Ile to razy nauczyciele zwracali uwagę swoim uczniom, aby nie rozmawiali na lekcji i nie przeszkadzali innym? Zapewne wielu z was zostało upomnianych, a nieliczni dorzucą, że za nieposłuszeństwo dostali bardzo długą, negatywną uwagę do dzienniczka. Ja sama pamiętam, jak nawet kazano mi się rozsiadać z koleżanką, gdy już nasze rozmowy przekraczały pewną granicę. A co by było, gdyby każdy umiał powstrzymać się od wydawania jakichkolwiek dźwięków i udzielał się tylko proszony?
Kahlen po części może to spełnić. Mogłaby udzielić odpowiedzi tylko poprzez pismo, bo jej głos mógłby... zabić.
Kahlen to syrena, która musi być posłuszna rozkazom Matki Ocean. Parę razu do roku musi wykorzystać swój głos do tego, aby nakarmić Ją nieświadomymi swego losu ludźmi przebywającymi w tym czasie w Jej ramionach, gdy resztę dni musi uważać, aby nikogo nie skrzywdzić. Dziewczyna może jedynie rozmawiać ze swoimi siostrami, ale tylko wtedy, gdy nie ma w pobliżu człowieka. Dźwięk jej głosu oddziałuje w każdym zakątku świata, a syrena z trudem znosi los pomocnicy największej Zabójczyni.
Do końca służby pozostało jej już niewiele lat. Wtedy zostanie uwolniona od swojego obowiązku i stanie się na powrót zwykłą śmiertelniczką oraz będzie musiała nauczyć się żyć od nowa. Jej pamięć zostanie wymazana. Wszystko zacznie z czystą kartą. Kahlen czeka na ten moment z ogromnym utęsknieniem, lecz nigdy nie przypuszczała, że coś spowoduje u niej morze zwątpień. A raczej ktoś.
Akinli to zwyczajny człowiek o złotym sercu. To zawsze o takim mężczyźnie marzyła dziewczyna, lecz wiedziała, że w tej chwili nie może sobie pozwolić na takie uczucia. Miłość jednak miała inne plany. Od tego momentu ich losy plączą się i ciężko rozerwać to połączenie. Kahlen wie, iż to nie może się dobrze skończyć, ale postanawia zaryzykować. Pewnym krokiem przechodzi przez próg rutyny przesiąkającej Akinlego.
Tylko czy ta miłość ma jakiekolwiek szanse? Czy Kahlen wie co robi, gdy ryzykuje odkrycie swojej tajemnicy, byle tylko być blisko chłopaka? I jak zareaguje Matka Ocean, gdy odkryje całą prawdę?
Bo prawdziwe uczucie jest w stanie przetrwać wszystko.
Pamiętam, jak kiedyś uwielbiałam pewien serial dla dziewczyn, gdzie głównymi bohaterkami były trzy dziewczyny, które pewnego razu zostały przemienione w syreny. Wręcz niecierpliwie oczekiwałam każdego nowego odcinka, a powtórki były dla mnie dodatkową porcją ulubionego deseru. Z czasem jednak wyrosłam z niego, ale tematyka tych mitycznych stworzeń kołatała w mojej głowie i gdy dostrzegłam zapowiedź [Syreny] powiedziałam sobie jedno - warto zapoznać się z tą książką. Tylko czy po skończonej lekturze chciałam pozostać tytułową syreną? A może prosiłam o to, aby Matka Ocean zabrała mnie na samo dno i odebrała życie?
,,Nasza pamięć jest jak wadliwy aparat fotograficzny - nie możemy być pewni, że obraz, który staramy się uchwycić będzie rzeczywiście wyraźny."
Tempo całej powieści przybrało formę nieobliczalnego Oceanu: z początku tafla wody była nieskazitelna i nieskalana żadnymi bruzdami, lecz po pewnym czasie zaczęły ukazywać się niewinnie wyglądające fale, które z każdym kolejnym rozdziałem zwiększały swoją objętość, aby na końcu wywołać czytelnicze tsunami! Jednak pewne szczegóły nie pozwoliły mi do końca odczuć skutków tej atmosfery, ale o tym za chwilę.
