pytanie - szczególnie, że świadectwo swojego zezwierzęcenia dajemy nieustannie. Grzegorz Kozera zamyka te wątpliwości w formie powieści, która na długo pozostaje w pamięci i w sercach.
Książka jest swego rodzaju hołdem złożonym tym, którzy odeszli - ofiarom systemu i niezrównoważonego człowieka, któremu udało się zarazić swoim szaleństwem tłumy. To przestroga i dowód, jak łatwo jest wyzbyć się w obliczu strachu ludzkich odruchów, jak łatwo z ofiary zmienić się w kata. Berlin, późne lato to kolejna już powieść autora, którego pióro zwróciło już uwagę czytelników przy Drodze do Tarvisio. Najnowsza pozycja, opublikowana nakładem wydawnictwa Dobra Literatura, to krzyk tysięcy tych, którzy zginęli w opadach gazu, którzy zostali rozstrzelani, skatowani na śmierć, uduszeni. To rozpaczliwe prośby setek gwałconych bestialsko kobiet, to konwulsje ciał, skręcających się pod wpływem gazu. To wreszcie płacz dzieci, które nie rozumiały, że kończy się ich młode życie, ale czuły śmierć unoszącą się w powietrzu.
Tą śmiercią pachniał nawet Berlin 1943 roku, a upalne lato tylko potęgowało atmosferę nierealności i grozy. Ciągłe naloty, zmniejszające się racje żywnościowe i powszechna indoktrynacja potęgowały strach i napięcie mieszkańców. Żyli, ale co to było za życie - w kłamstwie, iluzji, którą coraz trudniej było utrzymać. Nie udaje się to nawet Otto Petersowi, pisarzowi bez weny, byłemu nauczycielowi, który próbuje utrzymać się przy życiu dzięki pracy w małej księgarni swojego przyjaciela. Bezpośrednie starcie zbrojne go ominęło, ranny ćwierć wieku wcześniej w nogę uchronił się przed linią frontu. Życie za Führera oddał natomiast jego syn, poległy pod Stalingradem, podobnie jak setki jemu podobnych. Żona zmarła na białaczkę kilka tygodni wcześniej i tak Otto został sam, izolując się od ludzi, ukojenie znajdując jedynie w książkach.
Otto woli nie wiedzieć, nie angażować się, nie myśleć – jego pragnienia ograniczają się tylko do spokojnego życia. Spokój ten burzy jednak pewna Polka, uciekinierka z obozu koncentracyjnego. Halina Kamińska, bo tak ma na imię więźniarka, kryje się przed gestapo w piwnicy domu, który zamieszkuje bohater. Co sprawia, że on, który wolał dotąd karmić się złudzeniami Niemiec wielkich i sprawiedliwych, decyduje się pomóc umierającej z wycieńczenia kobiecie? Może to serce, które lata wojny zamieniły w kamień? A może próba odkupienia win, wstyd za zachowanie syna, którego patriotyzm był splamiony krwią niewinnych ofiar?
Udzielenie schronienia Halinie przywraca bohaterowi wzrok. Dotąd żył jak ślepiec, nie dostrzegając okrucieństwa, bestialskich mordów i fałszywych świadectw dawanych przez III Rzeszę. Polka pokazała mu prawdę, mówiąc o milionach zgładzonych, o ciałach służących za surowiec, o łapankach, gwałtach, ciężkiej pracy i głodzie. O wszystkim, o czym dotąd Otto wiedzieć nie chciał. Przekonała go też, że miłość w wojennych czasach jest możliwa i warta nawet więcej, niż w czasach pokoju...
Mimo wyznania Otto: Nareszcie znów potrafię kochać, powieść Kozery nie jest historią o miłości. Od początku wiemy, że to uczucie jest tylko kurczowym chwytaniem się nadziei, że nie ma szans, że w tej bajce happy end nie jest możliwy. Książka jest raczej studium ludzkich zachowań w obliczu tragedii, w obliczu strachu, w obliczu wroga. To portret ludzi, którzy nie dzielą się na Polaków, Niemców i Żydów, tylko na tych, którzy noszą w sobie człowieka i tych, którym to człowieczeństwo zostało odebrane, bądź które oni sami złożyli w ofierze Führerowi. Są tu Niemcy dobrzy i źli, są tacy, którzy z narażeniem życia oferują pomoc, są tacy, którzy nie zawahają się w poczuciu dobrze wypełnionego obowiązku donieść na drugiego i tacy, którzy gotowi są wymienić życie za życie.
Berlin, późne lato to dowód na słabość człowieka, ale i na wielkość literatury. Kozera po raz kolejny udowodnił, że o rzeczach złożonych, wielowarstwowych można pisać prosto, wydobywając ich piękno bądź szpetotę. Sprawne pióro autora kreśli wizje śmierci, doskonale oddaje atmosferę napięcia i milczącego oczekiwania na rewizję, na wyrok, który prędzej czy później nadejdzie. Towarzyszymy bohaterowi w jego życiowej drodze, w jego przebudzeniu i wewnętrznej przemianie. Drobna Polka obudziła w nim nie tylko wolę przetrwania, ale i serce, które pod wpływem Goebbelsa, NSDAP i Hitlera zamieniło się w twardy głaz. Kozera zaś budzi w czytelnikach uczucie wstydu za tych, którzy stali się marionetkami w rękach decydentów oraz dumę z działania tych, którzy się nie poddali. Oby uczucia te pozostały w nas ku przestrodze...
Opowieść o miłości i namiętnościach w czasach totalitaryzmu, kiedy niemal każdy wybór decyduje o życiu lub śmierci.Berlin, lata dwudzieste, lata...
Gorzka i ironiczna opowieść o alkoholowym uzależnieniu zdegradowanego dziennikarza. Jedyną wartością, która może ocalić bohatera z pijackiego piekła, jest...