Wstrząsająca antyutopia o piekle kobiet
Świat jak z najgorszego koszmaru, gdzie reżim i ortodoksja są jedynym prawem. Freda jest Podręczną w Republice Gilead. Może opuszczać dom swojego Komendanta i jego Żony tylko raz dziennie, aby pójść na targ, gdzie wszystkie napisy zostały zastąpione przez obrazki, bo Podręcznym już nie wolno czytać. Co miesiąc musi pokornie leżeć i modlić się, aby jej zarządca ją zapłodnił, bo w czasach malejącego przyrostu naturalnego tylko ciężarne Podręczne mają jakąś wartość.
Ale Freda pamięta jeszcze, choć wydaje się to nierealne, że kiedyś miała kochającego męża, wychowywali córeczkę, miała pracę, własne pieniądze i mogła mówić. Ale tego świata już nie ma...
Na podstawie powieści powstał znakomity serial do obejrzenia na SHOWMAX
Fragment:
Czerwoną spódnicę mam podkasaną do pasa, nie wyżej. Poniżej Komendant pieprzy. Pieprzy dolną część mojego ciała. Nie mówię: kocha się ze mną, bo to nie jest to. Kopulacja też nie byłaby właściwym słowem. Kopulacja bowiem zakłada udział dwóch osób, a tu zaangażowana jest tylko jedna. Gwałt też nie oddaje istoty rzeczy: nie dzieje się nic takiego, co byłoby wbrew mojej woli. Wybór był niewielki, ale jakiś tam był, a ja dokonałam właśnie takiego. Dlatego leżę spokojnie i wyobrażam sobie baldachim nad głową. Przypomniała mi się rada, której królowa Wiktoria udzieliła swojej córce: ,,zamknij oczy i myśl o Anglii". Ale to nie Anglia. Żeby się tylko pospieszył.
Wydawnictwo: Wielka Litera
Data wydania: 2020-02-26
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 368
Tytuł oryginału: The Handmaid
Historia Fredy, Podręcznej w domu komendanta, jest wstrząsająca. Strasznie czyta się o kobietach tak bardzo ubezwłasnowolnionych, jak stało się to w Gilead. Freda miała kiedyś życie, wolność, pracę i kochającego męża, a teraz nie ma nic. Nawet czytanie dla niej, dla kobiety, jest nielegalne. Musi spełnić swoją rolę dla społeczeństwa i modlić się o to by zaszła w ciążę, by jej komendant ją zapłodnił, bo tylko po to tam jest. To jej jedyna funkcja - rodzenie dzieci. Poza tym ma być cicho, ma być niewidoczna.
Ciężko pisać o tej historii. Samo wyobrażenie sobie odebrania praw do pracy i zakaz czytania brzmią strasznie, ale cała reszta? To grosze niż najstraszniejsze horrory. A jednak te kobiety zostały zmuszone do takiego życia i pozbawione wszelkiego wyboru. Sztuczna, rygorystyczna i brutalna, oparta na religii filozofia patriarchatu.
Mimo wcześniejszej znajomości serialu, lektura wciąż wprawiła mnie w niepokój i bardzo mnie wciągnęła. Trudno tu powiedzieć, że mi się podobała, wydaje się to nie na miejscu, ale zdecydowanie bardzo zaangażowała. Prawdą jest, że serial rozwinął wiele wątków tutaj tylko ledwo napomkniętych, jednak dostęp do głowy głównej bohaterki uwięzionej w tym reżimie nadrabia to wszystko, a fabuła zaciekawia. Autorka powoli odkrywa przed czytelnikiem tajniki tego świata, długo utrzymuje w niewiedzy, ciekawości i niepewności, tak że chce się tylko czytać dalej.
Myślę, że to książka którą każdy powinien przeczytać. Otwiera ona oczy na to jak wiele mamy i ile można by stracić, oraz jak ważna jest wolność, którą posiadamy. Jednak zostawia w człowieku pewien niepokój, gdy pomyśli się o tym jak szybko i niepozornie zaczęły się zmiany w opisanym tam świecie, aż nagle nie było odwrotu.
Dawno książka nie wprawiła mnie w osłupienie, w zdziwienie, w suport, dawno nie czułam straty czasu i choćby to był tylko pół dnia poświęconej chwili by przekonać się i dać szansę obrony, nie raz tak było i tego doświadczyłam kiedy akcja danej powieści odegrała się na ostatniej kartce dając upust emocjom, kiedy całe zło i przeświadczenie że już nic z tego nie będzie, kiedy czułaś że już się poddajesz, że każda kolejna strona, zdanie, akapit , to mordęga, że nic nowego, świeżego nie wniesie fabuła, a tu ZONG! Stajesz jak w ryta, jak zahipnotyzowana, doznajesz olśnienia, coś na kształt wielkiego WOW! Książka sie obroniła. Sztuką dobrego rzemiosła to bawić się słowem, zmieniać bieg zdarzeń, kto komu zabroni, tym bardziej artyście!
Tym razem mam nie zrozumiałą pracę Margaret Atwood, ( wydawnictwo Wielka Litera ), przekaz który mnie przerósł, czytanie ze zrozumieniem - to może boleć! w skupieniu, ale ta powieść obyczajowa, skrojona acz wystawiona w serialu, jest mocno przesadzona, przesłodzona, przelukrowana? I nadal nie wiem jak to spleć, by sens był i recenzja cała.
Freda jako główna bohaterka w swoich wspomnieniach żyła jak normalna kobieta, miała męża, córeczkę i dom, pewnie też i pracę. Jednak coś nastąpiło w jej życiu że znalazła się w tym miejscu gdzie jako służebnica Pana Domu, na którego mówiono Komendant, oddawała się ku chwale by zostać zapłodnioną. Żyje w zakazach, bez poczucia że jej ciało należy do niej, bo gdzieś tam czuje się oderwana od reszty jak o nich mówią Podręcznych. Ona może być równie stolikiem do kawy, jak i papierośnicą, w zależności od potrzeb Pana i Władcy i jego heretycznej żony która bacznie przygląda się kurzym okiem na ; stosuniek ; męża który robił to tak jakby wyrzucał krowięce łajno, dosłownie. Acz pewnie nie wszystko stracone, Komendant pewnego dnia zauważa swoją nałożnicę i wywozi ją do Klubu jak go nazywają by nie użyć nazwy Burdel, tam frywolne, niby wolne ; dziewice ; oddają się nie tylko pokusom, przyjemnościom, co spełniają obowiązek, czując się wyróżnione, obserwowane, wyuczone przez Ciotki jak być dobrą ; kurwą ; Tam Freda spotyka swoją dawno nie widzianą przyjaciółkę, chociaż i to słowo zostało przeze mnie usadzone w miejsce którego nie jest świadome swego istnienia, ta opowiada o życiu i takich tam, że wszystko miesza sie w tych groteskach, frazach, gubi wątki.