Pierwsze sto stron to tak naprawdę powolne wprowadzenie do świata Kahlen i ukazania nam, z czym dziewczyna musi się mierzyć jako syrena. Chociaż Ona (Matka Ocean) oszczędziła ją i dała jej szansę przeżyć znakomitą przygodę swojego życia - co główna bohaterka wykorzystuje - ale kiedy przychodzi moment śpiewu... wtedy już nie jest tak kolorowo. Największe zmiany w życiu Kahlen zachodzą dopiero wtedy, gdy na swej drodze spotyka dobrodusznego Akinlego. I w tym momencie akcja powieści nabiera prędkości, wzburzone fale literek uderzają o piaszczystą plażę czytelnika, jednak powiem jedno - miłość od pierwszego wejrzenia jest przereklamowana i mogłam odczuć tego potęgę.
Jak byłam zainteresowana kreacją syren i jej ograniczeniami związanymi z przebywaniem między ludźmi, tak mniej obchodziło mnie wyolbrzymione ogromne uczucie rosnące między dziewczyną a jej wybrankiem serca. Może jestem sadystką, ale wolałam czytać opisy związane z potworną naturą stworzeń potrafiących swoim głosem zmusić kogoś do pozbawienia się życia poprzez utonięcie czy zachłyśnięcie wodą, niżeli czytać prawie pieśni pochwalne związane z Akinlim. Czy w ogóle normalnym jest to, że znajdujesz nastolatkę, która nie może mówić, ,,nie ma bladego pojęcia" o swoim pochodzeniu i o tym, jak się tutaj pojawiła i zapraszasz ją do siebie, zamiast odwieźć na najbliższy posterunek policji? Tak, wiem - to zepsułoby całą romantyczną otoczkę, jednak trzeba być naprawdę głupim, aby zaufać obcej osobie, która nawet nie jest w stanie odezwać się do ciebie. I ta wybuchająca miłość w przeciągu kilku dni? Chyba jestem za stara, aby wierzyć w takie bajki. Gdyby wyciąć ten nieszczęsny fragment to powiedziałabym, że książka jest znakomita. A jako że jest to główny wątek to... cieszę się, że wcześniej mogłam przeczytać coś znacznie realniejszego.
,,Pływanie było działaniem, latanie uczuciem."
Kahlen to taki typ głównej bohaterki, której na początku współczułam, a zarazem zazdrościłam życia w niezniszczalnym ciele i przeżywania tylu przygód, na które zwykły śmiertelnik nie może sobie pozwolić. Chociaż była ukazana jako niespełniona romantyczka, tak na początku nie odczuwałam tego zbyt mocno i kibicowałam jej w wytrzymaniu tych wszystkich lat, jakie musiała przeżyć jako syrena. Swoją miłość przelewała na siostry i troszczyła się o nie. Jednak bywały momenty, gdy musiała odpocząć i zdystansować się do otaczającego ją świata - wtedy też ją rozumiałam. Miłość ukazała jednak jej najgorsze cechy, gdy ryzykowała życie sióstr, aby walczyć o swoje. To było samolubne ze strony dziewczyny i od tego momentu pałałam do niej niechęcią. Właśnie z tego powodu (i tej nieszczęsnej pogody widniejącej za naszymi oknami) nie miałam ochoty kontynuować książki i odstawiłam ją na półkę. Dopiero po kilku dniach do niej wróciłam i traktowałam losy Kahlen z przymrużeniem oka.
Chociaż w drugiej połowie książki główna bohaterka wydawała mi się przerysowana, tak nie mogę powiedzieć o jej siostrach, które automatycznie zdobyły moje serce. Miaka, Elizabeth, a nawet Aisling - wszystkie miały to coś, co nie pozwala człowiekowi ich nie lubić. Owszem - ta ostatnia nie grzeszyła serdecznością i nie emanowała radością, jednak wyróżniała się na tle pozostałych, dając się zauważyć. Gdybym miała wybierać, którą z syren najbardziej lubię to wskazałabym właśnie ją. A pewne nowiny na jej temat są dla mnie pieczątką potwierdzającą to, że jest wyjątkowa. Z chęcią przeczytałabym o niej oddzielną książkę, ale śmiem przypuszczać, że nigdy do tego nie dojdzie... A co mogę powiedzieć o Akinlim? Kiedy autorka dopuściła go do głosu to miałam ochotę uciekać w siną dal. Ale przyznam jedno - idealnie pasował do Kahlen. Obaj przesadzeni bohaterowie tworzą idealną (mdłą od słodyczy) całość.
