Lena mieszka w odziedziczonym po przodkach dworku na Podlasiu. Rytm jej życiu nadaje tykanie starych zegarków, pamiątek po dziadku zegarmistrzu. Spokojne życie niespodziewanie nabiera barw, gdy odkrywa pewne znalezisko – nadpalony dziennik z 1884 roku.
Notatki są bardzo zniszczone, ale udaje się odczytać nazwisko – Emilie de Fleury. Czy to ona jest autorką dziennika? Co łączy rodzinę Leny z właścicielką butiku na południu Francji?
W poszukiwaniu odpowiedzi Lena i jej córka udadzą się w podróż do słonecznej Prowansji. Nie wiedzą jednak, że komuś bardzo zależy na tym, by rodzinne sekrety nigdy nie ujrzały światła dziennego. Grozi im prawdziwe niebezpieczeństwo…
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2016-02-03
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 416
Autorkę poznałam dzięki serii „Siostry jutrzenki” za którą pójdę w siną dal i którą polecam każdemu kto szuka czegoś ludowego, słowiańskiego takiego prawdziwego. Dziś przyjrzyjmy się książce, którą przerobiłam dwa rady i ciągle mi mało. Musicie wiedzieć, że to 1 tom cyklu/serii o tym samym tytule „Sekret zegarmistrza”.
Od dziecka jednym z marzeń jakie wtedy miałam to odkryć skarb, coś co mogłoby mi pozwolić cofnąć się w czasie albo coś co mówiłoby mi, że mam magiczną bądź odważną rodzinę. Pisze o tym, bo nasza bohaterka, czyli Lena mieszkając w rodzinnym dworku odziedziczonym po przodkach z czasem odrywa tajemnice rodzinne które sporo namieszają. Sami przyznajcie, że taka perspektywa aż kusi, żeby wziąć tę książkę i przeczytać.
Jesteśmy społeczeństwem, które nie znając podstaw danej sprawy osądza zbyt pochopnie czyjeś postępowanie bądź myślenie, wygląd zewnętrzny itd. Jak uważacie czy grzebanie w przeszłości jest dobrym pomysłem? Jeżeli pewnego dnia np. podczas remontu odkrywasz stary dziennik rodzinny z którego dowiadujesz się ciekawych, ale mocno kontrowersyjnych spraw co zrobisz? Upublicznisz te sprawy czy pozwolisz, żeby przeszłość została zamknięta w tym dzienniku i nie ujrzała światła dziennego? Ja przyznam się, że sama nie wiem co bym zrobiła. Pewnie podzieliłabym się z rodziną tym co odkryłam i wspólnie podjęli decyzje.
Nasi bohaterowie będą mieli ręce pełne roboty, ale i sytuacji, które mogą sprawić, że ktoś będzie o włos od stracenia życia więc akcja nie z tej ziemi. Momentami śmiesznie, momentami poważnie, ale wszystko z przymrużeniem oka.
Za swój egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Filia i już czekam na t2.
"Na żadnym zegarze nie znajdziesz wskazówek do życia"
(Stanisław Jerzy Lec)
Czasem "grzebanie" w przeszłości pomaga dowiedzieć się wiele o swoim pochodzeniu. Czasami jednak trzeba "pozwolić, by stare sprawy zostały pogrzebane, a duchy zmarłych odeszły".
Lena mieszka w Bujanach, dworku odziedzonym po dziadkach, którzy opiekowali się nią. Po ich śmierci kobieta, z sentymentu, nie chce wracać do mieszkania w Białymstoku. Tutaj każdy kąt przypomina jej babcię i dzieciństwo. Mąż Adam i córka Ksenia, których zatrzymują w dużym mieście sprawy zawodowe, często przyjeżdżają do niej do Bujan. Jednak Lena nie nudzi się w domowym zaciszu. Tworzy wyjątkową biżuterię z części zegarów, odziedziczonych po dziadku zegarmistrzu. W pudełku po francuskich pralniach napotyka na nieodebrane przez właścicieli zegarki, w tym jeden w kopercie z monogramem J.B. Ponadto, podczas rozbiórki jednego z kaflowych pieców, znajduje dziennik z 1884 roku niejakiej Emilie de Fleury oraz kawałek carskiego munduru z czasów powstania styczniowego. Okazuje się, że stary dworek skrywa wiele tajemnic. Poruszając się śladami z dziennika, Lena wraz z Ksenią próbują rozwikłać zagadkę tajemniczej mogiły w lesie, jak i odkryć, kim była autorka dziennika i jakie ma powiązania z jej rodziną. Czy Lena dowie się czegoś nowego o swoich przodkach? Do kogo należał zegarek z inicjałami J.B.?
