Podniósł brwi, kiedy bez słowa wskazałem w kierunku biurka. Ale jak przystało na lekarza, nie zdradzał wzruszenia. Pochylił się nad zmarłym i zbadał go szybko. Potem wyprostował się i spojrzał na mnie.
- No i co? - spytałem.
- Nie żyje... śmierć nastąpiła jakieś pół godziny temu.
- Samobójstwo?
- O samobójstwie nie może być mowy. Proszę spojrzeć, gdzie jest rana. Poza tym, jeżeli się sam zastrzelił, to gdzie jest broń?
Rzeczywiście broni nie było nigdzie widać.
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Data wydania: 1997 (data przybliżona)
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 291
Tytuł oryginału: Murder at the vicarage
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Wacława Komarnicka
Z każdą kolejną książką, autorstwa Agathy Christie jestem coraz bliższa realizacji mojego zamierzenia, którym jest zapoznanie się ze wszystkimi kryminałami tej angielskiej królowej kryminału.
Tym razem morderstwo, które jest kluczowym elementem każdej powieści Agathy Christie odbywa się na plebanii. Właścicielem plebanii jest proboszcz St Mary Meade oraz jego dużo młodsza żona. Żona, która z racji wieku lubi ploteczki i lekkomyślne zachowanie, nieprzystające żonie kaznodziei.Jak dla mnie jedna ze słabszych książek Autorki, ale nie mówię, że było źle.
W małej mieścinie na prowincji ginie bogaty mężczyzna. Ktoś do niego strzela... na plebani. Dość szybko dwie osoby przyznają się do popełnienia zbrodni, więc w czym problem? Ano w tym, że jest mało prawdopodobne, ze któreś z nich mogło dokonać tej zbrodni. W takim razie kto? Ów martwy mężczyzna za życia, nie był lubiany we wsi, więc potencjalnych winowajców jest sporo, choć żaden nie pasuje w 100%.
W tej części to pastor z plebanii, na której dokonano morderstwa jest narratorem. Panny Marple jest stosunkowo mało. Jakoś nie potrafiłam się zgrać z tą powieścią, żadnego bohatera nie polubiłam, denerwowały mnie plotkarstwo i obłuda bohaterów, ale cóż, taki urok prowincji i czasów, w których żyła Autorka.
Książka poprawna, zakończenie rzeczywiście dość zaskakujące.
CYKL: "PANNA MARPLE" (TOM 1)
"Morderstwo na plebanii" otwiera cykl książek Christie, której główną bohaterką jest Panna Marple. Owe Morderstwo to też - można by rzec - pierwsza "sprawa" miłej starszej Pani. Może też dlatego jest w tej książce tak mało panny Marple...
Wydarzenia opowiadane są głównie z punktu widzenia księdza proboszcza. Początkowo mi to nie przeszkadzało ale z biegiem czasu nadmierna obecność tej postaci - jako postaci niemalże wiodącej - chwilami zaczęła mnie denerwować. Ksiądz opowiada tu wydarzenia, jednocześnie chodzi za inspektorem niczym "dupny dzwonek" i usiłuje pomóc w rozwiązywaniu sprawy, co chwilami wywoływało u mnie uśmiech politowania, pomieszany z irytacją. Widać proboszcz nieźle się nudził a jedyne, co miał do roboty to właśnie chodzenie wszędzie z inspektorem. Nawet przesłuchiwać świadków. Brawo Autorko! Tak nierealne, że aż głupie zarazem.
Abstrahując już od tego: to, co również sprawiło, iż postanowiłam jeszcze obniżyć ogólną ocenę i książkę uznać za mocno przeciętną, jest fakt iż przez większość książki (tak od jej drugiej połowy) dało się zaobserwować, jakoby wciąż w kółko "bito pianę" i niewiele z tego wynikało. Owszem widać efekty przedstawianych sytuacji pod koniec (wszak po to one były ukazywane), jednakże uważam, że można to było zrobić o wiele krócej.
Książka nabiera tempa (równemu temu, który dało się zaobserwować na początku) na kilka rozdziałów przed końcem. Wtedy też mamy więcej panny Marple.
