Urocza świąteczna opowieść, w której rozmowy są kontrolowane przez tabun ekscentrycznych staruszków!
Wincentyna czeka na wiadomość od Mikołaja. Ukochany wiele lat temu powiedział, że zadzwoni, a on zawsze dotrzymywał słowa. Staruszka nie wie jeszcze, że kiedy w słuchawce telefonu w domu opieki Happy End usłyszy głos Poli, zagubionej nastolatki, zupełnie zmieni się jej życie.
Dorota, nauczycielka jeszcze do niedawna zakochana w swojej pracy i w mężu, przeżywa kryzys. Zawodowy oraz osobisty. W czasie pomiędzy wigilijnym barszczem a karpiem wyrusza z domu ku przygodzie. Czy spotkany przyjaciel z dawnych lat okaże się tym, o kim marzyła?
Maciej chce być dla swoich córek perfekcyjnym ojcem, a czasem nawet matką, bo jego żona prócz siebie nie dostrzega nikogo. Czy w przedświątecznym zamieszaniu uda mu się odkryć, że aby dbać o innych, musi najpierw zrobić coś miłego dla siebie?
W wigilijny wieczór przez zupełny przypadek spotykają się wszyscy w domu pełnym ciepła i miłości. W domu, gdzie marzenia się spełniają, wiek przestaje mieć znaczenie, a pod choinką wszyscy znajdują wyśnione prezenty.
Pamiętajcie, Mikołaj nie patrzy na metryki! Ważne jest tylko to, byście byli grzeczni i mieli piękne marzenia, a wtedy może któregoś dnia też odbierzecie telefon, który was odmieni...
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 2022-10-12
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 384
ŚWIĘTA W HAPPY END
Pamiętam jak przed kilku laty przeczytałam świąteczną powieść Magdaleny Witkiewicz "Uwierz w Mikołaja" i byłam nią po prostu zauroczona. Grupa młodych duchem i niezwykle pomysłowych seniorów skupionych wokół Krystyny - właścicielki ośrodka opiekuńczo - rehabilitacyjnego o wdzięcznej nazwie Happy End w Trójmieście nastroiła mnie bardzo pozytywnie i sprawiła, że już w połowie listopada zapanował wokół mnie świąteczny nastrój. Kiedy jesienią ubiegłego roku na półkach księgarń pojawiła się powieść "Telefon od Mikołaja" okładką i treścią nawiązująca do tamtej historii, wiedziałam, że książka będzie moim priorytetem. Bo przecież jeśli święta to tylko w Happy End. I paradoksalnie nie miało to najmniejszego znaczenia, że za lekturę zabrałam się w... Wielkanoc.
Tym razem pomysłowi pensjonariusze ośrodka niemalże prześcigają się w wymyślaniu przeróżnych przedświątecznych atrakcji urozmaicając w ten sposób codzienność sobie i otoczeniu. Tym bardziej, że Krystyna zamierza wyjść za mąż, a jej wieczór panieński przypada w... Wigilię. Do ośrodka Happy End przenosi się Wincentyna Radziewicz - wyjątkowa, nieco ekscentryczna seniorka, której do setki brakuje jedynie pięć wiosen i która od czasów II wojny światowej nieustannie wyczekuje telefonu od swojego ukochanego - Mikołaja. Ale ośrodek Happy End w zaskakujący wręcz sposób przyciąga nie tylko seniorów, ale również inne nieszczęśliwe lub wątpiące dusze, ludzi, którym daje nadzieję i pomaga uwierzyć w marzenia.
Bardzo podobał mi się wątek Jana Toporka vel Klemensa Wiśniowieckiego, który nadając nocną "Księżycową audycję" w lokalnym radio stworzył magiczny klimat z elementami astronomii, astrologii, przepowiedni i horoskopów. W ten sposób powstał niespotykany dotąd w innych powieściach motyw odliczania do Wigilii. Rozpoczynając od 15 grudnia stopniowo dzień po dniu przybliżamy się do Gwiazdki rozbudzając drzemiące w nas pokłady romantyzmu i dobroci. Historia obfituje w kilka naprawdę interesujących tematów Wątek Maćka - samotnego ojca dwóch córek - osiemnastoletniej Poli i kilkuletniej Marty przypadł m bardzo do gustu i z niecierpliwością czekałam razem z nastolatką na jej urodziny wypadające w Wigilię. Polubiłam się z przedszkolanką Michaliną, która za sprawą małej Marty zbliżyła się do Macieja i jego rodziny, ale już historia Doroty - nauczycielki z liceum zupełnie mnie nie przekonała.
