*DZIECI MIECZA* cz.1 "Ojciec"
Cóż, w zależnosci, czy się spodoba, czy nie, bedzie się pojawiało dalej, lub zginie śmiercią naturalną.
- To było dawno temu, jeszcze za czasów cesarza Yondai, który był ostatnim z rodu Dasco. Cesarz bał się o swoje życie, więc stworzył grupę specjalnie wyszkolonych żołnierzy, którzy bronili go, przed wszelkim niebezpieczeństwem…
- Oh, tato! Nie opowiadaj im tego na noc, bo będą im się koszmary śniły! – młoda dziewczyna, ubrana w męski strój, związywała właśnie włosy taśmą.
- Ale chcieli bajkę…
Mężczyzna poprawił rękawy roboczej szaty i wziął synków na kolana. Bliźniaki wtuliły się w ojca, uśmiechając się szczerbatymi buziami.
- Spać, a nie bajkę. Późno już jest, a miałeś iść do wuja Kui – siostra wzięła chłopców za ręce i zaprowadziła ich do oddalonego kąta izby, w których stało ich wspólne łóżko. Położyła maluchy spać i otuliła je porządnie kołdrą, po czym zasłoniła nisze łóżka ciężką kotarą, odgradzającą chłopców od reszty domu
- Tato… Miałeś im nie opowiadać o drużynie. Obiecałeś mamie! Przecież wiesz, że są jak Ty, zaraz chcieliby się szkolić i przygotowywać, a to jeszcze dzieci! Przecież mają ledwie piec lat.
- Anij, czasami widzę, ze jesteś zbyt rozsądna, jak na naszą rodzinę. Wszyscy powinniście się uczyć, w końcu Gwardia Cesarska to…
- Gwardia to, Gwardia tamto! – dziewczyna przerwała ojcu i z cichym westchnieniem przytuliła się do niego lekko. – Ja się muszę wami opiekować, a nie Gwardią się martwic. Idź już do wuja, przecież trzeba spać, rano macie pilne zebranie z cesarzem.
Mężczyzna pogłaskał córkę po głowie i z dziecięcym uśmiechem, skinął lekko głową. Anij kochała swojego ojca, chociaż czasami, a właściwie najczęściej, był dziecinny i nierozsądny. Opiekował się jednak zawsze dziećmi, nawet kiedy ich matka musiała odwiedzać swoich rodziców i pomagać im w gospodarstwie. Trzeba było przyznać, że trójka pociech, wywróciła dom do góry nogami. Dziesięć lat różnicy, między córeczką, a synami, pozwalało na to, żeby to dziewczyna opiekowała się często chłopcami, ale nie pozwalało tak po prostu, zrzucić wszystkiego na jej głowę.
- Dobrze, już idę – uśmiechając się tata i wyszedł z domu, zamykając za sobą drzwi.
Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie i szybko przebrała w nocny strój. Ułożyła się zaraz w swoim łóżku, ustawionym pod oknem i obserwowała przez mała szybkę, nocne niebo. Kiedy już prawie zasypiała, zauważyła w oknie czerwoną łunę, migoczącą niepokojąco. Zaciekawiona podniosła się i wyjrzała przez okno.
Na tle ciemnego nieba zobaczyła jak pobliski dom płonie, a uciekający z niego ludzie umierają, doganiani przez ciemne postacie. Wyskoczyła zaraz z łóżka, chwytając miecz ze stołu, jedyny, jaki ojciec zostawił w domu, i wybiegła zaraz na zewnątrz, zaciskając dłonie na rękojeści. Katana zalśniła w mroku, gdy dziewczyna dogoniła jedną z czarnych postaci i przebiła ją na wylot.
- Ojcze! Ojcze?! – rozglądała się po pogorzelisku, wypatrując rodzica rozbieganym wzrokiem. Kiedy go w końcu odnalazła opadła przy nim na kolana. Położyła miecz obok taty i drżącymi dłońmi uniosła jego głowę.
- Tato…
Mężczyzna dłonią potarł słabo policzek córki, zamykając oczy i kaszląc cicho. Jego usta zbroczyła odrobina krwi.
- Miecze…. Znajdź… wszystkie…
Dłoń mężczyzny opadła na ziemię, a jego ciało osunęło się bezwładnie na kolana dziewczyny.
- Tato! Tato…
Anij rozpłakała się tuląc do siebie stygnące, martwe ciało rodziciela. Kawałek dalej, dostrzegła kątem oka, ciało wuja Kui i całej jego rodziny.
- Dwadzieścia trzy miecze Gwardii Cesarza,
A przecież tak rzadko to się zdarza,
Że tylu mężów jemu oddanych.