To Kredziarz podsunął dwunastoletniemu Eddiemu pomysł, by porozumiewać się z przyjaciółmi za pomocą rysunków kredą. To był ich kod, do czasu gdy symbole doprowadziły ich do ciała dziewczynki. Wtedy zabawa się skończyła.
Trzydzieści lat później Ed dostaje kopertę. Znajduje w niej tylko kawałek kredy i rysunek człowieka z pętlą na szyi. Zdaje sobie sprawę, że gra sprzed lat nigdy się nie skończyła...
Książka w formie audiobooka w interpretacji Marcina Hycnara.
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 2018-06-20
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Czyta:
Tytuł oryginału: Th Chalk Man
Znacie autorów, którzy w swoich książkach budują niesamowity klimat, nie dając o sobie zapomnieć przez długi czas? Dla mnie od zawsze takim autorem był Stephen King i Graham Masterton, a od niedawna do tej dwójki dołączyła C. J. Tudor.
Kredziarz to moje drugie spotkanie z autorką, równie udane, a nawet nie wiem czy nie lepsze niż w przypadku "Innych ludzi". Historia przedstawiona w książce wciąga od samego początku, z każdą przewracaną stroną ciekawość i chęć bliższego poznania bohaterów rośnie i nawet po jej odłożeniu nie daje o sobie zapomnieć. A ja takie historie lubię najbardziej.
W małym miasteczku, gdzie każdy zna każdego dochodzi do makabrycznej zbrodni. Na jej ślad wpada grupa przyjaciół, będących jeszcze dziećmi, a na miejsce zbrodni prowadzą ich rysunki wykonane kredą. Po latach kredowe rysunki powracają, a wraz z nimi trauma z dzieciństwa. Więcej fabuły zdradzać nie będę, żeby nie odbierać Wam przyjemności z czytania.
Mamy rok 1986. Dwunastoletni Eddie spędza dnie z paczką swoich przyjaciół wałęsając się po miasteczku lub spędzając czas w lesie. Gdy zaczynają zabawę z rysowaniem obrazków kredą nawet nie przypuszczają, że pewnego dnia te kredowe rysunki zaprowadzą ich do… ciała młodej dziewczyny.
Po trzydziestu latach Eddie otrzymuje tajemniczy list z kredowym obrazkiem. Co on oznacza? Co zwiastuje ta wiadomość? Do czego doprowadzi nagły przyjazd dawnego przyjaciela?
Czy jest jeszcze osoba, która nie czytała tej książki? Czekała trochę na swoja kolej, ale @aleksandra22510 tak zachwalała, że nie wytrzymałam i się skusiłam. Przyznaję Ci rację, że to jest świetna książka.
Przez całą lekturę czułam zainteresowanie, byłam ciekawa kolejnych wydarzeń. Pisałam już nie raz, że uwielbiam, gdy przeszłość przeplata się z teraźniejszością. Taki zabieg buduje napięcie i odpowiedni klimat. I tak też stało się i tym razem. Na jaw wychodzą kolejne fakty uświadamiając czytelnika, że każdy kolejny bohater może mieć motyw.
Według mnie ten debiut zasługuje na uwagę. Z przyjemnością sięgnę po kolejne książki autorki.
Książka pt. ''Kredziarz'' autorstwa Pani C. J. Tudor to według mnie wyjątkowo skonstruowany jak na ten moment kryminał, gdyż już od samego początku powiewa w nim mocną grozą.
Akcja tego kryminału toczy się, gdy występujący w nim bohaterowie mają po dwanaście lat i są rówieśnikami poznającymi smak przyjaźni i spędzenia ze sobą wspólnego czasu.
Każdy z przedstawionych w tym kryminale bohater posiada swój indywidualny, charakterystyczny oraz tajemniczy charakter, który to przyczynia się do tego, aby Czytelnik z każdą czytaną stroną mógł poznać go i wyrazić opinię o nim.
Według mnie autorka w bardzo interesujący sposób nakreśla zarys świata ludzkiej osobowości oraz nie zapomina o tym, że poczucie strachu czai się właściwie z każdej strony, czasie i w miejscu, w którym to znajdują się opisywani przez nią bohaterowie.
Gdy zapoznawałam, się z główną całościową treścią zamieszczoną w różnorodnych od siebie odstępstwach czasowych to zastanawiałam się, jak bardzo wydarzenia sprzed trzydziestu lat mogą wpłynąć na zmianę losów tych ludzi, a jedynie tylko na wolności pozostaje zabójca, który to prowadzi grę, a może tylko ucieka, przed czymś posługując się jedynie za pomocą kredy oraz rysunków.
Spodobała mi się tutaj w tym kryminale postać głównego bohatera Eddiego, który to zachowując, w pamięci niełatwe dla niego wspomnienia sprzed trzydziestu lat mógł podzielić się swoimi osobistymi uwagami, co wówczas czuł i jak wyglądało to z jego perspektywy czasowej przebieg tych nieszczęsnych dla dwunastoletniej grupy dwunastoletnich dzieciaków wydarzeń.
Ujęły mnie szczególnie teksty dialogowe, w których to momentami można było łatwo wywnioskować z nich, jacy są naprawdę koledzy Eddiego, ale nie ukrywam tego, że wiało mocną grozą, gdyż nie zawsze potrafili oni zrozumieć siebie nawzajem.
Tajemnicze role w tym kryminale stanowili, jak dla mnie rodzice tychże dwunastoletnich dzieciaków, przez co stracili, u mnie na takim określiłabym to poczuciu zaufania do nich oraz na autorytecie, który jest ważny dla dorastającego nastolatka.
Dla mnie jako Czytelniczki przeczytanie tego rodzaju literatury z zakresu kryminologii to prawdziwe nie lada wyzwanie, w którym to na dany moment przenoszę się w świat pełen mocnej niepewności jutra oraz walki o to, aby móc w stanie przekonać o tym, czy można, zachować zimną krew mając, to na względzie, że kiedyś przeszłość sprzed lat da o sobie zapomnieć bądź też nie.
Spodobała mi się twórczość Pani C. J. Tudor ze względu na to, że posiada ona niezwykłą umiejętność stworzenia nowej gatunkowo tematyki, w której ja jako jej odbiorca nie domyślam się, jak się zakończy przebieg wydarzeń sprzed trzydziestu lat, mając, to na uwadze kim jest osoba ukrywająca się pod nadanym książce tajemniczym tytule.
Wydawnictwu Czarna Owca dziękuje za podarowanie mi do zrecenzowania egzemplarza książki pt. ''Kredziarz'' autorstwa Pani C. J. Tudor.
Debiut autorstwa Pani C. J. Tudor uważam za udany.
Polecam przeczytać ten kryminał.
Zacznę może od tego, o czym tak właściwie jest ta książka.
Dwunastoletni Eddie spędza beztroskie wakacje razem ze swoją paczką przyjaciół. W pewnym momencie wakacje stają się monotonne, a przyjaciele nie mają za bardzo pomysłu, co ciekawego zrobić. Kredziarz podsuwa Eddiemu pomysł, żeby porozumiewał się ze swoją paczką za pomocą kredowych rysunków. Każdy z nich ma przypisany swój kolor kredy i dzięki temu rozpoznają, kto i co chciał przekazać. Jednak pewnego dnia rysunki doprowadzają ich do ciała dziewczyny. Trzydzieści lat później, Eddie otrzymuje przesyłkę, w której znajduje kredę i rysunek przedstawiający wisielca. Zdaje sobie sprawę, że gra sprzed lat nigdy się nie skończyła.