Zasiadłam do tej książki że sporymi oczekiwaniami mając w pamięci wrażenia, jakie pozostawiła w mojej pamięci powieść "Uwierz w Mikołaja". Lektura "Telefonu od Mikołaja" sprawiła, że pomimo wiosny poczułam świąteczny nastrój Bożego Narodzenia, autorka po raz kolejny przekonała mnie, że cuda się zdarzają, a marzenia spełniają. Jednak ostatecznie historia pozostawiła też spory niedosyt, a nawet rozczarowanie. Opowieść jest przekombinowana, za dużo w niej chaosu, niektóre sytuacje sprawiają wrażenie mocno naciąganych przez co przekaz traci momentami swoją wiarygodność. Seniorzy zachowują się jak krnąbrne nastolatki i nijak nie pasują mi do tamtych cudownych ludzi, których poznałam w powieści "Uwierz w Mikołaja". Szkoda, bo taki przerost formy nad treścią nie posłużył tej nastrojowej świątecznej opowieści.
Jestem wierną czytelniczką powieści Magdaleny Witkiewicz i zawsze z niecierpliwością wyczekuję jej każdej książki. Tym bardziej jest mi przykro, że lektura "Telefonu od Mikołaja" wzbudziła we mnie takie mieszane odczucia.
Grudzień nie dla każdego jest magicznym, pełnym szczęścia i miłości czasem.
Nieraz ten okres przypomina nam o przykrych i bolesnych doświadczeniach z życia.
Książka jest podzielona na cztery różne historie, które początkowo nie miały możliwości się, ze sobą spotkać.
Ale od czego mamy magię świat i dom opieki Happy End?
Książka jest przepełniona uczuciami, były momenty, gdzie oczy zachodziły mi łzami smutku, oraz gdzie po twarzy leciały mi łzy wzruszenia.
Postacie, w książce były świetnie stworzone, ba nawet odnalazłam się w jednej!
Kochani znajomi, koniecznie musicie przeczytać tę książkę i podkraść pomysł, mieszkańcom Happy Endu, ponieważ jestem jak Pani Jagoda i szybko zapełnienie Wam słoik…a nawet kilka!
Jeśli podobał Wam się film „Listy do M.” gdzie różne historie nagle tworzą całość to serdecznie polecam Wam tę książkę!
Ocenka: 10/10
Chociaż myślałam, że opowieści świąteczne mam już dawno za sobą, w ręce wpadła mi książka Pani Magdaleny Witkiewicz. Czytałam już po Świętach, a nawet już w nowym roku, jednak nadal odczuwałam obecną w niej ciepłą świąteczną atmosferę. I dobrze mi to zrobiło. Od razu zaznaczę, że nie wiedziałam, że wcześniej została wydana powieść „Uwierz w Mikołaja”, w której można było spotkać ekscentrycznych staruszków z domu seniora „Happy End” i kilka innych postaci, również obecnych w „Telefonie od Mikołaja”. Dowiedziałam się o tym dopiero po lekturze kontynuacji, która tak naprawdę może być czytana jako oddzielna historia. Żałuję jednak, że nie sięgnęłam po poprzedniczkę przed przeczytaniem „Telefonu od Mikołaja”, bo wydaje mi się, że lepiej odnalazłabym się w najnowszej powieści.