Można odnieść się do prostej erotyki która być możne jest sensem tej powieści, podniosłe tematy, z założeniem że narracja to typowa dywagacja, szukanie i dzielenie włosa na czworo. Stylistycznie jest rozpierzchnięta pomiędzy tu i gdzieś tam, obrazowo nie spójna, nie trzyma się tematu, linii, dawno mnie tak nie skopało, uważałam ze literatura obyczajowa to lekkie pióro, oblane w kulturę, gdzie nawet znajdziemy klasykę, gdzie jest prosta i złożona, tutaj mamy psychologię o której trudno pojąć nazwy działów. Nie będę roztrząsać się nad tym co autorka miała na myśli pisząc tę książkę, co chciała przekazać, co dla niej było ważne, a dla mnie mało istotne. Nie czułam motyli w brzuchu ani tym bardziej porywów i fanfar, nie poczułam niczego co by mnie zastanowiło, zaskoczyło, zatrzymało. Cała książka to ciągłe wracanie do przeszłości, to taplanie się w odmętach sentymentalizmu, które można uznać za osobliwe, ckliwe wręcz, lecz chyba nie o tym tutaj mowa. Z drugą częścią ; Testamentów ; dam sobie spokój. Nie chcąc bardziej zrobić jej krzywdy, ocenę pozostawiam Wam, ja pragnę czytać i odnosić się do książek które pozostawią ślad swego istnienia, do których z chęcią będę wracać, nawet wspomnieniach. W skali od 1/10 daje 1.
Świat, który w tej książce zbudowała dla nas Margaret Atwood jest przerażający i skłaniający do myślenia. Czy rzeczywiście nasze społeczeństwo dąży do tego, aby spotkała nas tak przerażająca wizja?
W książce widzimy zupełnie nowy wygląd społeczeństwa. Żyją w nim tytułowe podręczne. Kim tak naprawdę są? Czy wyobrażacie sobie moment, że małżeństwo nie może mieć dziecka i sprowadza do swojego domu kobietę, która ma im je urodzić i oddać? Kobietę zupełnie pozbawioną praw, wyrwaną z normalnego domu i muszącą się całkowicie poddać. Do wszystkiego dochodzi mocny wydźwięk kościoła i boga. Ceremonie, modlitwy i całe słownictwo, które przenosi nas w zupełnie inny wymiar! Książka jest mocna. Daje nam do myślenia i na pewno nie jest to lektura dla każdego.
Ukazała się również ekranizacja powieści i uważam, że po nią również warto jest sięgnąć, a jeśli już oglądaliście serial, a nie czytaliście książki, to zróbcie to jak najszybciej!
Powieść osadzona została w Gileadzie - fikcyjnym kraju. Tak przynajmniej początkowo się wydawało. Kobiety z dnia na dzień pozbawione zostają jakichkolwiek praw. Zabronione zostają wyjazdy poza granicę państwa, pieniądze przestają stanowić walutę przetargową, władzę przejmują mężczyźni. Następnym krokiem jest pozbycie się wszystkich rzeczy mogących przypominać dawne czasy. Wszystko po to, by przywrócić prawidłowy ład świata, w mniemaniu mężczyzn. To oni są powodem cierpienia kobiet. Żyją jednak zgodnie z głoszoną religią, traktując ją jako usprawiedliwienie wszystkich swoich działań. W świecie w którym rządzi reżim i ortodoksja podręczne zmuszane są do rodzenia dzieci dla komendantów i ich żon. Same posiadały kiedyś własne życie, po którym zostały tylko wspomnienia. Koniecznie musicie poznać historię jednej z nich.
Tak jak już wspominałem - świat ten tylko częściowo wydaje się być fikcyjny. Autorka ukazała wizję przyszłości, która może być bliżej nas niż nam się wydaje. Przyszłości, w której fundamenty moralne stanowi namiastka dzisiejszych czasów. Pisarka podważa racjonalność naszego funkcjonowania, pokazuje nam jak cieszyć się z rzeczy, które teraz mogą wydawać nam się błahe. Czy obecny świat nie wywiera na nas presji, zmuszając nas do "zakładania masek" kryjących nasze uczucia? Czy ubiór nie świadczy o naszej przynależności do danej klasy społecznej? Chyba pora zastanowić się czy nie przyszedł czas na zmiany w naszym życiu.
Przeszłość jest bardzo ważnym elementem powieści. Autorka przeplata wspomnienia głównej bohaterki oraz jej obecne zdarzenia. To właśnie przeszłość jest "maszyną napędową" dla kobiet. Wspomnienia dają im siłę i wiarę w lepsze jutro. Z upływem stron coraz lepiej poznajemy Podręczną i emocje, które nią kierują. Pomimo, że wszystkie Podręczne muszą ubierać się tak samo, każda jest zupełnie inna. Każda niesie własny bagaż doświadczeń, które ją ukształtował. Główna bohaterka pomimo chwil zwątpienia wierzy, że uda jej się wrócić do rodziny którą kiedyś miała.
Jaka jest rola książek? Według mnie mają one wzbudzać emocje i zmieniać coś w naszym życiu. Nie czytam literatury pięknej, dlatego ocena ta nie będzie miarodajna względem innych powieści z tego gatunku. Oceniam ją przez pryzmat książek, które ja przeczytałem. Ta pozycja zdecydowanie pokazała mi, że każde chwile wnoszą coś do naszego życia. W danym momencie nie zdajemy sobie jeszcze sprawy, że w przyszłości mogą one wydawać nam się miłymi wspomnieniami, dlatego cieszmy się każdą chwilą. Co czeka nas w przyszłość - czy będzie lepiej, czy gorzej? Tego nie wiemy. Nie stójmy jednak w miejscu zamartwiając się o sprawy nieistotne. Jak pokazuje zakończenie, są rzeczy o których nigdy się nie dowiemy, ale to nic nie szkodzi. Na sam koniec zastanówcie się, czy świat aby na pewno zmierza w dobrym kierunku?
Przygodę z twórczością Margaret Atwood zaczęłam od książki „Testamenty”. Wywarła na mnie tak duże wrażenie, że musiałam sięgnąć również po „Opowieść Podręcznej”.
Mimo, że ukazująca wizję tego samego totalitarnego reżimu, w którym kobieta będąc własnością swojego pana nie ma żadnych praw, to napisana jest w zupełnie innej formie. Nie szokuje brutalnością scen, ale totalnym uprzedmiotowieniem kobiet i odarciem ich z godności. Przedstawiona prostym, beznamiętnym wręcz językiem upodlonej przez system kobiety, budzi największe emocje.
A kiedyś przecież Freda (to nie jest jej prawdziwe imię, bo i do tego nie ma prawa) wiodła normalne życie. Pracowała, była żoną i matką. Była wolna.
Pewnego dnia to wszystko zostaje jej odebrane. Wtłoczona siłą do Gileadu, zostaje sprowadzona do naczynia, macicy, komórki jajowej. Nie wolno jej czytać, wychodzić bez pozwolenia, nawet rozmawiać. Jej życie zyska wartość tylko wtedy, gdy urodzi dla systemu zdrowe dziecko. Przetrwać i pozostać przy zdrowych zmysłach pozwalają wspomnienia będące jak odległy sen. Zapachu córeczki, jej twarzy, dotyku męża.
Powtórzę kolejny raz, to opowieść ku przestrodze, nie tylko dla kobiet, jak szybko można stracić prawa, które dziś wydają nam się czymś normalnym i naturalnym. Zachowajmy więc czujność i pamiętajmy, że nasze wybory mają wpływ na naszą teraźniejszość i przyszłość. Byśmy nigdy nie obudzili się w drastycznej rzeczywistości jak ta kreowana przez autorkę.
Ta książka nie przypomina, żadnej jaką do tej pory czytałam. Nie mogę napisać, że jest genialna czy zachwycająca, i myślę, że nie taki był zamysł samej autorki. Jedyne słowa jakie przychodzą mi do głowy na jej określenie, to przerażająca i bezduszna jednocześnie. Przedstawiona w niej wizja świata jest straszna i to nie tylko dla kobiet. Myślę, że w opisanym świecie, każdy w większym bądź mniejszym stopniu był więźniem systemu. Choć faktem jest, że najgorzej sytuowane były w nim kobiety - będące własnością mężczyzn, pozbawione wszelkich praw, odarte z godności, uprzedmiotowione, sprowadzone do macicy, których wartość zależy od tego czy urodzą zdrowe dziecko.