Głównym bohaterem Kredziarza jest właśnie Eddie. Chłopak inteligentny, przyjacielski, ale momentami wychodzi z niego prawdziwy łobuz. Tak mogłabym opisać tego sympatycznego dwunastolatka. Jednak Eddie starszy o trzydzieści lat jest dość zamkniętym w sobie i aspołecznym mężczyzną, który lubi od czasu do czasu zajrzeć do kieliszka i pracuje jako nauczyciel języka angielskiego. Jeśli ktoś kazałby mi wybierać, którą wersję tego bohatera wolę, zdecydowanie wybrałabym wersję nastoletnią. Dlaczego? Jako mężczyzna w średnim wieku, ten bohater wydał mi się ponury i taki nieprzyjazny, oczywiście w pewnych momentach wychodziła jego nieporadność, co szczerze mówiąc, jeszcze bardziej mnie odrzucało.
Fabuła tej powieści bardzo mnie zainteresowała i sprawiła, że aż chciałam przeczytać tę książkę. Szczerze mówiąc, spodziewałam się czegoś bardzo wciągającego, czegoś, co zmrozi mi krew w żyłach i sprawi, że nie będę w stanie myśleć o niczym innym. No, ale niestety. Coś tutaj między nami nie zagrało.
Na początek, muszę stwierdzić, że autorka bardzo dobrze wykreowała bohaterów. Każdy z nich miał swoją własną cechę charakterystyczną oraz sposób bycia. Jednak na największe brawa zasługuje tutaj atmosfera, która towarzyszyła mi podczas lektury. Czytaliście kiedyś Letnią noc Dana Simmonsa? Tam była taka dusząca atmosfera, która przyprawiała o ciarki, ale jednocześnie zwiastowała dużą tajemnicę. W przypadku Kredziarza było identycznie, z tą tylko różnicą, że ta duża tajemnica nie była znowu aż tak duża. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że końcówka prawie w ogóle mnie nie zdziwiła. Chyba gdzieś podświadomie wiedziałam, co się wydarzy.
Fajne jest to, że historia Eddiego i jego przyjaciół została opowiedziana tak jakby na dwa różne sposoby. Rozdziały na przemian przedstawiają wydarzenia z 1986, kiedy główny bohater miał dwanaście lat, oraz z roku 2016, czyli trzydzieści lat później. Moim zdaniem dzięki temu udało się autorce wprowadzić do tej historii właśnie takiego klimatu, który wpłynął na komfort czytania zdecydowanie pozytywnie.
Wiem, że wszystko, co tutaj napisałam, stawia tę pozycję w dość jasnym świetle, jednak mimo tych wszystkich zalet, między mną a Kredziarzem nie zaiskrzyło. Najbardziej zawiodło mnie właśnie zakończenie tej powieści. Wydało mi się zbyt przesadzone i przywodziło na myśl jakiś horror klasy B.
Hm, sama nie wiem teraz jak zakończyć tę recenzję. Z jednej strony pozycja ta ma dużo zalet, ale mam wrażenie, że marne zakończenie niweluje większość z nich. Czuję się zawiedziona i odczuwam niedosyt, ponieważ autorka mogła pokierować tę akcję w inny sposób, dzięki czemu historia zyskałaby na jakości.
Jeżeli jednak lubicie thrillery, to możecie śmiało sięgnąć po Kredziarza. Nie spodziewajcie się jednak po nim czegoś odkrywczego. Dla mnie jest to pozycja, która ma odprężyć i na chwilę zająć czymś głowę, ale nic więcej.
Spróbujmy przypomnieć sobie zabawy w dzieciństwie. Czy rysowanie kredą po ulicach, chodnikach czy nawet murach nie było wielką frajdą? Kiedyś porozumiewaliśmy się między sobą za pomocą liścików, imitowanego telefonu lub po prostu przywoływaliśmy kolegów na podwórku wysokim tonem swojego głosu. Możliwości było wiele. Wystarczyło odkryć taką, którą zaakceptowano w grupie...
Kredziarz już na kilka miesięcy przed swoją premierą stał się hitem. Powstało wiele przedpremierowych recenzji, a także deklarowanych chęci przeczytania książki. W czym tkwi fenomen powieści C.J. Tudor? Na pewno znaczenie ma pomysł na wydarzenia opisane w książce, ciekawy suspens oraz tytuł. Na pewno szokujące jest też, że to zaledwie pierwsza powieść tej autorki, a już zdołała wywołać taki rozgłos i zaintrygowanie.
Dzięki akcji wydawnictwa Czarna Owca promującego Kredziarza, udało mi się zdobyć egzemplarz przedpremierowo.
W książce mamy akcję obejmującą czasy współczesne oraz wcześniejsze, tj. 30 lat wstecz. Takie miksowanie wydarzeń jest ciekawe i ma swój ukryty cel. Przełomową chwilą dla grupy przyjaciół (Eddie, Gav, Mickey, Hoppo, i Nicy) staje się odnalezienie fragmentów zwłok podczas niewinnej przejażdżki rowerowej. A może wcale nie była taka niewinna? Od tego momentu dzieciaki zaczynają komunikować się ze sobą za pomocą kredowych ludzików, gdzie każdy ma swój przypisany kolor. Całą historię poznajemy z perspektywy Eddie'go, który przekazuje nam zagadki swojego dzieciństwa...
Kiedy wydaje się, że wszystko ucichło... po wielu latach niewyjaśnione sprawy wracają ze zdwojoną siłą. To interesująca, nade wszystko wciągająca i niepozwalająca zamknąć książki historia. Lata 80. sprawiają, że nabiera ona specyficznego klimatu. Można w pewien sposób przenieść się do tamtych czasów, poniekąd przypomnieć sobie swoje dzieciństwo...
W pewnym momencie każdy staje się podejrzany, a końcówka na pewno wywołuje niemałe zaskoczenie. Niektóre wydarzenia okazują się zupełnym przypadkiem, a inne wręcz odwrotnie. Kto jest mordercą? Nic nie jest czarno-białe. Bez wątpienia to kryminał z prawdziwego zdarzenia, którego długo poszukiwałam w gąszczu thrillerów stricte psychologicznych.
Kredziarz to przyjemna lektura, ale czy zasługuje na aż tak wielki rozgłos? Oceńcie sami. Warto przeczytać!
Fantastyczny thriller!
Wszystko w tej książce porywa i zachwyca, od samego początku. Ba!, od pierwszego wzięcia książki do ręki i od złudzenia, że okładkowy rysunek został nakreślony kredą... Do tego pochwalne opinie z okładki, na czele z tą, ktora porównuje "Kredziarza" do "To" Stephena Kinga :) ...
Porównania do kultowego dzieła Mistrza nie wzięły się znikąd, o nie! To jeszcze nie ten poziom (Mistrzowi w końcu nie dorówna przecież nikt!), ale sama historia działa na wyobraźnię, trzyma w napięciu i - jestem o tym przekonany - King na pewno był tutaj dla autorki inspiracją :) Podobieństw mamy tu bowiem do "To" mnóstwo... Grupka dzieciaków w nudnym miasteczku, zbrodnia, przeskok czasowy do momentu, w którym w miejsce dzieci pojawiają się dorośli, powrót koszmaru sprzed lat... :)
Nowym - w porównaniu do Kinga - i szalenie fajnym elementem w tej opowieści jest... kreda. Dzieciaki z 1986r. posługiwały się nią tworząc swój własny kod do porozumiewania się. Jeden z takich rysunków doprowadził dzieciaki do ciała dziewczynki... Mijają lata, jeden z grupki przyjaciół dostaje rysunek nakreślony kredą... Znów ktoś ginie, a koszmar powraca... Super! :) Coś takiego czyta się fantastycznie, takich lektur nigdy nie jest i nie będzie mi mało :)
Fantastycznie w "Kredziarzu", poza samą historią, wygląda aspekt psychologicznego nakeślenia bohaterów. Każdy z nich ma swoje rozterki, własne wewnętrzne strachy, każdy nosi brzemię wydarzeń sprzed lat... Na każdego wpłynęło to niezaprzeczalnie w jakiś sposób, na każdego jednak trochę inaczej. C. J. Tudor nakreśla nam na kolejnych stronach te portrety psychologiczne i, muszę przyznać, bardzo dobrze jej to wyszło. Łączą się one spójnie z całą fabułą, przez co książkę czyta się jeszcze lepiej :)
A kim jest tytułowy Kredziarz?... Nie powiem ;) ... Ale zawiedzeni nie będziecie, oj nie! :) Zakończenie tej książki zaś zostanie z Wami, podejrzewam, na dłuższy czas w Waszej pamięci. Ja zaś z niecierpliwością będę czekał na kolejne książki C. J. Tudor ("Kredziarz" to, wyobraźcie sobie, jej debiut!; niesamowite :) - jeśli debiut jest tak dobry, to co będzie dalej? ... :) ).
Bawcie się dobrze! Polecam :) :)
Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za egzemplarz recenzencki.
Recenzja znajduje się także na moim blogu:
https://cosnapolce.blogspot.com/2018/05/kredziarz-cj-tudor.html
"Nie zawsze definiują nas nasze osiągnięcia, bywa, że ważniejsze są zaniedbania. Nie tyle kłamstwa, ile prawdy, które postanowiliśmy przemilczeć."
Po pozytywnych opiniach o tym thrillerze, jakie napotkałam podczas wędrówek po książkowych blogach, mocno nakręciłam się, aby ta przygoda czytelnicza stała się też moim udziałem. Lecz zawiodłam się, książka nie spasowała się z moimi oczekiwaniami, nie podziałała na wyobraźnię, nie wywołała pożądanych dreszczy emocji. Przez większą część powieści nudziłam się, a dobrą przyjemność z zagłębiania się w scenariusz zdarzeń odczuwałam dopiero na ostatnich stu stronach.
Pomysł na intrygę uważam za udany, sprytnie splątane nici półprawd, kłamstw i zmyłek, do ostatniej chwili nie wiadomo, jak faktycznie przedstawia się prawda, kto jest czarnym charakterem, w jaki sposób zinterpretować dowody, które podpowiedzi uznać za znaczące, a które odrzucić jako sztuczkę zaciemniania spraw. To sposób poprowadzenia akcji nie przemówił do mnie, zabrakło mi charakterystycznego dla tego gatunku napięcia, trzymania czytelnika w niepewności, błyskotliwego angażowania w snucie przypuszczeń i domysłów. Wszystko działo się jakby wokół mnie, obok mnie, nie poruszyło emocjonalnie, nie wywołało niecierpliwego przerzucania stron, aby poznać niespodzianki czekające dalej, nie zaiskrzyło.
Przypuszczam, że takie odczucia spowodowane mogą być tym, że autorka nie do końca przemyślała potrzeby odbiorcy przybliżanej historii, jakby nie mogła zdecydować się, czy pisze dla młodego czy starszego czytelnika. Były momenty, kiedy wydawało mi się, że już złapię właściwy rytm czy podążę w odpowiednim kierunku klimatu, aby za chwilę zdać sobie sprawę, że myślami jestem daleko od fabuły, śledzę ją w drugim, a nie w pierwszym planie. Może to kwestia prowadzenia narracji w dwóch płaszczyznach czasowych przy nieprzekonującej kreacji kluczowej postaci. Połowa lat osiemdziesiątych dwudziestego wieku i dwa tysiące szesnasty rok. Główny bohater jako dwunastoletni chłopak i jako dojrzały mężczyzna, ale jego spojrzenie na otaczający go świat i ludzi, a także dawne mroczne tajemnice, których tu nie brak, pozostają bez zmian.
Anderbury, wymarzone miejsce do zamieszkania, ciekawie krajobrazowo ulokowana miejscowość i spowita przyjaznymi więzami lokalna społeczność. Ale to tylko pozory, bo zło zaczyna coraz śmielej poczynać sobie wśród mieszkańców, nagle nie wszystko zaczyna do siebie pasować, odzywają się animozje i antypatie. W typowe dla nastolatków życiowe problemy autorka wplotła tragiczny wypadek w lunaparku, brutalne morderstwo dziewczynki, niedające o sobie zapomnieć koszmary, nakręcające się skandale i plotki, a także przyjaźń, która wydaje się nie przetrzymać próby czasu i dramatu wydarzeń. Jednak to znaki i symbole rysowane kredą, wszechobecne, raz niewinne i nieszkodliwe, a kiedy indziej złowieszcze i zatrważające, przejmują stery opowieści, właśnie od nich wszystko zaczyna się, narzucają reguły gry, i wszystko też na nich kończy się.
bookendorfina.pl
"To jedna z tych zbrodni, które ludzi fascynują. Było w niej wszystko: nieco dziwaczna główna postać, tajemnicze rysunki kredą i makabryczne morderstwo."
Rok 1986. Eddie mieszka w zwykłym angielskim miasteczku. Spędza czas wraz z przyjaciółmi jak na dorastających nastolatków przystało, jeżdżąc na rowerach, budując bazy w lesie, po prostu dobrze się bawiąc. Mają swój własny kod, polegający na rysowaniu kredą ludzików. Pewna dnia "droga oznaczona kredowymi rysunkami" prowadzi ich do... ludzkich zwłok.
Rok 2016. Eddie i jego przyjaciele z dawnych lat otrzymują tajemnicze listy, napisane ich dawnych kredowym kodem. Pewnego dnia jeden z nich ginie w niewyjaśnionych okolicznościach...
Lekki kryminał, którego akcja biegnie dwutorowo. Dzięki temu krok po kroku możemy odkrywać tajemnice sprzed lat. Ożywają koszmary i dawne wspomnienia, o których większość z bohaterów wolałaby zapomnieć. Wisienką na torcie okazało się być zakończenie, szokujące i nieprzewidywalne, na pewno nie jeden Czytelnik miał trudność z rozwiązaniem zagadki. Okładka z pozoru niewinna, ale skrywająca wiele sekretów.
Mam wrażenie, że ostatnio nastała moda na umiejscowieniu akcji w lat '80, ale absolutnie mi to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie, jestem zachwycona!
Udany debiut o sile przyjaźni, która nawet po wielu tragicznych w skutkach wydarzeniach, potrafiła przetrwać.
Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca.
30 lat temu Eddie i jego banda odkryli w lesie zwłoki kobiety. Choć ujęto podejrzanego, sprawa nigdy nie została do końca wyjaśniona. Dziś, za sprawą niepokojących wiadomości, do Eda powracają wspomnienia. Czy jemu i jego dawnym przyjaciołom grozi niebezpieczeństwo?
„Kredziarza” mocno promowano już na kilka tygodni przed premierą. Zapowiadano wielki hit. Obiecywano świetny kryminał. Ile jednak z tych obietnic faktycznie otrzymało pokrycie? Ich z tych okładkowych zapewnień nie okazało się zwyczajnymi marketingowymi sztuczkami?
Jako fanka mrocznych gatunków, do jakich niewątpliwie należą kryminały i thrillery, nie mogłam przejść obojętnie obok tego tytułu. Wszystko wskazywało na to, że to powieść, która zatrzęsie światem tych, którzy cenią budzącą grozę fabułę, zwroty akcji i tajemnice sprzed lat. Zabrałam się zatem za nią z wielkim apetytem i ogromnymi nadziejami, nawet nie dopuszczając do siebie możliwości, że coś może pójść nie tak. Muszę przyznać, że od początku czytało mi się świetnie, a lekturę pokonałam błyskawicznie, w czym pomogło kilka sprawdzonych trików.
Pierwszy z nich to narracja pierwszoplanowa. Przyznam szczerze, że uwielbiam taki sposób przedstawienia historii i moim zdaniem trzeba się bardzo postarać, by sobie z nim nie poradzić lub by taka opowieść nie zaintrygowała czytelnika. Tudor naprzemiennie korzysta z głosu nastolatka i dojrzałego mężczyzny, kolejno przedstawiając fakty z przeszłości i bieżące wydarzenia. Eddie opowiada ciekawie, dzieli się z nami swoimi tajemnicami, wyjawia skryte na dnie serca sekrety. Jego słowa płynnie przechodzą z dziecięcej opowieści w historię mężczyzny po przejściach. Wszystko się odpowiednio układa, czyta się szybko i przyjemnie.
Podział rozdziałów na teraz i wtedy sprawia, że fabuła nabiera barw i przykuwa uwagę. Czytelnik zostaje zachęcony do odkrywania kolejnych zagadek, nakręca się go do utrzymywania tempa autora, do skupienia na lekturze i poświęcenia jej całego wolnego czasu. Kiedy czytam powieści skonstruowane w ten sposób praktycznie zawsze pochłaniam je z wielka niecierpliwością, pragnąc przekonać się, które fragmenty zrobią na mnie większe wrażenie oraz czy okażą się one na równi interesujące. „Kredziarz” to świetne połączenie tego co tu i teraz z tym, co miało miejsce przed 30 laty. Historia oparta na tajemnicach, przekłamaniach i półprawdach.
Powieść przeczytałam z wielkim zapałem także dzięki bohaterom. Autor wykreował sylwetki postaci w sposób wiarygodny, zarysował je na tyle realistycznie, by u czytelnika wywołały konkretne i silne emocje. Bohaterzy się zmienili, a my poniekąd staliśmy się świadkami tych metamorfoz. Jednych polubiliśmy bardziej, inni wywołali w nas raczej złość, melancholię czy gorycz, z pewnością jednak nieprędko o nich zapomnimy. Podoba mi się fakt, jak zostali oni dopasowani do tła wydarzeń oraz jako to tło ich zmieniło.
Jedna rzecz natomiast nie daje mi spokoju i nie mogę tego przemilczeć. Właściwie w żadnym momencie nie poczułam napięcia, które autor usilnie próbował zbudować. Nie jestem pewna, z czego dokładnie to wynika. Historia okazała się interesująca, dość mroczna, obsiana tajemnicami, a i zwroty akcji miały miejsce. Wiarygodne postacie, klimatyczne miejsca, sporo przestrzeni dla wyobraźni. Zapowiada się niesamowicie, prawda? A jednak czegoś mi zabrakło. Nie poczułam dreszczyku, nie doświadczyłam silniejszych emocji, atmosfera nie okazała się przesadnie duszna. Czytało mi się świetnie i tyle. Dziękuję, odkładam na półkę, zapominam.
„Kredziarz” to książka bardzo dobra, ale nie mogę nazwać jej dobrym kryminałem czy thrillerem. W moim odczuciu to raczej powieść obyczajowa z mroczną nutką. Fabuła zbudowana została wokół zastanawiających wydarzeń, ale nie wywołuje napięcia. To trochę jak telewizyjny program „Czy boisz się ciemności?”- w podstawówce robił wrażenie, ale teraz już wiem, że nie było się czego bać.
Piątka dzieciaków z małego miasteczka znalazła ciało młodej dziewczyny. Policja ustaliła sprawcę i zamknęła śledztwo, choć o zbrodni mówiono jeszcze długo. 30 lat później Ed dostaje kopertę z rysunkiem wykonanym kredą, bardzo podobnym do tych, które tamtego dnia zaprowadziły jego i przyjaciół do zamordowanej nastolatki. Koszmar dzieciństwa powraca, a Ed zaczyna się obawiać, że wszystkie sekrety ujrzą światło dzienne – w rzeczywistości zagadka zabójstwa nigdy nie zostało rozwikłana.
Klimat tej książki przywodzi na myśl „To” Stephena Kinga czy też jeden z najpopularniejszych seriali ostatnich lat, „Stranger Things”. „Kredziarz” jest co prawda pozbawiony wątków paranormalnych, jednak tutaj również mamy do czynienia z przerażającymi tajemnicami i kilkorgiem dzieci, które muszą się z nimi zmagać. Znacząca część fabuły rozgrywa się w latach 80. XX wieku, kiedy 12-letni Eddie, wraz z czwórką rówieśników, spędza spokojne dzieciństwo, dopóki lokalną społecznością nie wstrząsają tragiczne wydarzenia. Na przemian możemy śledzić to, co miało miejsce przed trzydziestu laty, jak i czasy współczesne, w których dorosły już Ed musi się zmierzyć z demonami przeszłości.
Szczerze mówiąc spodziewałam się po tej książce czegoś innego. Właściwie nie mam jej wiele do zarzucenia: autorka pisze wciągająco, a przede wszystkim doskonale wczuwa się w głównego bohatera. Nawet bez daty na początku rozdziału zorientowałabym się, gdzie przeniosła mnie akcja, bo dorosłego Eda nie da się pomylić z tym nastoletnim – to ten sam człowiek, ale dojrzalszy, inteligentniejszy, rozumniejszy. Doceniam, że ten upływ lat jest widoczny również w kreacji tej postaci, bo trochę się obawiałam, że narracja w obu perspektywach nie będzie się niczym różniła. Co więcej, poszczególne fragmenty znakomicie się uzupełniają i tworzą pod koniec spójną całość; jestem pod wrażeniem, że książka została tak dobrze zaplanowana i zrealizowana. Kompozycja wydaje się naprawdę logiczna i poukładana.
Atmosfera niewielkiego miasteczka została oddana niezwykle pieczołowicie: z czasem te wszystkie uliczki stają się znajome również dla samego czytelnika i mimo że niepokój rośnie, można się tam zadomowić. Ponadto autorka nie skupiła się wyłącznie na motywie niewyjaśnionych śmierci, co błyskawicznie zmieniłoby książkę w thriller, jakich już wiele – zamiast tego mamy świetnie zarysowane tło społeczno-obyczajowe, dzięki któremu zostają poruszone takie tematy, jak aborcja czy choroba Alzheimera. Żaden z tych wątków nie narzuca się odbiorcy i nie przysłania motywu przewodniego; zamiast tego dodają mu kolorytu i sprawiają, że historia staje się jeszcze pełniejsza.
Mimo wszystko „Kredziarz” nie ucieka od utartych schematów. Już na samym wstępie wymieniłam dwa tytuły, z którymi łączą go pewne podobieństwa. Poza tym, chociaż poszczególne elementy są odkrywane stopniowo, a najlepsze zostało ujawnione dopiero na koniec, nie mogę powiedzieć, żebym była przesadnie zszokowana. To było coś w stylu „aaa, no tak” – wszystko się zgadzało i nie budziło moich wątpliwości, a jednak czekałam na coś bardziej zaskakującego. Akcja zdawała się prowadzić do niesamowitego punktu kulminacyjnego, który pozostawiłby mnie bez słowa, a choć nie obyło się bez kilku punktów zaskoczenia, zakończenie było nieco na siłę. Zupełnie jakby autorka bardzo chciała wytrącić czytelnika z równowagi, a tymczasem zaserwowała coś, co może było ciekawym rozwiązaniem, ale po dłuższym przemyśleniu całkiem oczywistym. Obawiam się zatem, że wielbiciele sensacji i niesamowitych zwrotów akcji mogą się zawieść; co, oczywiście, nie zmienia faktu, że finał jest bardzo dynamiczny i pełen emocji.
Świat przedstawiony działa jak dobrze naoliwiony mechanizm: bohaterowie są różnorodni i bardzo prawdziwi, a fabuła trzyma się ustalonej z góry linii, przez co nie ma możliwości, żeby się zgubić czy ulec wrażeniu chaosu. Miejsce akcji niby pozostaje prawie cały czas to samo, jednak trudno tutaj mówić o nudzie. Właśnie to sprawia, że mam tak mieszane uczucia względem tej powieści – technicznie wszystko tutaj zagrało, a jednak wydaje mi się, że potencjał tej historii był jeszcze większy.
Kto wysłał Edowi kredowy rysunek? Kogo właściwie nazywano „Kredziarzem” i co się z nim stało? I jaką rolę w tym wszystkim odegrał pewien pierścionek? W trakcie czytania kolejne pytania się mnożą, a C.J. Tudor nie pomija żadnego z nich i wyczerpująco na nie odpowiada. Powieść nie należy być może do szczególnie odkrywczych czy oryginalnych, ale pozostaje dobrym thrillerem, w którym w trudy dorastania wkrada się okrutne morderstwo i wypadki, na które nikt nie może mieć wpływu. A już na pewno nie banda 12-latków, uwikłanych w coś, co na długie lata położyło się cieniem na ich życiu.
Akcja powieści jest prowadzona na dwóch płaszczyznach czasowych 1986 i 2016. W przeszłości główny bohater ma dwanaście lat i spędza wakacje z paczką przyjaciół. Dla urozmaicenia porozumiewają się za pomocą znaków rysowanych kredami. Pewnego dnia tajemnicze symbole doprowadzają ich do zwłok. W teraźniejszości demony przeszłości zaczynają się odzywać. Czy sprawa sprzed lat rzeczywiście została wyjaśniona? Czy prawdziwy winowajca dostał zasłużoną karę?
Ta książka wyskakiwałam mi po prostu wszędzie! Jej wydanie bardzo przyciąga uwagę, tak samo jak opis. Tylko czy nie przypomina ona innej historii? Powiem szczerze, że mi na początku skojarzyła się z To Stephane Kinga, ale niepotrzebnie, bo ta powieść jest cudna bez tego!
Historia od samego początku nie jest jednoznacznie ukierunkowana. Rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych, dlatego informacje o wydarzeniach z przeszłości zostają nam dawkowane. Dla mnie to było świetnym zabiegiem, ponieważ mogłam rozmyślać i tworzyć teorie, co się tam tak naprawdę wydarzyło i kto może być winny. Każdy z paczki przyjaciół miał swoje tajemnice, które dopiero z czasem wyszły na jaw.
Bohaterowie są różnorodni i każdy jest inny. Wydaje mi się, że nie było jakoś postaci, która szczególnie by się wyróżniała, chociaż może Wielebny. Przypadli mi do gustu, jednak jak wspominałam, nie wyróżnili się niczym co sprawiłoby, że zostaliby w mojej pamięci na dłużej.
Jedyną chyba rzeczą do której mogłabym się tak konkretniej przyczepić, to zbyt długie opisy i rozmyślenia głównego bohatera. Czasami mogłabym pominąć całą stronę i nadal wiedziałabym o co chodzi, bo autor tak długo to rozwlekał. Jednak dzięki przyjemnego stylowi pisania da się radę przez to przebrnąć.
Podsumowując Kredziarz to powieść, która nieraz zamiesza Wam w głowie. Mimo że udało mi się szybciej od bohaterów ogarnąć, kto jest winny, to przyjemnie spędziłam z nią czas. Autor też potrafił też stworzyć wiele ciekawych i inspirujących cytatów i jest ich naprawdę sporo! Dlatego jeżeli macie ochotę na dobry kryminał i leciutkim wątkiem paranormalnym, to ta powieść jest z pewnością dla Was. Jestem bardzo ciekawa jak finalnie będzie ta książka wyglądać, bo już egzemplarz recenzencki robi wrażenie, zwłaszcza grzbiet!
Źródło:
„Bycie dobrym człowiekiem nie polega na śpiewaniu hymnów czy modleniu się do jakiegoś mitycznego bóstwa. Nie chodzi o noszenie krzyżyka i chodzenie co niedziela do kościoła, ale o to, jak traktujesz innych ludzi. Dobry człowiek nie potrzebuje religii, bo wystarczy mu przekonanie, że postępuje właściwie.”
C.J. Tudor pracowała jako prezenterka telewizyjna, lektorka i copywriterka. Postanowiła jednak napisać powieść i to jaką… „Kredziarz” to wyjątkowy debiut. Buduje w sobie otoczkę sennego miasteczka z dziwnymi tragediami. Niekiedy drwi z nas, kiedy myślimy, że jesteśmy na właściwym tropie. A na końcu zaskakuje właściwym rozwiązaniem tajemnicy, ponieważ „ ludzie zawsze będą oszukiwać i kłamać. Właśnie dlatego ważne jest, żeby wszystko poddawać w wątpliwość”. Autorka pomysł na motyw „kredziarza” zaczerpnęła od córki. Dostała ona na urodziny kolorowe kredy i wspólnie zapełnili podjazd do ich rodzinnego domu rysunkami ludzików. Tudor przyznaje, że nocą wyglądało to wyjątkowo strasznie.
Sama historia nie zapowiada się niewinnie, jakby się mogło wydawać. Już w prologu znajdujemy zwłoki: „Mimo poszukiwań, pytań, apeli i wysiłków detektywów oraz wszystkich okolicznych mieszkańców jej głowa nigdy się nie znalazła i dziewczyny z lasu nikt nie poskładał w całość”. Znajduje je grupka nastoletnich przyjaciół, którzy towarzyszą czytelnikowi do samego końca: Eddie– samotnik, introwertyk; Nicky – jedyna dziewczyna w ich grupie, córka pastora; Gruby Gav – nieformalny przywódca grupy; spokojny i miły Hoppo oraz najbardziej uszczypliwy Micky z aparatem na zębach. Każda postać nie była bez jakiejś rysy w życiu i to ich połączyło. Do czasu…
Akcja dzieje się dwutorowo: w 1986 i 2016 roku. Miasteczko Aderbury nie wyróżnia się niczym specjalnym w 2016 roku. To senne szare miejsce bez perspektyw, a mieszkający tam ludzie powoli godzą się z ranami przeszłości. Gdy przenosimy się do lat 80’ tego jeszcze nie ma. Eddie ze swoimi przyjaciółmi wyrusza do wesołego miasteczka nieświadomy jak tragiczny wypadek może zmienić ich całe życie. Tam bowiem poznaje tajemniczego pana Hallorana – nowego nauczyciela w szkole. Razem ratują pewną dziewczynę. To właśnie on podsuwa Eddie’mu pomysł na zabawę z kredą. Przyjaciele zaczynają niewinną grę w rysowanie ludzików, ukrytych kodów na chodnikach, dzięki którym porozumiewają się. Jednak zabawa przeradza się w coś strasznego, gdy tajemnicze znaki doprowadzają ich do zwłok. Trzydzieści lat później, każdy z nich otrzymuje anonimową kopertę. „Znajduje się w niej tylko kawałek kredy i rysunek człowieka z pętlą na szyi”. Czyżby gra się nie skończyła?
Autorka harmonijnie podzieliła całą książkę, Przeszłość miesza się z teraźniejszością i sukcesywnie dowiadujemy się o kontekście z trzydziestu lat wstecz, jak i tego, co dzieje się u naszych bohaterów teraz. Eddie w przeszłości dostrzega jedynie niezrozumiałe dla niego wydarzenia, choćby problemy jego mamy z przeciwnym jej działaniom pastorem. Wszystkie tragedie z przeszłości są niewyjaśnione. Dopiero jako dorosły postanawia rozwikłać te tajemnice, gdy otrzymuje dziwną wiadomość. Bohaterowie są bardzo dobrze skonstruowani psychologicznie. Każdy ma rdzę przeszłości. Nikt nie żyje szczęśliwie. Tak jak zimne jest miasteczko, tak chłodne i samotne są nasze postacie. Brak dzieci, nieodwzajemnione uczucie - to tylko kilka z problemów dotykających ich. Najbardziej ujęła mnie postać Eddie’go – nieco ekscentryczna, ale inteligentna i skromna. Przypadły do gustu mi jego rozważania: „Nie uważam, że wartość człowieka można mierzyć liczbą osób na jego pogrzebie. Większość ludzi ma zbyt wielu znajomych, zresztą słowo to straciło swój dawny sens. Znajomi z Internetu nie są przyjaciółmi. Prawdziwy przyjaciel to ktoś zupełnie inny. Prawdziwa przyjaźń jest bezwarunkowa. Prawdziwych przyjaciół się kocha i nienawidzi, ale są oni częścią nas w takim samym stopniu, jak my sami”. Sam język jaki zastosowała J.C. Tudor, również pasuje do miasteczka, jak i samych mieszkańców. Prosty, realny, czasem nieco wulgarny jak to bywa u nastolatków. Fabuła tego thrillera jest niepokojąca i mroczna (poprzez koszmary Eddiego). Najbardziej jednak intryguje koniec książki – jakby zakończenie miał dopowiedzieć sobie czytelnik, zwłaszcza kogo nazwać można tytułowym „kredziarzem” (ja sama mam dylemat).
- Dama z książką
To Kredziarz podsunął dwunastoletniemu Eddiemu pomysł, aby porozumiewać się z przyjaciółmi za pomocą kredowych ludzików. Zabawa ta była doskonałym urozmaiceniem sennych wakacji, jednak skończyła się w momencie, gdy rysunki zaprowadziły chłopców do ukrytych w lesie zwłok.
Trzydzieści lat później, gdy Eddie wciąż walczy z nawiedzającymi go wspomnieniami, koszmar nagle powraca. Mężczyzna dostaje kopertę, w której wnętrzu kryje się tylko kawałek kredy i rysunek człowieka z pętlą na szyi. Czy niewinna zabawa z dzieciństwa kiedykolwiek się zakończyła? A może zabójcza gra Kredziarza wciąż trwa, mimo że nie wszyscy są tego świadomi…
Mało jest takich książek, które porażają już od pierwszego zdania. Zwykle akcja potrzebuje chwili czasu, aby się rozkręcić, a pierwsze ciarki na plecach przychodzą po kilkudziesięciu stronach. Kredziarz zmroził mi jednak krew w żyłach już pierwszymi słowami, a krótki prolog napełnił niepokojem i ekscytacją – było to idealne rozpoczęcie książki, która miała trzymać w napięciu do samego końca. Czy tak się stało?
Nigdy nie sądziłabym, że coś tak prostego i dziecinnego, jak narysowane kredą ludziki, może stać się motywem przewodnim serii zabójstw. Rysunki te znaleziono przy pierwszym z ciał i nie brakowało ich przy ostatnim. Autorka bardzo pomysłowo uczyniła te znaki maleńkimi symbolami, na których widok coś przewraca się w żołądku. W książce jest jednak o wiele więcej momentów, w których ma się ochotę rozejrzeć dookoła, żeby upewnić się, czy aby na pewno jesteśmy sami w pokoju, a nikt nie czai się w drugim pomieszczeniu, w szafie lub za rogiem. Każdy rozdział zakończony jest odkryciem kolejnego elementu układanki, który zmienia wszystko i po którym tak ciężko zebrać myśli. Jak możecie się domyślić, działa to w ten sposób, że podczas czytania obiecujecie sobie ,,jeszcze tylko jeden rozdział”, a kończy się na czterech, bo nie możecie przestać. Ta powieść łatwo uzależnia.
Kredziarz to książka, przez którą się płynie w zastraszającym tempie. Mija się setną stronę, dwusetną, trzysetną… Nagle historia się kończy, a ty myślisz z żalem: ,,Co? To już?”. Lekkość czytania potęguje też fakt, że książka nie jest napisana typowym dla niektórych kryminałów ciężkim językiem i nie przytłacza swoją atmosferą. Szczerze mówiąc, styl C.J. Tudor bardzo przypadł mi do gustu, ale nie przypominał tego, który znałam chociażby z książek Jo Nesbo czy Roberta Galbraitha. Dodaje to jednak Kredziarzowi dodatkowego smaczku – historia wydaje się być bardziej niewinna, a to, co kryje się na następnych stronach jest w stanie jeszcze bardziej nas zaskoczyć.
Aż ciężko uwierzyć, że jest to debiut autorki! Jak na swoją pierwszą książkę, C.J. Tudor wykazała się ogromną pomysłowością, a stworzona przez nią historia okazała się wciągająca i pełna zwrotów akcji. Jeśli pisarka w takim stylu rozpoczyna swoją przygodę z tworzeniem książek, strach pomyśleć, co będzie dalej. Jeśli do księgarni trafi jej kolejna powieść, będę pierwszą osobą, która ustawi się w kolejce.
Jest jednak pewien mankament, który nieco zaważył na ocenie. Miałam wrażenie, że niektóre wskazówki dotyczące rozwiązania zagadki zostały wyartykułowane zbyt mocno. Ja sama nie mogę pochwalić się analitycznym umysłem i ponadprzeciętną spostrzegawczością, a Sherlock Holmes byłby ze mnie kiepski, ale nawet ja wyłapałam pewne elementy, dzięki którym czytelnik był w stanie odkryć tożsamość mordercy na własną rękę. Tym samym autorka w pewnym stopniu pozbawiła się cennego elementu zaskoczenia, który działałby na jej korzyść. Nie oznacza to jednak, że w książce brakowało niespodzianek. Końcówka faktycznie wbiła mnie w fotel i pozostawiła w mojej głowie plątaninę myśli, które już nigdy nie mają być rozsupłane.
Mam też pewien problem z tym, że niektóre wątki były nieco zbyt zagmatwane. Nie wiem, czy odbierać to jako wadę, czy wręcz przeciwnie – jako zaletę, która nie pozwala się czytelnikowi połapać w wydarzeniach. Chodzi mi o to, że czasem nie rozumiałam już co się stało, jak i dlaczego. Być może wyjaśnienia autorki były nieco zbyt zawiłe, ale, jak mówię, nie wiem, czy jest to plus, czy minus książki.
Czytałam Kredziarza z największą przyjemnością. Jest to kryminał, który zdecydowanie zasługuje na uwagę, tym bardziej, że jego autorka dopiero co zawitała do książkowego świata. Warto wypatrywać jej twórczości w przyszłości, ponieważ w Kredziarzu wykazała się oryginalnością i zdolnością do wpływania na emocje czytelnika. Kredziarz to powieść, na którą powinniście zacząć polować już pod koniec lutego. Jestem pewna, że nie będziecie tego żałować.
Ostatnio zrobiło się dość głośno o Kredziarzu, więc zaciekawiła mnie ta książka. Udało mi się zdobyć egzemplarz do recenzji jak widzicie. Niedawno skończyłam czytać i tak siedzę i się zastanawiam, czym czytelnicy tak się zachwycają w tej powieści? Bo przykro mi to powiedzieć, ale na mnie szczególnego wrażenia ta powieść nie wywarła. Jest przeciętna jak dla mnie i niczym szczególnym się nie wyróżnia.
Książka jest z gatunku thrillera, jak dla mnie powinnam mieć więc przez większość książki ciarki na ciele, podwyższoną adrenalinę itd. A co otrzymałam? Zero jakichkolwiek reakcji, w ogóle nie czułam tej powieści. Przeczytałam i nic, co było dla mnie kompletnym zaskoczeniem.
Pomysł na fabułę ciekawy, to muszę przyznać. Akcja dzieje się w małym miasteczku, w wąskim gronie bohaterów. Zwykłe dzieci, które każdego dnia jeżdżą na rowerach i miło spędzają czas. Do czasu, aż w mieście znaleziono pierwsze zwłoki. Grupa przyjaciół porozumiewa się za pomocą kredy, każdy z nich ma swój kolor. Ale zaczynają się pojawiać rysunki, które nie są ich dziełem. O co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego co jakiś czas ktoś ginie w niewyjaśnionych okolicznościach?
Akcja powieści toczy się dwutorowo, obejmuje teraźniejszość oraz czas przed 30 lat, kiedy to rozpoczął się czas odnajdywania zwłok. Tutaj połączenie tych dwóch czasów ma sens, bo wszystko ładnie składa się w całość. Pomimo, iż mija już 30 lat od tamtych wydarzeń, okazuje się, że gra toczy się dalej, a na horyzoncie zaczynają pojawiać się kolejne ofiary. Znów pojawiają się tajemnicze rysunki narysowane kredą.
Książka nie wciągnęła mnie jakoś specjalnie w swój świat. Nie czułam wzrastającego napięcia śledząc losy bohaterów, muszę przyznać, że czasem wręcz mnie nudziła. Niektóre zwroty akcji nie były doprecyzowane. Moim zdaniem zbyt późno dowiadujemy się wielu istotnych cech, które mogłyby nas naprowadzić na trop mordercy.
Nie mówię, że książka jest zła. Tak jak wspominałam wcześniej dla mnie okazała się przeciętną. Jednak to dopiero debiut autorki, więc życzę jej powodzenia i coraz lepszych powieści.
Kredziarz to powieść, po której spodziewałam się czegoś więcej. Zabrakło istotnych elementów thrillera, przez co książka straciła dla mnie na wartości. Nie mówię, że nie macie przeczytać, bo każdy z nas ma inny gust. Być może to co nie spodobało się mi, spodoba się Wam.
Czarna okładka z kredowym rysunkiem wisielca... na grzbiecie też nieporadnie rozsypane ludziki... wszystko sprawia wrażenie przysypanego pyłem kredowym do tego stopnia, że gdy odkładałam książkę, zawsze wycierałam ręce o spodnie. Okładka rewelacyjna. A treść? Jedno wiem na pewno - nie zawiodłam się.
Najpierw trochę o moich odczuciach. Byłam bardzo, ale to bardzo zdziwiona kiedy okazało się, że najważniejsza (w moim odczuciu) zagadka rozwiązana zostaje już w kilku pierwszych rozdziałach. Postać Kredziarza właściwie nie jest tajemnicą i jeżeli liczycie na zawiłość zagadki pt. "Kto jest kredziarzem?" to się srogo zawiedziecie. Jednak cierpliwość należy nagradzać i tak własnie postanowił postąpić autor książki. To, co dzieje się na dalszych stronach powieści, to przechodzi ludzkie pojęcie. Tajemnica rodzi tajemnicę, a rozwiązanie każdej kolejnej tajemnicy prowadzi do następnych zagadek. Niesamowite, mroczne i tajemnicze poplątanie wydarzeń, czasu i zbiegów okoliczności.
Rzecz dzieje się w 2016 r. i 1986. Czterdziestoletni Eddy jest samotnym, trochę zdziwaczałym nauczycielem, który mieszka w wielkim domu po rodzicach. Pewnego dnia odwiedza go kolega z dzieciństwa, składając propozycje nie do odrzucenia. Problem jest taki, że to co proponuje przyjaciel, otwiera w głowie naszego bohatera wspomnienia z dzieciństwa do których wcale nie ma ochoty wracać. Wraca jednak, a czytelnik razem z nim. W 1986 r. Eddy wraz z paczką przyjaciół wiedli beztroskie życie. Wszystko zmieniło się podczas wyprawy do wesołego miasteczka, gdzie dochodzi do tragedii. Jedna z karuzel ulega awarii, a oderwany wózek wpada w przypadkowych przechodniów. Tak właśnie Eddy poznaje Pana Hallorana. Od tej chwili nic już nie będzie takie samo, a Eddy wprost gubi się w tym, co dzieje się dookoła niego. Mnóstwo przypadkowych zdarzeń, które okazują się wcale nieprzypadkowe. Śmierć zbiera swoje żniwo, a naszych bohaterów ogarnia przerażenie. Czytelnika również. Okazuje się bowiem, że nic nie jest takie, na jakie wygląda.
"Kredziarz" to nie tylko kryminał. To psychologiczne studium, ukazujące zawiłości ludzkich uczuć i ich emocjonalny bagaż. Każdy z piątki przyjaciół ma coś na sumieniu, każdy przeżył jakąś traumę i właściwie dopiero w dorosłym życiu maja odwagę spojrzeć sobie prosto w oczy i wyjawić prawdę. Wszystkie tajemnice są spotęgowane mrocznością i tajemniczą atmosferą, w której czynieniu autor jest moim mistrzem.
"Kredziarz" to również opowieść o konsekwencjach, jakie niesie za sobą każdy czyn. Wiele tu nawiązań do kościoła i pewnych norm kierujących życiem człowieka. Treść książki, gdzieś między słowami nawiązuje do pewnego porzekadła mówiącego o tym, że za złe czyny należy ponieść zasłużoną karę. I tak właśnie jest w "Kredziarzu". Trochę to wszystko jest mistyczne ale ta cecha, w ogólnym rozrachunku nie przeszkadza w świetnym odbiorze książki, a nawet często wzmaga poczucie tajemnicy.
Na zakończenie dodam, że w grupie przyjaciół była dziewczyna - prawdziwa chłopczyca, biegająca w ogrodniczkach z chłopakami i na równi z nimi walcząca o wpływy w bandzie. To własnie Ona wzbudziła moją największą sympatię i - jak się potem okazało, moja intuicja mnie nie zawiodła.
Jeżeli macie ochotę na niebanalny i zaskakujący kryminał, w którym oczekiwana zagadka rozwiązana zostaje niespodziewanie szybko, a tuż za progiem czeka mnóstwo innych zagadek i tajemnic - polecam. Nietuzinkowa książka, której lektura niesie za sobą niezapomniane przeżycia.
„Kredziarz” C.J. Tudor to kawał mocnej powieści z elementami sensacji, thrillera, horroru i psychologii. Niby oparta jest na dość zgranym schemacie: czyli mamy grupę dzieciaków, którzy w przeszłości przeżywają dramatyczne wydarzenie – a po latach ktoś zaczyna do niego wracać, zagrażając ich spokojowi i burząc rutynę, którą sobie stworzyli. Jednak C.J. Tudor ma talent do opisywania wydarzeń i bohaterów w taki sposób, że książka wciąga czytelnika i nawet ten dość już zużyty schemat ukazany w sposób nowatorski, oryginalny i intrygujący.
Jeśli chodzi o fabułę, to – w dużym skrócie – przedstawia się ona tak: grupa przyjaciół, dwunastolatków, znajduje w lesie (kierując się narysowanymi przez kogoś kredą znakami) poćwiartowane zwłoki dziewczyny. Wcześniej przeżywają tragedię związaną ze śmiercią starszego brata jednego z nich. Mija trzydzieści lat – i wszyscy członkowie grupy dostają tajemniczą przesyłkę, a w niej – kredę i rysunek nawiązujący do ich zabawy sprzed lat – zabawy w kody i symbole. Wkrótce dochodzi do tragedii, która każe im wrócić do wydarzeń z dzieciństwa i zastanowić się, czy wszystko wyglądało tak, jak to zapamiętali.
Autorka stosuje ciekawy zabieg w postaci dwutorowo prowadzonej akcji: mamy więc wydarzenia z 1986 roku, poprzeplatane wydarzeniami rozgrywającymi się w 2016 roku. Głównym bohaterem i narratorem obydwóch części jest Eddie, i to za jego sprawą poznajemy pozostałych członków grupy i wydarzenia, które były ich udziałem.
Nie ocenia się książki po okładce, ale w tym przypadku muszę zwrócić na nią uwagę – czarna powierzchnia z namalowanym na biało ludzikiem na szubienicy wygląda jak rysunek wykonany kredą, są nawet ślady „pobrudzenia” kredą. Świetny pomysł.
Książka C.J. Tudor bardzo mi się podobała – przede wszystkim ze względu na świetnie poprowadzoną opowieść i talent autorki do budowania napięcia i opisywania miejsc i zdarzeń w sposób bardzo plastyczny. Akcja bardzo mnie wciągnęła, praktycznie pochłonęłam tę powieść w ciągu jednego dnia (ułatwił to na pewno także duży druk i spore odstępy między rozdziałami). Autorka kilka razy nieźle mnie zaskoczyła, zakończenie także było nieoczekiwane – jest więc w tej książce wszystko, czego można oczekiwać od tego gatunku: napięcie, akcja, tajemnica, chwile grozy, zaskoczenie.
