pod wiatr
na zakrętach niepewności zbieram bez znieczulenia
jutrzejsze maliny w cieniu słów tożsamości uzurpując ciszę
zastygam powoli tak żeby nie wypłoszyć migrujących ptaków
jak ja pomiędzy piekłem a niebem wijących gniazda
w przestrzeniach pozbawionych drzew pędząc donikąd uwypuklam
jedynie szum lasu echo rozterek umyślnie pozostawiając w piórach
panowie anioły zgłaszam awarię neuronów jakim prawem
na naszej scenie wietrzycie z okien
drapacze chmur bez zgody obojga na szarość sklepień
kiedy umyka to czego chciałem a o czym nie zdążyłem ci powiedzieć
zła historia o kopciuszku i miłym artyście który spadł ciężko
malując lekko łopot jak wiatr nie dał podejść porywając chwile
skrzydeł
jedynie ból