No i jakże mogłabym zapomnieć o bezlitosnej, ale również kochającej bezgranicznie swoje córki Matce Ocean, która została ukazana w prawdziwym świetle. Autorka doskonale podkreśliła jej nieprzewidywalność i potęgę, za co ją mogę - z czystym sumieniem - pochwalić.
Wątek miłosny? Jak dla mnie można nabawić się czytelniczej cukrzycy, a to nie służy nikomu. Chociaż romantycy będą zadowoleni z takiego obrotu spraw, gdy dla mnie związek po niecałym tygodniu znajomości wydaje się absurdalny i niezwykle... sztuczny. Chociaż znam taką osobę, która związała się z chłopakiem po dwóch tygodniach znajomości, co także nie wywołało u mnie pozytywnych emocji. Tak czy siak to kolejny przerysowany aspekt, ale nie mogę zapominać, że książka skierowana jest do nastolatek. Przyznam jednak, że to daje złudne nadzieje młodszym czytelniczkom, które marzą o TAKIEJ miłości.
,,Wszyscy uważają, że śmierć to smutne zakończenie, ale to nieprawda. Gdyby tak było, każde życie byłoby po prostu tragedią."
Chociaż mogłabym się przyczepić do wielu schematycznych fragmentów, które napatoczyły się na mnie w trakcie czytania [Syreny], tak muszę przyznać, że Kiera Cass wie, jak tworzyć. Chociaż jej kunszt pisarski nie jest na wysokim poziomie i nie zdobędzie Literackiej Nagrody Nobla, to jednak umie oczarować czytelnika swoim łączeniem słów, co skrzętnie wykorzystuje. Autorka stawia na naturalność i to się chwali, lecz z czasem prostota tekstu może przytłoczyć każdego i wypadałoby wtrącić co nieco świeżości w dany fragment. No i - oczywiście - nie przeciągać strun.
[Syrena] ma na celu ukazanie wszystkim, że nieważne kogo obdarzamy uczuciami, ale ważne jest to, by były one szczere i pochodziły z głębi serca. Dlatego warto ukazywać swoim najbliższym to, że są dla nas wyjątkowi i nikt nie jest w stanie ich zastąpić.
Z serii ,,rozkminy bluszczyny": Ciekawe, czy ja dałabym radę jako syrena, jeżeli chodzi o to życie w ciszy, gdy jest się między ludźmi. Przecież ja jestem taką gadułą, że... No dobra... Musiałabym żyć w odosobnieniu, rozmawiając sama ze sobą. Tylko to by mi pozostało...
Podsumowując:
Chociaż [Syrena] nie należy do tych ambitnych lektur, to jednak czas spędzony z nią uważam - w większości - za udany. Dzieło Kiery Cass to lekka powieść, idealna na spokojne wieczory, gdy człowiek chce się zrelaksować i odetchnąć od codziennego życia. Oczywiście osoby stroniące od romansów powinny sięgnąć po ten tytuł w ostateczności, żeby nie spotkała ich tak przykra niespodzianka, jak mnie. A ci, co kochają tego typu klimaty - śmiało możecie wydać na nią swoje ostatnie pieniądze!
Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: 2016-03-16
Kategoria: Dla młodzieży
ISBN:
Liczba stron: 420
Dodał/a opinię:
Aleksandra Bienio
Ostatnia część bestsellerowej trylogii. America jest jedną z czterech dziewcząt, które utrzymały się w ścisłej czołówce Eliminacji. Ukochana przez zwykłych...
Dla trzydziestu pięciu dziewcząt Eliminacje są szansą ich życia. To dzięki nim mają szansę uciec z ponurej rzeczywistości. Ze świata, w którym panują...