W 2000 roku w niewielkiej wsi na Mazowszu zostały znalezione zwłoki noworodków. Sprawa spotkała się z ogromnym zainteresowaniem mediów. Do Wrotnowa przyjechali dziennikarze z lokalnych i krajowych stacji telewizyjnych. O makabrycznym znalezisku pisały również raczkujące dopiero w Polsce portale internetowe. Szybko zatrzymano matkę dzieci, sprawa ucichła, a akta pokrył kurz.
Magdalena Majcher sięgnęła do akt sądowych, aby odtworzyć historię kobiety, którą media i społeczeństwo okrzyknęły dzieciobójczynią. To powieść o codziennym dramacie, który doprowadził do tragedii. Dramacie, któremu można było zapobiec, gdyby inni nie odwracali wzroku i nie zatykali uszu.
Małe zbrodnie to inspirowana prawdziwymi wydarzeniami powieść, która jest jak życie - nigdy nie czarno-białe.
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2022-01-26
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 288
RECENZJA
„Przemoc eskaluje latami. [...] Bo przemoc to przecież siniaki, krew, urazy, a „beze mnie nic nie znaczysz” to wyraz miłości, nie przemocy. Człowiek zaczyna dopuszczać do siebie myśl, że rzeczywiście nie potrafi, nie rozumie, do niczego się nie nadaje. Zaczyna wierzyć w to, bo powtarzane każdego dnia kłamstwo w końcu staje się prawdą”.
Jeszcze nie tak dawno czytałam „Mocną więź”, a już w rękach trzymam kolejną powieść Magdaleny Majcher „Małe zbrodnie". To kolejna historia z gatunku true crime, oparta na prawdziwych wydarzeniach i wiarygodnych źródłach informacji.
Jest rok 2000, spokój Prokuratury na Mazowszu zakłóca pewien anonim, dotyczący zbrodni w jednej z mazowieckiej wsi. Ten rok i dzień okazał się koszmarem zarówno dla mieszkańców Wrotnowa, jak i całej Polski. W jednym z domów policja znajduje szczątki noworodka, niestety nie tylko jednego a kilku. Lidia Gładoch, domniemana matka dzieci, zapadła się pod ziemię. Sprawą błyskawicznie interesują się dziennikarze. Lokalna społeczność i rodzina Lidii nabiera wody w usta. Czy prokuratorowi uda się przełamać zmowę milczenia? Czy to rzeczywiście matka zabiła swoje dzieci? A może prawda nie jest taka oczywista?
Kiedy ta zbrodnia wstrząsnęła całą Polską, ja byłam wtedy kilkuletnią dziewczynką , ciesząca się każdym dniem i niezwracającą uwagi na całe zło tego świat. Wtedy widziałam wszystko w różowych okularach i wszytko inne było prostsze. Mam takie przebłyski, że o tym się rozmawiało w moim domu, ale nic więcej. To bardzo dziwne uczucie, kiedy czytasz o zbrodni w miejscowości, od której mieszkasz zaledwie 60 km. A jeszcze dziwniejsze, kiedy wiem, że z tamtych okolic pochodzi mój tato i kilka osób stamtąd zna.
Magdalena Majcher tym razem funduje nam powieść, gdzie wszystko nie jest takie oczywiste. Pełno w niej niedopowiedzeń i tajemnic. Prawdziwa historia inspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Jest w niej pełno opisów, przemyśleń i analiz. Bohaterowie są świetnie wykreowani a sam temat dzieciobójstwa dogłębnie przemyślany i przeanalizowany. Książka wciąga i porusza od samego początku. Jestem bardzo wyczulona na krzywdę dziecka, a ta zbrodnia jest dla mnie nie do pojęcia. Mamy tutaj ukazane, jak silny wpływ wywiera na osobę słabą psychicznie, może mieć drugi człowiek. Jak wielką siłę ma przemoc psychiczna, zastraszenia i groźby. Dla mnie nie do pojęcia jest to, jak po takim czymś można żyć w zgodzie z własnym sumieniem, z samym sobą. Chodzić z podniesioną głową, uśmiechać się jak gdyby nigdy nic i mieszkać w jednym domu z gnijącymi zwłokami na strychu. Jak można to wszystko wyprzeć ze świadomości i pogodzić się z tym. Moja psychika by tego nie udźwignęła. Pomimo tego, że książka nie należy do przyjemnych, a poruszony w niej temat jest bardzo ciężki, czyta się ją bardzo szybko.