Nie od początku potrafiłam się wgryźć w tę historię. Powieść ta to początkowo porozrzucane historie kilku różnych osób, które nie mają ze sobą nic wspólnego, albo tak się wydaje. To taka książkowa wersja „Listów do M.”, w której dopiero po jakimś czasie poszczególne opowieści zaczynają w jakiś sposób się ze sobą splatać. Nie jest tak słodko w powieści, jak można sądzić po jej świątecznym charakterze. Bohaterów jest wielu i każdy z nich ma jakieś swoje życiowe problemy. No może oprócz Wincentyny, której tak naprawdę jedynym zmartwieniem jest telefon od ukochanego z młodzieńczych lat, na który od dawna czeka. A ma teraz już 95 wiosen, do czego zresztą niezbyt chętnie się przyznaje. Bo ani się na tyle nie czuje, a już na pewno nie zachowuje. Wicia jest miłośniczką coli zero, lubi też zupki chińskie i tosty, których trajektorię lotu codziennie notuje w zeszycie. Pokochałam tę bohaterkę całym sercem. To konkretna babka, która potrafi postawić na swoim, a także ustawić innych tak, jak jej się podoba. Szczególnie lubi dyrygować księdzem, który odwiedza ją czasem w domu i dostarcza zakupy. Kiedy seniorka udaje się na zasłużone wakacje do domu seniora „Happy End”, ksiądz przemyca tam dla niej jej ukochaną colę zero. „Happy End” jest szczególnym miejscem. To nie jest dom seniora, o jakim można usłyszeć w telewizji. Panuje tam przyjazna atmosfera, starsi ludzie, którzy tam mieszkają są otwarci, pełni życia i szalonych pomysłów, przynajmniej w większości. Wincentyna w nocy słucha Księżycowej audycji, a potem śpi w najlepsze do późnych godzin w ciągu dnia. Kiedy kobieta trafia do tego miejsca musi trochę zmienić swoje przyzwyczajenia, bo inna staruszka – Jagoda, nie daje jej w ciągu dnia pospać. Mimo to Wicia i tak nigdy nie zdąża na śniadanie. Kolejną postacią, która zawładnęła moim sercem jest właśnie Jagoda, starsza pani, która przeklina jak szewc. Jest obrotna, wszędzie jej pełno i na każdy temat ma coś do powiedzenia. Cudownych staruszków jest w powieści dużo więcej, a ich losy nieoczekiwanie splatają się z osobami potrzebującymi ich wsparcia. A dzieje się tak z powodu czerwonego telefonu, który Wicia przytargała do domu seniora, bo przecież nadal czeka na telefon od ukochanego i kiedyś w końcu ukochany musi zadzwonić, bo przecież obiecał. I któregoś dnia telefon faktycznie dzwoni. Jednak po drugiej stronie czeka na Wicię ktoś zupełnie inny.
Oprócz zabawnych sytuacji z udziałem staruszków, jest w powieści wiele wzruszających, ale też bolesnych momentów. Bohaterowie nie mają lekko. Maciej sam wychowuje córki i chociaż stara się jak może, nie zawsze wychodzi mu to tak, jakby chciał. Jedna z jego córek, Pola, ma poważny problem ze swoją matką, która nigdy nie była obecna w życiu dziewczyny i nagle sobie o niej przypomniała. Jednak nie z powodu matczynej troski. Pola nie ma z kim o tym porozmawiać, a ojca nie chce martwić. Miewa przez tę sytuację czarne myśli. Podobnie Dorota, której życie jest poukładane, bo ma pracę, męża i dzieci, czuje, że czegoś jej w życiu brakuje. Nie jest pewna, czy jej małżeństwo jest udane, a właściwie zaczyna myśleć, że nie jest. Przez dzieci również czuje się niedoceniona, chociaż zawsze stara się być perfekcyjna i tak samo przygotowuje Święta. Sama, bez niczyjej pomocy. Historie tych ludzi, często pełne niezrozumienia, trudnych emocji, smutku i żalu równoważą zabawną część powieści, której twórcami są głównie seniorzy z „Happy Endu”. Powieść nie tylko poprawia humor, pozytywnie nastraja do Świąt, ale też wzrusza i skłania do refleksji. Ciekawym dodatkiem jest Księżycowa audycja prowadzona w nocy przez Klemensa Wiśniowieckiego, która łączy, jeszcze zanim zrobi to „Happy End”, kluczowych dla tej opowieści bohaterów. Sam Klemens jest nietuzinkową postacią. Prowadzi audycję pod pseudonimem, a jego prawdziwa tożsamość, kiedy już zostaje odkryta, jest sporą niespodzianką. Jedyne, co przeszkadzało mi w audycji to fakt, że podawany tam horoskop dotyczył w kółko tych samych znaków zodiaku. O ile dobrze pamiętam, szczególnie dużo było wodnika. Ale to szczegół, który nie ma wpływu na moją ocenę powieści. Genialne jest w książce połączenie dwóch różnych światów: starości i młodości i ukazanie, że po pierwsze wiek to tylko liczba, a po drugie, że zarówno starość może coś przekazać młodości, jak i na odwrót. Na koniec dodam, że jeśli macie możliwość, wysłuchajcie audiobooka. Czyta niezastąpiony Mikołaj Krawczyk, najlepszy lektor o hipnotyzującym głosie, który nawet instrukcję pralki przeczyta tak, że z chęcią wysłuchacie jej do końca i będziecie chcieli więcej i więcej. Musicie sprawdzić, genialna interpretacja!
