Miłość opiera się wszelkim normom. Wywiad z Joanną Jax
Data: 2022-07-25 11:31:48– Miłość, nie tylko rozumiana jako relacja kobiety i mężczyzny, opiera się wszelkim normom. Istnieje, ale wymyka się ramom, które narzucają politycy, stosunki społeczne czy ogólnie przejęte zasady. O uczuciach, historii i trudnych relacjach między narodami polskim i ukraińskim rozmawiamy z Joanną Jax, której Saga wołyńska jest już do kupienia w księgarniach.
To już kolejna książka w Pani dorobku, a czytelnicy nieodmiennie kochają te opowieści…
Jedni kochają, inni nienawidzą… Ja piszę dla tych pierwszych i cieszę się, że mam dla kogo. To już trzydziesta trzecia moja książka, nie licząc antologii, w których znalazły się moje opowiadania.
Tym razem zaprasza nas Pani na Wołyń tuż przed II wojną światową. Dlaczego to miejsce?
Ten temat „chodził” za mną od dawna. Opisywałam Kresy na północy (chociaż nie jest to do końca poprawna nazwa dla tych terenów, ale ogólnie przyjęta), potem przyszedł czas na południowe. Gdybym wiedziała, co się wydarzy, zapewne poczekałabym z wydaniem tej powieści, ale pierwszy tom wyjeżdżał z drukarni, gdy wybuchła wojna. Proces wydawniczy nie trwa kilka dni. Odpowiadając wprost: Wołyń czekał na swoją kolej.
Wytłumaczmy czytelnikom, czym była Ukraina, a czym Kresy w latach trzydziestych XX wieku.
Musiałabym sięgnąć aż do czasów Rusi Kijowskiej. Samo słowo „Ukraina” oznacza tereny graniczne, krańce państwa. Pojawiło się ono w średniowieczu i oznaczało określony obszar geograficzny. O państwie Ukraina możemy mówić od chwili rozpadu ZSRR i roku 1991. Dążenia Ukraińców do powstania „samostijnej” Ukrainy pojawiły się w XIX wieku, jednak Ukraina jako samodzielne państwo nigdy wcześniej nie istniała.
Część dzisiejszej Ukrainy była w obszarze granic Polski.
Kresy to także tereny graniczne, które po traktacie ryskim weszły w granice II Rzeczpospolitej, obejmując częściowo tereny zamieszkiwane przez Białorusinów, Litwinów i Ukraińców. My zwykliśmy, choć błędnie, nazywać Kresami wszystkie ziemie, które po konferencji w Jałcie znalazły się pod panowaniem Związku Radzieckiego. W każdym razie na tych terenach żyło dość sporo mniejszości narodowych. Niestety, po traktacie ryskim wielu Polaków znalazło się po tej drugiej stronie, czyli stali się obywatelami Związku Radzieckiego. Oczywiście, na południu najwięcej żyło Ukraińców.
Pierwszy tom sagi – Głód – wprowadza czytelnika w świat, który jest rzeczywistością czwórki głównych postaci literackich. Drugi tom – Wojna – pokazuje konsekwencje potwornej polityki ZSRR wobec tych rejonów. Wywózki na Sybir i napady na ludność polską. Historia nie oszczędziła mieszkańców tych ziem.
To były wyjątkowo brutalne i paskudne czasy. Mieliśmy wrogów ze wschodu, potem z zachodu, a na końcu doszli jeszcze Ukraińcy ze swoimi dążeniami do stworzenia niepodległego państwa. Najgorsze jest to, że ci ostatni niczego nie zdziałali, a ich zbrodnia z punktu widzenia politycznego była bezsensowna.
Na tle mieszanki kulturowej dawnych Kresów tworzy Pani opowieść o miłości, która niesie ze sobą konflikty. To bardzo Tołstojowskie, prawda?
Raczej Jaxowskie (śmiech).
Bez wątpienia… To cecha dystynktywna Pani utworów.
Miłość, nie tylko rozumiana jako relacja kobiety i mężczyzny, opiera się wszelkim normom. Istnieje, ale wymyka się ramom, które narzucają politycy, stosunki społeczne czy ogólnie przejęte zasady. Rozum mówi jedno, serce – coś zupełnie innego. Nie mamy wpływu na uczucia, a jednocześnie posiadamy jakieś poglądy, moralność czy też poddajemy się społecznej presji i wówczas dochodzi do konfliktów pomiędzy sercem i rozumem. Najczęściej wygrywa to pierwsze, niekoniecznie z korzyścią dla naszego życia.
A teraz zapytam o realia historyczne, które Pani także przywołuje w powieści. Przyjaźń pomiędzy Polakami i Ukraińcami na Wołyniu była możliwa, ale nie było mowy o małżeństwach Polaków z Ukrainkami. Dlaczego?
Dochodziło do małżeństw mieszanych, chociaż nie zawsze lokalna społeczność patrzyła na to przychylnym wzrokiem. Z obu stron. Do pewnego momentu jednak nikt nie szykanował takich par, jeśli już doszło do mariażu. Potem było nieco gorzej, bo gdy ukraińskie ruchy nacjonalistyczne się zradykalizowały, nakazywały, by współmałżonkowie stawali przeciwko sobie, zwłaszcza gdy jedno z nich było polskim katolikiem. To było prawdziwe szaleństwo, bo oczekiwano od zwykłych Ukraińców jednoznacznych postaw. Nie wszyscy temu ulegali i nie tylko w małżeństwach. Wielu z nich nie wyobrażało sobie, by „rezać” sąsiadów, z którymi przyjaźnili się od lat.
