Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2008-10-30
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 232
"Człowiek wynalazł pracoholizm - pomyślał - w obawie przed samotnością. A może odwrotnie? Samotność wynalazła pracoholizm? Przerażające, ale prawdziwe".
Moja pierwsza książka tej autorki i na pewno nie ostatnia. Połączenie kryminału z romansem, do tego ciekawa historia i to, co lubię najbardziej, czyli ironiczny humor. Polecam, wciąga.
„Martwe Jezioro”, czyli debiut polskiej mistrzyni czarnego humoru, Olgi Rudnickiej, wydany w 2008 roku przez wydawnictwo Prószyński i S-ka. Bardzo dobry debiut wówczas dwudziestoletniej autorki łączący w sobie wątki; kryminalne, sensacyjne, tajemnice i romans wraz ze bardzo dobrym czarnym humorem. Debiut zdecydowanie warty przeczytania.
Beata Rostowska – główna bohaterka pierwszej części, prawie trzydziestoletnia kobieta, która przez większość część życie idzie pod wiatr. Miała ogromne problemy z rodziną przez czuła się niechciana i niekochana. Ojca, którego większą część swojego młodzieńczego życia starała się przypodobać bez większych skutków, matkę od której aż kilometrami bił mróz w stosunku do starszej córki i ''ukochana'' młodsza siostra która nienawiść do starszej siostry najprawdopodobniej odziedziczyła po rodzicach lub wyssała z mlekiem matki. Właśnie fakt że młodsza siostra była tą wiecznie rozpieszczaną córeczką i konflikt z nią sprawił że Beata bardzo wcześnie zdecydowała się opuścić rodzinny dom i przestać utrzymywać kontakty z nimi kontakty.
Po paru latach młoda kobieta mniej więcej poukładała sobie życie, stała się pewną siebie osobą, posiadającą dobrą prace, trochę denerwujących współpracowników, współlokatorkę Ulę, która jest jednocześnie jej najlepszą przyjaciółką, której rodzina w przeciwieństwie do jej własnej rodziny traktuje ją jak prawdziwą córkę. Beata zaczyna po pewnym czasie podejrzewać że jedno z jej rodziców nie jest jej biologicznym rodzicem i postanawia wynająć prywatnego detektywa Przemka który ma za zadanie odkryć prawdę o tym kim tak naprawdę jest Beata, mniej więcej w tym samym czasie kobieta całkowicie nieoczekiwanie otrzymuje zaproszeni od swojej rodziny na ślub młodszej siostry. Kobieta postanawia się za wszelką cenę dowiedzieć dlaczego akurat teraz oni sobie o niej przypomnieli.
Po tę książkę sięgnęłam głównie z ciekawości, ponieważ niesamowicie zaintrygowały mnie opinie innych o czarnym humorze, którym włada pisarka. Powieść tę uważam za wyjątkowo ciekawą jak na debiut bardzo młodej osoby. Mimo iż zakończenie jest tą słabszą stroną powieści, gdyż bardzo łatwo idzie się go domyślić, to główny motyw książki czyli tajemnica tego kim jest Beata została bardzo ciekawo poprowadzona i takiego rozwiązania tajemnicy się nie spodziewałam. Warty jest również wyróżnienia wątek miłosny w książce czyli amory zakochanego w młodej kobiecie Jacka – brata Uli, najlepszej przyjaciółki Beaty, która postanowiła ich ze sobą swatać. Wątek był prowadzony dość powoli i bez rozmachu lecz z dużą dozą humoru co sprawiło że powieść czytało się dość szybko i ich romans aż tak nie gryzł w oczy i raczej nie można się do niego przyczepić. Odradziłam bym tę książkę osobą oczekującym krwawych tajemnic, ogromnej ilość zagadek bez logicznego wyjaśnienia i gorącego romansu a zdecydowanie poleciłabym ją osobą chcącym spędzić miły wieczór z kubkiem kawy i powieścią którą idzie pochłonąć naraz bez żadnego problemu.
Fajne czytadło. Główna bohaterka, Beata od lat nie utzrymuje kontaktów z rodziną, a z czasów gdy je utrzymywała pamięta, że chyba rodzice niezbyt ją kochali. Z tym większym zaskoczeniem przyjmuje zaproszenie na ślub siostry. Pełna najgorszych przeczuć, zatrudnia detektywa, aby prześwietlił jej powiązania rodzinne. W poszukiwaniu prawdy wspierają ją przyjaciółka Ula i jej brat Jacek, oraz Przemek, sympatyczny detektyw. Beata decyduje się na konfrontację z rodzią, ale takiego okropnego zakończenia to sie nie spodziewałam. Zdradzę tylko, że w tym przypadku prawda rzeczywiście wyzwoliła Beatę :-)
Przeczytałam tę książkę już jakiś czas temu, ale ostatnio natknęłam się w szufladzie na notatki z moją opinią na jej temat. Pomyślałam, że podzielę się tymi wrażeniami na blogu, który systematycznie staram się uzupełniać o nowo przeczytane pozycje i udoskonalać istniejące wpisy.
„Martwe Jezioro” to debiut pisarski Olgi Rudnickiej, za który otrzymała nominację do nagrody w lokalnym konkursie „Śremskie Żyrafy” organizowanym przez burmistrza Śremu – rodzinnego miasta autorki. Powieść stanowi połączenie kryminału i romansu z wątkami humorystycznymi co dodaje historii pewnej lekkości. Główna bohaterka to Beata Rostowska – młoda kobieta pracująca w branży dworactwa podatkowego i mieszkająca we wspólnie wynajętym mieszkaniu wraz z przyjaciółką Ulą Nowacką. Z rodziną mieszkającą na wsi Beata nie utrzymuje kontaktu. Rostowska to pewna siebie kobieta, która z jednej strony wie czego chce od życia, z drugiej – jest samotną singielką o romantycznej naturze. Jej codzienność to zmaganie się z problemami w pracy, które urozmaica jej Ula próbując zeswatać przyjaciółkę ze swoim bratem Jackiem. Akcja zaczyna nabierać tempa, gdy dosyć niespodziewanie Beata zaczyna podejrzewać, że jej rodzice nie są jej biologicznymi rodzicami i zwraca się o pomoc w wyjaśnieniu tego faktu do biura detektywistycznego. Jak na ironię po długim czasie milczenia kobieta otrzymuje również zaproszenie na ślub swojej siostry Anki, który ma się odbyć w rodzinnym Lisinie.
Jaką tajemnicę odkryje bohaterka? Kto będzie jej towarzyszył na ślubie siostry? Jak potoczą się dalsze losy Beaty? Co kryje się w jej przeszłość?
Ciekawa fabuła, dobrze osadzony wątek kryminalny oraz sporo dowcipu i humoru powoduje, że książkę czyta się szybciutko i z zainteresowaniem. Zaskakujące zakończenie zawsze dodaje powieści uroku, a tutaj na pewno możemy o takim mówić. Tytułowe Martwe Jezioro ma także swoją niesamowitą historię, która nie jest bez znaczenia dla rozgrywających się wydarzeń. Nie jest to książka wysokich lotów, ale lekka i przyjemna historia na popołudnie lub wieczór. Mogę ją z czystym sumieniem polecić wszystkim czytelnikom, sama natomiast chętnie sięgnę po drugą część losów Beaty opisanych w kolejnej powieści Olgi Rudnickiej pod wdzięcznym tytułem „Czy ten rudy kot to pies?”
Trup był, ale już sobie poszedł. Maria marzy o własnej restauracji. O jej prowadzeniu, tak jak o gotowaniu, nie ma pojęcia, ale od czego jest kucharz...
Jagoda jest wredną suką, idącą do celu po trupach. Nie ma rodziny, dzieci ani psa, ma za to karierę. Do czasu, aż pewnego dnia ktoś odpłaca jej pięknym...
"czy naprawdę można poznać drugiego człowieka? Może cały urok w tym, żeby każdego dnia odkrywać coś nowego?"
Więcej