Tytuł zapewne podobałby mi się bardziej, gdyby jej akcja rozwijała się żwawiej, gdyby było więcej ofiar (jak to przecież zwykle u Christie bywa). I gdybym nie odnosiła wrażenia, że czytam książkę, z dużą liczbą postaci, które przewijają się na kartach powieści w kółko i nieiwele z tego wynika.
Można przeczytać ale nie poleciłabym tym, którzy zaczynają przygodę z Autorką. Ani też tym, którzy znają serię z Poirotem, a chcą zacząć cykl z Panną Marple i zamierzają to uczynić właśnie od pierwszego tomu w cyklu... Serio - w tym przypadku lepiej nie trzymać się kolejnosci, bo można się łatwo zrazić.
Jane Marple to miła staruszka, która lubi obserwować ludzi. A przy okazji potrafi dostrzec w ich zachowaniu zdecydownaie więcej od nich. A ponieważ w jej sennym miasteczku niewiele się dzieje, czasu na obserwacje ma co niemiara. I to właśnie dzięki temu specyficznemu hobby, oraz dzięki temu, że jej pasją jest rozwiązywania różnego rodzjau zagadek, również tych kryminalnych, z chęcią pomaga policji, kiedy dochodzi do morerstwa na plebani.
Załamany tą sytuacją miejscowy proboszcz, zadręcza się wyrzutami sumienia, i szuka opowiedzi na pytanie dlaczego? Mieszkańcy miasteczka snują coraz to nowe domysły, a plota jak wiadomo ma niesamowitą siłe. Jednak Panna Marple jak zawsze pozostaje opanowana. Słucha uważnie wszystkich rewelacji, podsyła nowe tropy policji, i dzięki uważnej obsewracji mieszkanów miasteczka, udaje się jej rozwikłać nie tylko tajemnicę moredrstwa, ale również i parę innych, o których opinia publicznia nie musi wiedzieć.
Książka nie jest najbardziej porywająca ze wszystkich, boli mnie zwłaszcza lekkie zepchnięcie panny Marple na drugi plan, ale niektóre jej słowa i sposoby rozumowania perełki jak zawsze
„Morderstwo na plebanii” jest pierwszym tomem o pannie Marple i drugą książką z jej udziałem (chociaż nie wiem, czy można wliczać opowiadania ;) ), jaką przeczytałam.
Pułkownik Protheroe nie był lubiany przez nikogo. Proboszcz St. Mary Mead, a zarazem narrator opowieści, rzuca luźno, że „kto pozbawi życia pułkownika, wyświadczy światu przysługę”. Nie ma pojęcia, że jego słowa będą prorocze.
Do zabójstwa przyznaje się początkowo Lawrence Redding, który miał romans z żoną pułkownika Protheroe. Jako druga przyznaje się wdowa. Szybko jednak zostają oczyszczeni z zarzutu. Kto w takim razie jest mordercą? Śledztwo policyjne utknęło w martwym punkcie. Szczęśliwie, w wiosce jest taka osoba jak starsza panna Marple. Ona i jej znajomość ludzkiej natury pomaga znaleźć winnego.
Muszę przyznać, że początek był dla mnie nudny i ciągnął się jak flaki z olejem. Od kiedy pojawił się trup (cytując jeden z moich ukochanych musicali „nie ma to jak trup”) akcja zaczęła się rozkręcać. 3/4 książki pochłonęłam w jeden wieczór. Zastanawiam się, czy panna Marple nie zaczyna przodować w ulubionych postaciach z książek Christie i powoli nie deklasuje z pierwszego miejsca Herkulesa Poirota.
Bobby Jones podczas szukania zagubionej piłeczki golfowej odnajduje umierającego człowieka. Przed śmiercią zdążył wyszeptać tylko: "Dlaczego nie Evans...
W rezydencji Chimneys zostaje zastrzelony pretendent do tronu Herzoslovakii - książę Michael Obolovitch. Trzeba jednak to zatuszować, by zapobiec rewolucji...
Przeczytane:2019-03-10,