Nowa powieść bestsellerowej autorki!
Zuzanna Widawska, do niedawna dziennikarka największego dziennika w kraju, z dnia na dzień traci pracę. Przez kilka miesięcy tuła się po tanich hotelach i szuka zajęcia, aż trafia do redakcji pisma ,,Kobieta Taka jak Ty" i zamieszkuje w kamienicy na warszawskiej Woli. Szefowa z piekła rodem stawia przed nią wyzwanie, dzięki któremu odwiedza fundację, organizującą Festiwal Magicznych Nut dla osób z różnymi typami niepełnosprawności.
W wolskim teatrze poznaje Elenę Nilsen, aktorkę teatralną i filmową z czasów PRL-u, która dni sławy ma dawno za sobą. Teraz pracuje z dziećmi ze swojej kamienicy, angażując je w projekt organizowania ,,teatrów podwórkowych", jest także wolontariuszką w Fundacji Złotych Serc. Zuza i Elena nie wiedzą, że Jakub Bilewicz, znany i bardzo zamożny warszawski biznesmen, z powodów osobistych uznaje stary wolski teatr za miejsce przeklęte i że przysiągł zetrzeć je z powierzchni ziemi.
Czy Zuzannie uda się odwieść Bilewicza od katastrofalnej decyzji? Czy podoła wyzwaniu, które ten jej rzuci? Czy muszą wyjść na jaw tajemnice z przeszłości? I jaką rolę ma w tym wszystkim odegrać pewien biały latawiec?
Nieprzewidywalna, mocna i zaskakująca powieść o trudnych relacjach między ludźmi, wzajemnym zaufaniu i pogodzeniu się z przeszłością. To książka, która daje nadzieję, że zawsze jest dobry moment, by próbować odnaleźć własne szczęście.
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 2018-10-17
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 480
Gdybym miała określić „Teatr pod białym latawcem” w dwóch słowach, to najbardziej pasują: emocjonalna i piękna.
Ta powieść jest przede wszystkim o uczuciach, których człowiek doświadcza. Od tych zatruwających duszę, aż po te dzięki, którym oddychamy pełną piersią. Autorka pokazała ból po zbyt wczesnej śmierci najbliższej osoby, tym większy, że ten, kto do tej śmierci bezpośrednio się przyczynił, nigdy nie został ukarany. Żałoba, która przeradza się w chęć zemsty, ukarania całego świata za własne nieszczęście. Mamy tu również miłość do teatru, pasję dodającą skrzydeł i nadającą sens każdemu kolejnemu dniu. Przyjaźń, oddanie, scenę i ludzi, choć ze sobą niespokrewnionych to tworzących rodzinę.
Jednak tym, co mnie najbardziej w „Teatrze pod białym latawcem” ujęło, było pokazanie, że niepełnosprawność to nie wyrok, a na pewno nie powód do zamknięcia się w czterech ścianach, do izolacji. Niepełnosprawność to moim zdaniem nadal temat tabu, nie bardzo wiemy jak wobec osób upośledzonych czy to fizycznie, czy umysłowo, mamy się zachować. Wiele się w tej sprawie zmienia — chociażby klasy integracyjne w szkołach, jednak nadal według mnie te osoby są spychane na margines społeczny. Pani Ilona na przykładzie podopiecznych Fundacji Złotych Serc udowadnia, że niepotrzebnie się „boimy".
Powieść pozytywnie mnie zaskoczyła, między innymi tym, że wątek miłosny, nie wysunął się tu na pierwszy plan. Uczucie między dwojgiem bohaterów Zuzanną i Jakubem mamy w tle, rozwija się ono powoli i zupełnie naturalnie. Oboje muszą uporać się z przeszłością i definitywnie pozamykać wszystkie niedokończone sprawy, żeby móc ze spokojem spojrzeć w przyszłość.
Przesłanie „Teatru pod białym latawcem” jest bardzo czytelne — warto dać sobie drugą, trzecią i każda kolejną szansę. Życie mamy jedno i tylko od nas zależy, jak ono będzie wyglądało.
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Muza.
,,Pasja jest dla człowieka gwarancją wolności. Świat cię zawiedzie, ludzie opuszczą, a pasja zawsze będzie ci towarzyszyć na każdym kroku. Będzie wierna''.
Twórczość Ilony poznałam w chwili gdy przebojowo stawiała pierwsze kroki w świecie literatury. Już wtedy widziałam w jej stylu ogromny potencjał i warsztat pisarski. Wiedziałam, że zajdzie daleko i nie raz usłyszę o niej wiele dobrego. Każda z jej książek mocno na mnie wpłynęła, wzbudziła wiele emocji, skłoniła do refleksji, do zastanowienia się nad tym, co w życiu jest najważniejsze. Każda opowieść znalazła miejsce w mym sercu. Uwielbiam powracać do tych historii, które mnie poruszyły, wzruszyły, naładowały pozytywną energią. Nie myślcie sobie tylko, że Ilona pisze tylko ckliwe, cukierkowe opowieści. Ona w swoich powieściach pokazuje życie- nieubarwione, te pozytywne jak i negatywne chwile, które czasami przytłaczają swoim ciężarem. Złość, gniew i parszywy los, który wciąż podrzuca liczne kłody pod nogi nie ułatwiając niczego. Ale również miłość, prawdziwych przyjaciół na których można polegać, a także to, że po każdej burzy wschodzi słońce.
,,Nikt z nas nie potrzebuje skrzydeł, by latać, tylko ludzi, dzięki którym nigdy się nie upadnie. To dzięki nim łatwiej jest postawić pierwszy krok, poskromić strach, wypełnić miłością pustkę, która powstaje wskutek złych wyborów, życiowych upadków, niespełnionych nadziei''.
