Z tajemnicami jest jak ze zniknięciem kogoś bliskiego. Wywiad z Magdaleną Kordel
Data: 2022-07-14 14:35:55– Domknięcie pewnych spraw konieczne jest po to, by móc żyć bez niepokojącego oddechu na karku. Bo z tajemnicami jest trochę tak, jak ze zniknięciem kogoś bliskiego: dopóki nie wyjaśni się, co się z nim stało, trudno dalej żyć, bo nie można zamknąć pewnego etapu – mówi Magdalena Kordel, której najnowsza powieść Dom sekretów ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa Znak.
Wierzy Pani w klątwy, przekleństwa, czary?
Wierzę w moc uczuć, możliwość oddziaływania na innych, ale też na siebie emocjami. I chyba z tego wynika, że wierzę w możliwość rzucenia na kogoś uroku albo wspierania go dobrymi myślami. Bo te „czary” nie zawsze muszą być złe. Poza tym już od dawna wiadomo, że każdy z nas ma w sobie moc. Aż chciałoby się w tym momencie zaśpiewać Mam tę moc, mam tę moc z popularnej Krainy lodu (śmiech). I wcale nie chodzi tutaj o jakieś paranormalne zjawiska, tylko o to, że nasze nastawienie, podejście do świata i ludzi bardzo często wpływa na to, jak oddziałujemy na siebie i otoczenie.
Opowieść o klątwie, która od pokoleń dręczy rodzinę, skrywa w sobie Adela, bohaterka Domu sekretów. Faktycznie klątwy działają tak długo i Adela ma się czego obawiać?
Z klątwami to nigdy nic nie wiadomo. Mam wrażenie, że kluczowa jest wiara w nie. Im mocniej się w nie wierzy, tym bardziej rosną w siłę. Coś jak z pradawnymi bóstwami: tracą na znaczeniu, stają się nieistotne, bo zostają zapomniane, a co za tym idzie: odbiera im się moc sprawczą. Ale kto wie, co by było, gdyby cały czas w nie wierzyć i oddawać im cześć. Z klątwą jest podobnie.
I ten sposób – na zapomnienie, wymazanie z pamięci – stosuje Adela.
Tak, bo chce wierzyć w to, że coś, o czym nie będzie się mówić, nie będzie się mogło zmaterializować. Ma nadzieję, że milcząc sprawia, że zagrożenie, które niesie ze sobą stara rodzinna historia o klątwie, przestaje istnieć. To milczenie ma być takim murem odgradzającym najbliższych od niebezpieczeństwa płynącego z przeszłości. Jednocześnie jednak, podejmując decyzję o zachowaniu tajemnicy, Adela bierze na swoje barki odpowiedzialność za niedotrzymanie danej kiedyś, dawno temu obietnicy. Nie jest to dla niej proste, bo starsza pani należy do tych osób, dla których dane słowo to świętość. Poza tym, tak przewrotnie, to przemilczając tę opowieść, chce ochronić również siebie. Chciałaby wierzyć, że wszystkie tragedie, których doświadczyła, mają racjonalne wytłumaczenie, że to były po prostu złe sploty wydarzeń, konsekwencje czasów, w których przyszło jej żyć.
Adela ma za sobą niełatwe przeżycia?
Adela przeżyła wojnę, która odcisnęła na niej piętno. Jednocześnie i wojna, i wszystko, co się wydarzyło w jej rodzinie, należy w tej chwili do przeszłości, stanowi zamknięty rozdział. I to ją uspokaja. O ile, oczywiście, przyjąć, że to wszystko nie ma nic wspólnego z klątwą. A pech chce, że akurat ta klątwa jest z serii tych długowiecznych i w jej przypadku nie występuje termin przydatności. Dlatego Adela tak uparcie omija szerokim łukiem wszystko, co się z nią wiąże i milczy na jej temat jak zaklęta.
I ostatecznie wypierając ją z pamięci, udaje się jej na zawsze przełamać rodzinne przekleństwo?
Niestety, pamięć to takie zmyślne coś, czego nie można przechytrzyć. Szczególnie jeżeli sprawa, którą chcemy z niej wymazać, ma kluczowe znaczenie nie tylko dla naszego życia, ale również wpływa na naszych najbliższych. Dlatego Adela nie ma szans. W końcu będzie musiała zmierzyć się z tym, co ją dręczy.
