Bezludna wyspa, na którą można dotrzeć tylko helikopterem, a na niej przepiękny przeszklony dom, wyposażony we wszystko, o czym można zamarzyć. Magda przyjeżdża tu, by w samotności odpocząć i zebrać myśli po zdradzie bogatego męża. Okazuje się jednak, że nie jest sama na wyspie... Zaczyna się walka z czasem, lękiem, ciekawością, pożądaniem. Nowa książka Igora Ostachowicza wciąga i intryguje, porusza najgłębsze pokłady emocji. Trudno przyporządkować ją do jednego gatunku literackiego: to powieść psychologiczna, ale też kryminał i thriller. Wchodzimy w świat bohaterki Magdy, jednak na ile jest on prawdziwy?
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2015-03-04
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 320
Język oryginału: polski
Ilustracje:Krzysztof Rychter/Jayne Szekely
Dziwna książka. Dziwna i pokręcona, tak jak jej bohaterka – Magda. Właściwie spodziewałam się melancholijnej historii z dreszczykiem – o młodej kobiecie, która szuka samotności, ale jej medytacje przerywa intruz, którego niespodziewana obecność na wyspie niesie zagrożenie, a dostałam książkę o szaleństwie, wyobcowaniu, chorych relacjach i nienawiści do ludzi. I mimo to nie poczułam się rozczarowana – ta książka mnie wciągnęła, choć tak naprawdę można ją streścić w kilku zdaniach…
Magda – szukając ucieczki od świata – wynajmuje na dwa tygodnie wyspę pośrodku oceanu. Ma tam spędzić samotnie dni, robiąc to, na co przyjdzie jej ochota. Kiedy jednak przedstawiciele biura podróży odlatują, zostawiając ją na wyspie okazuje się, że jej azyl wcale nie jest bezludny. Na horyzoncie pojawia się jakiś mężczyzna. Normalna kobieta w tej sytuacji zamknęłaby się w domu, zadzwoniła do biura podróży i wyszła dopiero, gdy helikopter zabierze z „jej” wyspy intruza. Ale Magda normalna nie jest. I wcale nie chodzi o to, że jest chora umysłowo – ona po prostu nie pozwala, żeby zawładnęły nią konwencje, nie przejmuje się regułami świata, lubi przeklinać, rzucać przedmiotami i – czasami dosłownie – balansować na krawędzi przepaści. Jest uzależniona od leków, pali, pije, a przy tym… dba o kondycję, ćwiczy, uwielbia biegać. No i ta właśnie – szalenie oryginalna – Magda, zamiast wyekspediować intruza ze swego terenu, wchodzi z nim w przedziwną relację, opartą na seksie, wspólnych popijawach, rozmowach o niczym i… ukradkowym szprycowaniu go lekami.
Właściwie trudno opowiedzieć więcej, bo cała przyjemność z tej lektury to właśnie powolne odkrywanie kolejnych znaczeń i zdarzeń, zastanawianie się, do czego to wszystko prowadzi, co autor dla nas przygotował. A przygotował sporo zaskoczeń, chociaż przyznam, że chwilami lekko mnie już zaczęła nużyć ta lektura, zwłaszcza w drugiej połowie. Za dużo gadania i dziwnych gierek słownych.
Podsumowując: dawno nie czytałam tak dziwnej książki, ale czas poświęcony na jej czytanie na pewno nie był stracony.
Współczesna Warszawa. Zblazowany trzydziestoparolatek, typowy przedstawiciel nowej klasy średniej, dryfuje od kobiety do kobiety, od baru do baru, od przelewu...
Przeczytane:2024-03-10, Ocena: 2, Przeczytałam, Mam, 52 książki 2024, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2024,
Dziś przychodzę do was z recenzją powieści, o której totalnie nie wiem co mam myśleć. To chyba najdziwniejsza historia jaką dotychczas przeczytałam. Po tym autorze spodziewałam się czegoś innego. Mając w pamięci jego wcześniejszą, dobrze przyjętą książkę "Noc żywych żydów" to w przypadku "Zielonej wyspy" mocno zastanawiam się: "co się tutaj stało?". Ale po kolei. Zacznijmy od tego, że zdecydowałam się sięgnąć po tę książkę, ze względu na opis, który zapowiadał kawał dobrej, ciekawej historii. Treść lektury Ostachowicza wymęczyła mnie jednak niesamowicie. Książka bardzo mi się dłużyła i pierwszy raz w trakcie czytania, zdażyło mi się, że sprawdzałam ile jeszcze stron zostało do końca. Kilka razy miałam ochotę odłożyć tę powieść na półkę i już do niej nigdy więcej nie wracać.
W "Zielonej wyspie" narratorką jest główna bohaterka - nadpobudliwa i despotyczna lekomanka, z tendencjami do sadyzmu. Kobieta ląduje na bezludnej wyspie by spędzić tam samotnie wakacje. Jak się wkrótce okazuje - wyspa nie jest wcale taka bezludna, bo pojawia się na niej również nieznany mężczyzna. Relacje tej dwójki to istne zamieszanie z poplątaniem - momentami ciężko było mi się już połapać, czy bohaterowie się kochają, czy raczej chcą się pozabijać. Całe ich współżycie na wyspie ciągnie się niemiłosiernie. Postacie zachowują się dziwacznie i niewiarygodnie, akcja i dialogi natomiast, są według mnie zbyt rozwleczone. Sądzę, że spokojnie autor mógłby zrobić z tego krótkie opowiadanie, ale powieść to nie był trafny pomysł w tym przypadku.
W tej historii dominuje ciężki, psychodeliczny klimat, tórego ja nie czuję. Niestety. Wydaje mi się jednak, że wybranym czytelnikom książka mogłaby się pod tym względem podobać.
Ciężko mi przypiąć tę opowieśč Ostachowicza do konkretnego gatunku literackiego. Znajdziemy tu zarówno elementy thrillera jak i romansu czy psychologii. Zakończenie książki wydaje mi się wręcz absurdalne, ale w sumie pasuje do pokręconej emocjonalnie całości.