Chciałam uświadomić ludziom, jak działali ich polscy rodacy podczas I wojny światowej, ponieważ o tym się mało słyszy i niewiele mówi. Wywiad z Joanną Hempel
Data: 2022-07-21 14:46:38– Moje doświadczenie w pisaniu sztuk teatralnych pomogło mi w tworzeniu powieści, ponieważ mam dobrze wyrobioną wyobraźnię i poczucie, jaką strukturę nadać, jak budować napięcie. Jak wiem, gdzie dana scena ma się dziać, jaka osoba ma się znaleźć w tym miejscu, moja wyobraźnia zaczyna działać. Łącząc rodzinne fakty, które udało mi się ustalić, z wyćwiczoną przez lata wyobraźnią, mogłam kreować te sceny. […] Mogę powiedzieć, że czasami jeden dłuższy rozdział jest jak jeden akt – mówi Joanna Hempel, autorka książki Księgi wojny i miłości. Wanda – powieści historycznej stworzonej na podstawie rozmów, pamiętników i kilkuletnich poszukiwań informacji, przedstawiającej obraz ludzi dotkniętych stratą, tęsknotą, głodem i strachem o jutrzejszy dzień, czyli I wojną światową. Ludzi, którzy są dla pisarki kimś więcej niż bohaterami. Są jej dziadkami.
Główna bohaterka Pani powieści Księgi wojny i miłości. Wanda, tytułowa Wanda Dowoyna, udaje się do Petersburga jako uchodźczyni w momencie, gdy armia rosyjska wkracza na Litwę w 1914 roku. To trudna sytuacja, szczególnie dla młodej kobiety dopiero wkraczającej w dorosłość – porzucenie domu i rozstanie z mamą, Anną, która decyduje się wrócić i strzec rodzinnej posiadłości w Wodżgirach. Myśli Pani, że zniosłaby to o wiele gorzej, gdyby nie towarzysząca jej rodzina i kuzynostwo?
Zdecydowanie tak, rodzina jest ogromnym wsparciem w tak trudnych chwilach. Ale właściwie to była rada jej matki Anny, żeby Wanda wyjechała do Petersburga razem z ojcem Antonim po jego operacji. Brat Anny, Edward Wereszczyński, będący zamożnym człowiekiem, mieszkał w Petersburgu, więc Anna wiedziała, że będą mogli liczyć na jego pomoc w zupełnie nowym dla nich kraju. Sama faktycznie postanowiła wrócić na Litwę, aby dzielnie chronić rodzinną posiadłość, a było to spowodowane tym, że rosyjski gubernator kazał spalić wszystkie dwory i posiadłości, przed przybyciem niemieckiej armii. Anna nie dopuszczała do siebie myśli, że ich dom mógłby zostać obrócony w zgliszcza, więc postanowiła wrócić, a jej córka i mąż dojechali do Petersburga. W efekcie, byli rozdzieleni przez 4 lata. Takich uciekinierów było naprawdę wielu w 1914 roku.
Po dotarciu na miejsce, kuzynka Wandy – Iga Gieysztor – udziela jej informacji o Kursach Bestużewskich, na które ta się zapisuje i poznaje swojego przyszłego męża – Jerzego Paciorkowskiego, studenta z Warszawy. Kursy pomogły jej zaangażować się
w pracę socjalną i pomóc ludziom po wojnie. Ten wątek książki również był oparty na faktach?
To była prawda, jak najbardziej. Moja babcia uczęszczała na Kursy Bestużewskie, ale te skończyły się przed rewolucją z racji tego, że były to zajęcia płatne, a wraz z rozwojem wojny ludzie zaczęli cierpieć coraz większe ubóstwo i zwyczajnie nie mieli pieniędzy, aby te kursy opłacać. Będąc w Petersburgu po raz drugi, znalazłam budynek, gdzie te Kursy się odbywały. Zostałam przez niego dokładnie oprowadzona i mogłam sobie wyobrazić konkretną scenę z udziałem mojej babci, w której Wanda słuchała swojego ulubionego profesora. Ona bardzo aktywnie zajęła się angażowaniem w polityczne związki Polaków razem ze swoim narzeczonym – Jerzym. Oczywiście, wtedy były to nielegalne związki. Co więcej, oni nie tylko brali udział w podziemnych organizacjach, ale także w zbiórkach, podczas których zbierali pieniądze dla uciekinierów z Polski i Litwy, a były ich miliony. Mój dziadek w szczególności zajął się losem polskich sierot, ponieważ bardzo wiele dzieci straciło wówczas rodziców i przez to także swoją tożsamość.