Jakby problemów było mało, w życiu Adeli pojawia się Halina. Pojawienie się siostry, która już raz została pochowana, chyba nie jest przypadkiem?
W tej serii zdecydowanie nie ma przypadków (śmiech)! Wszystko dzieje się po coś i jest to historia, która przypomina puzzle. Dopóki nie dopasuje się wszystkich elementów, obrazek będzie niekompletny. I w Tajemnicach tych brakujących kawałeczków jest multum. Nic nie jest oczywiste, sekret goni sekret, każdy z bohaterów coś ukrywa i nie jest tym, kim wydaje się na początku. I każdy musi zmierzyć się z tym, co najbardziej usiłował ukryć. Rozprawić się z długimi cieniami, które rzuca przeszłość. Zawalczyć o siebie i zdobyć się na odwagę spojrzenia sobie i innym, tym najbardziej ukochanym, prosto w oczy. Tak samo jest z Haliną. Jej pojawienie się to jeden z kluczowych wątków i jeden z elementów, który na swoje miejsce trafi dopiero na samym końcu opowieści.
Wkrótce czytelnicy przenoszą się do „czasu krynolin”, gdzie poznajemy Oleńkę, młodą służącą, która marzy o małżeństwie z młodym paniczem. W owych czasach związek ten z góry skazany był na porażkę?
Od każdej reguły może istnieć wyjątek, ale tutaj raczej nie może o nim być mowy. Może gdyby to było wielkie uczucie z obu stron, to miałoby szansę, żeby wznieść się poza podziały klasowe, choć nawet wtedy nie byłoby to łatwe. Tamte czasy rządziły się swoimi prawami, mezalianse rzadko kiedy bywały akceptowane. Arystokracja nie lubiła się rozwadniać. Zresztą takie związki przynosiły moc kłopotów. Nie tylko znaczne straty majątkowe, w grę wchodziły również różnice w wykształceniu, znajomości etykiety, zwyczajów. A w tym przypadku nawet trudno mówić o wielkim uczuciu: miłość Oleńki do panicza niebezpiecznie przypominała obsesję, wydobywając na światło dzienne mroczne strony jej osobowości. Dla niej była to przede wszystkim szansa na to, by w prosty sposób się wzbogacić oraz zmienić swój stan klasowy: zostać panią. Dla Zygmunta z kolei relacja z Oleńką potrzebna była do tego, żeby zagrać na nosie rodzicom i dać wyraz młodzieńczemu buntowi.
Dziewczyna za młodu często słyszała o swojej wyjątkowości. To wytworzyło w Oleńce mylne wyobrażenie siebie jako osoby stworzonej do wyższych celów?
To też, ale jednocześnie Oleńka cały czas widziała to lepsze życie dworskich panienek, pani dziedziczki i dziedzica. A potem, gdy Zygmunt zaczął się nią interesować, nagle to, na co dotychczas mogła jedynie patrzeć, wydało się jej osiągalne, dostępne niemal na wyciągnięcie ręki. Zaczęła mieć nadzieję na lepsze życie i jednocześnie coraz śmielej zadawała pytanie: „W czym jestem gorsza od tych, którzy wychowali się na salonach?" Tak zrodziły się w niej i bunt, i pragnienie innego, łatwiejszego życia.
Dom sekretów to więc także tragiczna opowieść o kobiecie, która chciała dokonać niemożliwego: stać się kimś innym niż była?
Kobiecie, która nie chciała być gorsza. Tyle tylko, że do osiągnięcia tego celu wybrała złą drogę; drogę, która nie mogła jej zaprowadzić w dobre miejsce. Ale tutaj z kolei rodzi się pytanie, czy ta lepsza metoda do osiągnięcia celu, w świecie, w którym przyszło żyć Oleńce, świecie podziałów klasowych, w ogóle istniała? Obawiam się, że odpowiedź jest tylko jedna i, niestety, nie brzmi optymistycznie.
Wiedźma, do której zwraca się dziewczyna, widzi jednak znacznie więcej, niż mówi Oleńce. Czasem nawet magiczne sztuczki nie mogą zapobiec przeznaczeniu?
Może by zapobiegły, gdyby Oleńka zechciała jej posłuchać, jednak zlekceważyła jej zalecenia. Myślę, że tak naprawdę każdy z nas może zmienić bieg wydarzeń. Bo w historii, która już się toczy nie można zmienić jedynie początku. Resztę można dowolnie dopisać i zadbać o szczęśliwe zakończenie, o ile nie zaślepi nas ambicja, nie opanuje bezwzględność i chęć postawienia na swoim.
Wątek klątwy oraz mocy Klimkowej wprowadza w Pani powieści pewnego rodzaju pierwiastek fantastyczny. To chyba nie jest najpopularniejszy zabieg w powieściach pisanych w konwencji sag rodzinnych?
Rzeczywiście, nie jest powszechnie spotykany, ale kiedyś mądre baby, czarownice mieszkały praktycznie w każdej wsi. Ludzie wierzyli w ich moc, wierzyli w magię. Skoro zdecydowałam się na podróż w czasie, to pozwoliłam sobie również na skorzystanie z tamtej wiary. I, przyznam szczerze, że postać czarownicy jest jedną z moich ulubionych.
Myśli Pani, że każda rodzina skrywa jakieś „nadnaturalne” legendy?
Chyba w każdej rodzinie żyją opowieści o duchach albo o czymś niesamowitym. Takie historie są zapamiętywane i chętnie opowiadane kolejnym pokoleniom, bo budzą dreszcz emocji i niepokoju. Nie dają się tak łatwo zapomnieć.
Historia Oleńki kładzie się cieniem na całą rodzinę Zygmunta, by po latach powrócić do Adeli. Nawet jeśli klątwa jest wymysłem, to wciąż wywiera ogromny wpływ na życie bohaterki?
Tak, bo trudno się od niej uwolnić w momencie, gdy nie wiadomo, ile w niej jest prawdy. A historia o klątwie zwłaszcza przemawia do Adeli, która w ciągu swojego życia straciła wielu bliskich. Okoliczności mogą sugerować, że to właśnie klątwa jest za to odpowiedzialna. I choć starsza pani usiłuje tłumaczyć to sobie racjonalnie, to jednak w takich wypadkach rozsądek nie zawsze gra pierwsze skrzypce.
Tajemnice, tajemnice, tajemnice… Ta rodzina kiedyś się nimi zadławi – mówi w pewnym momencie jedna z bohaterek powieści. Sekrety mogą chronić, ale mogą też przynieść sporo problemów?
O tak, z całą pewnością potrafią i jedno, i drugie. Każdy z nas nosi taki „Dom sekretów” głęboko w sercu. Bo każdy z nas ma swoje tajemnice, które, jak pokazuje historia opowiedziana przeze mnie, kiedyś upomną się o uwagę i dorwą do głosu.
Zabrzmiało złowrogo!
Tak, trochę powiało grozą, ale między innymi to właśnie czułam, pisząc tę część! Przekonanie, że w większości przypadków, sekrety będą o sobie dawać znać, sprawy niedokończone domagać się zamknięcia. Domknięcie pewnych spraw konieczne jest po to, by móc żyć bez niepokojącego oddechu na karku. Bo z tajemnicami jest trochę tak, jak ze zniknięciem kogoś bliskiego: dopóki nie wyjaśni się, co się z nim stało, trudno dalej żyć, bo nie można zamknąć pewnego etapu. I identycznie sprawa przedstawia się z sekretami: dopóki sekrety pozostaną sekretami, będą komplikować wszystko.
Kolejne tajemnice wyjdą więc na jaw w kolejnym tomie?
Tak i będzie to już ostatni, zamykający serię Tajemnice tom. Ostatnie elementy układanki już niedługo trafią na właściwe miejsca. I nawet pojawienie się Haliny stanie się całkowicie logiczne i zrozumiałe. Choć już teraz zdradzę, że wszyscy, ale to wszyscy będą zaskoczeni. Obiecuje to Wam autorka! A skoro tak mówi, to wie (śmiech)!
Powieść Dom sekretów kupić można w popularnych księgarniach internetowych: