,,Historię tworzą masowe tęsknoty".
,,Podziemia" to monumentalna wielowątkowa narracja, która jest próbą zmierzenia się Dona DeLillo, uznawanego za Oceanem za jednego z najciekawszych współczesnych pisarzy, z mitem wielkiej amerykańskiej powieści. Jej akcja rozpoczyna się w Nowym Jorku w 1951 roku podczas legendarnego meczu baseballa. Radość ze wspaniałego wyniku New York Giants mąci wiadomość o próbnym wybuchu bomby atomowej przeprowadzonym w ZSRR. Symbolicznym przewodnikiem w tej postmodernistycznej odysei jest pamiątkowa piłka baseballowa z legendarnego finału, przekazywana z rąk do rąk przez kolejne dekady. W tle prawdziwa esencja Stanów Zjednoczonych drugiej połowy XX wieku: błysk fleszy i medialny szum, kultowe chevrolety, prezerwatywy symbolizujące rewolucję seksualną i strony internetowe jako znak drugiej wielkiej rewolucji - technologicznej - oraz ikoniczne postacie jak J. Edgar Hoover, Mick Jagger czy Lenny Bruce. Jednak głównym bohaterem pozostaje amerykańskie społeczeństwo, bacznie obserwowane i punktowane z sarkazmem przez autora, który bezlitośnie odziera je z patosu i narodowych mitów.
DeLillo jest pisarzem na miarę Steinbecka, a jego przełomowe dzieło ukazujące całą złożoność amerykańskiego świata drugiej połowy XX wieku dziś nabiera nowych znaczeń. To, co kilka dekad temu było codziennością Ameryki, dziś jest dniem powszednim zglobalizowanego świata i może stać się jego trudnym dziedzictwem.
Wydawnictwo: Noir sur Blanc
Data wydania: 2024-01-24
Kategoria: Inne
ISBN:
Liczba stron: 920
Tytuł oryginału: Underworld
?"[...] problemem, który zajmuje DeLillo - i który jako temat lub motyw pojawia się w większości jego książek [...] - jest postępujący z dekady na dekadę proces zaniku rzeczywistości. W jego rezultacie wydarzenia, ludzie czy pieniądze stają się czymś nierealnym - niusem, postacią na ekranie, ciągiem symboli - pozbawionym materialnego ekwiwalentu, niegdysiejszego znaczenia. Nie koniec jednak na tym. Poprzez wszelkiej maści reprodukcje i repetycje z doniosłych wydarzeń, i tak już zredukowanych do formy szybko dezaktualizującej się nowiny, ulatnia się cała ważkość, groza i wyjątkowość. Wszystko obojętnieje, przeistacza się w zbiór oklepanych i znanych na pamięć sekwencji"- pisał dziesięć lat temu przy okazji wydania powieści Americana w świetnej recenzji na łamach "Dwutygodnika" Łukasz Najder. Choćbym się starał, nic lepszego nie wymyślę, pisząc o Podziemiach, ale mogę co nieco dodać.
?Cóż to była za podróż - przez ponad czterdzieści lat drugiej połowy XX wieku! Podziemia stały się dla mnie powieścią rekordową - nie chodzi o to, że najgrubszą, bo zdarzały się obszerniejsze, choć tych było niewiele - żadnej książki nie czytałem tak długo (od momentu rozpoczęcia lektury do skończenia minęło niemal pół roku; w międzyczasie przewinęło się sporo innych, które dużo łatwiej dawały się przetransportować). DeLillo zmierzył się, jak na wielkiego amerykańskiego pisarza przystało - z wielką amerykańską powieścią i stworzył dzieło kompletne, lecz przytłaczające niczym góra śmieci na Staten Island. Mnogość wątków i bohaterów, historii, zbiorowych nadziei, zwycięstw i porażek piętrzy się na stronach książki, przewyższając Statuę Wolności. I właśnie w tej wielości, nagromadzeniu wszystkiego, znajduje się według mnie słabość Podziemi, niemniej jest to słabość nieunikniona, biorąc pod uwagę zamysł autora. Przedstawienie panoramy czasów, skomplikowanych opowieści z detalami, przypomina nieskończone wysypisko historii, do którego wciąż i wciąż dokładamy kolejne eksponaty jak w muzeum.
?Postaci pojawiające się na kartach powieści DeLillo potrzebują jakiegoś zaczepienia w rzeczywistości, czegoś prawdziwego i namacalnego; totemu, który zcentralizuje ich świat, nada mu sens i zachowa od nieuchronnej degradacji. Piłka ze słynnego meczu baseballowego z 1951 roku, wraki samolotów przerabiane na dzieła sztuki czy nożyczki fryzjerskie przekazywane od pokoleń stanowią potwierdzenie istnienia, może nie tyle istnienia samych siebie jako rekwizytów swoich czasów, ale bohaterów Podziemi. DeLillo zostawia w tej książce komentarz na amerykańskie społeczeństwo i samą Amerykę, ale nie jest to komentarz prześmiewczy, mimo ostrego i gorzkiego miejscami humoru. Pisze się o pisarzu, że jest piewcą Ameryki, tak samo daleki jednak od bałwochwalstwa jak satyry - autor przygląda się zbiorowym marzeniom i lękom, próbuje zrozumieć umysł tłumu oraz dostrzec prawidłowości w nieprzerwanym ciągu zmian. I kiedy już po niemal desperackich, obsesyjnych poszukiwaniach realności postaci ściskają w dłoni swój artefakt, na pytanie o wyjaśnienie tej potrzeby mogą odpowiedzieć jedynie: nie wiem.
