Trójka rodzeństwa przenosi się w czasie o półtora tysiąca lat do słowiańskiej Polski. Gromowładny Perun wraz z innymi bogami stawia czoła Czarnobogowi - demonicznemu władcy bestii i demonów - i przegrywa. Na pradawną krainę pada złowrogi cień. Ostatnia nadzieja w turnieju, który zwołuje bóg bogów - Światowid. Tylko czy trójka śmiałków z przyszłości jest w stanie go wygrać? I czy rodzeństwo odnajdzie się w nowej rzeczywistości? Bez telefonów, internetu, bieżącej wody, ale za to ze wszędobylską magią?
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 2018-07-31
Kategoria: Dla młodzieży
ISBN:
Liczba stron: 368
Powiem szczerze, nigdy jakoś nie ciągnęło mnie do naszej rodzimej mitologii. Zawsze interesowała mnie mitologia grecka. Jednak wszystko zmieniło się po przeczytaniu Szeptuchy i tak brakowało mi książek z tym wątkiem. Dlatego gdy nadarzyła się okazja, by przeczytać kolejną historię z naszymi wierzeniami w tle od razu się zgodziłam. Jak dla mnie był to strzał w dziesiątkę, a już tłumaczę dlaczego. Historia przedstawiona przez pana Łukasza Radeckiego jest ciekawa i wciągająca. Od samego początku byłam ciekawa co czeka bohaterów i jak to się wszystko potoczy. Autor tak kończył rozdziały, że szlag mnie trafiał i musiałam przeczytać kolejny jak najprędzej. Akcja pędzi tu na łeb na szyję, dlatego nie będziecie się przy tej książce nudzić.
Co do bohaterów to bardzo mi się spodobali. Weronika i Zbyszek to bliźniacy, ale zupełnie różni. Dziewczyna jest spokojna, na swoje cele i bardzo interesuje się mitologią słowiańską. Gdy trafia do wioski dość szybko przystosowuje się do panujących tam zwyczajów, choć nie jest jej łatwo. Zbyszek zaś to narwany chłopak, który najpierw robi, potem myśli. Jednak to chłopak, który potrafi być zdyscyplinowany i waleczny. Nie boi się wyzwań i umie walczyć, co bardzo mu ułatwia sytuacje, w której się znalazł. No i został Kacper, który miał najgorszą sytuację z całego rodzeństwa. Musiał postarać się przeżyć i natrafia na osoby, której nie są dla niego dobre. Ma bardzo pod górkę w całej historii i bardzo mi przykro było pod koniec, ze względu na to co postanowił.
Pan Łukasz pisze bardzo lekkim i przyjemnym stylem. Język jest młodzieżowy, ponieważ bohaterowie są w bardzo młodym wieku. Jednak czyta się to dzięki temu naprawdę szybko i nie można się od tej powieści oderwać.
Podsumowując Wojna bogów to naprawdę świetna powieść, która wielu się spodoba. Jeżeli podobały Wam się książki takie jak Percy Jackson, Olimpijscy herosi czy nawet Szeptucha to ta pozycja też przypadnie Wam do gustu. To powieść i przyjaźni, przywiązaniu, walce, dostosowaniu się do nowego otoczenia i oddaniu sprawie, a w tym wszystkim pojawia się mitologia, którą mało osób zna, a powinno. Dlatego gorąco zachęcam żebyście dali szansę tej książce i ją przeczytali.
Ot, całkiem przyjazna książka przygodowa, choć zdecydowanie dla młodszych czytelników. Poznajemy rodzeństwo, bliźniaków i ich adoptowanego brata, na wycieczce w Biskupinie. Podczas kłótni rodzeństwo przenosi się w czasie do Polski z czasów przed panowaniem Piastów. Weronika i Zbyszek trafiają do różnych plemion, Kacper jednak nie ma tyle szczęścia - od początku ma same problemy. Akcja prowadzi do punktu kulminacyjnego - zmagań, w których wybrańcy, po jednym z każdego plemienia, stają do walki - najpierw między sobą, a wygrany ma zmierzyć się ze złym bogiem.
