Czarna Dalia
Data: 2021-05-13 16:08:38„Przekombinowany" – to słowo najlepiej chyba oddaje charakter nowego filmu Briana de Palmy. Za dużo wątków, zbyt wiele dygresji, które łączą się i tworzą całość zbyt późno, by utrzymać uwagę widza.
W Czarnej Dalii mnożą się sytuacje (w zastraszającym dla widza tempie), przeplatają się zdarzenia, przecinają niczym ulice na skrzyżowaniach, zmuszając widza do wytężenia zmysłów, rozglądania się na wszystkie strony i wyciągania wniosków. Widz musi być stale w gotowości umysłowej, wystarczy chwila nieuwagi, by trzeba było sobie darować resztę filmu.
Nie ma tu gonitw i pościgów, jednak ten spokój jest tylko pozorny. Kamera skupia się na postaciach, które jakby w zwolnionym tempie przesuwają się po ekranie, zaciągają dymem papierosowym, wypuszczają go (widok kobiety palącej papierosa przez szklaną lufkę tutaj jest piękny…) i przyglądają sobie nawzajem. Krótko mówiąc: kryminał noir w stanie czystym. Mamy czas, by przyjrzeć się twarzom, a nawet bliżej: oczom, ustom…
De Palma nie pozwala jednak widzom się rozleniwić. Pogania nas i bohaterów, pakuje ich w kolejną intrygę, wymyśla intrygi, od których puchnie głowa. W końcu wraz z bohaterami zaczynamy wszystkich podejrzewać o wszystko.
Jest morderstwo, które miało być głównym tematem filmu, ale w istocie jest tylko jednym z wielu wątków. Mamy skomplikowane relacje damsko-męskie, samotność, wykorzystywanie osób nieszczęśliwych i zagubionych, przyjaźnie i miłości, pełne znaków zapytania. Mamy kwestię prostytucji (z wyboru i z przymusu), jest też trójkącik damsko-męski, a wraz z nim pytania, kto tu jest szczery, kto, do kogo i co czuje…
Choć tajemnica goni w filmie tajemnicę, kamera często zwalnia, by skupić się na szczegółach. Te są zaś p i ę k n e, staranne, idealne. Wielkie oczy Scarlett Johansson, soczyste i perfekcyjnie umalowane usta Hilary Swank… Każdy kadr wydaje się być dokładnie przemyślany, dopracowany nawet w najdrobniejszym szczególe – tak jak strój i makijaż bohaterek. Owinięta srebrnym woalem tytoniu Johansson, otulona blond lokami niczym słynna Marilyn, w białym moherowym sweterku albo lśniącym szlafroku. Z jej cerą kontrastują wściekle czerwone usta. Wyglądałaby jak anioł, gdyby nie ten kolor… Z tych obrazów bije niepokojący erotyzm… Czy przystoi on niewinnym, niebiańskim istotom?
De Palma uwodzi sposobem, w jaki pokazuje swoje aktorki (aktorów mniej…). Ich wygląd, każde słowo, gest, pełne są erotycznego czaru, jakiejś magii, która hipnotyzuje. To wielki atut „Czarnej Dalii”. Najbardziej jednak zachwyca Fiona Shaw. Jej kreacji długo nie zapomnimy. Miny, grymasy, kształty… emocje malujące się na jej twarzy są karykaturalne i wyjątkowe. Można odnieść wrażenie, że jej ciało jest z gumy, a skóra – z elastycznego tworzywa, które można dowolnie gnieść i naciągać. Gra zaś Shaw jest brawurowym popisem, w którym żongluje oznakami szaleństwa i przebłyskami jasności myślenia. Niezwykły kontrast z pozostałymi aktorkami występującymi w tym filmie. Jej szpetota w tym filmie jest tak unikatowa, że piękna. Sceny z nią to najmocniejsza strona ekranizacji powieści Czarna Dalia.