„Telefon od Mikołaja” to świąteczna powieść dobra nie tylko na Święta. Odrobinę refleksyjna, mądra, czuła, momentami zabawna, innym razem wzruszająca. I z happy endem, jaki możliwy jest tylko w Święta. Serdecznie polecam!
Tytuł recenzji: 𝐈𝐝𝐞𝐚𝐥𝐧𝐞 ś𝐰𝐢ę𝐭𝐚
„𝑇𝑎𝑘 𝑛𝑎𝑝𝑟𝑎𝑤𝑑ę 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑤 𝑧𝑎𝑠𝑖ę𝑔𝑢 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑦𝑐ℎ 𝑚𝑜ż𝑙𝑖𝑤𝑜ś𝑐𝑖. […] 𝑇𝑟𝑧𝑒𝑏𝑎 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑤 𝑡𝑜 𝑢𝑤𝑖𝑒𝑟𝑧𝑦ć 𝑖 𝑘𝑜𝑛𝑠𝑒𝑘𝑤𝑒𝑛𝑡𝑛𝑖𝑒 𝑑𝑜 𝑡𝑒𝑔𝑜 𝑑ąż𝑦ć”.
Zazwyczaj nie czytam świątecznych książek, ale ta stanowi wyjątek, bo otrzymałam ją na dzień przed Wigilią, jako niespodziewany prezent od Wydawnictwa Flow. Dodatkowo jest to powieść Magdaleny Witkiewicz, autorki, której twórczość bardzo lubię i cenię. Przed świętami wiadomo, że nie było szans na jej przeczytanie, a tym bardziej na napisanie recenzji, dlatego dopiero teraz dzielę się z Wami moimi wrażeniami. Utarło się przekonanie, że takie książki należy czytać w okresie okołoświątecznym, bo za zadanie mają wprawić nas w świąteczny klimat. Być może to najlepsza pora roku na czytanie świątecznych książek, do tego kubek gorącej aromatycznej herbaty, zapach cynamonu lub pomarańczy i już można pożeglować w świat wykreowany przez autorów. Gorzej od nas mają się sami autorzy, którzy pisząc dla nas świąteczne opowieści w środku lata, muszą sobie ten śnieg i mróz, wyobrazić. A my czy mamy łatwiej? Nie sądzę, bo czy przed świętami, czy teraz widział ktoś z Was jakiś śnieg, chyba że gdzieś wysoko w górach. Tak, ale do rzeczy. „Telefon od Mikołaja” to urocza świąteczna powieść kontrolowana przez tabun ekscentrycznych staruszków, opowiadająca o tym, że trzeba mieć marzenia i wtedy któregoś dnia można odebrać telefon, który wszystko odmieni. Ta historia rozgrzewa serce, jest zabawna i refleksyjna zarazem.