Lektura tej powieści nie jest też łatwa, strasznie dużo w niej dygresji, przeskakiwania między wątkami czy czasem wydarzeń. Nie ma tu porywającej akcji. Jest po prostu retrospekcja, jednej osoby – Podręcznej w Gileadzie – w której opowiada ona o swoim życiu w tym państwie, pomijając przy tym odpowiedzi na wiele pojawiających się pytań. I choć to rozkojarzenie głównej bohaterki utrudnia czytanie i pozostawia nas bez odpowiedzi, na które czekamy, myślę, że jest zabiegiem w pełni zamierzonym. Ta niby zwyczajność opowieści, prosty, beznamiętny język i jednocześnie panujące w tym świecie zasady, budzą najwięcej emocji, wstrząsają i zmuszają do myślenia. To historia mająca przestrzec nas przed takim światem. Pokazująca jak łatwo stracić prawa, które wydają nam się oczywiste oraz uświadamiająca, że nie wolno nam milczeć. Muszę szczerze przyznać, że jestem pełna podziwu dla pani Atwood i jej jakże przerażającej wizji świata. Dawno już żadna książka tak długo nie pozwalała mi o sobie zapomnieć i nie wywołała we mnie takiego niepokoju i tylu przemyśleń. Ale też żadna dawno nie była tak aktualna jeśli chodzi o politykę i prawa kobiet.
Opowieść podręcznej to antyutopia. Pokazuje świat, w którym kobieta nie ma absolutnie żadnej wartości. Nie może pracować, mieć własnych pieniędzy, ubierać się jak „dawniej” tzn. odsłaniać kolan czy ramion. Jest całkowicie podległa mężczyźnie. Freda jest podręczną. W tym świecie niżej może być już tylko niekobieta. Rola podręcznych sprowadza się właściwie tylko do jednego- do bycia zapłodnioną. Akt ten nie wiąże się w żaden sposób z miłością czy pożądaniem. Ma na celu jedynie to, aby Żona Komendanta zyskała dziecko. Podręcznym nie wolno właściwie niczego, zabroniono im nawet czytać. Wszystkie napisy na targu zostały zastąpione obrazkami, żeby mogły je zrozumieć.
Książka należy do tych, w których raczej nie dzieje się dużo. Autorka skupiła się przede wszystkim na pokazaniu i opisaniu funkcjonowania świata. Pełno jest w niej długich opisów i wewnętrznych rozmyślań głównej bohaterki, za którymi ja niestety nie przepadam. Historia przepełniona jest smutkiem i bezradnością kobiet. Jakby pomyśleć o wydarzeniach z książki jako o rzeczywistych jest to przerażające. Na pewno skłania do rozmyślań co jest jej bardzo dużym plusem. Uzmysławia, że feminizm jest potrzebny nawet w XXI wieku. Za jakiś czas sięgnę po kontynuację. Z opinii które przeczytałam wynika, że jest napisana w zupełnie innym stylu i więcej się w niej dzieje, co jest bardzo zachęcające. Tą część oceniam na 4/5 gwiazdek. Książkę odebrałam za punkty na portalu Czytam Pierwszy.
„Opowieść podręcznej” Margaret Atwood to jedna z tych książek, obok których trudno nie tylko przejść obojętnie, ale również ocenić je sprawiedliwie w sposób subiektywny. Choć może te dwie rzeczy wzajemnie się wykluczają. Wizja, którą roztacza przed nami autorka, nie jest do końca przez nią wymyślona. Świat, który opisuje powstał ze skrawków dobrze nam znanego świata, wystarczy cofnąć się w czasie, czasem o kilka lat, a czasem i wieków w naszej historii.
Choć nie brakuje tu też odniesień do naszej współczesnej historii.
Gilead powstało na kanwie wiary, które stanowi jej oczko w głowie. Wszystko kręci się wokół niej. Każde wydarzenie jest wspierane odpowiednim cytatem z Pisma Świętego, każdy zbrodniczy czyn jest w nim dokładnie wyjaśniony, a sprawcom wina odpuszczona, gdyż działają oni w sprawie wyższej, a to, czego się dopuszczają, dopuszczają się z konieczności.
Przypomina to trochę politykę naszej partii rządzącej, która wszystko co robi, robi z imieniem Boga na ustach. A idąc do kościoła nigdy nie wiadomo, czy naprawdę słucha się kazania, czy jest się na kolejnym wiecu wyborczą. Zwłaszcza w chwilach, gdy politycy zaczynają zastępować czasami Księzy na ambonach…
Mamy tu historię młodej kobiety, przydzieloną, podobnie, jak setki jej koleżanek do domu Komendanta i jego bezpłodnej żony. Kobieta, której nie wolno używać swojego imienia, zwykle nazywana Podręczną, ma być tym, kto sprawi, że w domu jej „pracodawcy” (nie wiem, czy jest to właściwe słowo, ale w tej chwili nie umiem znaleźć innego, bardziej odpowiedniego) pojawi się dziecko. Koniec końców i tak do niego nie dochodzi, bo Podręczna odchodzi, w bliżej nam nie znanych okolicznościach. Nie znamy jej dalszych losów. A odnaleziony po latach, nagrany na kasetach magnetofonowych „pamiętnik” nie zdradza nam wszystkiego. Ani nawet połowy tego, co byśmy chcieli wiedzieć.
W mieście Gilead, którego granice są tak dobrze strzeżone, że nikt niepowołany nie może się tam dostać, ani tym bardziej go opuścić, istnieje pewna hierarchia. Komendanci i ich żony zajmują, a przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie, bardzo wysoką pozycję społeczną. Mieszkają oni, wraz ze swą służbą, w pięknych domach. Komendanci ubierają się na czarno, a ich żony na niebiesko.
Trochę niżej są Gospożony, ubrane w pasiaste kolory. Nie mają żadnej służby, więc wszystko muszą robić same.
Służba pracująca w domach komendantów to głównie Marty, ubierające się na zielony, oraz szoferzy.
Podręczne, będące najniżej w tym łańcuchu społecznym chodzą ubrane zawsze na czerwono, bo wtedy bardzo wyraźnie je widać.
Są jeszcze Ciotki, osoby, które szkolą kobiety, na przyszłe Podręczne w swoim Czerwonym Centrum, skąd trafiają one prosto do komendanckich domów.
A tak zwane Niekobiety, do niczego nie przydatne ze względu na wiek, prokreację, lub wyniszczone przez choroby, trafiają w straszne miejsce, gdzie bez żadnych zabezpieczeń muszą usuwać toksyczne odpady tak długo, jak długo są w stanie. Czasem, lecz chyba nie ma na to żadnej reguły, trafiają do miejsca, gdzie odbywają się bardziej bezpieczne zbiory np. upraw.
Życie w tym państwie wcale nie jest proste; większość Podręcznych stawia sie jeden, życiowy cel. Przeżyć. Zaskakujące jest to, jak niewielu się to udaje. Jak mówi główna bohaterka: „jest wiele rodzajów ucieczek”. Uciekając na piechotę nie zaszła y za daleko, dlatego wiele z nich kończy ze sobą w taki, czy inny sposób, między innymi wieszając się na żyrandolu.
Żeby przeżyć w tym świecie trzeba nie tylko być posłusznym. Często nawet to nie wystarcza. Trzeba być sprytnym, wygadanym, a nawet wyrachowanym, zwinnie poruszać się między wolnym, a zakazanym terenem, wiedząc, że granica między nimi jest bardzo cienka i ciągle się przesuwa, a Podręczne muszą decydować, od kogo otrzymanie kary będzie bardziej niebezpieczne. Od Komendanta – który rządzi całym domem, czy od jego Żony – która zarządza wszystkimi kobietami w nim się znajdującymi. Do końca nie wiadomo, jakimi kierować się kryteriami i komu, jeśli w ogóle komuś można tam zaufać.
Podręczna, główna bohaterka tej historii, w chwili, gdy trafia do domu Komendanta, po bardzo bolesnym, ale i pouczającym szkoleniu u Ciotek w Czerwonym centrum, szybko się orientuje, że trafiła z deszczu pod rynnę. Nie za zbyt wielu obowiązków poza codziennymi zakupami, comiesięcznym udziale w Ceremonii, organizowanymi przez Ciotki raz na jakiś czas zgrupowaniami, zwanymi Wybawieniami i asystowaniu przy porodzie. Jej sytuacja znacznie się komplikuje, gdy monotonię dnia codziennego, którymi były między innymi wyprawy pod Mur, gdzie wieszano niepokornych, przerywa najpierw seria „życzeń” od Komendanta, któremu nie sposób odmówić - intymne spotkania późnym wieczorem, podczas których Podręczna gra w scrabble, czyta zakazane kobiece pisma – a kobietom w tym świecie w ogóle nie wolno pisać, ani czytać – czy wyjazd do czegoś, co mogłoby nosić nazwę Klubu dla Dżentelmenów, a życzeniem jego Żony. To Żona namawia swoją Podręczną do rzeczy, która ostatecznie zmienia jej życie, być może nawet je ratując. Zmusza ją do romansu z Szoferem, Nickiem, którego efektem ma być upragnione dziecko. Pierwsze spotkanie tych dwojga zostało przez nią odpowiednio zaaranżowane. Później „młodzi” spotykają się już sami. Sytuacja jest tak kuriozalna, że Podręczna po nocnej wizycie u Komendanta przechodzi przez kuchnię, by spotkać się z Nickiem.
Na koniec okazuje się, że znajomość ta mogła równie dobrze być zgubna, lub pomocna.
Zgubna, bo od dawna plotkuje się w tym świecie, że Szoferzy są tajnymi agentami organizacji Oczy, a pomocna, bo być może o ostatnim wyznaniu Nick postanowił jej pomóc i gdzieś ją wywieźć.
W Gilead istniała bowiem tajna, podziemna organizacja, Mayday, do której należały zarówno Marty, jak i Podręczne, która zajmowała się uwalnianiem kobiet i przemycaniem ich do normalnego świata. Czy głównej bohaterce dane było w końcu zaznać szczęścia? Być może dowiemy się w następnej, napisanej po wielu latach książce pt. „Testamenty”.
Jest to opowieść napisana dosyć starym językiem. Zdania niekiedy wydają się niezrozumiałe, a ich forma nie jest do końca gramatyczna. Czasem dopiero po kilku zdaniach czytelnik jest w stanie wczuć się w atmosferę, przekonać się, do opisywanej przez bohaterkę historii. Niektóre sceny, na przykład ta w „Klubie…” mogłyby być napisane odrobinę lepiej, ciekawiej…
Mimo to ta historia wciąga od pierwszej do ostatniej strony. Trudno się z nią rozstać, bo zostaje na dłużej w głowie. A choć historia Gilead jest wymyślona, to skrawki rzeczywistości, które się na nią składają, już nie. Pojawiały się w naszej historii w oderwanych od siebie elementach. Nigdy nie tworzyły całości i być może to dobrze, patrząc na to, co się dzieje w tym Państwie. Tę historię powinniśmy traktować ostrzeżenie i starać się, by nigdy nie wydarzyło się w rzeczywistości. By nigdy nie pojawiła się tak zaślepiona wiarą władza, że wykorzysta ją, by siać strach i znieść demokrację, wstawiając w jej miejsce autorytaryzm albo jeszcze coś gorszego.
Muszę przyznać się do tego, że bardzo długo zwlekałam z przeczytaniem tej książki. Mówiąc szczerze nie przekonywał mnie opis. Pewnie gdyby nie to, że ta książka dostępna jest na portalu Czytam Pierwszy jeszcze bardzo długo ta książka tkwiłaby na moim stosie hańby. Czy moje obawy były słuszne?
Freda jest Podręczną w Republice Gilead. Może opuszczać dom swojego Komendanta i jego Żony tylko raz dziennie, aby pójść na targ, gdzie wszystkie napisy zostały zastąpione przez obrazki, bo Podręcznym już nie wolno czytać. Co miesiąc musi pokornie leżeć i modlić się, aby jej zarządca ją zapłodnił, bo w czasach malejącego przyrostu naturalnego tylko ciężarne Podręczne mają jakąś wartość. Ale Freda pamięta jeszcze, choć wydaje się to nierealne, że kiedyś miała kochającego męża, wychowywali córeczkę, miała pracę, własne pieniądze i mogła mówić. Ale tego świata już nie ma…{opis wydawcy}.
Wybaczcie mi moje pójście na łatwiznę, ale nie potrafiłam opowiedzieć swoimi słowami o tym, co przeczytałam. Nie wiem, z czego to wynika, ale gdyby nie opis, recenzja serialu, zwiastun, definicja słowa podręczna nie wiedziałabym o czym czytam. Naprawdę. Pierwszy raz coś takiego mi się przytrafia. Nie wiem jak na to zareagować. Mimo, iż rozumiem przeczytany tekst, to nie dociera do mnie jego sens. Mam wrażenie, że ta książka była o wszystkim i o niczym. Dotykała ważnego tematu społecznego, jednocześnie przybliżając go zbyt ogólnikowo. Jestem zmieszana, jest mi trochę wstyd, że temat, który z racji tego, że jestem kobietą powinien na mnie oddziaływać, zszokować moją osobę, zostawił mnie obojętnym na historię głównej bohaterki i jej koleżanek. Mogę oczywiście zrzucić winę na sposób podania, ale to byłoby pójście na łatwiznę. Może to ze mną coś jest nie tak. Z wielkim żalem oceniam tę książkę 4/10.
,,Zmoczony brzeg szklanki wydaje dźwięk, gdy przejechać po nim palcem. I tak się właśnie czuję: jak dźwięk dobywamy ze szkła. Czuje się jak pojęcie „rozbić”. Chcę, by ktoś przy mnie był''.
,,Żadnej nadziei. Wiem, gdzie i kim jestem, i jaki jest dzień. To są testy, a ich wynik mówi, że jestem przy zdrowych zmysłach. Zdrowe zmysły to cenny skarb; oszczędzam je, jak kiedyś ludzie oszczędzali pieniądze. Odkłada na później, żebym ich miała dość, gdy przyjdzie czas''.
Książkę zrecenzowałam dzięki portalowi czytampierwszy.pl
„Czekać, stać, to przecie też służba”
„Kamień, stół, lampa. W górze, na białym suficie, płaskorzeźba w kształcie wieńca – zagipsowana pustka, jak miejsce na twarzy, z którego usunięto oczy. Kiedyś musiał tu wisieć żyrandol. Usunęli wszystko, do czego można by przywiązać linę.”
Codzienny widok podręcznej uświadamia jej, że jest w miejscu, z którego nie ma drogi ucieczki. Musi więc być posłuszna, bo tylko posłuszeństwo zapewnia „życie” i daje złudne poczucie nadziei, bo przecież mogłaby skończyć tak jak inne, mniej wartościowe kobiety – w Kolonii.
Freda jest Podręczną. Podręczna to zaszczytny tytuł kobiety-służącej, której celem jest urodzenie dziecka dla swoich przełożonych. Z powodów bliżej nieokreślonych, choć próbuje się to tłumaczyć „westernizacją”, rodzi się coraz mniej dzieci, stąd też w obliczu apokalipsy władzę przejmuje sekta, która zamienia USA w Republikę Gileadu. Ustanawiają oni Podręczne, dla Żon, które są bezpłodne (mężczyźni są przecież zawsze płodni), a cała reszta staje się albo służącymi, albo wysłana do Kolonii, albo skazana na śmierć. Freda oprócz zakupów i spacerów nie ma praktycznie żadnych obowiązków. Co miesiąc jednak udaje się do sypialni Żony i Komendanta, w której to dochodzi do „ceremonii” – do czasu aż zajdzie w ciążę. Każdy nieudany miesiąc pogłębia frustrację mieszkańców domu i sprawia, że Freda czuje się coraz bardziej zagrożona.
Napisana w 1985 roku „Opowieść podręcznej” uderza czytelnika wizją świata, który naprawdę może zaistnieć. Głównie dlatego, że Atwood nie skupia się na szczegółach przewrotu, lekko tylko określa sytuację polityczną czy społeczną, co czyni książkę uniwersalną, odpowiednią również dla naszych czasów. Ukazanie świata z perspektywy Podręcznej, czyli osoby dość zwykłej, ale też ciągle obserwowanej urealnia go, sprawia że łatwo wczuć się w emocje bohaterki, próbować zrozumieć jej tok myślenia. Zaskakujące jest to, że to właśnie posłuszeństwo, a nie działania godne superbohaterki, sprawia, że odkrywają się przed nią kolejne mechanizmy funkcjonowania Gileadu, jego hipokryzja i kłamstwo. Opisane rozmaite praktyki Republiki są szokujące, ale czytelnik zachowuje wobec nich pewien dystans, głównie dzięki dość chłodnej relacji głównej bohaterki. Powieść nie wali czytelnika po głowie kolejnymi zwrotami akcji czy drastycznością, a i tak pozostawia po przeczytaniu więcej emocji, niż niejedna apokaliptyczna wizja, którą wcześniej się czytało.
Po książkę sięgnęłam ze względu na serial i muszę przyznać, że miło się go ogląda porównując poszczególne wątki, jednak jego dosłowność i zmiany, by uczynić go „ciekawszym” czasem irytują. Powieść Atwood ma niesamowicie przygnębiający klimat, którego do serialu chyba nie udało się przełożyć. Dlatego wszystkim wątpiącym, co tym razem wybrać jako pierwsze, mówię – książkę koniecznie.
Żyjemy w czasach, gdy ciekawa ekranizacja gwarantuje wielu zapomnianym książkom "drugie życie". Nie inaczej jest w przypadku "Opowieści podręcznej". Wystarczyło wynaleźć powieść o kontrowersyjnej tematyce, nieco szokującej i z całą pewnością zapadającą w pamięć, a następnie stworzyć na jej bazie chwytliwy tasiemiec. Serial okazał się na tyle ciekawy, że wiele osób zapragnęło przeczytać również książkę. Mało jednak kto podejrzewa, że za nowiutkim wydaniem skrywa się historia napisana w 1985 roku. Opowieść, która niestety pomimo upływu lat niewiele traci na aktualności...
Freda jest Podręczną w Republice Gilead. Mieszka w domu swojego Komendanta i jego Żony. W gruncie rzeczy ma niewiele do roboty - ma dbać o zdrowie, prawidłowo się odżywiać, unikać stresów i ... robić wszystko co w jej mocy, by możliwie szybko zajść w ciąże. Bo tylko takie Podręczne mają jakąkolwiek wartość. Freda pamięta jeszcze swoje wcześniejsze życie. Raz po raz nawiedzają ją obrazy szczęśliwych chwil z mężem i córeczką. Jakaś jej cząstka nadal wierzy, że ukachany nie umarł i któregoś dnia odzyska utracone szczęście...
Tym razem już sam zarys fabuły mówi bardzo wiele o powieści. Czytelnik wkracza do szokującej i wydawałoby się absurdalnej rzeczywistości, w której wiele kobiet traktuje się jak maszyny do produkcji dzieci. Stosunki seksualne służą jedynie prokreacji, wszelkie inne formy są surowo zabronione. Nie wolno przeprowadzać badań, które umożliwiłyby wczesne wykrycie wad płodu. Bo i po co? Każda ciąża musi zostać donoszona, nawet jeśli od początku wiadomo, że zagraża życiu Podręcznej. Czy pewne elementy tej fikcyjnej rzeczywistości nie wydają Wam się podejrzanie znajome? No właśnie, minęło tak wiele lat od powstania "Opowieści podręcznej", a społeczeństwo zdaje się nadal borykać z tymi samymi problemami. Nie brakuje osób, które roszczą sobie prawo do decydowania o tym, co drugi człowiek może robić z własnym ciałem. Inni, powołując się na obronę własnych praw, często posuwają się do bardzo radykalnych deklaracji i działań. Satysfakcjonującego rozwiązania problemu póki co nie widać, może właśnie dlatego warto zapoznać się z marginalnym wariantem wydarzeń?
"Opowieść podręcznej" jest z całą pewnością szokująca, ale, ku zaskoczeniu wielu czytelników, nie jest szczególnie brutalna. Margaret Atwood podkreśla, że zło może przybierać bardzo różne formy. Brak gwałtowności i krwi nie oznacza, że na dane zachowanie trzeba się godzić. Z drugiej strony tak stonowana forma może sprawić, że czytelnik będzie miał trudności z wczuciem się w sytuację głównej bohaterki. Dziewczyna zdaje się być zbyt bierna, a może po prostu zbyt zastraszona? W końcu i w dzisiejszych czasach wiele osób żyje w warunkach, które powinny wywoływać bunt. To smutne, ale obawiam się, że minie bardzo wiele lat, zanim ludzkość upora się z tym problemem. Pozostaje mieć nadzieję, że przyszłość nie okaże się jeszcze bardziej mroczna niż ta wymalowana w "Opowieści podręcznej".
Powieść porusza i prowokuje do przemyśleń. Jeśli zaś rozejrzymy się dookoła, uświadomimy sobie, że choć miała być wyłącznie abstrakcją, nieustannie przenika w nasze życie. To jeden z powodów, dla których warto czytać i wyciągać wnioski. Oby właściwe... Zachęcam.
Intrygująca powieść ukazująca ponurą i przerażającą wizję świata, w którym nastąpił powrót do tzw. tradycyjnych wartości. W efekcie kobiety straciły prawo głosu, stały się służącymi, zepchnięto je do pełnienia ról gospodyń domowych. Natomiast kobiety młode i płodne są zmuszane do rodzenia dzieci bezpłodnym małżeństwom wysokich przedstawicieli państwowych.
Głównej bohaterce - "podręcznej" Fredzie - odebrano dziecko i męża, zabrano marzenia, ambicje i przekreślono plany - stała się niewolnicą, służącą. Ma rodzić dzieci i wypełniać polecenia, nie pytając o sens i przyczynę. Ma być żywym inkubatorem i zapomnieć o swoich uczuciach i tęsknotach. Jej wartość mierzy się płodnością.
To świat potworny i przerażający, a najgorsze jest to, że choć książka powstała wiele lat temu i nasza cywilizacja bardzo się rozwinęła, takie zjawiska jak gwałty, przemoc wobec kobiet czy przedmiotowe ich traktowanie wciąż świetnie się mają w naszym kulturalnym społeczeństwie... Książka Margaret Atwood jest przestrogą i wskazówką, jaką drogą nigdy nie powinniśmy pójść.
Republika Gilead. Czas nieokreślony. Miejsce akcji: byłe Stany Zjednoczone. Dla mieszkańców Republiki świat, jaki znamy, przestał istnieć. Swoboda obyczajów, coraz większa niezależność kobiet, powolna degradacja środowiska naturalnego oraz coraz mniejszy przyrost naturalny, doprowadziły do tego, że władzę nad krajem w niezauważalny, acz bardzo skuteczny i podstępny sposób, przejęło środowisko radykałów religijnych. Powrót do korzeni, życie według Biblii, w ich wykonaniu tworzy świat, w którym życie kobiet sprowadza się do służby a stosunki międzyludzkie zupełnie pozbawione są uczuć. To świat z koszmaru każdej kobiety. Świat, który powstał, by „chronić” kobiety przed złem. Czy chciałabym być chroniona? Dziękuję, raczej nie.
Freda miała kiedyś normalne życie. Kochającego i kochanego męża, śliczną córeczkę, pracę, przyjaciółkę i imię, które teraz jest zakazane. Miała wszystko, choć nie zdawała sobie z tego sprawy. Powoli straciła wszystko, stając się przedmiotem służącym do prokreacji. Należy do Komendanta i to właśnie jemu ma urodzić dziecko. Jako Podręczna należy do grupy mającej najmniejszą swobodę. Nie może czytać, nie może pisać, nie ma prawa się odzywać bez pozwolenia, nie ma prawa patrzeć ludziom w oczy. Jej świat ograniczają białe skrzydła czepka. Z pokoju może wychodzić tylko raz dziennie, na zakupy, gdzie za pieniądze służą talony z rysunkami produktów. Jej podstawowym zadaniem jest poczęcie dziecka, które później zostanie jej zabrane. A wszystko to w imię wyższego dobra i ochrony czci kobiet.
Świat wykreowany przez autorkę przeraża głównie realizmem. Historia opowiedziana przez Fredę w sposób spokojny, pozbawiony uczuć, relacjonujący na zimno wszystkie fakty, sprawia koszmarne wrażenie, choć w całej książce nie znalazłam żadnych drastycznych momentów. Dużym plusem jest przeplatanie teraźniejszości z przeszłością, choć przebiega to dość chaotycznie, sprawia, że lepiej poznajemy główną bohaterkę i targające nią emocje. Bardzo dobrze oddane jest niezauważalne dla zwykłych obywateli powolne przejmowanie władzy przez radykałów i szok, iż wszystko poszło w takim kierunku. Tak jak nam, Fredzie też wydawało się, iż niemożliwe są aż tak drastyczne zmiany. Aż nadszedł dzień, w którym musiała spróbować ratować swoją rodzinę, co niestety się jej nie udało. Atak na Kongres, zabicie wszystkich członków rządu, całkowite przejęcie władzy, stworzenie własnej siły militarnej. Całkowita i absolutna kontrola nad wszystkim i wszystkimi.
Bank Myśli Synów Jakuba – organizacja rasistowska, tępiąca inne narodowości. Fanatycy religijni mordujący wyznawców innej wiary. Dyktatorzy, wcielający w życie swoją wizję Starego testamentu. Pocieszające jest to, iż są tacy, którzy próbują z tym walczyć. Istnieje podziemie, które stara się niweczyć ich plany. Mayday – to słowo niesie strach i nadzieję.
Główna bohaterka nie przypadła mi do gustu. O wiele większą sympatię wzbudzała we mnie jej przyjaciółka Moira, która nigdy nie wyzbyła się buntu. Freda była jak dla mnie zbyt bierna, idąca z prądem, całkowicie poddana. Oczywiście jestem w stanie zrozumieć, iż właściwie nie miała wyjścia i chcąc przeżyć musiała robić wszystko, co jej nakazano. Zabrakło mi w niej jednak tej iskry, tego wewnętrznego sprzeciwu wobec losu. Żal mi było właściwie wszystkich kobiet, należących do różnych grup zadaniowych. Nawet Żon, które teoretycznie miały najwięcej swobody, w praktyce żyły w związkach bez miłości, musiały uczestniczyć w rutuale zapładniania, patrzeć, jak jej mąż wykorzystuje inną kobietę. Ich życie było puste, pozbawione głębi i radości. A życie Gospożony? Właściwie przypomina życie większości kobiet z dawnych czasów, kiedy to kobieta miała siedzieć w domu, rodzić dzieci i zaspokajać wszelkie potrzeby swojego Pana Męża. Marty z kolei to nic innego jak gospodynie domowe z ograniczonymi prawami. Podręczne za to są niewolnicami, pogardzanymi przez Marty, traktowane z niechęcią i nadzieją przez Żony. Jedynymi kobietami, których nie było mi żal były opiekunki w obozie przejściowym, które bardzo przypominały blokowe w obozach jenieckich.
Jeśli chodzi o akcję, to ta praktycznie nie istnieje. Bardzo powoli poznajemy rzeczywistość Fredy, istniejące zasady i otaczający ją świat. Świat dość ograniczony, bo nie wychodzący poza trasę jej spacerów. Niewiele można się dowiedzieć o całej reszcie społeczeństwa, warunków panujących poza obrębem zainteresowań bohaterki czy nastrojach panujących chociażby wśród otaczających ją ludzi. Mimo to możemy sobie mniej więcej wyobrazić jak to wszystko wygląda. Witryny sklepowe oznaczone rysunkami zamiast napisów, maszyny drukujące treści religijne, mury obwieszone ciałami nauczycieli, lekarzy i dywersantów, liczne punkty kontrolne na terenie całego miasta, wszechobecne widmo obserwujących Oczu. I strach nie opuszczający nas nawet na chwilę.
Czy powieść mi się podobała? I tak, i nie. Tak, bo naprawdę jest bardzo realistyczna. Autorce udało się wzbudzić przerażenie nie używając brutalnych opisów. Pokazać, jak łatwo wszystko się może wymknąć spod kontroli. Sprawić, że zaczęłam się doszukiwać zmian zagrażających mojej wolności.
Nie, gdyż zabrakło mi w tym wszystkim uczuć. Bohaterka przekazuje wszystko w sposób bardzo zimny, jakby nie dotyczyło to jej życia. Nie potrafiłam jej polubić a tym samym nie byłam w stanie jej współczuć. Oczywiście, przerażał mnie jej los, lecz to przerażenie pozbawione było głębi współodczuwania, jeśli wiecie o co mi chodzi. Poza tym nie podobało mi się zakończenie otwarte, ale to akurat nie podoba mi się nigdy:)
„Opowieść podręcznej” będę jednak polecała. To dobrze napisana, przemyślana powieść, która daje do myślenia, budzi lęk i pozostaje gdzieś w tyle głowy na dłużej. Nie jest to lekkie czytadełko, przy którym można się zrelaksować a powieść przez duże P.
Świat, który stał się piekłem dla kobiet.
Margaret Eleanor Atwood, kanadyjska pisarka, poetka i krytyk literacki, aktywistka społeczna i ekologiczna. Zdobywczyni Nagrody Bookera (Ślepy zabójca) w 2000 roku, wymieniana wśród najpoważniejszych kandydatów do literackiej Nagrody Nobla.
Wiele lat temu miałam okazję obejrzenia filmu, który mną wstrząsnął. Opowieść Podręcznej, bo o nim mowa, powstał w 1990 roku. Obraz wyreżyserował Volker Schlöndorff, a w rolach głównych wystąpili: Natasha Richardson, Robert Duvall, Faye Dunaway, Aidan Quinn. Było więc tylko kwestią czasu, abym przeczytała powieść na podstawie, której ten film powstał. I tak Opowieść Podręcznej Margaret Atwood trafiła w moje ręce. Przy okazji powieść świetnie się wpisuje w jedno z wyzwań, w którym biorę udział – Książkowa podróż.
Opowieść Podręcznej to przerażająca wizja przyszłości, w której kobiety nie mają żadnych praw. Sceną dla opisanych wydarzeń staje się Republika Gileadzka, utworzona w niedalekiej przyszłości na dawnych terenach Stanów Zjednoczonych, przez ultraortodoksyjne siły purytańskie, których celem jest wcielenie w życie nauk z Księgi Rodzaju. Narratorką historii jest Freda, inteligentna, wrażliwa kobieta, a jej opowieść zdecydowanie zaskakuje, chwilami śmieszy, ale najczęściej po prostu przeraża. Zderzamy się z nowym wizerunkiem świata, w którym przyjaźń, miłość, radość, a przede wszystkim zdrowy rozsądek praktycznie nie istnieją, ustępując miejsca posłuszeństwu, powadze, smutkowi i grze pozorów.
Kim jest kobieta w świecie stworzonym przez Margaret Atwood? Przedmiotem, rzeczą, egzemplarzem… Samo słowo Podręczna daje do myślenia, bo cóż może być podręczne – pamięć, bagaż, przeglądarka, księgozbiór. Chyba zauważyliście, że przymiotnik ten odnosi się wyłącznie do rzeczy (łatwo dostępny), nigdy do ludzi. W angielskim zaś handmaid oznacza służebnicę, czyli kobietę, która komuś służy. Zapytacie pewnie komu służą Podręczne w tej opowieści?
Noc należy do mnie, to mój prywatny czas, mogę z nim robić, co chcę pod warunkiem, że jestem cicho. I że się nie ruszam (…)A więc nie ruszam się, leżę w swoim pokoju, pod gipsowym okiem w suficie, za białymi zasłonami, w pościeli, schludna, jak wszystko dokoła, i wychodzę – z siebie.Wychodzę, bo mam wychodne. Noc to moje wychodne. Ale dokąd mam iść?
Kobiety w Republice Gileadu nie znaczą nic, są nikim, a raczej są na równi z krzesłem, łóżkiem, szafą… są rzeczą, którą w każdej chwili można zastąpić kolejnym przedmiotem. Nie posiadają nawet własnych imion, które zostały zastąpione przez inne utworzone od imienia mężczyzny, któremu w danym momencie służą. Jedyną szansą na zbawienie jest zajście w ciążę i urodzenie dziecka. Nieposłuszeństwa są dotkliwie karane, na przykład zesłaniem do pół-legalnego burdelu.
Komendanci z Żonami, które często są bezpłodne, znajdują się najwyżej w zwierzchnictwie Gileadu. Posiadają Marty odpowiadające za zajmowanie się domem i Podręczne w czerwonych habitach, ze skrzydłami zakrywającymi twarz. Stojący w hierarchii najniżej mają Gospożony, które sprawują obowiązki wszystkich trzech kobiet. Jak zapewne się domyślacie Podręczna to kobieta płodna, która jest przeznaczona do tego by w obliczu demograficznej zagłady być zapłodnioną przez Komendanta. Patrząc krytycznie staje się cieplarką czy wylęgarką dla potomka notabla.
Zapadam się w swoje ciało jak w grzęzawisko, jak w moczary, gdzie tylko ja potrafię wyczuć stały grunt pod nogami. Zdradliwy teren, moje własne terytorium. Jestem jak ziemia, do której przykładam ucho, nasłuchując odgłosów przyszłości. Każde ukłucie, każdy najmniejszy pomruk bólu, wybrzuszenie wzbierającej materii, obrzęk i ubytek tkanki, obecność wydzielin – to wszystko są znaki, rzeczy o których powinnam wiedzieć.
Antyutopijna powieść Opowieść Podręcznej została napisana rewelacyjnie, lekko i pięknie, z wyczuciem i smakiem godnym mistrzyni pióra. Napisana niespiesznie i tak też się czyta, ale bez obawy, książka nie jest nużąca, a wręcz trudno się od niej oderwać. Czyta się jednym tchem, jeden wieczór i książka była przeczytana. W momencie gdy ją skończyłam miałam ochotę zacząć czytać od nowa, a to zdarza mi się bardzo rzadko.
Przydarzają mi się co jakiś czas książki, do których wiem, że będę wracać. Jestem pewna, że jeszcze nie raz przeczytam powieść Margaret Atwood. Nie jest to książka jakich wiele, pochłania czytelnika i wciąga go w swój świat, nic poza tym nie jest ważne, istnieje tylko ta historia. Opowieść Podręcznej skłania do myślenia, wzbudza cały wachlarz emocji i nie pozwala o sobie zapomnieć. Powieść o zniewoleniu i ubezwłasnowolnieniu drugiego człowieka. Szokująca i niepokojąca. Zdecydowanie polecam, mając nadzieję, że taki świat nie stanie się nigdy naszym udziałem.
Nolite te bastardes carborundorm.
Serial mnie zaciekawił, ale książka przewyższa. Bardzo dobrze się czyta tę historię. Przedstawiony świat bardzo przekonująco opisany.
O "Opowieści podręcznej" słyszałam same dobre opinie. Kiedyś próbowałam ją czytać, ale zupełnie mi z nią było nie po drodze. Tym razem okazało się, że książka mnie pochłonęła. Nie była to przyjemność, bo to nie jest powieść do podobania się, natomiast nie mogłam się nadziwić, jak piękny hołd Margaret Atwood złożyła człowieczeństwu. Jej powieść jest wybitna, obrazuje czym człowieczeństwo jest i w jaki sposób, my ludzie, pozbawiamy się go sami. Podręczna doskonale dotyka wielu aspektów wolnośći, kobiecości i relacji międzyludzkich. Pokazuje nam co jest ważne, co nas niszczy i jakie mogą być tego konsekwencje. W stylu i formie "Opowieść..." jest również bardzo dobra. To wyjątkowa ksiażka, zdecydowanie wyróżniająca się spośród innych, to ważny głos w świecie literatury. Uważam, że to lektura obowiązkowa dla każdego myślącego człowieka.
Nie porwała mnie zupełnie. Sięgnęłam po nią nie w zwiazku z serialem, bo go nie oglądałam, ale dlatego, że wcześniej przeczytałam "Zbójecką narzeczoną" M. Atwood. "Zbójecka narzeczona" moim zdaniem jest o wiele lepsza powieścią. Przy "Podręcznej" po prostu się nudziłam.
Ciężka lektura z dwóch istotnych powodów, czyli:
Po pierwsze - język, forma, która momentami jest po prostu męcząca. Szczególnie na początku, gdyż później nagle zdałam sobie sprawę, iż pomimo zmęczenia przy lekturze, czuję chęć poznania dalszej historii (wielki atut).
Po drugie - świat przedstawiony w książce. On jest straszny. Kobiety, które nie mogą o sobie decydować, funkcja Podręcznych (jak możnaby było zmusić do czegoś takiego kobiety). Ta cała dyktatura jest ciężka, męcząca. Nie wiem, czy ktokolwiek chciałby żyć w takim świecie...
Jednak warto ją przeczytać, by poznać historię Fredy, by coś wynieść z tej lektury i by nigdy nie dopuścić by wizja takiego świata mogła stać się rzeczywistością.
