Trzy wiedźmy wróciły do domu z wyprawy czarownic. Królestwo przez ten czas przyzwyczaiło się do nowego władcy, on do królestwa też. Nagle widmo strachu i nieporządku zawisa nad Lancre, uwaga - elfy! Wcale nie są miłe i przyjazne, tylko wredne, piękne i wredne.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2021-10-26
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 288
Tytuł oryginału: Lords and Ladies
Język oryginału: Angielski
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Powieść miała swoje momenty, trafne cytaty, ciekawe spojrzenie na elfy i Nianię Ogg w najlepszej formie, ale ogólnie rzecz biorąc... Trochę meh. Myśli ulatywały mi w innych kierunkach, sprawdzałam, ile jeszcze do końca, żeby móc się już przenieść do innych cykli, a to nigdy nie świadczy za dobrze o książce. Jestem przekonana, że najwięksi fani wiedźm będą się bawić wyśmienicie, ja jakoś... z tym cyklem mam raz pod górkę, a raz z górki, nie wiem, od czego to zależy.
Ten tom to bezpośrednia kontynuacja "Trzech wiedźm ". Nasze znajome wiedźmy wracają do swoich codziennych obowiązków. No może poza Magrat, która szykuje się do zamążpójścia i bycia królową. Niestety wskutek splotu kilka wydarzeń zostają przebudzone elfy, których królowa chce zdobyć władzę w Lancre. A wraz z nimi pojawia się okrucieństwo i przemoc. Bo te elfy nie są dobre. Tym razem nie jest to zadanie jedynie dla babci Weatherwax. To Magrat musi przełamać swoje lęki i słabości. Bo przecież królowa może być tylko jedna...
Jak zwykle u Pratchetta pełno jest specyficznego humoru i mnóstwo odniesień. Tym razem do "Snu nocy letniej ". Bohaterzy przewidywalni aż do bólu ale w przypadku tych konkretnych nie przeszkadza to. Cieszę się, że Magrat pojawiła się w innej odsłonie niż zwykle. Bardzo dobrze się bawiłam.
Jedna z tych powieści Sir Terrego, które przypadły mi do gustu najbardziej. To błyskotliwa opowieść o spełnianiu oczekiwań i tworzeniu mitów poprzez powielanie obrazów istot i sytuacji tak idealnych, że wręcz nierealnych.
Czy takie wizje mogą obrócić się przeciwko nam samym? A może trzeba uparcie dażyć do celu, by spełniać marzenia? Mistrz jak zawsze, zupełnie przewrotnie podchodzi do danego tematu. Odpowiedź nie jest prosta. I dobrze.
Do świata naszych bohaterów próbują przedostać się stwory z innego świata. Stwory są piękne choć okrutne. Młode dziewczyny zabawiające się w czarownice próbują otworzyć przejście, którego strzegą tancerze. Babcia spotyka swoją dawną miłość.
Coś zaginęło na Niewidocznym Uniwersytecie - najbardziej prestiżowej (tzn. jedynej) instytucji naukowej w Ankh-Morpork. Brakuje profesora - ale grupa poszukiwawcza...
Ukryte we wnętrzu kamer chochliki błyskawicznie malują kolejne klatki na celuloidowej taśmie. Świat Dysku nagle odkrywa magię Srebrnego Ekranu. Nie wystarczy...
Przeczytane:2009-08-06, Ocena: 6, Przeczytałam, Mam,
Noszą wiele imion. Każde z nich dokładnie je opisuje, jednak... nie do końca. Wieśniacy z Lancre już zapomnieli, czemu wieszali podkowę na drzwiach, dla nich to tylko ludowa tradycja. Wszystko zatarło się w mroku dziejów i nikt, oprócz czarownic, nie pamięta już jak to było za dawnych dni.
Promieniści, Panowie i Damy. Zwane też słowem, którego lepiej nie wymawiać. A na ich czele Królowa, ale przez duże K, nie to co królowa Magrat, która po przyjeździe z wyprawy dowiaduje się, że ma poślubić króla i to bez gadania. Króla, który sprowadza książki o miłości z Ankh-Morpork, a także o uprawie fasoli i (niechcący) o sztukach walki.
Oj, czarownice się namęczą, gdy głupie młódki otworzą krąg.
Jak zwykle cykl o wiedźmach - klasa sama w sobie. Babcia Weatherwax jak zawsze opanowana i zabójcza, niania Ogg, moja osobista ulubienica, doskonale miesza w kotle wydarzeń, a Magrat Garlick odkrywa bojowego ducha, gdzieś w odmętach zbrojowni. To przez ten wpływ starożytnych królowych, które nie chodzą w skomplikowanych sukniach.
Co mi się naprawdę bardzo podoba w tej książce to podejście do elfów. Takie... brytyjskie, stare niczym podania sprzed wieków, kiedy jeszcze skrzaty nawiedzały ludzkie siedziby i kwasiły mleko w dzbankach. Elfy Pratchetta to okrutne, bawiące się ludźmi byty, które uważają się za istoty wyższe. A ja takie elfy kocham i ubóstwiam i mogłabym czytać o nich cały czas (a myślałam już, że pozostał mi tylko i jedynie "Jonathan Strange i Pan Norrell"). Zatańczycie ze mną? Mam waszych przyjaciół.
Warta wspomnienia jest sprawa młodości Babci. Ta z pozoru zimna, kamienna stara wiedźma, której boi się praktycznie każdy, wie doskonale, co to znaczy miłość. Sam Mustrum Ridcully był jej wybrankiem - magia wiedźm, złączona z wiedzą magów, mogła wywołać prawdziwe trzęsienie ziemi. I tak smutno się trochę robi na duszy, gdy pomyśli się, jak mogłaby wyglądać ta miłość Ridcully'ego i Babci. Nawet im. To nostalgiczna podróż w przeszłość, którą Babcia przechodzi zwycięsko.
Miło też popatrzyć sobie na Myślaka, który stara się wytłumaczyć Nadrektorowi teorię światów równoległych. Jak mógł ten wredny Mustrum z innej rzeczywistości nie pomyśleć nawet o nim, gdy wyprawiał swój ślub? Zasługuje na wszelkie zło, jakie go spotka!
Jestem prawie pewna - w tym wypadku "prawie" nie sprawia wielkiej różnicy - że jest to jedna z moich ulubionych książek - nie tylko tych o Dysku, ale także spośród całej skarbnicy literatury światowej. Byłam nią zachwycona podczas pierwszej lektury i jestem zachwycona przy dziesiątym razie, nawet jeśli można powiedzieć, że znam treść na pamięć i żadna zagrywka elfów nie jest mi obca.
"Panowie i damy" tchną niebezpieczeństwem i wrednym pięknem magii; ona tam jest, wpleciona między zdania. Wystarczy pomiędzy nie sięgnąć... i zatracić się w zaklęciu, wprost spod smukłych palców czarownego ludu. Uśmiechając się co jakiś czas, pomimo tego, że glamour elfów jest raczej bolesny.