Na pewno świadomość dobroci serca i skorości do bezinteresownej pomocy tak bliskich osób, jak swoich własnych dziadków, musi napawać dumą.
Szczerze mówiąc, nie wiem, czy jestem dumna, raczej chcę oddać im cześć, ponieważ wielu Polaków działało po dwóch stronach frontu wschodniego. Nie tylko w Rosji, ale też w Polsce i starałam się to pokazać wśród członków przebywającej w Warszawie rodziny Jerzego. Chciałam uświadomić ludziom, jak działali ich polscy rodacy podczas I wojny światowej po obydwóch stronach frontu wschodniego, ponieważ o tym się mało słyszy i niewiele mówi. Zależało mi, aby przedstawić także studentów, którzy również brali udział w podziemnych organizacjach, aby pomagać innym. Byli i tacy, jak na przykład mąż Igi Gieysztor, który pracował w Moskwie i pomagał uciekinierom przybywającym właśnie do tego miasta. Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, jak ludzie działali w tajnych organizacjach i ta książka miała służyć między innymi pogłębieniu wiedzy w tym zakresie.
Wróćmy jeszcze na moment do Anny i jej powrotu do Wodżgir. W momencie, gdy Niemcy przybywają po Rosjanach na Litwę, w jej domu ponownie zostaje utworzony szpital dla rannych żołnierzy. Anna się nie sprzeciwia i dzięki temu Komendant nie ma powodów, żeby źle ją traktować. To się często zdarzało, że okupanci wchodzili w układy z ludźmi, których ziemie zajmowali i w ten sposób również gwarantowali im bezpieczeństwo?
Tak, to się zdarzało. Trafnym przykładem są tutaj właśnie Niemcy, którzy w 1915 roku przekroczyli Niemen i zajęli prawie wszystkie posiadłości. Wyglądało to wtedy tak, że w chwili, gdy okupant zajął chociażby dom i mieszkał w nim, główny oficer dowodzący swoimi oddziałami był na ogół uprzejmy, chociaż on panował w tym domu i dawał to wyraźnie odczuć. Dowiedziałam się o tym od Litwinów, których poznałam i którzy bardzo szanowali Annę. Oprócz tego dowiedziałam się wiele z dziennika dziadka mojego męża. Pisał go podczas I wojny światowej i zamieścił w nim dużo informacji odnośnie stosunków między Niemcami a Litwinami czy Polakami, którzy zdecydowali się zostać na okupowanej ziemi. Dziadkowi mojego męża udało się uciec, ponieważ wtedy Niemcy brali pełnomocnych mężczyzn na roboty do Niemczech, tak jak w czasie II wojny światowej. Jak Niemcy wkraczali na teren Litwy, zabierali nawet 90 procent żywności – mięso, owoce, jarzyny – i oczywiście, brali wtedy mężczyzn do pracy. Właśnie z tego powodu Eugeniusz Romer uciekł z żoną i trójką dzieci na Białoruś, aby się uchronić przed wywózką na roboty. Kiedy już się wyprowadził, Niemcy doszczętnie zniszczyli jego dom. Anna nie chciała, aby z jej posiadłością w Wodżgirach stało się to samo. Między nią a Komendantem, który przejął dom, były czasami napięcia. Niemcy planowali bowiem Ober Ost, gdzie Litwa miała zostać kolonią, ale stosunki Anny i Komendanta nie były najgorsze.
Jak wiadomo wojna wiąże się z wieloma ryzykownymi sytuacjami, – zwłaszcza gdy pomaga się osobie działającej przeciwko okupantom. Konstancja i Stanisław Paciorkowscy kilka razy ukryli przed ochraną Aleksandrę Szczerbińską działającą dla Polskiej Organizacji Wojskowej. To wymaga nie lada odwagi, żeby dla jednej osoby zaryzykować bezpieczeństwo całej swojej rodziny.