Często na wszystko narzekamy, szukamy dziury w całym, wyolbrzymiamy każdą rzecz, wyklinamy wszystkich i wszystko za stan w którym się znaleźliśmy. Ale nie dostrzegamy tego, co mamy. Rodzinę, przyjaciół na których możemy liczyć, zdrowie, marzenia, które z łatwością możemy zrealizować. Nie potrafimy cieszyć się z tych drobnych rzeczy, które posiadamy. Wciąż chcemy więcej i więcej nie dostrzegając niczego wokół. Ilona w swojej powieści pokazuje ludzi, którzy mimo swej niepełnosprawności potrafią cieszyć się z każdej chwili, każdego drobnego gestu, uwagi jaki im się poświęci. Nikogo nie obwiniają za swój los, nie szukają wymówek, nie przeklinają Boga za to, co ich spotkało. I to jest piękne. Powinniśmy się od nich tej radości uczyć, dostrzegać zalety, a nie same wady. Autorka przedstawia tutaj również to, że nie powinniśmy się bać takich osób mimo, że czasami nie wiemy jak w stosunku się do nich zwracać. Ta powieść ukazuje niezwykłe piękno jakie płynie w tych osobach, a do tego zmienia postrzeganie na wiele spraw.
,,Życie to żywa scena, po której przechadzają się różni aktorzy i grają w różnych sztukach. Czasami wbrew własnej woli, zaskoczeni przez splot sytuacji''.
Ta opowieść jest zupełnie inna niż wcześniejsze powieści autorki. Czuć w niej niezwykłą głębię, emocje, które splatają się w misterną sieć, ogromne wyczucie, delikatność, niezwykłą dojrzałość. Tę historię się wręcz pochłania, przeżywa wszystkimi zmysłami, niejednokrotnie doprowadza do wzruszeń i trafia głęboko do serca. Jeszcze długo po skończeniu lektury opowieść trzyma w swoich szponach nie pozwalając na długo o sobie zapomnieć. Obok tej powieści nie można przejść obojętnie.
,,Jutro wolne jest od porażek i błędów, niesie nadzieję i szansę na nowy start. To jest istotą życia... Zawsze można zacząć od nowa i niczego więcej nie żałować''.
Nie wiem czy ktoś zwrócił uwagę, ale podoba mi się również w powieściach Ilony to, że zawsze stara się wpleść do wydarzeń temat wojny. Że takie sytuacje miały kiedyś miejsce, nie były tylko fikcją, że trzeba o tych zdarzeniach pamiętać i cieszyć się życiem, brać je garściami, bo kiedyś ludzie musieli walczyć o życie, o wolność, o nadzieję na lepszą przyszłość. Teraz mamy wszystkiego pod dostatkiem, jednak i tak zdarza się nam narzekać, chcemy wciąż coraz więcej przestając cieszyć się z tego, co mamy.
„Bo my przecież jesteśmy jak te latawce. Nieustannie podrywają się do lotu, bujają w obłokach, są podziwiane… ale wystarczy jedno pociągnięcie sznurka, by ot tak, spadły na ziemię. Z nami jest identycznie. Możemy dosłownie wszystko, ale czasem wystarczy jedna chwila, by nam zabrano ostatnie nadzieje. Jednak wciąż próbujemy wzbić się do lotu, bo nie da się nas pokonać.”
Książka niesie ogromne przesłanie, magię, która otula człowieka niczym kokon, swoją historią tak wciąga, że do samego końca nie jesteśmy w stanie się od niej oderwać. Przedstawia przeróżne emocje od nienawiści po siłę ogromnej przyjaźni, uśmiechu i radości. Epicentrum powieści osadzone jest w teatrze do którego z przyjemnością trafiłam. Czułam się jakbym tam była i brała czynny udział w rozgrywających się wydarzeniach. To historia po którą powinien sięgnąć każdy i przekonać się o tej niezwykłej, pięknej powieści, która pozostaje w sercu na długo. Gorąco polecam.
Zaczynając od okładki muszę przyznać, że jak dla mnie jest naprawdę przemyślana. Widzimy w oddali budynek, który śmiało możemy nazwać naszym tytułowym Teatrem. Widzimy również troje dzieci, którzy biegną przed siebie trzymając w dłoni biały latawiec. Bardzo mi się ta szata graficzna podobna, kolory są delikatne, nie jaskrawe, przyjemnie się na nią patrzy. Grzbiet prawie w całości jest czerwony, z miniaturką okładki u góry. Egzemplarz posiada skrzydełka, na którym przeczytacie słów kilka o autorce czy też poznacie jej inne powieści. Co do samego wydania - jestem zadowolona. Czcionka jest duża, dzięki czemu czyta się niebywale szybko. Marginesy i odstępy między wersami zostały zachowane. Literówek nie znalazłam.
Nie wiedziałam, co przyniesie mi spotkanie z Iloną Gołębiewską. Kojarzę jej powieści, ba, nawet jedna leży na półce, którą dostałam w prezencie urodzinowym, ale jakoś nie miałam przekonania, żeby po nią sięgnąć. Aż w końcu nadarzyła się okazja, by przeczytać coś nowego, świeżego i co więcej - bardzo interesującego. Mimo iż obiecałam sobie nie brać więcej lektur do recenzji, nie mogłam odmówić. I nie żałuję.
Zaczynając czytać tę lekturę, nie sądziłam, że pióro jakim posługuje się autorka, tak bardzo mnie wciągnie. Owszem, robiłam sobie przerwy w lekturze, ale tylko dlatego, żeby pobyć z tą historią dłużej niż kilka godzin.
