Bork - Klątwa, tom I, rozdz.I
łosie, a wlokący ją twór jakby nie mogąc się oprzeć melodyjnemu językowi uniósł się na wysokość kilku metrów i zawisł w powietrzu w wyczekiwaniu na to, co dalej się wydarzy. Błękitna poświata otoczyła ogarniętą żelaznym uściskiem Elke, zdawała się pulsować w rytm wyśpiewywanych słów, które z każdą chwilą przybierały na sile powodując również wzrost intensywności światła. W pewnym momencie głos wykrzyczał trzy słowa w obcym, trudnym do powtórzenia chrapliwym języku, błysk blado-błękitnego światła zalał okolicę. Zmora wciąż trzymająca w uścisku Elke zawyła lodowatym wichrem z ogromną siłą, jakby przerażona tym, co się stało rzuciła nieprzytomną dziewczynę w kierunku ziemi i z przerażającym wyciem, rwąc się na strzępy zniknęła w puszczy. Elke w ułamku sekundy uderzyła z impetem w stojące na ziemi stogi z pożniwną słomą. Błękit zaczął zanikać powoli, śpiew ginął w oddali, a ciszę nocy zakłócał już tylko padający deszcz, grzmoty gniewnie odgrażały się zza horyzontu. Po chwili jednak coś zamigotało bladym światełkiem nad głową Elke i sprawiając ogromny ból szarpało dziewczynę za ramię, coraz głośniej wołało po imieniu: - Elke! Elke! Nic ci nie jest? Obudź się, Elke na miłość boską! Ocknęła się, w świetle naftowej latarenki zobaczyła nad sobą twarz babci i jej niebieskie oczy. Wielkie krople deszczu nie pozwalały jednak patrzeć w górę zbyt długo. Elke zamknęła powieki na powrót tracąc przytomność z wycieńczenia. Minęła noc, burza odeszła równie szybko jak przyszła. Nad podwórzem uwijały się jaskółki, na krzewie lilaka w pobliżu stodoły wróble urządziły sobie pogaduchy. Blade promienie słońca wpadające do izby przez niedomknięte okiennice tańczyły na ścianach. W palenisku żarzyły się drwa. Irma wytarła spocone czoło wnuczki, pochyliła się nad leżącymi na stole pożółkłymi kawałkami brzozowej kory. Szeptała coś po cichu odczytując z nich wyblakły tekst, raz po raz rzucając garściami bursztynów w rogi izby. Zasłoniła oczy Elke kawałkiem ciemnego płótna po czym podeszła do kuchni i wrzuciwszy na żar trzy szczypty zbieranych pracowicie latem sproszkowanych ziół wyjętych ze skórzanego mieszka - zasyczała cicho. Kłęby aromatycznego dymu i drobnych iskier uniosły się w górę osłaniając ulotną pierzyną sufit. Irma zaciągnęła się nim, podeszła do wnuczki i wydychając dym wprost na twarz śpiącej Elke wypowiedziała w chrapliwym języku słowa: - Aukhes Asmath Kehltes! Gurhma at Gartha! Kobes at Driaugh! Powtarzała te słowa jak mantrę, która układała się w melodię. Dym unoszący się pod powałą począł falować, jego kłęby jęły zbijać się ciaśniej i powoli wirować nad głową dziewczyny. Pęd był coraz większy, a Irma wciąż wypowiadając słowa chrapliwego zaklęcia trzymała ręce na twarzy Elke. Po chwili zdjęła jedną dłoń z bladego oblicza dziewczyny i wyciągnęła ją w kierunku wirującego dymu, którego kosmyk oplątał się natychmiast wokół jej dłoni. Irma przesunęła ją w kierunku twarzy Elke, a kosmyk spłynął na jej ciało otaczając je szczelnie. Trwało to chwilę, na dźwięk kolejnego chrapliwego słowa dym błyskawicznie przez wpółotwarte usta wypełnił płuca dziewczyny. Ciało Elke naprężyło się nagle wyginając niemal w łuk, tak że tylko jej głowa i stopy spoczywały na łóżku, po chwili jednak łagodnie opadła na wypchany słomą siennik. Irma wciąż mówiła cicho by nieprzytomna dziewczyna nie usłyszała wypowiadanych słów. Nie mogła dopuścić by Elke w tak młodym wieku nabrała choćby najmniejszych podejrzeń i dowiedziała się czegokolwiek na temat rodzinnego sekretu i aby przez to już teraz próbowała zmierzyć się z tym darem i przekleństwem jednocześnie. To, co stało się ubiegłej nocy było i tak zbyt trudnym dla dziewczyny przeżyciem. Irma była już pewna, że tego dziecka nie ominęło brzemię ciążące na wybranych kobietach w rodzinie. To właśnie zatroskaną babcię przerażało najbardziej. - Nie kochana Elke, jeszcze nie teraz! Zbyt wcześnie jeszcze – pomyślała patrząc na swą wnuczkę i przysięgając sobie w duchu, że będzie ją bronić dopóki mała na