Niech Was nie zmyli tytuł książki. Wiekowa Wincentyna czeka na telefon od Mikołaja, bynajmniej nie tego świętego. Jej ukochany miał tak na imię i dawno temu jej obiecał, że zadzwoni, a że zawsze dotrzymywał słowa, to pomimo tego, że upłynęło mnóstwo lat, staruszka wciąż wierzy, że kiedyś to zrobi. Na dźwięk dzwoniącego telefonu reaguje słowami: a może to Mikołaj? Oprócz czekania na telefon od Mikołaja, 95- letnia Wincentyna, ku przerażeniu swoich dwóch córek lubi tosty, chińskie zupki i colę zero z lodem.
Dorota, nauczycielka, całym sercem oddana swemu zawodowi oraz rodzinie, ale w okresie przedświątecznym przeżywa kryzys zarówno zawodowy, jak i osobisty. Zanim siądzie z rodziną do kolacji, rozgoryczona i rozżalona rusza na spacer przed siebie i niespodziewanie spotyka przyjaciela z dawnych lat.
Anna, zajmująca się gotowaniem w domu starców Happy End jest kobietą po przejściach, ale patrzy z nadzieją w przyszłość, bo kocha z wzajemnością swojego partnera, ale żeby nie było tak kolorowo, na drodze do ich szczęścia ciągle staje sąsiadka, czarny charakter, która zagięła parol na mężczyznę jej życia.
Maciej, samotny ojciec, swoje dwie córki kocha ponad wszystko na świecie. Stara się być dla nich perfekcyjnym ojcem, a nawet matką, której nie miały, bo zamiast rodziny wybrała karierę. Teraz uprzykrza im życie, bo nagle przypomniała sobie, że ma córki zwłaszcza tę prawie dorosłą, by popisać się nią przed znajomymi. Pola, pomimo że nie czuje żadnego przywiązania do rodzicielki, to znalazła się między młotem a kowadłem. Między lojalnością wobec ojca a próbą ulegania perswazjom bezmyślnej pozbawionej uczuć matki.
Dziewczyna bardzo chciałaby z kimś szczerze porozmawiać i jedyne co przychodzi jej do głowy to polecany przez przyjaciela telefon zaufania. Wiekowy czerwony telefon, nie działa już tak dobrze, jak kiedyś i Wincentyna zamiast od Mikołaja odbiera telefon od zagubionej nastolatki.
Wszyscy bohaterowie mają ze sobą coś wspólnego, nocami słuchają radia i Księżycowej audycji, która nadawana jest tylko w nocy, a prowadzi ją niezwykle empatyczny człowiek o miłym głosie Klemens Wiśniowiecki.
Największy mój zachwyt wzbudziły relacje pensjonariuszy Happy Endu. Są naturalne, wspaniałe i przyjacielskie. Takiego podejścia do życia jak mają ci staruszkowie, można tylko pozazdrościć. Nic im nie przeszkadza, są mili i uczynni, a zarazem zwariowani do granic możliwości. Mając tyle lat co oni, nie muszą przecież przejmować się konwenansami ani opinią innych. Żyją swobodnie i na luzie, tocząc ze sobą chwilami zabawne dyskusje. Ich poczucie humoru i podejście do życia jest tak wspaniałe i nietuzinkowe, że warto z nich brać przykład.
Wszyscy bohaterowie powieści w wigilijny wieczór przez zupełny przypadek spotykają się w domu pełnym ciepła i miłości. W domu, gdzie marzenia się spełniają, wiek przestaje mieć znaczenie, a pod choinką wszyscy odnajdują prezenty, o jakich marzyli. Wspaniałe połączenie młodości i starości. Okazuje się, że przy odrobinie dobrych chęci, każde pokolenie może coś dać drugiemu. Starsi, młodym spokój i dystans do życiowych trudności, bo mają mądrość, jaką z wiekiem nabyli, a młodzi z kolei mogą wyjaśnić im na przykład, jak działają nowinki techniczne. Najważniejsze to ofiarować sobie wzajemne uczucie i zainteresowanie, odrobinę ciepła i uśmiech, bo tego wszystkiego każdy potrzebuje niezależnie od wieku. Uśmiech jest jak szczera rozmowa, potrafi otworzyć drzwi do każdego serca. Najprostszy gest, a przynosi szczęście.
Magdalena Witkiewicz pięknie napisała o tym, że każdy potrzebuje bliskości, dobroci, żeby ktoś się o niego zatroszczył, poświęcił mu swój czas. Wbrew pozorom tak niewiele do szczęścia trzeba, wystarczy okazać komuś serce. Taki moment może rozświetlić czyjąś ciemną zimową noc przy akompaniamencie muzyki płynącej z radia. „𝐶𝑧𝑎𝑠𝑒𝑚, 𝑔𝑑𝑦 𝑟𝑜𝑏𝑖𝑚𝑦 𝑐𝑜ś 𝑧𝑎 𝑑𝑎𝑟𝑚𝑜, 𝑠𝑝𝑟𝑎𝑤𝑖𝑎 𝑛𝑎𝑚 𝑡𝑜 𝑑𝑢ż𝑜 𝑤𝑖ę𝑐𝑒𝑗 𝑠𝑎𝑡𝑦𝑠𝑓𝑎𝑘𝑐𝑗𝑖 𝑛𝑖ż 𝑗𝑎𝑘𝑖ś 𝑑𝑜𝑏𝑟𝑧𝑒 𝑝ł𝑎𝑡𝑛𝑦 𝑝𝑟𝑜𝑗𝑒𝑘𝑡”. Ta powieść to niezwykła uczta dla ducha, przesiąknięta dobrym humorem, nadzieją w to, że cuda się zdarzają, jeśli tylko pozwolimy sobie w nie uwierzyć. „𝑊𝑖𝑔𝑖𝑙𝑖𝑎 𝑡𝑜 𝑧𝑎𝑤𝑠𝑧𝑒 𝑤𝑖𝑒𝑐𝑧ó𝑟 𝑐𝑧𝑎𝑟ó𝑤…” Oczekiwanie na upragniony telefon przez Wincentynę symbolizuje nie tylko tęsknotę za utraconą miłością, ale także to, że warto marzyć, bo kiedyś te marzenia się spełnią, może w inny sposób niż byśmy tego chcieli, ale zmian nie należy się bać, bo mogą przynieść coś dobrego, tylko trzeba mocno w to wierzyć.
„𝐵𝑖𝑒𝑟𝑧𝑐𝑖𝑒 𝑠𝑝𝑟𝑎𝑤𝑦 𝑤 𝑠𝑤𝑜𝑗𝑒 𝑟ę𝑐𝑒. 𝑃𝑜 𝑝𝑟𝑜𝑠𝑡𝑢 𝑘𝑜𝑟𝑧𝑦𝑠𝑡𝑎𝑗𝑐𝑖𝑒 𝑧 𝑘𝑎ż𝑑𝑒𝑗 𝑠𝑒𝑘𝑢𝑛𝑑𝑦. 𝑁𝑖𝑒 𝑐𝑧𝑒𝑘𝑎𝑗𝑐𝑖𝑒 𝑛a 𝑛𝑖𝑐 – 𝑎𝑛𝑖 𝑛𝑎 𝑚𝑖ł𝑜ść, 𝑎𝑛𝑖 𝑛𝑎 𝑠𝑧𝑐𝑧ęś𝑐𝑖𝑒. 𝐽𝑎𝑘 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑠𝑡𝑎𝑛𝑖𝑒𝑐𝑖𝑒 𝑐𝑧𝑒𝑘𝑎ć, 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑗𝑑𝑧𝑖𝑒 𝑑𝑜 𝑊𝑎𝑠 𝑠𝑎𝑚𝑜”.
Współpraca recenzencka Wydawnictwo Flow
Jeden telefon potrafi odmienić nasze życie. Jeśli jest zwiastunem pozytywnych zmian, to zwykle z nadzieją patrzymy w przyszłość, jeśli jednak przynosi cierpienie – sporo czasu musi minąć, by udało się poukładać życie na nowo. Wincentyna – bohaterka najnowszej powieści Magdaleny Witkiewicz „Telefon od Mikołaja”, od lat czeka na wiadomość od ukochanego, bo przecież on zawsze dotrzymywał słowa… Staruszka wiele razy spoglądała na telefon z nadzieją na wyczekiwaną rozmowę z miłością swojego życia. Jej życie odmieni jednak całkiem nieoczekiwany telefon.
Książka już od pierwszych stron utrzymana jest w bardzo świątecznej, przyjemnej, wręcz otulającej atmosferze. Rozdziały mają swój początek 15 grudnia, a każdy kolejny grudniowy dzień zostaje rozpoczęty od przytoczenia „Księżycowej audycji”, która pozytywnie nastraja, wprowadzając w ten magiczny klimat.
Powieść „Telefon od Mikołaja” to historia o każdym z nas, doskonale oddająca ferwor grudniowych dni, tkwiące w sercach pragnienia i bolesne rany, nieuleczone przez czas. Magdalena Witkiewicz zadbała pozytywne emocje, momentami wywołujące uśmiech na twarzy, nie zapominając o najważniejszych niematerialnych potrzebach: obecności drugiego człowieka i odrobiny życzliwości, nie tylko tej od święta. Tę czarującą książkę warto podarować bliskim, nawet bez okazji, by przypomnieć, że są dla nas ważni.
Dorota czuje wypalenie zawodowe oraz egzystencjonalnie.
Maciej stara się być dla córek matką i ojcem w jednym. Mimo starań jego nastoletnia córka Pola, czuje się zagubiona.
Wincentyna czeka na telefon od ówczesnego ukochanego, który nie dzwoni od kilkudziesięciu lat. Co połączy w te wszystkie historie?
TELEFON OD MIKOŁAJA to taka książka komediowo-obyczajowa z cudem świątecznym, która rozgrzeje wasze serca.
Pamiętacie powieść UWIERZ W MIKOŁAJA? Ta pozycja to w pewnej mierze kontynuacja, ponieważ ponownie spotkamy się tutaj z zabawnymi i ekscentrycznymi pensjonariuszami domu seniora Happy End, ale też poznamy nowych bohaterów i innych życiowe problemy.
Pani Magdalena tworzy niesamowite historie świąteczne, takie z magią świąt, które rozczulają, rozbawiają oraz ładują pozytywną energią na cały rok. Oby więcej takich ciepłych, pełnych miłości powieści. Mam nadzieję, że autorka jeszcze zabierze mnie do Happy Endu i spotkam się z mieszkańcami tego zwariowanego przybytku!
Świąteczna opowieść o tym, że Mikołaj nie zwraca uwagi na metrykę. Do każdego uśmiechnie się w końcu los.
O tym, że książka ma swoją poprzednią część, dowiedziałam się po jej przeczytaniu, czytając nie czułam, że bohaterowie mają jakieś swoje poprzednie losy.
Powieść przenosi nas do miejsca szalonego, a jest to dom spokojnej starości o nazwie "Happy End" i od razu zdradzę, że nie jest tam ani trochę spokojnie. Grono staruszków ma szalone i zabawne pomysły, co nadaje tej powieści szczypty humoru. Ale to nie tylko powieść o staruszkach, jest tu też kilka rodzin, które mają większe i mniejsze problemy. Bohaterów łączy jedno, słuchają późną nocą "Księżycowej audycji" i tajemniczego prowadzącego. Duża rolę odegra tu też czerwony telefon.
Miałam w planach na święta przeczytać tę jedną, jedyną książkę świąteczną, recenzja u @nienaczytana przekonała mnie właśnie do tej historii i nie żałuję. Dużo tu i życiowych problemów, ale też humoru, ciekawych sytuacji. Pisana lekki językiem, tak że czyta się ją na raz. Ja wiem, że już po świętach ale niezmiernie polecam.
Lekka w lekturze, a przecież ważka i pełna życiowej mądrości powieść o potrzebie miłości, zrozumienia i niezależności. Ewa i Maciek biorą ślub. On myśli...
Gdy pierwsze płatki śniegu przykryją miasteczko, a zapach pierników rozniesie się po okolicy, banda z Burej będzie musiała rozwikłać nową zagadkę...
'Noc mruży swoje oko, bo przecież Księżyc jest okiem nocy, a teraz go ubywa. Może dlatego bardziej boimy się w mroku, bo zdajemy sobie wreszcie sprawę, że ktoś poza gwiazdami patrzy na nas z góry?
Więcej