Racja, ale warto zaznaczyć, że Paciorkowscy bardzo dobrze się znali z Aleksandrą Szczerbińską. Ona rekrutowała młodych ludzi do Polskiej Organizacji Wojskowej. Najmłodszy brat Jerzego – Tadeusz – także dołączył do POW, gdy tylko skończył osiemnaście lat. Nawet ich siostra Hania, lekarka przy froncie wschodnim, dostała się do nich przez Finlandię i Szwecję wraz ze swoim mężem, żeby pracować dla organizacji. Z racji, że ludzie w POW często mieszkali w lasach, w Warszawie matka Jerzego, Konstancja Paciorkowska, pracowała wysyłając jedzenie i kierując pomoc dla tych, którzy należeli do POW. To bardzo ciekawa organizacja, a Józef Piłsudski stworzył ją dlatego, że zobaczył, iż Polacy po dwóch latach w Legionach Polskich dalej walczyli dla Austrii, a nie dla Polski. Postanowił, że założy podziemną POW i jego kochanka Aleksandra Szczerbińska pracowała dla tej organizacji. Niemiecki gubernator Warszawy, von Beseler, wsadził ją do więzienia na rok za tę pracę, ale uwolnił ją, ponieważ miał nadzieję, że Piłsudski zgodzi się współpracować z Niemcami. Gdy ten odmówił, sam znalazł się w więzieniu w Magdeburgu. Aleksandra urodziła ich pierwszą córkę, kiedy on ciągle się tam znajdował.
Józef Piłsudski utworzył podziemną Polską Organizację Wojskową, aby walczyć o niepodległą Polskę i tysiące ludzi stało za nim murem. To niesamowite, jak jeden człowiek potrafił rozbudzić w nich wiarę, że będą jeszcze żyli w wolnym państwie. Jak Pani myśli, z czego to wynika, że jedna osoba jest w stanie pociągnąć za sobą tłumy?
Był wielkim wodzem w wojsku, kochał swoich żołnierzy, ale po dwóch latach dostrzegł, że musi zaangażować się w politykę, ponieważ ma ona duże znaczenie dla przyszłości. Po bitwie w Kostiuchnówkach, którą również opisałam, Polacy byli uważani przez Niemców za dobrych żołnierzy, którzy radzą sobie na polu bitwy. Wówczas Niemcy zaczęli mówić Piłsudskiemu, że jest nadzieja, aby Polska powstała niepodległa. Z kolei sam prezydent Ameryki Woodrow Wilson zamieścił w swoim programie w styczniu 1917 roku 14 punktów, a 13 spośród nich mówił, że Polska powinna być niezależna oraz mieć dostęp do morza. Gdy von Beseler zaaresztował Piłsudskiego to dotyczyło to nie tylko jego, ale i Polaków, którzy służyli w Legionach. Ci, co służyli pod austriacką flagą, byli wysłani na bitwy we Włoszech, a lekarz Piłsudskiego, Eugeniusz Piestrzyński, trafił do obozu jenieckiego w Beniaminowie. Cała Pierwsza Brygada, zarówno oficerowie, jak i żołnierze, znaleźli się w obozach.
Bohaterowie Pani powieści żyją w bardzo różnych krajach...
Chciałam pokazać, jak Polacy byli rozsiani po świecie i jak różne były ich reakcje. To, co się dzieje w Rosji, widzimy oczami Jerzego i Wandy; to co na Litwie – oczami matki Wandy; wydarzenia w Warszawie oglądamy z perspektywy Konstancji i Stanisława Paciorkowskich; i – wreszcie – sprawy nowojorskie za sprawą Broni, siostry Wandy. Pomyślałam, że Ameryka zainteresuje czytelników, ponieważ prezydent Wilson był bardzo po stronie Polski, dlatego zdecydowałam się poruszyć ten wątek w powieści.
W powieści jest wiele wstrząsających scen. Opisuje Pani, że ludzie zmuszeni byli palić własne meble, ale zdarzały się także przypadki kanibalizmu...
Tak, Ciocia Bronia mówiła mi o tym osobiście. Poznałam ją w Warszawie w 1976 roku. Wtedy powiedziała mi, że kanibalizm był czymś potwornym, choć nie był bardzo często spotykany. Scenę, do której Pani nawiązuje, wymyśliłam, ale wiedziałam od Broni, co ludzie przeżywali w Rosji. Podobno przypadki kanibalizmu z biegiem czasu stawały się coraz częstsze i nie brakowało ich także podczas II wojny światowej.
Czytając historię Pani rodziny, pomyślałam o tym, jak często nie doceniamy dzisiejszej komunikacji. Ludzie wysyłali listy z frontu czy z innego kraju, które docierały po kilku miesiącach. W sytuacji, gdy ktoś został powołany do armii, jak w przypadku Jerzego, z jednej strony otrzymanie listu było wielkim szczęściem, a z drugiej – związane było z dalszą niepewnością, czy ta osoba wciąż żyje.