Można się zaczytać i przepaść - nie wiedząc kiedy. Pani Ilona ma w swoim piórze coś, co pozwala czytelnikowi utonąć w tym, co wymyśliła. Pozwala na spokojną wędrówkę u boku książkowych bohaterów. Jestem bardzo zadowolona, że zdecydowałam się na tę książkę, dzięki czemu przeżyłam kilka przyjemnych chwil, z nową jak dla mnie pisarką, do której z pewnością wrócę.
Reasumując moja pierwsza przygoda z Gołębiewską wypadła bardzo dobrze i jestem skłonna dać jej szansę nie raz. :)
Co chciałam pierw napisać, by później nie zapomnieć, to sposób podziału tej książki. Owszem, są rozdziały i podrozdziały, ale nie takie zwyczajne. Każdy zaczyna się tytułem, który na osobnej stronie jest wypisany, np. Rozdział I - i kilka tytułów podrozdziałów. Dla mnie to było coś nowego, coś zaskakującego i przyjemnego. Miła odmiana od sztandarowych rozdziałów zawsze wyjdzie na plus. :) Mogliśmy się również dzięki temu spodziewać co wydarzy się w tym rozdziale. ;)
Z kolei przechodząc już do bohaterów, których mamy tu sporo, na początek chciałabym wyznać Wam, że bardzo ich polubiłam. Nie spodziewałam się, że obdarzę ich sympatią i to praktycznie wszystkich. Ostatnio zrobiłam się dosyć wybredna, jednak Pani Gołębiewska skradła moje serce i powoli rozkrajała je oddając bohaterom.
Zuza, główna bohaterka - z początku wzbudzała we mnie mieszane uczucia. Gdy ją poznawałam - irytowała mnie. Jej zachowanie było jakby nieco nieodpowiedzialne i pomyślałam sobie, że jak ma być tak do końca to ja dziękuję... Całe szczęście zaczęła się zmieniać na lepsze i tym samym zaczęła zdobywać moją sympatię. Dziewczyna lekko nie miała, ale częściowo z własnej winy. Jak sobie pościeliła, tak się wyspała - jak to mówią.
Nie chcę Wam za dużo zdradzać, bo same postacie są same w sobie interesujące, różnią się od siebie i dają nam wiele do myślenia. Tak samo przykład jednej z ważnych bohaterek - Eleny Nilsen czy samego Jakuba Bilewicza. To postacie, przez które autorka chciała nam dać do myślenia. Za tą taką przenośną metaforę - jak dla mnie pisarka zyskała naprawdę dużo. Dlatego jestem w stanie jej zaufać i sięgnąć po kolejne pozycje z jej dorobku.
Myślę, że i Wam kreacje postaci przypadną do gustu. Są żywi, można by rzec, że wycięci z prawdziwego życia. Może każdego dnia mijamy takich ludzi i nawet o tym nie wiemy? Całkiem możliwe. Każdego może spotkać tragedia taka czy inna. Uważam, że bohaterowie są dużym plusem dla całości.
Akcja może nie gnała przed siebie w tempie iście szalonym, ale miała swój rytm, czasami wolniejszy, czasem ciut szybszy... Ale nie martwcie się! Na pewno nie lekturze nie uśniecie. Jest tu wiele zwrotów akcji, przez co wszystko stanie się jeszcze bardziej ciekawsze, interesujące, że naprawdę trudno będzie się wam oderwać od czytania. Bo właśnie miałam tak ja. Nie raz walczyłam z tym, żeby jednak odłożyć ją na bok i przemyśleć kilka rzeczy.
Bo to nie taka zwykła powieść.
Jak dla mnie, ma ona drugie, głębsze dno. Częściowo bohaterowie przez to, co przeżyli i jak zachowują się teraz próbują do nas dotrzeć. Drugi punkt, który skłania nas do refleksji to sama praca głównej bohaterki - Zuzy. Najpierw szczyt kariery a następnie wielki upadek, który być może okaże się szansą na jeszcze lepsze życie i ogólnie przewartościowanie go.
Został zawarty tutaj wątek osób niepełnosprawnych w większym lub mniejszym stopniu, co jak dla mnie jest tematem ciężkim. Przeżywając wszystko z Zuzą w miejscu z młodymi osobami, którzy mimo choroby czy niepełnosprawności żyją każdą chwilą, każdym dniem i cieszą się nim dawało ogromną nadzieję. I właśnie na te tory skierowałabym przekaz tej powieści. Która daje NADZIEJĘ na lepsze jutro. Zawsze trzeba wierzyć i mimo wszystko się nie poddawać. Czas, w jakim przyszło mi czytać tę książkę był dla mnie ogromnie trudny i nadal jest, to ta lektura nieco podniosła mnie na duchu. Sprawiła, że zaczęłam wierzyć, że wszystko się ułoży i będzie dobrze, mimo trudnych momentów, momentów zwątpienia...
Dlatego jak najbardziej uważam, że możecie sięgnąć po tę lekturę, ponieważ przemawia przez nie ogrom trudnych spraw, które tyczyć mogą się każdego. Pisarka podejmuje się tematu niepełnosprawności, na którą niestety większość społeczeństwa odwraca głowę, co jest ogromnie przykre...
Przez tematykę zawartą w powieści, cała treść jest przesiąknięta emocjami. Nie czułam ich od samego początku, ale im dalej brnęłam, tak pojawiało się ich coraz więcej. Emocje obejmowały mnie niczym meduza swoimi mackami i przyznam się, że w pewnych chwilach było mi niezwykle trudno po prostu się nie rozpłakać...
Trudno jest mi mówić o uczuciach, jak jest ich dużo, a tutaj w pewnym momencie jak jesteśmy w stanie je poczuć, to czujemy do samego końca.