Pierwsze moje spotkanie z twórczością Renaty Kosin uważam za udane. Zagadki, rodzinne sekrety, które autorka powoli odkrywa, nadają powieści aurę tajemniczości. Pomimo sporej obszerności, czyta się świetnie i płynnie. Ciekawi bohaterowie, zarówno Ci żywi, jak i Ci, po których pozostała tylko pamięć, wprowadzają nas w klimat przeszłości. Z przyjemnością sięgnę także po ciąg dalszy.
Kilka dni temu wydawnictwo Filia sprawiło mi prawdziwą niespodziankę wznawiając powieść Renaty Kosin pt."Sekret zegarmistrza". A że po książki autorki sięgam zawsze z największą przyjemnością, to zupełnie bez zastanawiania zagłębiam się ponownie w historię Śmiałowskich i Bujanowskich, którzy pozostawili swoim następcom uroczy dworek w Bujanach na Podlasiu i całą masę rodowych pamiątek, sprzętów, mebli oraz drobiazgów. Ale to nie wszystko... Przodkowie zostawili po sobie również rodzinne sekrety, które min. za sprawą starego, ledwo czytelnego pamiętnika tajemniczej Emilie de Fleury wychodzą na jaw. Wraz z zapiskami odkrywamy kolejne zaskakujące fakty z życia rodziny, niespodzianki jakich trudno było oczekiwać, a które wprawiają nas w zdumienie.
W rodzinnym dworku pomieszkuje Lena, czyli Helena Gajko, dla której Bujany są jedynym miejscem na ziemi. W białostockim mieszkaniu przebywa jej mąż i córka, a ona zdecydowanie lepiej czuje się na podlaskiej prowincji, gdzie pielęgnowana przeszłość i pamięć przodków pozostaje wciąż żywa. Wizyta krewnej Honoraty Derehajło odsłania całe mnóstwo zaskakujących zdarzeń, ale dostarcza jednocześnie sporej dawki humoru. Aby zgłębić rodzinne tajemnice Lena wraz z córką Ksenią udają się na Lazurowe Wybrzeże, w podróż, która dostarcza czytelnikom jeszcze więcej niezapomnianych wrażeń.
Wartka akcja, interesujące wątki, intrygujące tajemnice i fantastyczni bohaterowie sprawiają, że książkę czyta się jednym tchem. Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie ilość zdarzeń i wątków, które spójnie i składnie odsłaniają przed nami zarówno teraźniejszość, jak i przeszłość. Pani Renata idealnie łączy ze sobą obie te płaszczyzny czasowe, a fakty historyczne, które mogłyby nas zwyczajnie zanudzić ubiera w fascynującą opowieść, której się nie zapomina.
Od pewnego czasu bardzo modne stało się poznawanie przeszłości własnej rodziny, sięganie do korzeni, kwerendy w archiwach i tworzenie drzew genealogicznych swoich rodów. "Sekret zegarmistrza" może skłonić Was do takiego właśnie sięgnięcia w przeszłość oraz do zadania sobie pytań: Skąd pochodzę? Kim byli moi przodkowie? Gdzie mieszkali krewni? Skąd przybyli? "Sekret zegarmistrza" to dopiero początek długiej i ekscytujacej wyprawy w przeszłość, która może stać się Waszym udziałem, jeśli popytacie krewnych i zainteresujecie się materialami udostępnianymi przez archiwa państwowe...
Uwielbiam powieści pani Renaty. Przeczytałam prawie wszystkie i muszę przyznać, że autorka nie przestaje mnie zaskakiwać. Za każdym razem jest to zupełnie inna, niepowtarzalna historia, która zmusza do refleksji i w jakiś sposób skłania do zgłębiania nietuzinkowych tematów podjętych w książce.
Jeśli macie ochotę na wycieczkę na Podlasie i jesteście zaintrygowani kolejami życia szlacheckiej rodziny Śmiałowskich, to nie poprzestawajcie na "Sekrecie zegarmistrza". Ciąg dalszy odnajdziecie w "Tatarce" - powieści, z którą wybierzecie się do mekki polskich Tatarów, do miejsc, gdzie czekają równie ciekawe wrażenia.
Polecam serdecznie.
Odkrywanie kart historii może być doprawdy ogromnie zajmujące, zwłaszcza gdy dotyczy własnej rodziny. (s. 320)
To prawda, dlatego podpisuję się pod tymi słowami Renaty Kosin zamieszczonymi w jej powieści Sekret zegarmistrza.
W tym miejscu przez blisko sto pięćdziesiąt lat rodzili się i umierali kolejni członkowie rodu Śmiałowskich, a potem i Kudelów. (s. 22)
Malowniczy murowany dworek w Bujanach na Podlasiu należy obecnie do Leny Gajko. Odziedziczyła go ona po swej zmarłej babci Stefanii Kudeli z domu Śmiałowskiej, a ta z kolei po swym dziadku Joachimie Śmiałowskim. Dworek niejedno już widział, ale jeszcze więcej zobaczy, a raczej odkryje swe zakamarki przed gospodynią i pokaże jej, jakie skarby ukrywa…
Pytanie o tajemnicę z przeszłości powracało za każdym razem, gdy otwierała stare blaszane pudełko. (s. 15)
Rytm życia w tym dworku wyznaczały zegary, mnóstwo zegarów. Dziadek Ignacy Kudela był zegarmistrzem. Pozostał po nim warsztat zegarmistrzowski i pudełko. Pudełko z wypukłym napisem Pralines au Chocolat, w którym znajdowały się zegarki nigdy nieodebrane z naprawy. Szczególnie jeden przyciągał wzrok – mały złoty zegarek z bransoletką. Jego wyjątkowość polegała na tym, że nie miał przyczepionej kartki z nazwiskiem właściciela, tylko na odwrocie inicjały: JB. W dodatku dziadek za życia powtarzał, iż lepiej by było, gdyby nikt po niego nigdy się nie zgłosił, co Lenę zawsze intrygowało. Wprawdzie kobieta nie została zegarmistrzem, ale wykorzystywała mechanizmy starych i nowych zegarków do stworzenia niezwykłej biżuterii.
Tak naprawdę jestem bardzo ciekawa przeszłości tego domu. (s. 96)
A że dom ma swoje lata, to nic dziwnego, że czasem w nim się coś zepsuje. I potrzebny jest generalny remont. W tym domu stare sprzęty domowe mają swoją duszę, zepsute się naprawia i zostawia. Duchy przodków obecne są w całym domu. Nic dziwnego zatem, iż w trakcie rozbiórki pieca robotnicy znaleźli brudną i poczerniałą szmatę, stare gazety i zmurszałą książkę. Wkrótce okazuje się, że to nadpalony dziennik z 1885 roku, którego prawdopodobnie właścicielką była Emilie de Fleury. Lena kontaktuje się z Aurelią Chatier z Vallauris, dla której sprzedaje swoją biżuterię, a którą poznała dzięki swojemu blogowi „Sekret zegarmistrza”. Zaczyna się zastanawiać, co łączy jej rodzinę z właścicielką butiku na południu Francji…
Czasem lepiej nie wiedzieć, powtarzała Stefania, a Lena buntowała się wówczas, bo uważała, że wszystko jest lepsze od niewiedzy. (s. 160)
W pewnym momencie odkrywania tajemnic swych przodków Lena uważa siebie za kompletną ignorantkę, bezmyślną idiotkę. Na szczęście jej głód wiedzy o historii domu i jego mieszkańcach, szukanie odpowiedzi na nurtujące ją pytania sprawia, że kobieta wraz z córką Ksenią jedzie na wakacje do Prowansji. Obie panie nie zdają sobie sprawy, iż jest ktoś, komu bardzo zależy na tym, aby rodzinne tajemnice nadal nimi pozostały, by nigdy nie ujrzały światła dziennego… Nic dziwnego, że matce i córce grozi prawdziwe niebezpieczeństwo.