Pani Magdaleno, dziękuję za tą historią. Poruszyła i wyjaśniła w niej Pani wiele kwestii i niedopowiedzeń. To była kolejna świetna lektura w Pani wykonaniu.
Dziękuje wydawnictwu W.A.B. za egzemplarz recenzencki książki.
Bardzo łatwo przychodzi nam ocenianie innych, gorzej wczuwanie się w ich sytuację. Niekiedy punkt widzenia zmienia się wprost proporcjonalnie do posiadanej wiedzy, jednak wyrządzonej krzywdy i niesłusznych oskarżeń nie jesteśmy w stanie cofnąć.
Na komendę policji we Wrotnowie trafia anonimowy list sugerujący dokonanie makabrycznych zbrodni przez jedną z jego mieszkanek. Po sprawdzeniu doniesień okazuje się, że faktycznie odnaleziono tam szczątki noworodków. Lidia Gładoch, która jest domniemaną matką i zabójczynią, jest osobą trudną do zlokalizowania, gdyż opuściła męża i pozostałe w domu dzieci. Sprawa szybko znajduje zainteresowanie ze strony mediów, a wkrótce jest o niej głośno w całej Polce. Cała rodzina Lidii zgodnie milczy w temacie, a sama oskarżona postanawia dobrowolnie oddać się w ręce policji i wyjaśnić zaistniałą sytuację. Jakie tajemnice skrywa? Czy to faktycznie ona z zimną krwią zabijała noworodki, które pojawiały się na świecie?
Książka „Małe zbrodnie” została napisana w oparciu o prawdziwą historię. Autorka, jak sama napisała, długo szukała sprawy, która ją poruszy. Zbrodnie popełniane na dzieciach od zawsze budzą najwięcej emocji, a ludzie niejednokrotnie sami wydają skazujące wyroki. Historia ta jest przerażająca, ale również daje możliwość otwarcia oczu na to, jak łatwo przychodzi nam ocenianie, oskarżanie i wydawanie sądów. Nie jesteśmy w stanie wczuć się w sytuację osoby, która dopuszcza się zbrodni, ale wiemy, że jest jej winna i powinna ponieść jak największe konsekwencje popełnionego czynu.
Autorka stworzyła pozycję, której nie byłam w stanie odłożyć. Koniecznie musiałam przeczytać ją od początku do końca za jednym podejściem. Nie byłam w stanie wytrzymać niepewności, którą odczuwałam w czasie całej lektury. Niejednokrotnie zmieniałam zdanie co do winy oskarżonej. Bywały momenty, kiedy szczerze jej współczułam, ale też takie, kiedy kompletnie nie mogłam zrozumieć toku myślenia i postępowania.
Nie znałam wcześniej sprawy, na której oparła się Magdalena, dlatego zakończenie było dla mnie dużym zaskoczeniem, mimo że miałam swoje podejrzenia. Niewątpliwie jest to książka, która skłoni nas do refleksji. Być może sprawi, że częściej zaczniemy się zastanawiać, zanim kogoś niesprawiedliwie osądzimy.
Przecież obok nas, na co dzień spotykamy ludzi, których poddajemy ocenie na każdym kroku. Nic o nich nie wiedząc, nie znając ich, nie znając przede wszystkim ich problemów i ich historii. Czasami warto się chwilę zastanowić, pomyśleć, czy chciałbym/chciałabym, żeby to mnie ktoś w ten sposób oceniał.
Książkę bardzo polecam, nie było w niej nic do czego mogłabym się przyczepić, a świadomość, że gdzieś tam ta historia wydarzyła się naprawdę dodaje jej ogromnej wartości.
"Małe zbrodnie" to moja pierwsza powieść Magdaleny Majcher inspirowana faktami. Wymowność kołyski na okładce jest ogromna, jakie emocje tkwią w opisanej historii?
Siódmy czerwca 2000 roku miał na zawsze zmienić bieg życia mieszkańców wsi Wrotnów w gminie Miedzno. To właśnie tego dnia starszy sierżant Kamil Banasiak z posterunku w Miedznie zapoznał się z anonimem, który wpłynął do prokuratora rejonowego w Węgrowie. Kiedy udał się na wskazane w nim miejsce, czyli do gospodarstwa prowadzonego przez rodzinę Gładochów poczuł się jakby dostał obuchem w głowę... Czekały tam na niego szczątki noworodka! Niestety, nie były jedyne... Było ich więcej!
Od pierwszego momentu podejrzaną staje się Lidia - najbardziej prawdopodobna matka nieżyjących dzieci. Jednak nie ma jej w domu, rok wcześniej zostawiła męża i nikt nie wie gdzie się znajduje. Jak dowiadujemy się z narracji Lidii największym bólem tej ucieczki jest tęsknota za piątką dzieci. Jednak złe stosunki z teściową i brak akceptacji spowodowały, że zdecydowała się na ten krok. Chce po prostu przetrwać, gdyby chociaż miała wsparcie w mężu, ale niestety - Adam jest całkowicie podporządkowany matce.
Rodzina Gładochów, mieszkańcy wsi a nawet rodzona matka - nikt nie wierzy w niewinność Lidii. Matka urodziła, matka zabiła. Taka teoria funkcjonuje w ich umysłach. Wieś, w której wszyscy się znają a nie potrafią powiedzieć czy były ciąże, które nie zakończyły się pojawieniem nowego dziecka w rodzinie. Mąż, teść i teściowa twierdzą, że nic nie wiedzą. Mąż nie wie? Spał w jednym łóżku z żoną i nie wie czy jej brzuch stawał się większy?
Zapanowała zmowa milczenia.
Wyrok wydano zaocznie.
Ile tak naprawdę było ciąż? Kto zdecydował o tym, które dziecko przeżyje a które nie? Czy Lidia byłaby w stanie normalnie funkcjonować, przez tyle lat pracować w polu czy zajmować się dziećmi nie mając depresji spowodowanej wyrzutami sumienia po zamordowaniu noworodków?
Jak zmusić winnych do wyznania prawdy? Dlaczego nieme wołanie o pomoc nie zostało usłyszane?
Magdalena Majcher opisała sprawę, która poruszy każdego czytelnika. Która zwróci uwagę na wartości jakimi kierują się ludzie - nie wszyscy tymi właściwymi. To książka, która pokazuje, że nie każda historia jest prosta w odbiorze, w ocenie, w rozwiązaniu. Że nie wszystko jest takie, jakie się wydaje. Człowiek bez wsparcia, odrzucony, sponiewierany, poniżony woli uciec, niż walczyć o to co najcenniejsze - miłość do dzieci.
Autorka doskonale podeszła do tematu - nie tylko pokazała czytelnikowi mechanizmy policyjne czy pracę prokuratorów, ale przede wszystkim opisała emocje targające postaciami w takiej sytuacji. Chwila, gdy na wiejską rodzinę zostaje "zrzucona bomba" w postaci odkrycia szczątków noworodków to moment przełomowy - choć nie w każdym aspekcie i my to właśnie obserwujemy. Nie każdy rozumie powagę sytuacji. Chronią się wzajemnie milcząc a czytelnik widzi ich emocje, uczucia i próbuje zrozumieć podejmowane decyzje.
Dzięki narracji kilkuosobowej jeszcze lepiej możemy ocenić sytuację. Ale czy odkryć prawdę?
Podsumowując - "Małe zbrodnie" to wstrząsająca i pełna emocji historia oparta na faktach. Opowieść, która pokazuje, że nie zawsze wina jest oczywista, nie można oceniać bez dowodów. Przebijając się przez mur milczenia można nieć szczęście i zdobyć na tyle szczątkowe informacje, by na ich podstawie sprawiedliwie osądzić. W książce nie brakuje szerokiej gamy uczuć i emocji - strachu, gniewu, niepokoju, nienawiści, zemsty, jest też szantaż czy poniżanie. Jest zbrodnia a więc wina oraz kara. Jednak czy jest nadzieja na jej wymierzenie? To przytłaczająca tematycznie historia True crime, jednak gorąco polecam ją Waszej uwadze!
"Małe zbrodnie" jako powieść oparta na prawdziwych wydarzeniach, nie jest reportażem, nie znajdziecie w niej zbioru "suchych" faktów z akt i sali sądowej, a jest to pokazana z niezwykłym wyczuciem historia poniżanej kobiety, wykorzystywanej żony, wielokrotnej matki, dzieciobójczyni. Kim i jaka naprawdę była Lidia, bohaterka "Małych zbrodni"? Myślę, że każdy po przeczytaniu tej powieści będzie miał inne odczucia, niż te towarzyszące na samym początku lektury, kiedy to jesteśmy świadkami znalezienia dziecięcych szkieletów. I może zastanowi się, zanim rzuci przysłowiowy kamień w drugą osobę. Bo prawda, podobnie jak życie nie jest czarno-biała, pomiędzy jest wiele odcieni szarości, których w pierwszym odruchu zdajemy się nie dostrzegać, ale one tam są, pytanie, czy kiedykolwiek ujrzą światło dzienne? Czy ktoś będzie chciał zajrzeć głębiej, zanim powie "winny", a potem... zwyczajnie zapomni, aż do wyroku, który skwituje "należało się"?
"Małe zbrodnie" to prócz samego przestępstwa, jego genezy, świadków, śledztwa, powieść napisana z uczuciami, które zostawiają w czytelniku niezatarty ślad.
Tak naprawdę na „Małe zbrodnie” czekałam od momentu, gdy tyko zobaczyłam ich zapowiedź. Dlaczego? Po pierwsze styl autorki jest dla mnie jest genialny, a po drugie… historia została oparta na faktach autentycznych!
Nie skłamię jeżeli powiem, że książkę czytałam z odrobiną lęku i przerażania. Nie dociera do mnie jak można w tak bestialski sposób traktować dzieci. Jak można pozostać obojętnym na wyrządzanie krzywdy. Momentami czytałam książkę i płakałam… Autorka wie jak uderzyć w emocje i jakie historie przedstawiać czytelnikowi. Ma dar do pisania o tym co wydarzyło się naprawdę w sposób chwytający za serce i sprawiający, że po lekturze książkę pamiętamy jeszcze przez długi czas. Pani Magdalena idealnie przedstawiła nam małe, wiejskie, hermetyczne społeczeństwo, gdzie panuje zmowa milczenia. Gdzie ludzie wolą żyć w zgodzie z sąsiadami niż zareagować na ludzką krzywdę. Uświadamia nam jak łatwo my ludzie, czy media potrafimy wydać wyrok nie znając prawdy. Nie patrzymy na to, czy przypadkiem nie doprowadzimy do ruiny czyjegoś życia. Matka urodziła = matka zabiła, czyż nie? Jednak prawda jest bardziej złożona i mroczna niż nam się wydaje. Dlaczego ludzie milczeli? Czy naprawdę nikt nie widział co się tam działo? Czego ludzie się bali? Kto tak naprawdę popełnił zbrodnie? Czy naprawdę życie w zgodzie z sąsiadami jest ważniejsze niż ludzkie istnienie? Na te pytania i na pewno na wiele innych znajdziecie odpowiedź w „Małych zbrodniach”.
„Małe zbrodnie” to powieść wstrząsająca, oparta na prawdziwych wydarzeniach. Jestem pewna, że droga do prawdy, którą przedstawiła nam autorka Was zaszokuje i zaskoczy. Czy polecam? Tego chyba nie trzeba mówić… Oczywiście, że tak! Jak reszta książek autorki, ta także ląduje na mojej TOP liście ❤ Pomimo, że jestem już kilka dni po lekturze książki emocje wciąż są we mnie żywe. Historia nie jest łatwa, jednak warta zapoznania. Skłoni was ona do refleksji i zostawi ślad w waszych sercach oraz pamięci.
Instagram: @k.tomzynska
Rodzina może dawać szczęście, poczucie bezpieczeństwa, wsparcie i siłę, ale też może stać się więzieniem, z którego nie ma ucieczki, toksycznym środowiskiem, pełnym przemocy fizycznej i psychicznej stopniowo zmieniając jej ofiarę w bezwolną, pozbawioną nadziei marionetkę.
Historię takiej właśnie kobiety opartą na prawdziwych wydarzeniach, którymi przed laty żyła cała Polska przedstawia w powieści „Małe zbrodnie” Magdalena Majcher. Premiera tej poruszającej powieści już 26 stycznia.
W małej miejscowości, w której jedynymi przestępstwami było przekroczenie prędkości czy picie piwa pod sklepem, wybucha bomba. Bardzo nośna medialnie zbrodnia - dzieciobójstwo. Oczywistą winną staje się matka zamordowanych noworodków. Łatwo jest wydać wyrok, publiczny lincz nakręcony przez media następuje długo przed wydaniem wyroku przez sąd. Autorka pokazuje nam jednak, że nie wszystko jest tak oczywiste, daje nam spojrzeć na tragedię szerzej i z kilku perspektyw.
Zadaje również pytania o współsprawstwo ojca, którego nikt nie bierze pod uwagę. A przecież nie wydaje się możliwe, by mąż nie wiedział o kolejnych ciążach i porodach swojej żony. I co z otoczeniem? Czy możliwe jest, że wszyscy wiedzieli, albo choć podejrzewali co się w tej rodzinie dzieje i nikt nie zareagował?
Autorka porusza wiele problemów, wzbudzających niemal równie duże emocje co popełniona zbrodnia. Pisze o winie i karze, ale również o tym, co musiało się stać, by do tak makabrycznej zbrodni doszło. O ludzkiej znieczulicy nawet ze strony tych, którzy powinni być największym oparciem.
Czy „mordują ludzie źli”? Wierzcie mi, że po poznaniu pełnej historii dzieciobójczyni, wobec której nie powinno być przecież żadnej litości, targała mną pełna gama emocji z ogromnym współczuciem włącznie. To wstrząsająca i przytłaczająca historia, którą warto poznać, by zrewidować swoje poglądy na pewne sprawy i nie ferować pochopnie wyroków, o które czasem jest tak łatwo.
Fabuła oparta na faktach. Przedstawiona naprawdę dobrze. Warto przeczytać.
Ludzie gadają tylko na błahe tematy, gdy dojdzie co do czego i potrzebne są informacje - wszyscy milczą i nagle nikt nic nie widział. Tak było, jest i będzie - w tej sferze nic się nie zmienia i możemy dostrzec to właśnie w tej powieści, która defakto jest prawdziwą historią.
To trzecia książka, po którą sięgam, a która wyszła spod ręki Magdaleny i najmniej mną wstrząsnęła. To straszna historia, te dzieci nie powinny zginąć w taki sposób. Jednak nie potrafiłam się wczuć w to wszystko. Nie ruszyło mnie to tak jak Finalistka czy Mocna więź.
Cała sprawa wyszła na jaw w 2000 roku i to nie kto inny jak jedna z zamieszanych w to osób napisała anonim żeby wywlec to na światło dzienne. Czemu akurat wtedy? Czemu akurat ten człowiek to zrobił? Policja zrobiła co mogła by mieć jak najwięcej dowodów jednak gdy sprawa ma już blisko dekadę to środki i siły mogą i w tym wypadku nie są wystarczające.
Więź dwojga tych kobiet podchodzi pod toksyczną relację, Lidia nie zna innego życia bo wychował ją despotyczny ojciec więc siłą rzeczy podporządkowała się pod dyktando teściowej pomimo wiedzy, że to złe czyny. Irena to wiekowa kobieta, z wyglądu miła starsza pani a za skórą ma diabła. Nie rozumiem jak można być człowiekiem, który za skórą ma więcej nienawiści niż czegokolwiek innego. Jednych wnuków wychowuje i daje im opiekę, drugich pozbawia możliwości życia jeszcze zanim na dobre się rozwiną. Lata 90te to nie średniowiecze - można by przysiąc, że tej kobiecie podoba się to działanie a przecież mogli by się bez tego obejść gdyby ktoś pomyślał o antykoncepcji, która była już wtedy dostępna. Czy to wyrachowanie? Celowe działanie.
Autorka nie obstawia się po żadnej ze stron, pozostawia, nam, czytelnikom prawo do własnego zdania i to się szanuje.
Czerwiec 2000 roku. Za sprawą anonimowego donosu do Prokuratury wychodzi na jaw makabryczna zbrodnia we wsi Wrotnów w województwie Mazowieckim. Policja odkrywa na jednej z posesji poukrywane szczątki niemowląt w foliowych workach, a ich domniemana matka - Lidia Gładoch rok wcześniej zapadła się pod ziemię pozostawiając męża i sześcioro dzieci. Uciekła do Warszawy. O sprawie natychmiast bardzo chętnie mówią media, jednak najbliżsi i mieszkańcy wsi nabierają wody w usta. Opinia publiczna szybko wydaje wyrok, uznając jej winę za oczywistą. Sama Lidia początkowo nie przyznaje się do winy. Potem zaczyna opowiadać...
O piekle, jakie przeżyła w dzieciństwie. O latach zniewolenia, poniżania, wyszydzania i bicia ze strony męża i teściów, zwłaszcza teściowej Ireny Gładoch. Była niepełnoletnia, gdy już będąc w pierwszej ciąży wyszła za mąż. Od tamtej pory harowała jak niewolnica, prała, sprzątała, orała, doiła krowy. Wychowywała dzieci i rodziła kolejne. Nie znalazłszy pomocy u własnej matki, próbowała popełnić samobójstwo, dwukrotnie poddała się aborcji. Kiedy zachodziła w kolejne ciąże, teściowa ze wstydu, i żeby nie było więcej gęb do wykarmienia, opasywała ją co rano elastycznymi bandażami, aby nie było widać rosnącego brzucha. Wanda rodziła na betonie w piwnicy, kucając, trzymając się rury od kaloryfera, potem Irena gdzieś wynosiła noworodka w foliowym worku, każąc synowej się doprowadzić do porządku i wracać do roboty w pole.
Makabrę trudno opisać. Jeszcze trudniej zrozumieć.
Magdalena Majcher napisała "Małe zbrodnie" inspirując się wstrząsającą, prawdziwą historią. Oczekiwałam od tej książki mnóstwa emocji, które sprawią, że trudno będzie mi przebrnąć przez kolejne strony. Niestety tych trochę mi zabrakło, a przeczytawszy już kilka książek autorki wiem, że potrafi poruszyć najczulsze struny. W tym przypadku zdecydowanie bardziej mnie szokują i bulwersują opisy medialne, które w większym stopniu pokazują to, przez co ta kobieta przechodziła, i dzięki którym łatwiej czytelnikowi byłoby wczuć się w jej sytuację, próbować ją zrozumieć, a nawet jej współczuć. Przez to, iż ich zabrakło książkę czytało mi się automatycznie. Z posłowia wiem też, iż Majcher chciała inspirując się tą historią "wyrazić swój sprzeciw na wszechobecną nienawiść wobec drugiego człowieka oraz na wydawanie wyroków przez media i społeczeństwo, zanim sąd na dobre pochyli się nad sprawą", ponieważ od zawsze ludziom było łatwo, a dziś jest jeszcze łatwiej osądzać czyny innych ludzi, nie znając szczegółów zdarzenia, historii ich życia, albo czytając jedynie nagłówki artykułów w mediach społecznościowych. W tym przypadku okazało się, że są ludzie, którym bez trudu przychodzi znaleźć czyjś słaby punkt, by przejąć nad nim kontrolę i zmusić go do absolutnie wszystkiego, nawet do zabójstwa własnych dzieci. Tę zdolność posiadała Irena Gładoch. Ale umiejętności tę wykorzystywała nie tylko wobec Lidii, ale i innych. Dlatego żałuję, że nie zostało przytoczonych więcej tych ciężkich, ale ważnych doświadczeń. Mimo iż, obie kobiety zostały skazane na karę pozbawienia wolności, tak naprawdę winnych tej makabrycznej zbrodni było więcej.
"Kata czynią z człowieka inni ludzie, choć przecież to zło też nie zaczęło się od nich, oni również dostali je w spadku. Zło jest cierpliwe. Może czekać nawet kilkadziesiąt lat, żeby zebrać plony. Przechodzi z pokolenia na pokolenie, wypatrując najsłabszego ogniwa, które mu się podda, i wówczas zaciera z satysfakcją ręce.".
W moim odczuciu przekaz o kiju, który ma dwa końce trafia do czytelnika. Jak i niezrozumienie zmowy milczenia w tak bulwersującej sprawie. Nie potrafię jednak zrozumieć, dlaczego Prokuratura Okręgowa nie pociągnęła prowadząc śledztwo jednego z istotnych wątków, nad którym zastanawiał się także prokurator rejonowy - tu Sławomir Rybus? Czy jego wyjaśnienie rzuciłoby nowe światło na sprawę, a co za tym idzie również na kwalifikację czynu i wymiar kary? Przez moment nawet współczułam Lidii, ale ten wątek sprawia, iż z tyłu głowy pojawiają się wątpliwości. Z pewnością to miało ogromne znaczenie, niestety na te pytania nie poznajemy odpowiedzi. Co za tym idzie tak naprawdę nie znamy całej prawdy i nie poznamy jej, ponieważ Irena - naprawdę Irmina Ł. nie żyje, natomiast Lidia - Wanda Ł. nie zgodziła się na rozmowę z autorką i nie chce już wracać do tego tematu. Co wstrząsa najbardziej w tej i innych historiach dzieciobójczyń - ojcowie dzieci, jak i mąż Lidii nigdy nic nie wiedzieli o ciąży. Nie zauważali, że żonie rośnie brzuch, a później nagle go nie ma i nie ma też dziecka. Uważali, iż ciąża kobiety, to nie ich sprawa. Nie zadawali pytań. Wreszcie pozostawali niewinni. Aż chciało by się wykrzyczeć - skoro tak, to dlaczego tak łatwo i z taką zaciętością wy, mężczyźni zabraniacie nam, kobietom prawa do legalnej aborcji i dostępu do pigułki "dzień po"?!!
No i na koniec, zastanowić się powinno nad tym, czy przy najcięższych zbrodniach nie powinno obowiązywać prawo odmowy zeznań dla członków najbliższej rodziny? Może warto też raz jeszcze przemyśleć zapis o braku odpowiedzialności karnej za niezgłoszenie zbrodni popełnionej przez bliską osobę?
Z całą pewnością ta powieść mimo kilku zastrzeżeń daje do myślenia. Warto dyskutować na tematy, które nasuwają się po lekturze.
"Małe zbrodnie" to powieść inspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Zawsze podkreślam, że lubię w książkach taki zabieg, gdyż wszystko to, o czym czytam dużo bardziej do mnie trafia, mogę lepiej wczuć się w opisywaną historię.
Tym razem Magdalena Majcher napisała powieść mocną, brutalną, niezwykle autentyczną w przekazie. Najbardziej szokuje wiejska społeczność mazowieckiej wsi Wrotnów. Choć mentalność ludzka powinna już się zmienić, to wielu nadal woli udawać, że niczego nie widzi ani nie słyszy. Ale gdy coś złego się stanie, chętnych do wydawania wyroków nie brakuje. Z łatwością przychodzi im ocenianie drugiego człowieka, tak naprawdę go nie znając.
Temat przewodni, jakim jest dzieciobójstwo został przez autorkę potraktowany z należytą starannością. Wszystko wydaje się tu być od początku do końca przemyślane. Widzimy jak ogromny wpływ na osobę słabą psychicznie może mieć drugi człowiek. Jak przemocą psychiczną, zastraszeniem i groźbami potrafi sprowadzić taką osobę do poddania się, sprawiając że staje się bezwolną marionetką.
Trudno było miło udźwignąć to, co otrzymałam na kartach tej lektury. Nie wyobrażam sobie, aby móc spokojnie żyć samym ze sobą po wydarzeniach, jakie się tu rozegrały. Ale potworów wśród nas nie brak. Potworów, którzy za nic mają poczucie jakiejkolwiek sprawiedliwości, prawdy i zasad moralnych.
"Podejrzewano matkę, nie ojca, bo przecież ojcowie w takich zbrodniach nie uczestniczą. Oni nie widzą powiększającego się brzucha żony, nie słyszą jęków rodzącej i nie pytają, co się stało z dzieckiem. To nie ich sprawa, nie ich problem. Ciąża to przecież taka kobieca rzecz, mężczyźni w niej nie biorą udziału, tak jak i w późniejszej zbrodni."
Podoba mi się podejście autorki do danego tematu. Ona nigdy nie ocenia postępowania, zachowania czy podjętych przez bohaterów decyzji. To wszystko pozostawia czytelnikowi, który sam musi przemyśleć wiele spraw. Nic w tej książce nie jest oczywiste. Znajdziemy w niej wiele niedopowiedzeń i tajemnic.