?Jeśli spróbujecie zmierzyć się z prozą DeLillo, a warto, nie idźcie moją drogą, bo rozwlekanie lektury na kilka miesięcy stanowiło doświadczenie trudne i odbierające sporo przyjemności z czytania. Warto zarezerwować sobie jakiś dobry tydzień lub dwa i wchłonąć Podziemia szybko. Powieści po polsku nie czytalibyśmy bez tytanicznej pracy Michała Kłobukowskiego, któremu należą się wyrazy uznania.
Wydana w 1973 r. budząca niepokój satyra, dekonstruująca romantyczny mit gwiazdorstwa i wypalonego serca rockrolla, aktualniejsza niż kiedykolwiek...
Centralną postacią tej niepokojącej, pesymistycznej powieści jest pisarz Bill Gray. Od lat ukrywający się przed światem, obsesyjnie cyzelujący swoje nowe...
Przeczytane:2024-08-04,
Z perspektywy Polaków zamkniętych w radzieckiej strefie wpływów, Ameryka była „zieloną wyspą”, krajem dostatku i spełniania marzeń. Czy kolejne pokolenia dalej ją gloryfikują? Czy moda na „Amerykę” ciągle trwa? Chyba już przemija, a ci którzy posmakowali dobrobytu szukają bardziej egzotycznych uciech, a na dawniej uwielbiany kraj patrzymy z zawiścią, a może i pogardą. W tym kontekście jakże podniecająca jest dekonstrukcja amerykańskiego mitu jaką oferuje nam amerykański pisarz Don DeLillo. Mowa tu o powieści „Podziemia”. Wydaje mi się, że jest ona mało znana w Polsce, ale ci, którzy ją znają mówią jednym głosem: „Arcydzieło”.
Przygodę z tą książką rozpoczynamy obszernym prologiem. Rok 1951 i mecz baseballu. Energia, radość, euforia, a obok nich strach, niepewność wywołana informacją o próbnym wybuchu bomby atomowej przeprowadzonym w ZSRR. Piłka złapana podczas tego meczu będzie nam towarzyszyła w wędrówce przez Amerykę drugiej połowy XX wieku. A właściwie będziemy się cofać, bo z lat 50 przeskoczymy do 90, aby krok za kroczkiem wracać do przeszłości. Bohaterowie będą młodnieć, a zniszczone przedmioty nabiorą świetności i blasku. Przyznacie, że jest to nietypowa forma. Ja chyba pierwszy raz spotkałam się z tak napisaną powieścią.
Dodać do tego należy pięknie dopracowane sceny. Don DeLillo poświęca każdej z nich wiele uwagi, a czytelnik może się w nie zagłębiać zapominając o „bożym świecie”. W tym przypadku słowa oddziałują na wszystkie zmysły. Poza wyrazistymi postaciami i ich emocjami oraz wartościami będziemy mogli zobaczyć, poczuć, a nawet literacko dotknąć.
„Podziemia” to powieść wielowątkowa. Na początku trochę czułam się, jakbym czytała zbiór opowiadań, przez to całkowite oddanie poszczególnym scenom. Z czasem losy bohaterów zaczynają się przecinać, zazębiać i sieć tkana przez Dona DeLillo zaczyna nabierać kształtu. Kontekst w jakim pisarz pokazuje nam Amerykę 2 połowy XX wieku jest szeroki. Pisząc o tych czasach autorzy skupiają się na zimnowojennej problematyce. Można odnieść wrażenie, że nuklearne zagrożenie wręcz paraliżowało amerykańskie społeczeństwo. A u DeLillo codzienne sprawy też nabierają wielkiej wagi. Złapana na meczu piłka staje się wielkim skarbem, a radość z jego posiadania potrafi przyćmić wszystko. W „Podziemiach” przemykają się też globalizacja oraz popkultura i ich ikony. Symbole które rozpalały wyobraźnię i stały się znakiem rozpoznawczym kolejnych dekad, a także zmian, jakie przyniosły.
Powieść „Podziemia” może trochę odstraszać. Po pierwsze objętością – mój egzemplarz ma ponad 900 stron. Po drugie początkiem, w którym trudno złapać czytelnikowi jakiegoś bohatera czy linię fabularną, której będzie się trzymał. Musimy sobie uświadomić, że głównym bohaterem tego przedsięwzięcia jest Ameryka. Kraj złożony, barwny. Kraj nadający bieg dziejom i przez to kultowy. Don DeLillo proponuje nam, aby spojrzeć na niego z różnych perspektyw. Nie tylko wielkich problemów, ale też codziennych trosk i radości.