Czytaj również: Joanna Jax - cytaty
Jednym z negatywnych bohaterów sagi jest wielki głód na Ukrainie na początku lat trzydziestych XX wieku. Skąd czerpała Pani informacje o tym, jak to wyglądało na co dzień?
Z publikacji, w których ci, co przeżyli, opisywali hołodomor. Nie jestem w stanie wymienić ich wszystkich, ale to, co stanowi tło życia ukraińskich bohaterów, czyli Wissariona i Nadii, jest jak najbardziej prawdziwe.
Jak długo może żyć człowiek, który dostaje jedynie skrawki ziemniaków i odrobinę chleba?
Śmierć głodowa nie jest czymś nagłym, jak na przykład z powodu zawału serca. Wszystkie etapy głodu opisuję na kartach powieści. Niektórzy wytrzymują dłużej, inni krócej, to zależy od kondycji organizmu, wieku, więc nie ma na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi, bo należałoby przyjąć pewne warunki brzegowe. Chociażby to, co oznacza skrawek ziemniaków czy odrobina chleba.
Dwoje bohaterów powieści ucieka przed głodem i przemocą do Polski, do biednej Galicji. A jednak trafiają do świata diametralnie odmiennego od tego, który znali.
Tak i może dlatego tak trudno było im się pogodzić z tym, jakie zamiary mieli ich rodacy w stosunku do Polaków. Sytuacja w Rzeczpospolitej była zdecydowanie lepsza niż na Ukrainie podczas hołodomoru, a oni cieszyli się, że mogą zaspokoić swoje naturalne potrzeby i nie pragnęli niczego więcej. Odnaleźli spokój i nie rozumieli, jak można pewnych rzeczy nie doceniać.
Głód, komunizm i podsycanie na terenach Ukrainy nienawiści społecznych – to musiało doprowadzić do tragedii. Bohaterowie powieści doświadczają jej osobiście. Wciąż zbieramy żniwo tej nienawiści.
Jeśli głębokiej rany się nie opatrzy, ona wciąż będzie krwawić. Podobnie jest z moimi bohaterami, każdy z nich nosi bagaż przykrych przeżyć, które odcisną swoje piętno na całe życie.
Odtwarza Pani świat, którego już nie ma. Na przykład przedwojenny Lwów. Marcel „bałaka” czyli mówi gwarą. Jak szukała Pani tego języka, aby go zaadaptować na potrzeby książki?
W podręcznikach akademickich i unikatowej książce, stanowiącej słownik mowy bałakowej. Zdobyłam ją cudem i dzięki pomocy przyjaciół.
Oglądami oczami bohaterów lwowskie dzielnice. Lubi Pani Lwów? Ile z tego przedwojennego miasta zostało do dzisiaj?
Wilno jest mi bliższe, może dlatego, że lepiej je poznałam. Dzisiaj pozostała we Lwowie jedynie architektura. Niewiele tam po nas śladów i raczej nikt nie dba o to, by one istniały. Lwów nie jest już polski od wielu lat, ale był bardzo ciekawym miejscem. Tyglem narodowościowym, gdzie bogactwo mieszało się z biedą i wciąż dochodziło do napięć zarówno na tle narodowościowym, jak i społeczno-politycznym. We Lwowie mieszkali także Ukraińcy, Żydzi i trochę Niemców. W tym mieście wciąż wrzało.
Gdy Niemcy zajęli Lwów, dokonali egzekucji na profesorach lwowskich uczelni. Bohaterowie książki zastanawiają się kilkukrotnie, kto jest gorszy: Niemcy czy Sowieci. Pytanie pozostaje bez odpowiedzi…
Mimo wszystko dla wielu mieszkańców tamtych terenów wkroczenie Niemców dawało im odrobinę spokoju. Oczywiście, dla Żydów była to tragedia, chociaż należy podkreślić, że i Sowieci ich wcale nie oszczędzali. Bogatych Żydów wywożono za Ural, szykanowano i zamykano w więzieniach, ale Niemcy unicestwiali ich na masową skalę, także rękami Ukraińców i Polaków, o czym piszę w tomie Wojna i wspominałam także w Zemście i przebaczeniu.
Drugi tom sagi kończy się obrazem płonących wsi na Wołyniu. Bohaterowie stoją na zgliszczach domów i patrzą z trwogą w przyszłość. Dokąd ich zaprowadzi?
Wojna się jeszcze nie skończyła, a krwawa niedziela była dopiero początkiem czystek etnicznych nie tylko na Wołyniu, ale także na Lubelszczyźnie czy w Bieszczadach. I w końcu doszło do akcji „Wisła”. Oczywiście, to nie były jedyne problemy na tych terenach. Jak wiadomo, akcja „Burza” odsłoniła prawdziwe intencje Sowietów i państw sprzymierzonych. Po prostu zostaliśmy paskudnie oszukani i nie dziwię się, że niektórzy historycy zastanawiają się, co by się wydarzyło, gdybyśmy dogadali się w pewnym momencie z Niemcami. Natomiast losów moich bohaterów nie zamierzam zdradzać. Czytelnicy poznają je w trzecim tomie.
Książkę Saga wołyńska. Wojna kupicie w popularnych księgarniach internetowych: