Que debemos pasar tiempo juntos. Tom II. Rozdział 30
Do leśniczówki wróciła sama. W kuchni zastała resztę rodziny. Kiedy zobaczyli jej obandażowaną głowę zamarli. Dziewczyna natychmiast wyjaśniła wieczorne zajście. Po raz pierwszy zobaczyła ojca tak zdenerwowanego.
- Chcę wam powiedzieć, co postanowiłam. Proszę was o zrozumienie – zaczęła. – Kajtek musi z tym skończyć. Nie może czuć, że wspieramy jego picie. Dlatego postanowiłam zgłosić wczorajsze zajście na policji. Już to właściwie zrobiłam.
- Ale, jak możesz?!! To nasz brat! – krzyknęła Basia.
- Barbara! Dość! – powiedział stanowczo Kacper. – Inez ma rację. Trzeba nim potrząsnąć.
- To nie wszystko. Po tym, co zrobił wczoraj wiem, że póki jest w takim stanie i ma prawa do małej może zawsze tak robić. Ja mu nie zabronię, a mała teraz jest przez niego w szpitalu.
- Do czego zmierzasz, córeczko? – spytała zatroskana Waleria.
- Złożę wniosek o ograniczenie mu praw, czasowo oczywiście, i wezmę Julię pod swoją opiekę.
- Ależ ty jesteś podła – wysyczała Baśka.
- Tak, mądralo? A ty, co byś zrobiła? Kupiła mu flaszkę i pogłaskała po główce? – odcięła się starsza siostra. – Jesteś jeszcze bardzo głupiutka, jeśli myślisz, że on sam z tego wyjdzie.
- A ty, tylko chcesz mu zabrać wszystko, co mu zostało! Nie masz swojego życia? Daj mu spokój!
- Przesadziłaś Barbaro – powiedział tata dziewczyn. – Pokazałaś właśnie, jakim dzieckiem jesteś jeszcze. Pomagać nie znaczy tolerować takich wyczynów. Pomagać znaczy pokazać błędy.
Tylko Inka wiedziała, jak podle się poczuła. Widziała, jak jej rodzina teraz się przepołowi. Będą mieszkać w jednym budynku, a staną się swoimi wrogami. Nie była pewna, czy da radę podołać tej sytuacji. Kajtek na pewno wpadnie w szał. Powstanie wielka awantura, a Inka będzie w samym jej środku. Niestety zdawała sobie sprawę, ze nie ma już wyjścia. Powiedziała ”a”, więc musi powiedzieć „b”. Teraz jednak nie chciała zastanawiać się nad czekającą ją przeprawą, ponieważ właśnie usłyszała dźwięk nadjeżdżającego samochodu, obwieszczającego przyjazd Maksa. Jeszcze wczoraj umówili się, że wpadnie po nią w drodze do pracy. Energicznie odłożyła talerz do zlewu i cmoknąwszy rodziców w policzki wyszła z domu. Basia odprowadziła ją wściekłym spojrzeniem.
- Jak noc? Dobrze się czujesz? – spytał mężczyzna, kiedy doszła do samochodu.
- Nie wiem, czy dobrze robię, ale nie mam już wyjścia. Powiedziałam już rodzicom – odparła, wsiadając do auta. W milczeniu zapięła pas i zaczekała aż znajdą się na drodze prowadzącej do szpitala.
- Jak zareagowali? – swoim pytaniem przerwał, panująca ciszę.