Ogólnie dłużyzn raczej nie ma. Czasem opisy postaci są nieco wymuszone, ale do przeżycia. Plus za chęć przedstawienia panteonu słowiańskich bóstw, minus za to, że praktycznie niczego się o nich z tej książki dowiedzieć nie sposób. Potencjał ma, ale spodziewałam się czegoś trochę innego.
Co jest takiego w literaturze młodzieżowej, że przyciąga mnie jak magnes? Co powoduje, że sięgam po nią pomimo tego, że na karku ... dzieści lat? To jest jakaś magia, która sprawia, że pochłaniam takie książki w kilka dni. Można sobie tłumaczyć, że chcę zobaczyć co czytają moje dzieci, ale w przypadku pierwszego tomu serii Plemiona pt. "Wojna Bogów", to tłumaczenie nie jest zbytnio wiarygodne. Gdyby lektura tej książki była spowodowana tylko i wyłącznie chęcią sprawdzenia, co czyta Starsza, to nie czekałabym z niecierpliwością na kolejny tom. A czekam.
Weronika Kacper i Zbyszek są rodzeństwem. Dzieciaki bardzo się kochają i szanują, choć najsilniejsza więź łączy Weronikę i Zbyszka, jako że są bliźniakami. Kacper nie ma z tym problemu choć, jako najmłodszy z rodzeństwa, domaga się większej uwagi i zdarza się, że czuje się troszkę odstawiony na boczny tor. Pewnego dnia dzieciaki jadą na szkolną wycieczkę do słowiańskiej osady. Zbieg okoliczności (czy aby na pewno?) sprawia, że rodzeństwo przenosi się półtora tysiąca lat wstecz do czasów, kiedy ludzie nie wiedzieli co to szczoteczka do zębów, a obiad trzeba było sobie upolować. Nie ma jeszcze Polski a na jej terenach zamieszkują niewielkie plemiona. Każde z dzieciaków trafia w inne miejsce, każde przeżywa odmienne przygody i każde ma do osiągnięcia inne cele. Ale wspólny cel jest jeden - pokonanie Czarnoboga, który zagraża światu.
Powieść jest rewelacyjna. Na pierwszy rzut oka schemat jest znany i wręcz przereklamowany - trójka dzieci trafia do innego świata i tam przeżywa wspaniałe przygody. Od razu przychodzą mi do głowy "Opowieści z Narni", czy też "Baśniobór". Cóż więc odróżnia Wojnę Bogów od innych powieści? Autor postanowił umieścić akcję w starym słowiańskim świecie, gdzie rzeczywistość przeplata się z czarami, a zwykłe życie silnie powiązane jest z dobrymi, lub złymi duchami. Trole, bziki, biesy czy kaduki są żywym elementem tamtego świata. Jeżeli dodamy do tego dwie krainy - Prawię i Nawię - które zaczynają się przenikać tworząc magiczną rzeczywistość - otrzymamy rewelacyjną i wyjątkowo klimatyczną powieść dla młodzieży. Jest w niej wszystko - od plemion i ich codziennych zwyczajów zaczynając, a na starciu magicznych sił kończąc. Naprawdę trudno się oderwać i to bez względu na to czy się ma -naście czy -dzieści lat.
"Wojna Bogów" ma wyjątkowy i niepowtarzalny klimat. To taka powieść historyczna z elementami magicznymi. Autor pokazuje młodym czytelnikom wielość plemion i to, że walki międzyplemienne były dość groźne i nie można ich było bagatelizować. Pokazuje również jak wiele w tamtych czasach znaczyła zielarki, gusła i zabobony. Jak ważne było to, aby nie urazić dobrych duszków domowych, czy też niechcący nie zaprosić do swojego domostwa Biedy. Urzekła mnie przyjaźń jednego z bohaterów z Przemkiem (który okazuje się być wiosłem). Z przyjemnością czytałam o ludowych podaniach i wierzeniach przedstawionych w taki sposób, aby dzieciaki zrozumiały, że wieki temu elementy tych legend były częścią rzeczywistości. Śmiałam się czytając o poglądach na codzienne mycie czy też czesanie włosów i płakałam w momentach, kiedy główni bohaterowie… no i jak napisać, żeby zbyt wiele nie zdradzić? Nie napiszę, a tych, których zaciekawiłam, zapraszam do lektury.
Przeczytałam jednym tchem bawiąc się przy lekturze wprost rewelacyjnie. Warto podsunąć młodszym czytelnikom pod nos, aby przekonali się, że nasza przeszłość też jest barwna i nie potrzeba smoków i wymyślonych krain, aby poczuć magię i ten specyficzny dreszczyk, który jest dowodem na to, że powieść zdobyła nasze serca i duszę.
Wątki słowiańskie w literaturze działają na mnie jak lep na muchy. W związku z tym seria młodzieżowa Plemiona autorstwa Łukasza Radeckiego znalazła się na mojej liście must read, jak tylko dostrzegłam ją w ofercie Wydawnictwa Nowa Baśń. Nie zniechęciło mnie nawet to, iż jest to młodzieżówka, ponieważ książki młodzieżowe również zdarza mi się czytać.
Trójka rodzeństwa, bliźniaki Weronika i Zbigniew oraz ich młodszy, adoptowany brat Kacper, bierze udział w wycieczce klasowej do Biskupina. Wera jest zachwycona, ponieważ fascynuje ją świat dawnych Słowian. Kiedy grupa powoli zbiera się do odjazdu, Weronika biegnie jeszcze do posągu Światowida. Wkrótce zjawiają się tam również jej bracia. Pogoda nie sprzyja, bowiem właśnie trwa regularna burza. Weronika nie zdążyła jeszcze ochłonąć po tym, co widziała przed chwilą na własne oczy. Obserwowała w osłupieniu, jak posągowy Światowid... rozmawiał ze swoimi wnukami, słowiańskimi bogami. Nie miała jednak szans na owo ochłonięcie, ponieważ w posąg znienacka strzelił piorun i zapadła ciemność. Każde z rodzeństwa ocknęło się w nieznanym sobie miejscu, a ich zdziwienie było ogromne, kiedy zorientowali się, że cofnęli się wiele lat w przeszłość i wylądowali w słowiańskiej Polsce. Co począć w tej sytuacji? Każde z nich znalazło się gdzie indziej, nie wiedząc, co stało się z resztą rodzeństwa. Szybko zdołali się zorientować, że zwyczaje tubylców są odmienne od im współczesnych, a ich smartfony są bezużyteczne. Do tego wszyscy sposobią się do jakichś zmagań. Czy rodzeństwo odnajdzie się i zdoła wrócić do domu? Co przeżyją w nieznanym świecie, gdzie magia jest na porządku dziennym, a przeróżne fantastyczne stwory istnieją na równi z ludźmi?
Autor z pewnością spędził sporo czasu nad stworzeniem postaci głównych bohaterów. Zostali nie tylko świetnie opisani, aby można ich sobie było łatwo wyobrazić, ale także mają bardzo dopracowane charaktery, a nawet charakterki ;-) Są dzieciakami z krwi i kości. Kłócą się, przekomarzają, żartują ze sobą, ale i z siebie wzajemnie, jak to dzieci, bliźniaki, które się kochają i wspierają. Trochę inaczej sprawa ma się z Kacprem, który nie czuje się dobrze w towarzystwie przybranego rodzeństwa. Ten wątek bardzo mnie zaintrygował i czekam z niecierpliwością, aby przekonać się, co autor zaplanował jeszcze w temacie emocji buzujących między rodzeństwem.
Muszę przyznać, że początkowo odniosłam wrażenie, że to będzie taka sobie zwyczajna historia z odrobiną słowiańskiego klimatu. Jednak z każdym kolejnym rozdziałem wciągałam się coraz bardziej w przygody trójki bohaterów. Podobało mi się to, że autor przeskakuje od jednego do drugiego bohatera, zostawiając czytelnika w niewiedzy, a więc chciało się jak najszybciej doczytać, aby dowiedzieć się, co wydarzyło się dalej. Akcja powieści przyspieszała z każdą chwilą, aż w końcu pojawił się finał. Czy jednak był taki, jakiego się spodziewałam? No, nie do końca... ;-)
Jedyne, co mnie trochę zdziwiło i momentami irytowało podczas lektury to to, iż Weronika została przedstawiona jako pasjonatka mitologii słowiańskiej, a okazało się, że właściwie nie ma zbyt wielkiego pojęcia o mitach swoich przodków. Rozumiem, że dzięki temu autor mógł przemycić sporo informacji dla czytelnika, bo wciąż ktoś dziewczynce tłumaczył zawiłości tamtejszego świata, ale jednak mogłaby wiedzieć cokolwiek :)
Nie mogę się już doczekać lektury drugiego tomu i Wam również polecam :)
Świrownia tak młodzież nazywa opuszczony budynek szpitala psychiatrycznego znajdujący się na obrzeżach miasta. O tym, jakie sekrety skrywa to miejsce,...
Polskie zombie w natarciu! Karol Szymkowiak miał wszystko. Pieniądze, piękną żonę, wspaniałego synka. Właśnie otworzył nową restaurację w Gdańsku i przypieczętował...
Przeczytane:2021-09-27, Ocena: 6, Przeczytałam, 52 książki 2021,
"Widziała, że Słowianie mają zmęczone twarze, spracowane dłonie, czuła niekoniecznie przyjemny zapach patroszonych ryb, garbowanych skór. To sprawiło, że uczucie bajkowości tego świata ulotniło się. To nie była Narnia, Baśniobór czy Hogwart. To był prawdziwy świat sprzed kilku, czy raczej kilkunastu stuleci. Świat, w którym ludzie żyli, pracowali, jedli, pocili się i bez wątpienia umierali.
A jednak w tym świecie istniała magia".
Jeszcze kilka miesięcy i będę miała trzydziestkę na karku, nie dziwota, że do książki kierowanej do młodych czytelników podchodziłam z obawami. Nie wiem, jak Łukasz Radecki to zrobił, ale pomimo wieku bawiłam się wybornie. Podobała mi się dzisiaj i spodobałaby się pewnie w czasach gimnazjum czy liceum.
Weronika, Zbyszek i Kacper są rodzeństwem, które przeniosło się do świata Słowian, ale takiego, w którym wszystkie mitologiczno-fantastyczne istoty żyją naprawdę. Bohaterowie zostają od razu rozdzieleni, każde z nich znajduje się w innym miejscu, każde na swój własny sposób stara się odnaleźć w sytuacji. Komórki przestają działać, drobniaki wysypujące się z kieszeni w niczym tu nie pomogą, a tutejsza ludność też jest jakaś dziwna, nie wiedzą nawet, że trzeba myć zęby...
Dużo rzeczy podobało mi się w tej powieści i jeśli ktoś spytałby mnie na ulicy o dobrą młodzieżówkę, to podsunęłabym "Plemiona" bez zastanowienia. Dzieciaki mają świetnie rozbudowane charaktery, wiarygodnie przeżywają to, co się z nimi dzieje. Jeden z chłopców jest adoptowany i to cudowne, że taka postać pojawiła się na kartach książki. Świat przedstawiony jest również odarty z cukierkowatości, można tu przeżyć chwile grozy. Wielokrotnie czułam, że ja postąpiłabym tak samo, jak któryś z bohaterów.
"Poradziłabym sobie lepiej, gdyby to była mitologia grecka", "chyba dostaję wysypki od tej szorstkiej koszuli", "w grach demony trzeba pokonać, żeby je odesłać do piekła" - mniej więcej takie zdania sprawiały, że moje serce podczas lektury rosło. Myślę, że wielu z czytelników ma szansę odnaleźć w tej książce trochę siebie. Polecam miłośnikom fantastyki.