Miała to być pierwsza powieść Gabriela Garcii Marqueza. Dzięki swym dziadkom znał historię Macondo i dzieje rodziny Buendia, prześladowanej fatum kazirodztwa. Świat, w którym rzeczy nadzwyczajne miały wymiar szarej codzienności, zwyczajność zaś przyjmowana była jako zjawisko nadprzyrodzone, świat bez czasu, gdzie wiele rzeczy nie miało jeszcze nazw, był też jego światem. Potrzebował aż dwudziestu lat, by wreszcie spisać te rodzinne opowieści z całym dobrodziejstwem i przekleństwem odniesień biblijnych, baśniowych, literackich, politycznych; uświadomił nam, że "plemiona skazane na sto lat samotności nie mają już drugiej szansy na ziemi".
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 2008-02-06
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 352
Tytuł oryginału: Cien anos de soledad
Język oryginału: hiszpański
Tłumaczenie: Kalina Wojciechowska, Grażyna Grudzińska
Ilustracje:Magdalena Błażków-KreacjaPro
Dzieje rodziny Buendia, założycieli miasteczka Macondo. Odizolowane od świata, jedyne nowinki pochodzą od przejeżdżających Cyganów.
Rodzina, nad którą krąży klątwa kazirodztwa. Życie pokoleń symbolizujące losy człowieka na tle wydarzeń historycznych, wojen, zawirowań politycznych i klęsk żywiołowych.
Miłość, namiętność, zdrady, tajemnice i niedopowiedzenia.
Przepowiednia, która mówi, że pierwszy z rodu będzie przywiązany do drzewa, ostatniego zjedzą mrówki.
Powieść przepełniona realizmem magicznym, wymagająca skupienia, uważności.
Polecam.
Realizm magiczny wydaje się być świetnym środkiem, ale albo nie jest dla mnie albo mam pecha i trafiam na powieści, które posługują się nim i jednocześnie pisane są stylem niewciągającym mnie. Owszem, w "Stu latach samotności" jest mnóstwo uniwersalizmów, a przy okazji nieco śmiechu. Ale coś sprawiło, że Marquez mnie nie porwał.
Literacko jest to niezaprzeczalnie uczta. Język mnie zachwycił, tylu pięknych, niespotykanych i niespodziewanych skojarzeń rzadko kiedy można doświadczyć. Niektóre z nich powodowały, że zatrzymywałam się na danym fragmencie i czytałam go z podziwem dla kunsztu autora wiele razy. To na pewno dzieło nieszablonowe i pełne nieograniczonej inwencji.
Niestety, już sama opowieść o losach członków rodziny Buendia aż tak mnie nie porwała, chociaż im więcej czasu mija od skończenia lektury, tym dostrzegam więcej znaczeń i wartości, które ze sobą niesie. Pewnie pomogłaby lepsza znajomość historii Ameryki Łacińskiej. W jednym z wywiadów autor powiedział, że "Sto lat samotności" jest między innymi historią niepotrzebnych zrywów ponad siły i dramatów z góry skazanych na zapomnienie". To kojarzy mi się polskimi powstańczymi zrywami, których skuteczność była taka sama jak 32 zbrojne powstania, które zorganizował pułkownik Aureliano Buendia i wszystkie przegrał. Podobało mi się przedstawienie mentalności mieszkańców Macondo - czekanie na cud, który uleczy świat, szukanie recept na rozwiązanie problemów i wszelakich nieszczęść u wróżek. Ciekawy był też motyw pokazujący, jak buntownicy przeciwko tyranii po dojściu do władzy sami zamieniają się w tyranów. I jest jeszcze wiele innych tematów do przemyśleń. O tytułowej samotności, poszukiwaniu miłości, powtarzających się scenariuszach rodzinnych. Nie czytałam książki z jakimś wielkim zaangażowaniem, ale już teraz jestem pewna, że to jedna z tych opowieści, która zostanie ze mną na długo albo i na zawsze
Nie mój typ literatury, niestety przebrnęłam do końca i nie zostałam fanką autora. Może nie powinnam czytać, aby nie obniżać ocen książki. Ale z drugiej strony osoby niezadowolone również powinny próbować i się wypowiadać. Więc krótko i na temat, historia rzeczywiście mówi o samotności, o zamkniętych ludziach, o tym jak bardzo ważne jest aby rozumieć siebie i komunikować się z innymi. Ale czy to jest dobry pomysł, aby tak bardzo rozciągać historię. Nie mój typ książek, widzę kilka plusów dlatego dobrnęłam do końca. Skończyłam nie mam rozczarowania, lecz przeżyłam lekkie znużenie.
Książka chaotyczna, zarówno czasowo jak i fabularnie. Bohaterowie w każdym pokoleniu noszą te same imiona i sypiają z tymi samymi kobietami, co utrudnia identyfikację ojca, syna bądź dziadka. Autor lubuje się w fallicznych opisach męskich genitaliów i widać wyraźnie, że to one wiodą prym w scenach miłosnych zaraz po wszechobecnym kazirodztwie. Jak dla mnie to za wiele, choć doceniam wielopłaszczyznową samotność bohaterów. Polecam wysublimowanym i dorosłym czytelnikom. Mnie książka nie zachwyciła.
Baśń, w której nic nie jest w stanie zaskoczyć, bo mieści w sobie wszystkie znane nam bajki o okrutnych władcach i historie o tyranach rodem z operetki...
Zła godzina to kronika terroru, zapis obezwładniającego strachu, który doprowadza mieszkańców miasteczka do życia jedynie chwilą bieżącą, niemalże poza...
Przeczytane:2017-05-11, Ocena: 5, Przeczytałem, 52 książki 2017,