“HE DOESN’T DESERVE TO DIE HERE, NOT LIKE THIS.”
Despite the sting of Yan Wushi’s betrayal fresh on his heart, Shen Qiao rushes to save him from certain death only to arrive a moment too late—or so it seems. As rumor of Yan Wushi’s demise spreads far and wide, the winds of change stir across the land. Meanwhile, Shen Qiao seeks to heal Yan Wushi’s grave injuries, and realizes that his understanding of the Demon Lord runs only skin-deep. Yet fate does not allow the pair to remain idle for long.
When an old friend reveals his true nature, Shen Qiao and Yan Wushi have no choice but to aid him on a perilous mission. Only this time, humans aren’t the only monsters to fear.
Wydawnictwo: inne
Data wydania: 2024-01-02
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 460
Język oryginału: chiński
Tłumaczenie: Faelicy
As emperors, generals, and kings vie for dominance, martial sects mount bloody clashes to determine who will influence the nations’ leaders. Fallen...
Shen Qiao is a devout Daoist priest who has spent his life honing his skills and spirit, leading his sect with martial talent, beauty beyond measure, and...
Przeczytane:2024-06-12, Ocena: 5, Przeczytałam, 52 książki 2024,
Gdy zamykał się tom drugi, w głowie siedziała mi zdrada Yan Wushiego i cudowna, napchana spoilerami walka Kunye z A-Qiao. I dylemat - czy iść ratować Wushi, czy mieć to w dupie, i jak lubi mówić Bai Rong, tylko stać i patrzeć. Na szczęście Shen Qiao nie jest złym człowiekiem i pognał na miejsce walki ratować swoją 'wielką, przyszłą miłość~~och~~'.
A jaka to była walka! I raczej nie będzie to jakiś wielki spoiler, że niestety Yan Wushi ją przegrał i tylko i wyłącznie spryt Shena uratował go od dekapitacji. I dobrze, bo się okazało, że facet wcale nie jest trupem, nienienie, żyje, a jak. Tylko po rozłupaniu czaszki trochę mu się osobowość rozjechała na kilka torów, przez co przez połowię książki mamy rozdwojenie jaźni Yan Wushiego w stylu XXXL. Czytając, czasem nie wiedziałam, z kim mam do czynienia. Za to jak się łanie naszym chorym zajmował się Shen Qiao, aż sobie z dziobków jedli :) (kto wie, ten wie, kto nie, może fantazjować).
Jak sobie życzyłam, tak i tutaj pojawia się postać, co do której mam... mieszane uczucia. Chen Gong powraca! Znów awansował, kupił sobie jakiś dupnie ważny miecz i nachodzi Qiao w tawernie, przymuszając go do wyprawy po.. po coś, nie wiem co to jest, jakieś kwiaty czy kryształy (Google mi nic nie podpowiedział),ale to coś mu potrzebne. No i wyrusza ta nasza zgraja na Równiny Centralne, do ruin miasta i tam.... Tam się dzieją rzeczy. Takie, które później łączą się z poprawą wizerunku Wushi i podniesieniem umiejętności walki naszej głównej parki. I te rzeczy są włochate.
I generalnie wszystko byłoby cacy, ale to dopiero trzeci tom, więc historia się komplikuje coraz bardziej. Niemniej przy ucieczce Wushi i Qiao mamy scenkę w buddyjskiej świątyni, która, jak dla mnie, definitywnie jest takim odkupieniem win (a jakim słodkim, o tak) Wushiego. Znaczy, myślałam, że trochę inaczej to pójdzie, ale patrząc na to, jak w scenie z dzieciakami ci bandyci wypadli, to spoko. Mięsko było, kończyny też, a i Shen pozbawił życia dwóch dziadersów. Tylko kurde Yan nie wrócił no.
Ogólnie trzeci tom postawił na rozwój charakteru A-Qiao. To już nie jest ten sam gość z pierwszego tomu, co toto nadstawiał drugi policzek. Owszem, nadal jest spokojnym, uroczo miłym i powściągliwym w gniewie gościem, jednak przebywanie z Yan Wushim go trochę zmieniło. Teraz lepiej postrzega zawiłości świata, nie daje sobą pomiatać i ustawiać jak inni chcą, tak słodko pyskuje Chen Giongowi i - ojej! - i chyba spodobało mu się to specyficzne flirtowanie/naruszanie nietykalności cielesnej przez Yan Wushiego. No bo w scenie...
Natomiast czy Yan Wushi coś się zmienił? Cóż, po splicie osobowości mamy okazję poznać trochę jego przeszłość i mamy garść motywacji, które doprowadziły do powstania takiego skurczybyka. I myślę, że w arku z przebraniem za babę wychodzi, iż facet... złagodniał? Przynajmniej w stosunku do Shena, bo co do innych, to nadal potrafi kobiecie powiedzieć, że jest starą raszplą w porównaniu do Qiao. Już mu się nie chce, on już chyba leci w zakładkę 'moje kochanie A-Qiao'.
Nadal mi się podoba ta opowieść. I tak sobie pomyślałam, że nawet gdybym nie miała wstawek z motywem homo, nawet gdyby ci dwaj nie mieli ze sobą scen, to i tak byłabym to bardzo dobra książka. Fabuła się klei jak Kropelka, tam nic się nie dzieje przypadkiem i nie ma żałosnych macguffinów czy deus ex machiny. To po prostu działa. Ale wiecie, co jest najsmutniejsze? Że nie mam kolejnych tomów! Będę musiała do sierpnia poczekać.... Ale poczekam. Wytrwam. Bo po prostu warto.