Raduj się miłością, chłoń ją, syć się nią, upajaj i rozkoszuj. (s. 211)
Lektura dziennika dostarcza Lenie wielu emocji, a jeszcze więcej przysparza pytań. Na niektóre z nich potrafi w dużej mierze odpowiedzieć sąsiadka Nadia. Ona też ma podobny problem – szuka swych przodków skrywających tajemnice. Sąsiadka Wądołowa, zielarka, mówi różne rzeczy, dziwnie się przy tym zachowuje, a przy tym wzbudza większą uwagę czytelnika. Uczuciowy kołowrotek przeżywa Ksenia. Kolejne wydarzenia sprawiają, iż jej uczucia zmieniają się jak w kalejdoskopie, a to za sprawą dwóch mężczyzn – Patryka i Xaviera. Emocji dostarcza cioteczna babcia Honorata Derehajło, która pojawia się w domu Leny i zaczyna się w nim panoszyć, a wszystko przez porywczego Szczepana, u którego mieszkała. Ludzkie mieszanki wybuchowe! Charakterne! Dążące do swego celu.
Pewnie wystarczyło tylko trochę się rozejrzeć, skoro nawet nie szukając, znalazła tak wiele. (s. 319)
W Sekrecie zegarmistrza akcja ma zmienne tempo. Sielskość dworku przerywana jest różnymi, zaskakującymi zdarzeniami. Duchy przodków odkrywają swe sekrety niechętnie, a przy tym nie chcą odejść. A to najlepszy czas na to, by odeszły, a prawda została poznana przez Lenę i jej rodzinę. Stąd też wielowymiarowa akcja odnajdywania przodków i poznawania prawdy o nich, nieco skomplikowana i prowadząca z Podlasia do Prowansji, pełna opisów i wspomnień oraz wpisów do dziennika. A wszystko łączy ten sam motyw – czas. Czas odmierzany tykaniem zegarków. Czytanie ułatwia jest drzewo rodziny Śmiałowskich zamieszczone na końcu książki.
Są w życiu człowieka sprawy, często te najważniejsze, na które nigdy nie ma właściwego czasu, choć jednocześnie jest na nie zwykle czas najwyższy. (s. 105)
Powieść ta powstała między innymi dzięki kilku „zapalnikom”, o których autorka wspomina na końcu i które to zostały sfotografowane. Radzę zacząć czytać od końca, aby w trakcie lektury delektować się znalezionymi „zapalnikami” i ich roli w powieści, aby móc do nich wrócić i spojrzeć na ich zdjęcia.
Prawda to pojęcie względne. Wiele zależy od tego, w ile człowiek jest gotów uwierzyć. (s. 87)
Sekret zegarmistrza to letni czas z remontem na głowie, przyjmowaniem gości, pięknem otaczającym stary dworek, wielkimi uczuciami, wycieczką do Francji i tajemnicami przodków Śmiałowskich. Ale to nie koniec poszukiwań, bowiem dziadek Ignacy Kudela ponoć tatarskie porozumienie miał zapisane w genach…
Miałam podejrzenia co do tej książki, ale nie spodziewałam się, że tak mocno mnie wciągnie. Lubię historie rodzinne, stare sekrety, odkrywanie dawno zapomnianych wydarzeń, ale to co przedstawiła autorka przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Na okładce znajduje się rekomendacja Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk, coś łączy te dwie pisarki, jakaś nutka którą można wychwycić w stylu, w sposobie pisania i tworzeniu historii.
Bohaterów nie da się nie polubić, choć mają wady, które czasami mogą denerwować. Lena żyje przeszłością, wspomina zmarłych dziadków, których pamięć nadal stawia na pierwszym miejscu, a jednocześnie jest sympatyczną panią w średnim wieku, która spełnia się tworząc niecodzienną biżuterię i żyjąc w miejscu, które jest jej najbliższe. Córka Ksenia, studentka, pozytywna dziewczyna, z czasem pomaga matce znaleźć rozwiązanie sekretu. Nowa sąsiadka, Nadia, sama stanowi wielką niewiadomą. Mówią, że jest czarownicą, że zabiła dzieci, choć ludzie lubią obmawiać. Wspaniała postać Honoraty, starej kuzynki/babci, która walczy z demencją, a jednocześnie być może skrywa odpowiedź na niezadane pytania. Wądołowa, która od lat przynosi rodzinie Leny owoce lasu. Szczepan należy do osób, których nikt nie chciałby poznać bliżej, a swoje racje przedstawia za pomocą przekleństw i nieodzownej siekiery. Jest też tajemnicza kobieta z Francji, która poszukuje rozwiązania swoich zagadek. Bohaterów jest więcej, nie można zapomnieć o zmarłych dziadkach, którzy również odcisnęli mocne piętno zarówno na głównej bohaterce i na historii. Te postacie są bardzo barwne, z całą gamą zalet i wad, podczas lektury ma się wrażenie, że istnieją naprawdę, że gdy pojedzie się na Polesie znajdzie się dworek Śmiałowskich, a w nim sympatycznych mieszkańców.
Sekrety, które pojawiają się na kartach powieści stanowią istotny element tej książki. Razem z bohaterką bawiłam się z detektywa, przeżywałam każdy nowy odkryty trop, próbowałam powiązać fakty, ale wielokrotne nagłe zwroty uniemożliwiały mi poznanie odpowiedzi do samego końca. Tajemnice, które skrywa ród Leny są bardzo złożone, a odkrywanie ich wygląda trochę jak odkrywanie kart, dopiero poznając całą talię wszystko wskakuje na swoje miejsce i obraz staje się czytelny.
"Sekret zegarmistrza" to wspaniała, pozytywna historia, którą czyta się jednym tchem. Dla fanek literatury kobiecej, lubiących sekrety rodzinne, ciekawych bohaterów i wciągającą akcję to pozycja wręcz obowiązkowa. Sama dopiero odkryłam twórczość Renaty Kosin, ale to początek mojej przygody z twórczością autorki. Na półce czekają już dwie starsze pozycje, których lektury nie mogę się doczekać. A do "Sekretu zegarmistrza" jeszcze wrócę, żeby odkryć ją na nowo, teraz kiedy już znam sekrety przeszłości. Polecam serdecznie!
Książka na prawdę przeciętna ,choć liczyłam na prawdę na cos więcej .I chyba to jest mój ostatni raz gdy pokierowałam się okładką i blurbem, bo i jedno i drugie wskazywało ,że to będzie coś porywającego
Początek smętny ,pełen wynurzeń i opisów. Jeszcze więcej postaci które przytłaczają, i nie rozumiem po co, bo wszystko to dało efekt ciężkiej książki. W połowie trochę się rozkręciło i nawet się wkręciłam w całą historię ale to nie było to na co czekam A zakończenie bez fajerwerków. Tak prawdę mówiąc, gdybym miała opowiedzieć o czym ta książka jest i kto jest kim byłoby to niewykonalne...Szkoda
Lena i jej rodzina - ta aktualna i ta z dalekiej przeszłości - są bohaterami opowieści, w której główną rolę grają zegarki... Piękny dworek na Podlasiu, tajemnicza sąsiadka, skarby znalezione przy remoncie, a w wyniku tego podróż do Prowansji, zawierają w sobie miłość, przyjaźń, kryminał i mnóstwo tajemnic. Polecam!
Już nie pierwszy raz zdarzyło mi się, że sięgając po książkę pod wpływem jakiegoś impulsu wybrałam kontynuację historii zamiast części pierwszej. Tak było z „Doliną mgieł i róż” Agnieszki Krawczyk, a ostatnio z „Tatarką” Renaty Kosin, którą przeczytałam przed Sylwestrem. Historia tak bardzo mi się spodobała, że gdy tylko spostrzegłam swój błąd, zaraz sięgnęłam po „Sekret zegarmistrza”, od którego wszystko się zaczęło. Urokliwe Podlasie, stary dworek z duszą, którego ściany mogłyby szeptać zaskakujące historie i przesympatyczne bohaterki, które zdążyłam już wcześniej polubić zaprosili mnie ponownie w swoje gościnne progi. I co najważniejsze – fakt, że poznałam już dalsze koleje losów wcale nie umniejszył przyjemności czytania.
W „Sekrecie zegarmistrza” poznajemy bliżej Lenę, a dokładnie Helenę Gajko, która mieszka w odziedziczonym po swoich przodkach dworku w Bujanach na Podlasiu. Bohaterka wychowywała się tutaj mieszkając u swoich dziadków. Stefania i Ignacy dawno już odeszli, ale pamięć o nich pozostaje we wsi wciąż żywa. Tym bardziej, że Lena wciąż żyje w otoczeniu starych sprzętów, pamiątek, a nawet rzeczy codziennego użytku zgromadzonych przez przodków. I choć dom wcale nie jest mały, niewiele w nim miejsca dla męża Adama i córki Kseni, którzy z różnych powodów przebywają w mieszkaniu w Białymstoku.
Lena jednak najlepiej czuje się właśnie tutaj, w Bujanach, i tutaj też dopada ją przeszłość, która różnymi zbiegami okoliczności dopomina się o zainteresowanie. Zatajone sekrety, przemilczane niedopowiedzenia i cała masa zaskakujących faktów wychodzi na jaw wraz ze starym, ledwo czytelnym pamiętnikiem tajemniczej Emilie de Fleury. Lawina zostaje wprawiona w ruch, a przeszłość rodziny Śmiałowskich i Bujanowskich – przodków Stefanii i właścicieli dworku odkrywa swoje karty.
W Bujanach dość niespodziewanie pojawia się też Honorata Derehajło intrygująca i przebiegła krewna, której przybycie wnosi sporo humoru i wywołuje ciąg zaskakujących sytuacji.
Powieść zdumiewa wielością zdarzeń. Wartka akcja, interesujące wątki, intrygujące tajemnice i fantastyczni bohaterowie sprawiają, że książkę czyta się jednym tchem. Odkrywanie przeszłości i dopasowywanie kolejnych elementów tej niełatwej układanki wymaga od Leny i Kseni zdeterminowania i kieruje ich kroki aż na Lazurowe Wybrzeże. Lektura tej powieści sprawia czytelnikowi wiele frajdy i jest ciekawą i emocjonującą wycieczką w przeszłość.
Bardzo odpowiada mi styl pisania autorki i sposób prowadzenia poszczególnych wątków. Widać, że szkic historii został szczegółowo rozplanowany, a pewne nieprzewidziane zdarzenia, które wychodzą poza schemat dodają opowieści smaku i uroku. Pani Renata lubi zaskakiwać czytelnika i naprawdę jej się to udaje. Przeszłość to historia, a historię można streszczać podając suche fakty, monotonne i nudnawe w odbiorze albo można z niej stworzyć prawdziwie osobliwą i niepowtarzalną opowieść, którą chłonie się z wypiekami na twarzy. „Sekret zegarmistrza” zalicza się zdecydowanie do tej drugiej, ciekawszej kategorii.
Zastanawiam się, czy w przyszłości losy przodków też będą takie intrygujące dla następnych pokoleń. A może jest to tylko specyfika naszych obecnych czasów, kiedy archiwa otwierają swoje podwoje i ujawniają treści dokumentów kiedyś skrzętnie skrywanych za okładkami grubaśnych ksiąg. Myślę, że do zgłębiania przeszłości, podobnie jak do wielu innych rzeczy trzeba dorosnąć. Sama od jakiegoś czasu zamęczam seniorki swojej rodziny pytaniami o najwcześniejsze wspomnienia, szperam w archiwach i korzystając z udostępnianych baz danych próbuję odtwarzać historię wcześniejszych pokoleń. I choć nieźle mi się to udaje, nie mogę sobie darować, że przed laty nie notowałam wspomnień mojego dziadziusia, który tak wiele opowiadał o dzieciństwie, o wojnie i o rodzinie. Ale gdy ma się dziesięć czy dwanaście lat to słucha się takich opowieści jak legend, baśni, a docenia się dopiero po latach. Myślę sobie, że powieść pani Renaty zachęci część z Was do odkrywania tajemnic własnej przeszłości, co może się okazać bardzo interesujące.
Polecam lekturę książki „Sekret zegarmistrza”, która przeniesie Was w dawne czasy i przybliży losy szlacheckiej rodziny z Podlasia. A kiedy już zakosztujecie smaku tej opowieści to koniecznie wybierzcie się z „Tatarką” w okolice Kruszynian do mekki polskich Tatarów aby poznać ich kulturę i tradycję. Naprawdę warto!
Do wartemborskiego pałacu, obecnie funkcjonującego jako hotel, przyjeżdżają goście: pisarz zainteresowany historią drugiej wojny światowej, emerytowany...
Czasem trzeba spojrzeć wstecz, znaleźć to, co przegapiło się gdzieś po drodze. W mieście jej dzieciństwa, z którego wyjechała do stolicy, pozostali nie...