No tak, była nadzieja, że Jerzy przeżył zimę na froncie, ale długo nie chciałam pokazywać czytelnikom, czy wróci do domu, czy nie. Dla Wandy to była wielka niepewność. Chciałam pokazać, co moi bohaterowie przeżyli, zanim się pobrali w maju 1917 roku. Jerzy przeżył zmiany rewolucyjne, będąc na Ukrainie w armii rosyjskiej, gdy ta zaczęła się rozpadać pod wpływem bolszewickim. W międzyczasie Wanda przeżyła zmiany rewolucyjne w Piotrogrodzie. Obydwoje mieli za sobą trudne doświadczenia.
Bardzo utkwił mi w pamięci fragment, gdy Konstancja widzi Jerzego po czterech latach i myśli, że jej syn ma w oczach smutek, którego nie było wcześniej. Jerzy służył armii rosyjskiej piętnaście miesięcy, a Wanda była świadkiem krzywdy jednej z bohaterek powieści. Czy po takich wojennych traumach można całkowicie wrócić do normalnego życia, czy to już zostaje w człowieku na zawsze?
Myślę, że można wrócić do normalnego życia, a rany człowieka zaczynają się goić. Dusza z biegiem czasu się uspokaja. Jerzy i Wanda przeżyli bardzo dużo, ale z czasem człowiek może normalnie funkcjonować. Sama to wiem z własnego doświadczenia. Trudności przychodzą, ale przez lata stają się częścią tożsamości człowieka, który uczy się z nimi żyć. Wiem, że moi przodkowie przeżyli dwie wojny i rewolucję, ale mimo to poszli dalej w swoim życiu. Mój ojciec bardzo ubolewał nad stratą swojej matki i brata w czasie II wojny światowej, ale pracował jako konstruktor samolotów w Anglii i później w Australii. Miał pudełko, do którego wkładał listy i fotografie od swojej rodziny. Nazywał to pudełko „Cry box”, czyli jego „Pudełko płaczu”. Gdy był już dość sławnym konstruktorem, zawsze mówił w wywiadach o swoim bracie, który w Polsce działał w podziemiu i tragicznie zginął w 1943 roku. W Australii był znany jako wybitny australijski konstruktor samolotów – z polskimi korzeniami.
Jeszcze jedną postacią, nad której losem szczególnie się pochyliłam, jest Maria Arseniewa – i to nie wyłącznie z powodu spotkania z czerwonogwardzistami, ale również dlatego, że tkwi w małżeństwie, w którym brakuje miłości. Dlaczego nie postanawia się rozwieść i poszukać szczęścia u boku nowego mężczyzny, jak inna Pani bohaterka?
Dowiedziałam się o niej od jej bratanka w Australii, który mieszkał tam i dorastał podobnie jak mój mąż. Gdy usłyszałam tę historię, uznałam, że muszę stworzyć z niej jedną z ważniejszych postaci w książce, ponieważ jej życie było pełne rozmaitych konfliktów. Podobno od młodości była niezwykle zakochana w rosyjskiej arystokracji, chociaż jej rodzina tego nie pochwalała. Trzeba przyznać, że była snobką i w zasadzie zależało jej tylko na tym, aby wyjść za kogoś z tytułem. Popełniła błąd, decydując się na małżeństwo bez miłości, ale wyrwała w tej decyzji i jej życie skończyło się tragicznie.
Czytając o podróży do domu na Litwie oraz postoju, podczas którego Wanda dostaje od jednej z bohaterek obierki z ziemniaków i gotuje z nich zupę, aby jej tata nabrał sił, od razu pomyślałam, że wtedy pomoc nabierała zupełnie innego wymiaru. Dzisiaj człowiek idzie do sklepu i ma prawie wszystko na półce, prawda?
Trafiła Pani na mały szczegół, który odkryłam za sprawą opowieści babuni. To z pozoru drobnostka, a jednak robi wielkie wrażenie, prawda? Pokazuje, na jak wielką skalę panował głód. Ponadto dzisiaj taka podróż pociągiem trwa dzień lub noc, wtedy – zajmowała cały miesiąc. Kiedy po raz trzeci byłam w Petersburgu, poszłam na wystawę, która mi bardzo pomogła wyobrazić sobie sceny z tej podróży. Były na niej fotografie – między innymi ukazujące pociąg, w którym grali aktorzy.
Ma Pani na myśli teatrzyki na kółkach?
Tak, właśnie. Nazywały się agit pojezd. Lew Trocki chciał, żeby takie pociągi jeździły po całej Rosji, a aktorzy pokazywali, jak ludzie są szczęśliwi i wolni po rewolucji bolszewickiej. Fotografie były z czasu rewolucji, więc wymyśliłam tę scenę właśnie dzięki fotografiom. Muszę przyznać, że bardzo przydała mi się ta trzecia wizyta w Petersburgu.