Co ważna, książka ta posiada wiele zdań, które warto sobie zanotować, zapamiętać... Trzy z nich, te, które najbardziej mi się spodobały są oznaczone jako cytaty w tej recenzji. Jest ich o wiele więcej, ale nie chodzi tutaj o przepisywanie całej powieści. Tutaj chodzi o głębię, którą warto poznać.
Dlatego też reasumując, z całego serca polecam Teatr pod Białym Latawcem. To jedna z tych historii, o których szybko się nie zapomina. Nie tylko nasycona emocjami, wartościami, którymi warto w życiu się kierować, to dodatkowo dzięki bohaterom to wszystko jest tak bardzo prawdziwe. Pióro autorki jest lekkie i przyjemne, wciągające i jestem pewna, że niejednego z Was zachwyci.
Nie wiem, czy mieliście do czynienia z powieściami tej autorki czy tak jak ja - nie, to polecam z całego serca. Lepszego początku niż z tą pozycją chyba nie mogłam mieć.
Jestem zadowolona i nadal żyję tą historią - tak mocno przypadła mi do gustu. Po prostu musicie po nią sięgnąć. I już.
Miałam obawy, że będę ją długo czytała. Nic bardziej mylnego. Udało mi się przeczytać ją w półtorej dnia. Podobała mi się. Jest ciekawa. Fabuła jest intrygująca i moim zdaniem wiele się można z niej nauczyć. Przede wszystkim empatii. Polubiłam głównych bohaterów i kibicowalam im by ich życie w końcu stało sie dobre. Na dodoatek autorka zafundowała nam wzruszajace zakończenie, przy którym miałam łzy w oczach.
Zuzanna znalazła się na życiowym zakręcie. Straciła wszystko, co wcześniej brała za pewnik, a jej życie zmieniło się z dnia na dzień. Szukając inspiracji do napisania poruszającego artykułu, dziennikarka natrafia na ślad zapomnianej już aktorki i fundacji, o której wcześniej nie słyszała. Czy w pogoni za szczęściem znajdzie czas na to, co naprawdę ważne?
Bardzo cenię sobie literaturę obyczajową, staram się jednak zawsze wybierać książki z najwyższej półki. Takie, które nie tylko zaintrygują tematem, ale również utrzymają zainteresowanie i skupienie za sprawą jego realizacji oraz te, które zostają z czytelnikiem jeszcze na długo po odłożeniu ich na półkę.
„Teatr pod białym latawcem” to wnikliwe spojrzenie na kwestie, jakie nie mogą pozostawić czytelnika obojętnym. Na kolejnych stronach powieści przeplatają się bowiem tematy trudne, uniwersalne, trafiające do naszej wyobraźni i skłaniające nas do zajęcia konkretnego stanowiska zarówno względem opisywanych wydarzeniach, jak i biorących w nich udział bohaterów. Przez tę powieść nie sposób przebrnąć szybko, bez refleksji, bez poświęcenia czasu konkretnym sytuacjom czy przywołania własnych wspomnień.
Swojej historii Gołębiewska nadała taki damsko-męski charakter. Poszczególne rozdziały nie skupiają się bowiem jedynie na problemach, dylematach i decyzjach kobiecych. W tym utworze mężczyźni także mają głos, a poświęcone im kwestie są niemniej istotne. Dzięki temu utwór staje się bardziej uniwersalny, realistyczny i wiarygodny. Bez problemu możemy postawić się na miejscu bohaterów i spróbować odnaleźć się w ich niełatwej codzienności.
Powieściowi bohaterzy bardzo się autorce udali. Każdego z nich obdarowała zestawem cech, dzięki którym nabrali ludzkiego wymiaru, raz po raz przypominając nam nas samych. Zarówno damskie, jak i męskie charaktery oddane zostały drobiazgowo, dokładnie, z wielką sympatią dla każdej z postaci. W tej książce nic nie jest czarne czy białe, rzeczywistość ma wiele odcieni szarości i ta szarość kształtuje również decyzje bohaterów. Oni także wpływają na fakt, że historia wydaje się być wzięta prosto z życia.
„Teatr pod białym latawcem” to wyrazista, poruszająca, głęboka i mądra opowieść o życiu- tym, co w nim najpiękniejsze i tym, co może budzić największe rozczarowanie. Gołębiewska pięknie przeplata ze sobą elementy wywołujące mnóstwo emocji, sprawiając, że bardzo łatwo w tej książce się odnaleźć, odnosząc przy tym wrażenie, jakby napisana ona została właśnie dla nas. Po to, by zwrócić nam uwagę na pewne aspekty, przywołać wspomnienia, skłonić do pogodzenia ze sobą i spojrzenia na przyszłość w inny sposób.
Autorka ma bardzo lekki, przyjazny czytelnikowi styl. Przez tę historię po prostu się płynie, kolejne strony czytając w niewyobrażalną wręcz prędkością. Przewrotnie jednak, prędkość ta nie sprawia, że brakuje nam czasu na emocjonalne przystanki, będące poniekąd obowiązkiem podczas tej lektury. Widać, że Gołębiewska przelała na tę historię pasję, wiedzę, doświadczenie. Całość wydaje się bardzo dojrzała. Ciężko do czegokolwiek się w tym przypadku przyczepić.
„Teatr pod Białym Latawcem” Ilony Gołębiewskiej to kolejna powieść w dorobku literackim tejże autorki, która swoją premierę miała 17 października 2018 roku.
Jeśli ciekawi Was o czym jest ta historia i jakie wywarła na mnie wrażenie – zapraszam Was do zapoznania się z moimi odczuciami.
Zuzanna Widawska, do niedawna dziennikarka największego dziennika w kraju, z dnia na dzień traci pracę. Przez kilka miesięcy tuła się po tanich hotelach i szuka zajęcia, aż trafia do redakcji pisma „Kobieta Taka jak Ty” i zamieszkuje w kamienicy na warszawskiej Woli. Szefowa z piekła rodem stawia przed nią wyzwanie, dzięki któremu odwiedza fundację, organizującą Festiwal Magicznych Nut dla osób z różnymi typami niepełnosprawności.
W wolskim teatrze poznaje Elenę Nilsen, aktorkę teatralną i filmową z czasów PRL-u, która dni sławy ma dawno za sobą. Teraz pracuje z dziećmi ze swojej kamienicy, angażując je w projekt organizowania „teatrów podwórkowych”, jest także wolontariuszką w Fundacji Złotych Serc. Zuza i Elena nie wiedzą, że Jakub Bilewicz, znany i bardzo zamożny warszawski biznesmen, z powodów osobistych uznaje stary wolski teatr za miejsce przeklęte i że przysiągł zetrzeć je z powierzchni ziemi.
Czy Zuzannie uda się odwieść Bilewicza od katastrofalnej decyzji? Czy podoła wyzwaniu, które ten jej rzuci? Czy muszą wyjść na jaw tajemnice z przeszłości? I jaką rolę ma w tym wszystkim odegrać pewien biały latawiec?
Nieprzewidywalna, mocna i zaskakująca powieść o trudnych relacjach między ludźmi, wzajemnym zaufaniu i pogodzeniu się z przeszłością. To książka, która daje nadzieję, że zawsze jest dobry moment, by próbować odnaleźć własne szczęście.
Codziennie z całych sił próbujemy poderwać się do lotu, by wzbić się jak najwyżej, dotknąć błękitnego nieba, pierzastych chmur, poczuć ciepłe promienie słońca (...) Jednak życie pisze własne scenariusze i nie zawsze pyta nas o zdanie. Tak jest z latawcem - wystarczy pociągnąć mocniej za sznurek, by utracił obrany kurs i spadł na ziemię…
No właśnie! I w tym całe sedno!
My ludzie jesteśmy jak latawce.
Czasem wzbijamy się ponad korony drzew, szybujemy wysoko wraz z niosącym nas wiatrem, czasem obniżamy nasze loty, czasami gwałtownie skręcamy pchani nagłymi podmuchami powietrza, czasami upadamy na ziemię, łamiemy nasze szkielety, czasami ponownie wzbijamy się do lotu…
„Teatr pod Białym Latawcem” to powieść o przyjaźni, zaufaniu i relacjach międzyludzkich, o poszukiwaniu prawdy i sprawiedliwości. To również historia o posiadaniu empatii, współczucia i chęci pomocy innym, niezależnie od naszych prywatnych potrzeb. Ale przede wszystkim jest to powieść, która mówi o szansach. O szansach, które możemy dać sobie sami, ale również i innym.
Autorka nie zaskoczyła mnie podejmowaniem trudnych tematów, wiedziałam, że tego mogę się spodziewać (jest to już stała cecha jej powieści). Ilona Gołębiewska z dużym zaangażowaniem podchodzi do problemów, jakie opisuje w swoich powieściach, co uznaję za wielki plus. Nie ma bowiem nic gorszego niż pisanie o ważnych sprawach traktując je pobieżnie. Na szczęście w przypadku Ilony Gołębiewskiej wszystko co ważne i trudne, traktowane jest z należytym pietyzmem.
Powieść „Teatr pod Białym Latawcem” w sposób subtelny, a jednocześnie bardzo dobitny, zmienia wizerunek osób niepełnosprawnych. Autorka stara się pokazać, że takie osoby nie są w niczym gorsze od ludzi zdrowych. Wielokrotnie pokazuje, jak wiele mają do zaoferowania światu i jak bardzo są pełni pasji, marzeń i aktywności. To ludzie, którzy pomimo swych ułomności, potrafią walczyć o spełnienie własnych pragnień oraz niestrudzenie zmagać się z własnymi słabościami.
,,Nikt z nas nie potrzebuje skrzydeł, by latać, tylko ludzi, dzięki którym nigdy się nie upadnie. To dzięki nim łatwiej jest postawić pierwszy krok, poskromić strach, wypełnić miłością pustkę, która powstaje wskutek złych wyborów, życiowych upadków, niespełnionych nadziei''.
„Teatr pod Białym Latawcem” to przejmująca, pełna smutku i trudnych chwil powieść, gdzie jak to w życiu bywa, czasem jest bardzo trudno podnieść się z upadku. Gdzie ogrom nieszczęścia, które znienacka nas dotyka, sprawia, że zamykamy się przed całym światem. Autorka pokazuje, że mimo wszystko, nigdy nie jest tak beznadziejnie, by nie mogło być lepiej. Wystarczy tylko otworzyć się czasami na innych, dać sobie odrobinę zezwolenia na szczęście i poprawę codzienności. Uczy nas również byśmy potrafili doceniać to, co mamy, cieszyć się z drobnych rzeczy i żyć z wdzięcznością w sercu. Filozofia wdzięczności – jest wciąż mało znana w naszych polskich realiach, dlatego bardzo cieszę, się, że autorka zasiało w swej powieści to ziarenko.
Osobiście, od jakiegoś czasu, uczę się dostrzegać zalety własnego życia, szukam w swej codzienności pozytywów i rzeczy, które sprawiają, że moje życie jest dobre, dobre „mimo wszystko”.
Ktoś z Was powie, że to tylko zwykła pisanina i autorki, i moja.
A ja Wam powiem, że nieprawda. Póki sami nie spróbujecie być wdzięczni za to, co macie, nie dostaniecie od życia niczego więcej…
„Jutro (…) niesie nadzieję i szansę na nowy start. To jest istotą życia... Zawsze można zacząć od nowa i niczego więcej nie żałować''.
Zdecydowanie „Teatr pod Białym Latawcem” jest powieścią, którą cechuje ogromna głębia i dojrzałość pióra autorki. Wciąga, zachwyca, ale przede wszystkim trafia tam gdzie, ukrywamy siebie samych przed światem. Zagłębia się w naszą świadomość i zaczyna w niej tworzyć nowe scenariusze, które powstają pod wpływem refleksji płynących z wnętrza fabuły.
Ta powieść niesie ze sobą mnóstwo emocji, otula nas szczelnie swoimi ramionami i swoją głębią doprowadza nas do stanu, w którym inaczej zaczynamy postrzegać własną codzienność. Żyjemy w czasach konsumpcyjnych, a co za tym idzie, zbyt często zapominamy o tym, co jest naprawdę ważne.
Tymczasem Ilona Gołębiewska prowadzi nas, jak dzieci, na właściwą ścieżkę, poprzez wzmianki o wojnie wplątane w fabułę. Autorka niestrudzenie stara się pokazać nam, że zło, które wówczas miało miejsce było prawdziwe i okrutne, ludzie musieli walczyć o życie, o wolność, ale również o nadzieję, ze jutro w ogóle nadejdzie.
Natomiast my - ludzie współcześni, żyjący w czasach pokoju i niepodległości, narzekamy na szarą codzienność i nie doceniamy tego, wszystkiego co mamy, oraz tego, co możemy zrobić z własnym życiem. Możemy każdego dnia zacząć wszystko od nowa, wciąż próbować i próbować. Nie musimy walczyć o każdy dzień i o przetrwanie.
Owszem bywa ciężko, bo los doświadcza nas w różnoraki sposób i czasem jedyne na co mamy siłę to bezsilny płacz w poduszkę i zduszony krzyk naszej duszy, ale mimo to, mamy w swym posiadaniu najcenniejszy dar – jakim jest komfort dnia jutrzejszego, które na pewno nadejdzie...
A w związku z tym, mamy przed sobą wiele szans, by podnieść się i stawić czoła wszystkiemu.
„Teatr pod Białym Latawcem” to powieść o wydźwięku metaforycznym, dzięki czemu autorka jest w stanie przekazać nam o wiele mocniej głębokie przesłanie jakie zawarła w treści książki.
Dziś, kiedy rynek wydawniczy zasypuje nas ogromem lektury do wyboru, takie perły, jak ta powieść wciąż zdarzają się stosunkowo zbyt rzadko. Tym bardziej doceniam staranność z jaką Ilona Gołębiewska pisze swe powieści.
Z żalem zakończyłam czytanie. Z żalem, który nie wypływa bynajmniej z niedokończonych wątków czy źle pociągniętej akcji. Wręcz przeciwnie. Tak było i tym razem.
„Teatr pod Białym Latawcem” utwierdził mnie w przekonaniu, że ścieżka wdzięczności, na którą nie tak dawno wkroczyłam, jest jedyną słuszną drogą jaką powinnam iść.
Wznoszę się na wietrze, czasem wyżej, czasem niżej, jak latawiec…
Opadam czasem miękko na trawę, a czasem boleśnie zaczepiam się o wystające gałęzie drzew…
Ale wciąż i wciąż mam szansę, na jutro,
Na jutro, które na pewno nadejdzie...
Na jutro, w którym mogę wszystko.
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję autorce Ilonie Gołębiewskiej
oraz Wydawnictwu Muza.
Recenzja na: https://przeczytajka.blogspot.com/2019/01/teatr-pod-biaym-latawcem-autor.html
"Bo my przecież jesteśmy jak te latawce. Nieustannie podrywają się do lotu, bujają w obłokach, są podziwiane… ale wystarczy jedno pociągnięcie sznurka, by, ot tak, spadły na ziemię. Z nami jest identycznie".
Od szkoły średniej bardzo mocno inspirował mnie motyw świata jako teatru ukazywany w literaturze. Gdy więc zobaczyłam tytuł najnowszej powieści Ilony Gołębiewskiej, byłam ciekawa, czy autorka nawiązała do tej płaszczyzny. Otóż nie zawiodłam się i po raz kolejny przekonałam, że teatr to czysta magia.
Ilona Gołębiewska prowadzi zajęcia terapeutyczne dla dzieci i młodzieży, pracuje ze studentami oraz szkoli dorosłych i seniorów. Już w wieku pięciu lat postanowiła, że będzie pisać książki. Poetka, autorka prozy dla dzieci i młodzieży. Mieszka obecnie w Warszawie, marzy o założeniu fundacji. Zadebiutowała w 2017 r. powieścią pt. "Powrót do starego domu".
Skompromitowana dziennikarka Zuzanna Widawska traci pracę i by jakoś utrzymać się na powierzchni, zatrudnia się w redakcji pisma "Kobieta Taka jak Ty". Tam, w ramach swoich obowiązków planuje napisać artykuł o działalności pewnej fundacji związanej z wiekowym teatrem. Jak się okazuje, wyzwanie to zupełnie zmieni jej życie. I nie tylko jej.
Przyznam, że zakochałam się w pięknej i klimatycznej okładce tej książki, która na szczęście nie pokazuje kolejnej kobiecej postaci. A jak się okazało dalej – cała historia ukazana w najnowszej powieści Ilony Gołębiewskiej, jest równie klimatyczna, pełna głębokich i mądrych myśli, może nieco banalnych, ale jakże potrzebnych w naszym codziennym życiu. To książka przede wszystkim o tym, jak destrukcyjne może być życie przeszłością i jak trudno jest wybaczyć sobie oraz innym.
Jest teatr w tytule, jest więc i w fabule wolski teatr z tradycjami, któremu grozi zamknięcie. A jeśli jest teatr to jest także i aktorka, która czasy sławy ma już dawno za sobą, a dla której granie jest całym życiem, czyli Elena Nilsen. Ilona Gołębiewska wykreowała fenomenalną kreację aktorki z minionej epoki, która kiedyś miała cały świat u swoich stóp, a obecnie zapomniana, pomaga biednym dzieciom. Cała, dość tragiczna, ale jakże autentyczna historia tej bohaterki i jej matki, pozwala zastanowić się nad tym, czy autorka kreując jej losy, opierała się na życiorysie jakiejś prawdziwej postaci.
Ilona Gołębiewska w każdej swojej powieści porusza jakiś ważny społecznie problem. Nie mogło więc zabraknąć takiego również w tej książce. Mamy oto bowiem ukazaną działalność Fundacji Złotych Serc, która pomaga niepełnosprawnym dzieciom poczuć namiastkę normalności. Wątek ten jest o tyle ważny, gdyż pokazuje, że bezinteresowne pomaganie innych może przynieść nam samym w pewien sposób ukojenie, jak to się ma w przypadku Zuzanny. Muszę także wspomnieć, że sama koncepcja podwórkowych teatrów oraz Festiwalu Magicznych Nut, skradła moje serce.
Jest także miłość, ale rodząca się powoli, niepostrzeżenie, w cieniu dawnej tragedii. Jak dobrze, że wątek relacji jaka zaczyna łączyć Zuzannę z Jakubem Bilewiczem, nie jest wątkiem przewodnim, lecz prowadzony jest przez autorkę gdzieś tam w tle, powoli zyskując na swoim znaczeniu. Na przykładzie tej dwójki widać dobitnie, że aby ruszyć do przodu, należy najpierw zamknąć niedokończone sprawy z przeszłości.
Teatr to nie tylko budynek i rekwizyty. To przede wszystkim ludzie i emocje, jakie wywołują swoim działaniem. A przecież każdy z nas prowadzi swój własny, intymny teatr, w którym odgrywa różne role. Symbol latawca do jakiego nawiązuje autorka w tytule swojej książki i w jej treści, jest bardzo wymowny. Jeśli więc jesteście ciekawi jego znaczenia, zachęcam was do lektury "Teatru pod Białym Latawcem".
https://www.subiektywnieoksiazkach.pl
Los bywa kapryśny. Raz nam daje, raz zabiera. Obsypuje szczęściem, by po chwili odebrać ostatnie okruchy nadziei. Przekonała się o tym Lena Mazur, która...
Stary dom w Pniewie jest dla Alicji i jej bliskich miejscem, gdzie wreszcie odnaleźli spokój i wzajemne wsparcie. Wydawać by się mogło, że wszystko układa...
Przeczytane:2024-02-28, Ocena: 5, Przeczytałam, 26 książek 2024, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2024,
Teatr pod Białym Latawcem" to moje kolejne spotkanie z twórczością Ilony Gołębiewskiej. Książkę udało mi się znaleźć w bibliotece. Zaintrygowana tytułem bez dłuższego zastanowienia zdecydowałam się na jej lekturę. Czy było warto?
Zuzanna Widawska jest dziennikarką. Niestety w oparach skandalu została zwolniona z prestiżowego dziennika. Obciążona długiem finansowym musiała sprzedać swoje luksusowe mieszkanie. W jednej chwili stała się osobą bezrobotną i bezdomną.
Znalezienie nowej pracy nie było łatwe, ale na szczęście zlitowała się nad nią redaktorka kobiecego pisma. Udało jej się również znaleźć nowe lokum. Sytuacja w jakiej się znalazła nie pozwala na wybrzydzanie.
W tej samej starej kamienicy mieszka Elena Nilsen, sławna aktorka z minionej epoki. Zuza była, i nadal jest jej wielką fanką. To właśnie dzięki niej trafia do wyjątkowego teatru, któremu grozi likwidacja. W budynku swoją siedzibę ma również Fundacja Złote Serce. Dziewczyna wpada na pewien pomysł...
Lokalny biznesmen, Jakub Bielewicz przeżywa swój osobisty dramat. Kilka lat temu w tragicznym wypadku zginęła jego żona, a syn z powodu odniesionych obrażeń stał się niepełnosprawny. Mimo prowadzonego na dużą skalę śledztwa, sprawcy do tej pory nie udało się ustalić. Mężczyzna ma jednak nadzieję, że kiedyś będzie mógł temu komuś spojrzeć prosto w oczy. Do dramatu doszło w pobliżu teatru i od tej pory to miejsce stało się dla Jakuba przeklęte.
Niespodziewanie na swojej drodze spotyka Zuzannę...
Jak ja się ogromnie cieszę, że zauważyłam tę książkę na bibliotecznym regale. Z trudem ją odkładałam w trakcie lektury, żeby zająć się innymi obowiązkami.
"Teatr pod Białym Latawcem" to powieść z niepozorną okładką, ale za to, posiada w sobie wysmakowane wnętrze, któremu nie sposób się oprzeć. Wsiąknęłam w nią już od pierwszej strony.
W dużej mierze przyczynił się do tego sposób kreacji bohaterów. Postacią grającą pierwsze skrzypce jest Zuzanna Widawska, młoda i zdolna dziennikarka. Kocha to co robi, a pisanie sprawia jej satysfakcję. Przyznam się wam, że na początku nie obdarzyłam jej sympatią.
Wysoka samoocena i wyniosłość od razu rzuciła mi się w oczy. Jakiekolwiek skrupuły moralne zwyczajnie dla niej nie istniały. Była na samym szczycie kariery, ale jeden błąd wystarczył żeby z hukiem z niego spaść.
Z czasem obserwujemy jej wewnętrzną metamorfozę. Staje się wrażliwą, czułą kobietą, która otwiera swoje oczy na innych ludzi. Momentami byłam na nią wkurzona, bo podejmowała tak głupie decyzje, że głowa mała. Znajomość z Eleną i wizyty w teatrze bardzo ją zmieniają.
Osoba Eleny jest wyjątkowa pod wieloma względami. Bije od niej niewyobrażalne ciepło i miłość. Kiedyś odnosiła sukcesy na teatralnych scenach, a teraz dzieli się aktorskim talentem z dziećmi tworząc podwórkowy teatr. Jest również wolontariuszką w fundacji. Jej zaangażowanie, bezinteresowność zasługuje na jak największe uznanie oraz szacunek. Po latach opowiedziała Zuzannie historię swojego dotychczasowego życia w którym nie brakowało radosnych, jak i bolesnych momentów.
Jakub Bielewicz, cóż jeszcze można o nim powiedzieć? Z pewnością to, że bardzo cierpi po stracie żony. Zamknął się na cały otaczający go świat. Żyje tylko dla ukochanego syna i za wszelką cenę pragnie odnaleźć sprawcę wypadku.
Zuzannę Widawską znał z widzenia, i co nieco słyszał o jej poczynaniach dziennikarskich. Gdy do niego przychodzi w pewnej sprawie, odwzajemnia się tajemniczą propozycją.
Pragnę zaznaczyć, że Jakub to nie jedyna męska postać w tej książce. Autorka nie skupiła swojej uwagi tylko na kobiecych osobowościach.
Wszyscy bohaterowie zasługują na pochwałę. Są wyraziści i szalenie prawdziwi. Posiadają swoje wady i zalety. Tak jak my, zmagają się z trudnościami życia. Cała grupa tworzy jedną wspólną całość i wzajemnie się uzupełniają.
"Teatr pod Białym Latawcem" to bardzo dobrze napisana powieść obyczajowa w której nie brakuje ważnych, i zarazem wartościowych tematów. Jednym z nich jest niepełnosprawność, w tym przypadku dotykająca dzieci i młodzież. Ilona Gołębiowska przedstawiła ją w sposób delikatny, z ogromną dozą wrażliwości i wyczucia. Takie osoby mają prawo spełniać swoje marzenia, rozwijać pasje i zainteresowania, odnosić sukcesy na arenach sportowych. Po prostu cieszyć się życiem, a choroba nie stanowi tutaj żadnej przeszkody. I właśnie to, pragnie nam pokazać autorka. Podeszła do tego wątku niezwykle profesjonalnie i z pietyzmem.
Kolejną kwestią o której warto wspomnieć jest teatr. Ten z dużą scena, jak i z tą trochę mniejszą. Na obu dzieje się magia w wykonaniu aktorów. Dzięki tej historii możemy zajrzeć za kulisy takich przedstawień. Ile pracy wymaga przygotowanie jednej sztuki. Uszycie kostiumów, zrobienie dekoracji. Do tego dochodzi nauka tekstu.
Pomysł z podwórkowym teatrem dla najmłodszych podbił moje serce. Byłam nim zachwycona. Dzieciaki, które nie zawsze mogły cieszyć się szczęśliwym i rodzinnym domem znalazły swoje miejsce pod przewodnictwem cudownej Eleny. Miałam ogromną ochotę wziąć w tym przedsięwzięciu udział i posmakować przepysznych, pachnących drożdżówek.
Żyjemy z dnia na dzień. Wstajemy rano i od razu wpadamy w wir codziennych spraw. Dzieci, praca, zakupy. Lubimy narzekać i marudzić. Po prostu nie potrafimy doceniać tego co mamy, pragniemy za to jeszcze więcej. Niestety gdzieś w tym wszystkim zagubiła się cała nasza spontaniczna radość. Los czasami bywa przewrotny i w jednej krótkiej sekundzie wszystko może ulec diametralnej zmianie. Dlatego czerpmy z naszego życia garściami. Cieszmy się każdą chwilą, spędzajmy jak najwięcej czasu z najbliższymi. Właśnie to, powinno być dla nas najważniejsze. Warto wziąć głęboko do serca przesłanie jakie wysyła do nas autorka.
"Teatr pod Białym Latawcem" to jedna z piękniejszych książek z jakimi do tej pory miałam do czynienia. Ja zostałam nią oczarowana. Klimat, nastrój jaki w niej panuje jest cudowny. Autorce udało się stworzyć coś nieprawdopodobnie zachwycającego, wręcz magicznego. Zawiera w sobie mnóstwo mądrych sentencji i cytatów, które warto zapamiętać.
Jest to powieść obyczajowa, ale ze szczyptą kryminału i romansu. Uczucie rodzące się między dwójką bohaterów (nie zdradzę o kogo chodzi) zostało nam przedstawione w bardzo subtelnej formie, nie przytłoczyło głównego wątku. Za coś takiego należy się autorce duży plus. Co do sprawcy domyślałam się o kogo chodzi.
Mimo trudnych tematów jest to ciepła, wzruszająca i niebywale życiowa historia dająca nadzieję na lepsze jutro. Wszystko jest tutaj przemyślane i dopracowane w najmniejszym szczególe.
Polecam wszystkim tę jakże wyjątkową, wypełnioną po brzegi emocjami książkę.