"Wina wcale nie jest czymś oczywistym. To nie tak, że albo jest, albo jej nie ma. Wina i zbrodnia nigdy nie są czarno - białe."
"Małe zbrodnie" to trudna, szokująca, niepokojąca, pełna bólu i smutku powieść o wołaniu o pomoc i walce o sprawiedliwość. To lektura ukazująca do czego prowadzi bierność, brak zainteresowania i wsparcia. To książka z szeroko rozbudowaną analizą psychologiczną bohaterek. Polecam!
"Małe zbrodnie" są powieścią inspirowaną prawdziwymi wydarzeniami. Dlatego emocje, które mi towarzyszyły podczas czytania były zwielokrotnione w odczuciach. Historia dzieciobójczyni, którą żyła cała Polska ma drugie dno. Na dramat, którego doświadczyła Lidia złożyło się bardzo wiele czynników. Począwszy od doświadczeń wyniesionych z rodzinnego domu, po dramat, który rozgrywał się przez wiele lat w małżeństwie Lidii i Andrzeja. Autorka relacjonuje wydarzenia krótko i treściwie sprawiając, że to czytelnik ma sam dokonać wyboru, kto jest dobry a kto zły. Jednakże w tej historii nie ma zero jedynkowych postaci. Na wybory dokonywane przez bohaterów miało wpływ wiele czynników. Czytając o przebiegu śledztwa, wielokrotnie łapałam się na tym, że całe postępowanie było bardzo utrudnione. Zmowa milczenia, która panowała w rodzinie od wszelkiej biedy można zrozumieć, bo to co dzieje się w domu ma w nim pozostać. Nie należy o tym mówić obcym i tej zasady trzymała się Lidia oraz jej rodzina. Jednakże niezrozumiałe jest milczenie mieszkańców wsi i udawanie, że nie wiedzieli, że źle się dzieje u Gładochów. Tak uważa wiele osób, dlatego pomoc osobom krzywdzonym jest bardzo trudna. Jeżeli ofiara przemocy sama nie zacznie zmieniać swojego losu, to nikt nie będzie w stanie pomóc.
Lata dziewięćdziesiąte. Na wrocławskim osiedlu dochodzi do ataku nożownika. Ranni zostają mężczyzna oraz kobieta, która stanęła w jego obronie. Kobieta...
Ewelina pragnie tylko jednego - zostać matką. Niestety, los nie daje jej takiej możliwości. Razem z mężem decydują się na adopcję. Jednak kiedy na ich...
Przeczytane:2022-05-09, 2022,
Małe zbrodnie to wstrząsająca historia.
W małej wiosce pod Mazowszem na strychu w jednym z domostw odnalezione zostają kości noworodków. W wiosce gdzie jest jedna ulica i dwa sklepy spożywcze, gdzie każdy każdego zna, gdzie panuje zmowa milczenia nikt nie wiedział, nikt nie widział, nikt nie słyszał. Podejrzenie pada na matkę Lidię, która porzuciła swoją rodzinę, pracuje na czarno w Warszawie. Sama zgłasza się na policje, kiedy sprawa zostaje nagłośniona przez media. Po przesłuchaniu zostaje tymczasowo aresztowana. Kto zabił malutkie dzieci? Czy to tylko Lidia dokonywała tych makabrycznych zbrodni?
Historia jest mocna i wstrząsająca, ale opisanie jej przez Panią Magdę już tak mocne nie jest.
Jak dla mnie w tej książce panuje "susza emocjonalna" . Obyczajówka podzielona na głosy, zabrakło mi relacji między bohaterami. Przez brak relacji jesteśmy jakby obok historii, nie odczuwałam wstrząśnięcia, strachu, nic...
Mówi się wiele o znęcaniu się psychicznym teściowej nad synową ale brak jakiegokolwiek przykładu czy relacji między tymi postaciami.
Po drugie podzielenie na głosy historii, powoduje że główny wątek czasami zanika, dowiadujemy się jak jeden policjant musi zrezygnować z wakacji rodzinnych przez pracę, dowiadujemy się jak młoda dziewczyna po studiach jest niedoceniana przez swoich rodziców. Takich wątków pobocznych, które są mgłą dla wątku głównego jest wiele.
Książka dobra ale bez fajerwerków.