Można tylko pozazdrościć Pani źródeł, na jakich się Pani opierała. Opowieści babci z czasów dzieciństwa czy młodości słyszał chyba każdy spośród czytelników. Pani jednak miała dostęp również do pamiętników innych przodków. Niewiele osób ma szansę dowiedzieć się tak wiele o życiu i decyzjach swoich bliskich. To sprawiło, że poczuła się Pani z nimi bardziej zżyta?
Oczywiście. Warto jednak zaznaczyć, że pamiętniki mojej rodziny nie były tak obszerne. Ciotka Katarzyna opisywała, co się działo w Wodżgirach i dostawała skąpe wieści od Broni z Nowego Jorku i Piotrogrodu. Różne detale musiałam wymyślić sama, znając motywy tych ludzi. Dostałam też niektóre szczegóły od Eugeniusza Romera, dziadka mego męża, ponieważ on osobiście znał mojego pradziadka Antoniego. Ale zdarzało się, że informacje spadały mi jak z nieba. Gdy pierwszy raz byłam w Petersburgu, weszłam do niewielkiego pałacu rodziny Galicynów na Fontance. Poszłam dalej po schodach i zauważyłam otwarte drzwi. Trafiłam do oszklonego pięknego pokoju, pełnego światła. Kiedyś była tam oranżeria, a teraz biblioteka. Bibliotekarka mówiła trochę po angielsku. Ja jeszcze nie umiałam po rosyjsku, udało mi się jej jednak przekazać, czemu jestem w Petersburgu i że chciałabym się dowiedzieć czegoś więcej o wuju Wereszczyńskim. Bibliotekarka przyniosła mi książkę telefoniczną z 1914 czy 1916 roku i tam był wpis dotyczący wuja Wandy. Dowiedziałam się, gdzie mieszkał, uzyskałam informacje o jego pracy przy sławnym moście pałacowym, odkryłam, z czego żył i znalazłam wiele bezcennych szczegółów. Bibliotekarka zrobiła fotokopię kartki i z mężem poszliśmy pod piękną, zamożną kamienicę na Fontance, w której mieszkał Edward Wereszczyński. Wejście było otwarte, więc weszłam na klatkę schodową i znalazłam drzwi do jego mieszkania. Takich rzeczy się człowiek nie dowie z żadnej książki ani pamiętnika. Gdy zobaczyłam tę piękną klatkę schodową, drzwi i okna, mogłam zacząć sobie wyobrażać konkretne sceny.
Byłam trzy razy w Petersburgu również po to, żeby poznać warunki pogodowe, jakie tam panują, by zobaczyć to miasto w lecie, w zimie i potem opisać te temperatury, śnieg, wiatr i wszystko, co oddałoby atmosferę Petersburga. Tak samo poznałam Warszawę, mieszkając tu miesiącami, kiedy już kupiliśmy nasze mieszkanko na Boya.
Zawodowo, przez ponad dwadzieścia lat zajmowała się Pani tworzeniem sztuk teatralnych. W jaki sposób „teatralna wyobraźnia”, o której Pani wspomina pod koniec książki, upominała się o siebie podczas tworzenia debiutu?
Większość rozdziałów w mojej książce to jedna scena. Niektóre rozdziały zawierają więcej wątków, oczywiście. Ale doświadczenie w pisaniu sztuk teatralnych pomogło mi w tworzeniu powieści, ponieważ mam dobrze wyrobioną wyobraźnię i poczucie, jaką strukturę nadać, jak budować napięcie. Gdy wiem, gdzie dana scena ma się dziać, jaka osoba ma się znaleźć w tym miejscu, moja wyobraźnia zaczyna działać. Łącząc rodzinne fakty, które udało mi się poznać, z wyćwiczoną przez lata wyobraźnią, mogłam tworzyć te sceny. Następnego dnia często skracałam i wchodziłam głębiej w psychikę konkretnej postaci. Bardzo lubiłam pisać sztuki dla młodzieży, które są do dziś grane i studiowane. Miałam własną szkołę teatralną przez przeszło dwadzieścia lat, więc myślę, że doświadczenia z pracy dramaturga pomogły mi wyczuć, jak jakiś fragment czy scena ma wyglądać, jaki powinien być jej kształt, kiedy ją skończyć, by zainteresować czytelnika. Mogę powiedzieć, że czasami jeden dłuższy rozdział jest jak jeden akt.
Powieść Księgi wojny i miłości. Wanda kupicie w popularnych księgarniach internetowych: