Trzy kobiety, których losy są ze sobą nierozerwalnie połączone. Dom na Żuławach, w którym krzyżują się wszystkie te historie.
Iwa powraca po latach do niezwykłego domu na Żuławach i odkrywa tajemnice rzucające nowe światło na historię rodzinną. Pragnie zrozumieć motywy kierujące jej bliskimi i złożyć w logiczną całość wydarzenia z przeszłości.
Książka zabierze czytelnika w powojenne i współczesne czasy, ukazując postacie trzech kobiet, które poszukują szczęścia pomimo przeciwności losu. Pełna emocji fabuła umieszczona w urzekającej scenerii pozwala odbiorcy zagłębić się w magicznej przestrzeni Żuław. Specyficznego klimatu powieści dopełnia muzyka, dzięki której ożywa dom – niemy świadek radości, smutków i trosk jego mieszkańców.
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 2017-11-30
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 432
Język oryginału: polski
Mimo że na półce w mojej biblioteczce pysznią się cztery książki cyklu Kolory zła, to jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością Małgorzaty Oliwii Sobczak. Nie będę się wykręcać brakiem czasu ani niczym podobnym. Zwyczajnie tak się złożyło, że chciałam przeczytać tę serię po kolei, a Czerń trafiła do mnie dopiero w ubiegłym tygodniu. W sumie może nawet dobrze, bo nie jestem w żaden sposób nastawiona i nie znam tego mrocznego oblicza autorki.
Ona i dom, który tańczy jest debiutem Sobczak, który zyskał nowe życie przez lifting dzięki wydawnictwu W.A.B. Zważając choćby na to, że to debiut mam dziką ochotę przeczytać wszystko, co wyszło spod ,,pióra" autorki Szramy. Ta powieść, choć może wydawać się niektórym pospolita czy zwyczajna, jest tekstem bardzo oryginalnym, klimatycznym i pięknym.
Ona i dom, który tańczy (ach, co za wspaniały tytuł, przykuwający uwagę) zabiera czytelnika w podróż od powojnia do współczesności, przez kilka miejsc Europy i Polski, za towarzyszki mając trzy kobiety połączone więzami krwi: Iwę, Józefinę (matkę), Antoninę (babkę). Jeżeli boicie się chaotyczności to uspokajam. Nie ma jej. Sobczak świetnie sobie poradziła i dzięki temu nie czujemy się nawet przez chwilkę zagubieni.
Osią powieści jest gburski dom w Drewnicy na Żuławach, mający swój odpowiednik we wspomnieniach Małgorzaty Sobczak. Z tym domem wiążą się jej najwcześniejsze wspomnienia, wypełnione duchami, nadprzyrodzoną energią i magią Żuław. W wywiadzie autorka Żółci tak wspomina: Tytułowy dom stoi samotnie wśród ciągnących się po horyzont pól, przecinanych tylko niskimi szpalerami wierzb. To rzadko spotykany, mocno otwarty obszar, znajdujący się z dala od cywilizacji, na którym zawsze wieje silny wiatr. Niosą się tu echa dźwięków powstających kilometry dalej. (...) Cała ta otoczka mocno wpływa na stan psychiczny człowieka, który przebywa tam dłuższy czas. Otwartość, rozległość i zarazem odosobnienie tych terenów może kształtować głosowe miraże, prowadzące wręcz do szaleństwa.
Iwa, która według mnie stanowi główną bohaterkę, wraca na Żuławy, do tego niezwykłego domu, by rozliczyć się z przeszłością, uporządkować życie, ułożyć, zrozumieć. Nie jest to łatwe, mając za ,,przewodnika" jedynie swoje wspomnienia, które muszą nabrać sensownych kształtów.
Pięknie napisana saga rodzinna. Chwytająca za serce historia trzech kobiet. Refleksja nad przemijaniem i nad wpływem przeszłości na teraźniejszość. Historia miłości i jej braku, tęsknot, żalu, bólu i rozpaczy. Historia domu, który jest niemym uczestnikiem wszystkich wydarzeń i na swój sposób ,,przeżywa" każde z nich. Dom, którego ściany ,,widziały" zbyt wiele i przechowują obrazy dla kolejnych pokoleń. Trzeba tylko wiedzieć, jak tam dotrzeć.
Są chwile, gdy w ułamku sekundy życie zmienia się na zawsze. Są momenty, gdy świat staje się inny i już nigdy nie będzie taki sam, jak przedtem. Jedno zdarzenie, jedno zdanie, jeden błysk świadomości wystarczają, by zabrać duszę. I nagle jest się gdzieś indziej. W rzeczywistości, która już nigdy nie wróci do swoich starych kształtów. Mówią, że kiedy odchodzi miłość, cza leczy rany. Lecz tak naprawdę, gdy odchodzi miłość, czas zatrzymuje się. Wszystkie zegary stają się zardzewiałe i chrome. Wybijają wciąż tę samą godzinę. Godzinę rozpaczy.
Nie mam pojęcia, jak odbiorą tę książkę wielbiciele mrocznego oblicza Małgorzaty Oliwii Sobczak, ale ja mogę szczerze napisać - jakie to było świetne. Ona i dom, który tańczy to powieść, o której nie da się zapomnieć po jej odłożeniu. Pozostaje gdzieś w środku nas na długo.
Tytułowy dom tańczy. A czy tańczy faktycznie, sami się przekonajcie. Gorąco polecam.
"Przeszłość to fotel, który dryfuje jak tratwa po błękitnej lagunie. To poduszka, która pachnie korą dębu i pomarańczami. Przeszłość to dłoń, w której zamyka się słońce".
Iwa, Antonina i Józefina to trzy kobiety, których historię poznajemy powoli, nieśpiesznie. Ich wybory życiowe, niespełnione marzenia, tęsknoty... A dom na Żuławach wiele widział i również ma sporo do powiedzenia. Na kolejnych kartkach książki wyjaśniają się tajemnice, dramaty przeszłości, a Iza kroczy śladem dawnych wspomnień.
Magiczna, wciągająca powieść jakże inna od typowych obyczajowych historii.
"Przeszłość to fotel, który dryfuje jak tratwa po błękitnej lagunie. To poduszka, która pachnie korą dębu i pomarańczami. Przeszłość to dłoń, w której zamyka się słońce".
Uwielbiam takie utwory prozatorskie – pełne przemyślanej kompozycji fabularnej, pełne niedopowiedzeń, które w miarę rozwoju tempa akcji, zostają, jedno po drugim, wyjaśnione. Uwielbiam odkrywać i śledzić pojawiające się w takich książkach tajemnice, które przecież każdy z nas, w mniejszym, bądź większym stopniu, posiada. Ależ to była niezwykła, czytelnicza wędrówka.
Małgorzata Oliwia Sobczak to mieszkanka Sopotu, która na co dzień zajmuje się badaniami naukowymi oraz pracami rozwojowymi w dziedzinie nauk społecznych i humanistycznych. Absolwentka kulturoznawstwa i dziennikarstwa. W 2015 r. wydała postmodernistyczną baśń.
Iwa to młoda kobieta, która po długim czasie nieobecności, przyjeżdża do starego, rodzinnego domu na Żuławach, by wyjaśnić tajemnicę ostatnich słów, jakie wypowiedziała jej matka Józefina na łożu śmierci. Tak rozpoczyna się wędrówka po czasie i przestrzeni życia trzech pokoleń kobiet – babci Antoniny, matki Józefiny i jej córki Iwy. Okazuje, że każda z nich skrywała tajemnice i każda chciała być po prostu szczęśliwa.
Jeśli sądzicie po tym krótkim opisie, że książka "Ona i dom, który tańczy" jest sztampową powieścią, jakich wiele, to muszę wyprowadzić was z błędu. Utwór ten bowiem pomimo tego, że jest debiutem powieściowym Małgorzaty Oliwii Sobczak, zachwyca swoją wielopłaszczyznowością, którą podczas lektury, czytelnik ma możliwość odkrywać. Początkowo, można poczuć chwilowe pogubienie wynikające z przeplatania się między sobą rozdziałów, które ukazują losy Antoniny, Józefiny i Iwy na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Dość szybko jednak udaje się dostosować do odpowiedniego rytmu fabularnego, którego zgłębianie wywołuje jedynie wielki, czytelniczy zachwyt.
Autorka kreśli trzy portrety psychologiczne kobiet – bardzo różnych od siebie, a jednak w wielu punktach, bardzo podobnych. Antonina ze swoją skrywaną tajemnicą, Józefina z wielką tragedią życiową i Iwa - zagubiona, pełna sprzeczności, poszukująca śladów w przeszłości matki i babki. Z wielkim zaciekawieniem śledziłam odkrywanie przez autorkę kolejnych kart losów trzech bohaterek. Wielokrotnie także próbowałam odkrywać sekrety kobiet, które postanowiły zatrzymać je przy sobie. Fenomenalne kreacje, takie prawdziwe i niosące cechy uniwersalności.
"Ona i dom, który tańczy" to jednak nie tylko powieść obyczajowa i psychologiczna. To także obecne w fabule elementy realizmu magicznego, które czynią ją tym bardziej intrygującą i pełną niedopowiedzeń. Mowa tutaj o specyficznym klimacie Żuław, o wątku skrzypiec, dziwnych wizjach, obecności wiedźm i szeptuch. Jednak najbardziej w mojej pamięci zapadł rozdział zatytułowany "Opowieść domu", w którym narratorem jest właśnie dom. Coś wspaniałego, istna perełka literacka.
Losy kobiet, kreślone piórem Małgorzaty Oliwii Sobczak, to wyjątkowa, nieco metafizyczna, podróż po czasie i przestrzeni. Niosąc ze sobą uniwersalne przesłanie, dotyczące odwiecznego poszukiwania szczęścia, wyzwala mnóstwo emocji, które trudno okiełznać. Chcę więcej takiej prozy!
W połowie lat 90. w Sopocie dochodzi do tajemniczej zbrodni... Ginie dziewczyna, a jej ciało zostaje przez sprawcę nietypowo okaleczone. Osiemnaście lat...
Pewnego zimowego poranka z okna sopockiej kamienicy skacze studentka prawa. Ślady na jej ciele wskazują, że przed śmiercią młoda kobieta była krępowana...
Przeczytane:2024-12-01,
Ten dom.
On tańczył.
W nich. W ich życiach.
On widział. On czuł.
Miłość głęboką. Największą.
Ona taka żarliwa. Była.
I pachniała nimi.
Jego dotykiem, a jej miękkością.
Kolorem oczu zielonych.
Jego zapachem. Jej zapachem.
Zapachem ich dusz.
I ciał. Spowitych w jedno.
Ale miłość ta.
Przyniosła ból.
Taki bezbrzeżny!
Taki ogromny!
Że nie mogła już żyć.
Bez niego.
Bez tego, który stał się wszystkim.
Ona jego duszą.
On ciałem jej się stał.
Rzucona w przeszłość.
Zagubiona w nieprawdzie.
Bo ona owocem tej miłości.
Iwa. Jak ta wierzba.
Jej matka kochała go tak.
Tak nad życie. Ponad życie.
Że przelać miłości na nią.
Nie potrafiła.
W smutku się skryła.
Najbliższa. A tak jej daleka.
Tak odległa. Że serce zadrżało.
Dom smutek czuł.
I patrzył też smutno.
Dom opowieść szeptał.
Delikatnie tęsknotą dotykał.
Ciepłem koił.
Do snu ich utulał.
I ciszą okrywał.
I snuł historię.
O pięknych Żuławach,
o ludziach trudem losu naznaczonych.
I ten dom duszę miał, i wiedział.
I biały anioł do niego przybył.
A czarny ciemnymi skrzydłami
po ich życia się zjawiał.
Dom tańczył.
Czuł. I wiedział.
Szeptał cicho o miłości.
I o niemiłości śpiewał.
a skrzypce tak pięknie grały
melodię cichą i cudną,
tak delikatnie szeptały
opowieść o miłości smutną
Zapadłam się. Utonęłam. Myśli swoje oddałam i duszę. Tej książce. A ona taka piękna. Taka wrażliwa i delikatna. Ona mnie za rękę prowadziła. Słowa pisane mnie wypełniały, a po policzku moim łza płynęła. W serce moje tak po cichutku się wkradały. I tak cichutko też szeptały. Że miłość najgłębsza. Że miłość największa nie ma końca. Ona zostaje na zawsze. We wspomnieniach barwy oczu. W dotyku, który był jeden jedyny. Wyjątkowy. W zapachu, który niósł za sobą szczęście. Takie największe.
Sklasyfikowano tę powieść jako obyczajową. Ale dla mnie to literatura piękna. Z najwyższej półki. Polecam najmocniej.