I zakończenie - to zakończenie zniszczyło mnie. Jak można było pozostawić czytelnika z tak wieloma niewiadomymi. Po tym zakończeniu nie mogłam się pozbierać, bo nie wiedziałam, co było dalej.
Ok, otwarte zakończenia są świetne, jednak czasem wolę wiedzieć co się stało z głównymi bohaterami.
Porównując jeszcze książkę z serialem. Serial poszedł dalej, o wiele dalej niż historia w książce. Dobrze się go oglądało. Chcę wiedzieć, co będzie dalej. Jednak więcej emocji czułam przy lekturze książki. Bardziej się stresowałam. To dawkowanie wiedzy o Gilead i niewiadoma dalszych ruchów czy to głównej bohaterki czy innych bohaterów, niewiadoma w kwestii zaufania do innych - to wszystko sprawiało, że i ja czułam ten niepokój, strach o bohaterkę, jej losy... jakbym ją znała osobiście...
Nie wiem, chyba spodziewałam się czegoś bardziej szokującego, ale właśnie takie zakotwiczenie narratorki w systemie, jej poczucie rezygnacji i rosnąca frustracja sprawiają, że jest w "Opowieści podręcznej" coś hipnotyzującego, coś, co sprawiało, że jej osobista tragedia zdawała się nawet bardziej namacalna, niż w najlepiej skonstruowanych powieściach postapokaliptycznych. Muszę bardzo pochwalić język autorki, przerażająca rzeczywistość odmalowana w tak poetycki sposób tworzy kolejny dysonans, który tylko wzmacnia doznania estetyczne. Nie wiem, ostatnio nie umiem się konstruktywnie o książkach wypowiadać, ale mogę powiedzieć, że bardzo mi się podobało. Już nie mogę się doczekać omawiania jej na zajęciach.
Jako dwudziestoletnia poetka, usłyszałam od starszego poety, mężczyzny, że jako poetka nigdy niczego nie osiągnę, jeśli nie będę wcześniej kierowcą ciężarówki...
To jest opowieść o trzech przyjaciółkach. I tej "czwartej". Ona umie tak manipulować nimi i mężczyznami ich życia, że w końcu wszystkie trzy ją...
Przeczytane:2023-02-19,
Okładkę mamy głównie w kolorze czerwonym i czarnym. Widzimy twarz kobiety, która ma na głowie chustę/welon. Jej wzrok, wyraz twarzy nie wyraża nic. Jest anonimowa. Satynowa w dotyku - uwielbiam tę strukturę. Posiada skrzydełka, które stanowią dodatkową ochronę przed uszkodzeniami mechanicznymi. Na jednym z nich przeczytacie fragment z książki, a na drugim kilka słów o autorce. Stronice są kremowe; odstępy między wersami i marginesy zostały zachowane. Podzielona została na rozdziały i części. Nie są one ani za długie, ani za krótkie - w sam raz.
Jest to książka zdecydowanie inna od pozostałych które czytam. Mimo iż mają fabułę, są bohaterowie, można ją opisać jak każdą inną, chociaż nie wiem, czy będę potrafiła w sto procent oddać swoje myśli. Niemniej jednak do stylu pisarki trzeba się przyzwyczaić. Początkowo czułam taką blokadę, która nie pozwalała mi wejść do świata, który został stworzony. Nie mogłam z lekkością śledzić tego, co się dzieje i przyznam szczerze, że mnie to troszkę demotywowało do dalszej lektury... Jednak się nie poddawałam. Tak dobrze oceniana, nie mogę się poddać i porzucić jej czytania. A więc powoli, strona po stronie, cierpliwie czytałam i później już sama nie wiem, kiedy przesiąknęłam klimatem tej opowieści. Jest napisana prostym językiem, mimo tej początkowej blokady, która chyba była znakiem dla mnie i może dla kogoś innego również - żeby maksymalnie skupić się na tym, co czytamy, żeby przygotować się na to, co możemy dostać na stronicach...
Główna bohaterka przed "zmianą ustroju", żyła szczęśliwie, kochała Łukasza, mężczyznę, który co prawda był żonaty, ale był dla niej całym światem. Córeczka również była dla niej wszystkim... Ale jednak wszystko i wszyscy zostali jej gwałtownie odebrani. Nie miała prawa głosu, została Podręczną, służyła jako krowa płodna dla Komendantów, nadawała się tylko do rozrodu, musiała dawać nowe życie, by czynnik przyrostu wzrastał. Współczułam jej całą sobą, nie wiedziałam, że miała aż takie życie... Bez słowa niemal... Bez emocji... Była tylko przedmiotem... Kukiełką w rękach innych ludzi...
Byli też inni bohaterowie, ale nie zapałałam do nikogo tutaj sympatią, jakoś nie potrafiłam w nikim znaleźć jakichkolwiek zalet, pozytywnych cech osobowości.
Zrobiła na mnie wrażenie - nie mogę powiedzieć, że nie. Było w niej wiele scen, które spowodowały dreszcze na mojej skórze. Wiele momentów, które spowodowało, że zaciskałam pięści z niemocy, było mi niesamowicie przykro i czułam się bezsilnie. Jednak nie połączyłam się emocjonalnie z główną bohaterką. Nie potrafiłam przejąć jej emocji i ich odczuwać, z drugiej strony, to nawet dobrze. Gdybym miała czuć to, co ona... Ugh, nie chciałabym.
Widzimy w tej książce, jak kobieta jest zniżona niemal do dna. Bez mężczyzny nic nie znaczy, jest potrzebna tylko do tego, by wykiełkowało w niej życie. To, co robi z nią Komendant, jest jakieś... okropne! Ohydne! I jeszcze w tym wszystkim na siłę uczestniczy żona... Nie, nie mieści mi się to w głowie. Nie mogą mówić, nie mogą tak naprawdę nic... Przykro mi było niesamowicie, jak o tym czytałam. Ogólnie "Opowieść podręcznej" wydaje mi się niezwykle smutną pozycją, która wielu osobom może zapaść głęboko w pamięci. Kobiety nie mają żadnych praw... Jeśli zrobią coś wbrew panującym zasadom, czeka je najgorsza śmierć na murze, koło którego nie raz przechodzi Freda. Mam nadzieję, że nigdy nie będzie tak, że kobiety, czy ktokolwiek na świecie będzie traktowany w ten sposób. To jest nieludzkie, okropne i wbrew wszystkiemu...
Reasumując uważam, że książka zasługuje na uwagę, bo pokazuje czym kobieta stała się w rękach innych. Jak odebrano im wszystkie prawa, jakie tylko mogły mieć. Może poczujecie te emocje, których ja niestety nie odczuwałam. Jestem jednak pewna tego, że wzbudzi w Was wiele przemyśleń. Będziecie robić przerwy i rozmyślać. Nie jest to lekka opowieść, nie jest to lektura dla wrażliwców, bowiem Wasza dusza będzie niczym filiżanka czy szklanka, która właśnie w tym momencie się potłukła. Jest bardzo dobrze dopracowana, niczego jej nie brakuje - takie odnoszę wrażenie. Nie ma tu zbyt wielu dialogów, głównie opisy, ale to właśnie one obrazują nam dokładnie, co siedzi w głowie naszej głównej postaci. Nie braknie momentów, w których weźmiecie głęboki oddech i nie będziecie chcieli wypuścić powietrza, jedyne, czego będziecie chcieć, to zapomnieć o tym, co właśnie przeczytaliście. Mi pozostawiła duży mętlik w głowie. Dużo za duży...