Myślę, że spodoba się zarówno miłośnikom thrillerów, kryminałów, horrorów, jak i nieco lżejszych gatunków, bo warstwa obyczajowa też jest mocno zaznaczona – choć lojalnie ostrzegam, że sporo tu krwi, dość drastycznych opisów, odciętych kończyn, rozkładających się ciał…
Podsumowując: mocno wciągająca lektura, idealna na zbliżające się długie jesienne wieczory. Na pewno sięgnę po kolejną książkę autorki, bo jej debiut uważam za bardzo udany!
Zauważyłam, że w tym roku często trafiam na debiuty i przyznam szczerze, że już mam ich trochę dosyć. Ostatnio rzadko kiedy trafiam w swój gust i zaczyna mnie to męczyć.
Podobnie, choć nie do końca, było w przypadku Kredziarza. Większość z Was na pewno zna ten tytuł jak i okładkę, która naprawdę robi wrażenie. Kredziarz był i jest wszędzie, z tego powodu nastawiałam się na coś wow, aż nawet bałam się rozpocząć czytanie, bo nie wiedziałam czego się mogę spodziewać.
Przejdźmy do fabuły, której opisanie w paru zdaniach jest naprawdę problematyczne, bo dzieje się tam sporo.
Książka opisuje życie pięcioro przyjaciół, czterech chłopców i jednej dziewczynki. Któregoś dnia znajdują oni w lesie rozczłonkowane zwłoki, którym brakuje głowy i od tego zaczyna się retrospekcja naszego bohatera - Eddiego. Eddie prowadzi nas za rękę, chcąc opowiedzieć nam całą historię, opowiada o losach swoich przyjaciół, rodziny, mieszkańców miasteczka.
Wszystko, dlatego że po trzydziestu latach on i jego przyjaciele dostają ten sam list - narysowany kredą, ludzik na szubienicy. Nie wiedzą kim jest nadawca, lecz dociera do nich fakt, że sprawa sprzed lat nie została zamknięta.
Podczas ich dzieciństwa w miasteczku doszło do paru „wypadków”, ktoś został zamordowany, ktoś miał wypadek, ktoś inny został pobity. Wszystkie te wydarzenia okazują się ze sobą zazębiać, lecz nie wiadomo w jaki sposób i dlaczego padło właśnie na te osoby. Kto by pomyślał, że związek z tym mogą mieć małe dzieci? A może postawić trzeba na osobę, która pokazała Eddiemu, że można kontaktować się za pomocą kredy?
Gdzie to wszystko się zaczęło i dlaczego doprowadziło do śmierci młodej dziewczyny, która i tak już została doświadczona przez los? Kim jest Kredziarz i co ma wspólnego ze sprawą?
Moim zdaniem:
Przez większość książki miałam wrażenie, że powinna być to raczej powieść młodzieżowa niż thriller. Nie była ona przerażająca, choć taki efekt chciała prawdopodobnie uzyskać autorka, wprowadzając koszmary, które nie do końca były tylko snami. Po skończeniu książki miałam mętlik: czy mi się ona właściwie podobała? Jak opowiedzieć fabułę w paru słowach, skoro wszystko tam wydaje się takie zagmatwane?
Nie chciałam długo zwlekać z wypowiedzeniem swojej opinii, bo takie na świeżo są chyba najlepsze. Odnoszę wrażenie, że autorka miała na celu również wskazanie nam jak czasami niewinne czyny mogą skończyć się tragicznie. Głupie żarty, które robimy swoim kolegom czy koleżankom lub chęć zaszkodzenia jakiejś osobie.. to wszystko może przybrać naprawdę tragiczną formę.
Nie nazwałabym tego, jednak „porywającym thrillerem”, bo czegoś mi tu brakowało. Ogólnie te zagmatwanie oceniam na plus, bo miałam mały mind blow po skończeniu książki, ale narodziły się pytania: czemu taki tytuł? Sam Kredziarz wydaję się mieć mało wspólnego z całą historią, jeśli mamy na myśli Pana Hallorana. Bo Kredziarzem można nazwać też kogoś innego, a wtedy może jako tako trzymałoby się to kupy.
Reasumując:
Powieść czyta się szybko i jest dosyć wciągająca, głównie przez ostatnie zdanie każdego rozdziału. W każdym pojawiało się coś, co zachęcało mnie do dalszego czytania, aczkolwiek uważam, że powieść jest nieco przereklamowana, czekałam na coś naprawdę wow. Tutaj wow było tylko po przeczytaniu zakończenia, kiedy wszystkie cegiełki wskoczyły na swoje miejsce. Po prostu nie mogłam uwierzyć, że większość zdarzeń była po prostu dziełem przypadku, zwyczajnych pomyłek. Większość powieści, jednak czytała się bardzo lekko, mimo śmierci czy wypadków, bo były one opisywane tylko pokrótce, a przynajmniej ja odnosiłam takie wrażenie. Nie rozumiem, więc porównań do Kinga, choć nie mogę się uważać za znawczynie, to wydaję mi się, że jego powieści dużo bardziej przerażają i zostają w głowie. Tutaj od razu było wiadomo, że to co miało być dla nas straszne, jest po prostu dziełem ludzkim, nie żadnych duchów czy innych ciemnych mocy.
„Sęk w tym, że nigdy nie doszliśmy do porozumienia, kiedy to wszystko się zaczęło. (...) Czy jak zaczęliśmy nimi rysować tajemnicze symbole? Albo kiedy same zaczęły się pojawiać?”
Po przeczytaniu tego opisu myślałam, że będzie tu coś naprawdę strasznego. Symbole pojawiały się same? No chyba nie..
Książka dobra, ale powinna być pod inną klasyfikacją. Nie dla kogoś kto lubi naprawdę mocne wrażenia lub przeczytał wiele dobrych thrillerów i myśli, że ten będzie strzałem w dziesiątkę, chociaż przecież każdy ma inny gust, więc warto się przekonać.
Ja jestem troszkę zawiedziona. Z ostatnich przeczytanych podobał mi się bardziej „Karambol”, który może nie jest zbyt znany. Czasami mam wrażenie, że te najbardziej reklamowane stają się aż przereklamowane.. niby dobrego produktu nie trzeba reklamować. Co o tym sądzicie?
Swego czasu bardzo chciałam poznać twórczość C. J. Tudor, dlatego też zaczęłam od debiutu. ,,Kredziarz" to obecnie pierwsza z sześciu mrocznych powieści. Widać, że angielska pisarka już poprzez wygląd okładki chce nam zasugerować, że opisana historia wcale nie będzie piękna i banalna, tylko raczej powiązana z mordem i jakimś problemem społecznym. Sama akurat nie boję się tego typu tekstów. Mało tego- uważam je za wspaniały przekaz dla osób noszących różowe okulary. Czasem naprawdę warto je zdjąć i widzieć także to, co złe, brutalne i tajemnicze. Nie każdy brud można też zamieść pod dywan.
Edd to chłopak uczęszczający do angielskiej podstawówki i wraz ze swoją szkolną paczką potrafi dobrze się bawić i spędzać czas. Młodzi bohaterowie mają też swój magiczny kod wypisywany archaiczną już dziś kredą szkolną. Ja używałam jej niegdyś do gry w klasy, a nastoletni bohaterowie ,,Kredziarza" na pewno inaczej zapamiętają ten szkolny przyrząd. Gdy niebawem dochodzi do morderstwa, każdy zastanawia się, dlaczego komuś zależało na tak krwawym czynie. Czy mroczną stronę człowieka będzie umiał wyjaśnić nastolatkom nowy nauczyciel języka angielskiego, pan Halloran? Dlaczego anglista nazywany jest Kredziarzem? Wszystko wyjaśnia się wraz z kolejnymi rozdziałami.
30 lat później słynna kreda i rysowane niegdyś znaki znowu dają o sobie znać. Dlaczego ktoś odzywa się po tak długim czasie i czego chce? Cóż, sama muszę przyznać, że najbardziej interesowała mnie współczesna akcja książki. Była lepiej dopasowana do ogółu, Bywało, że wydarzenia z roku 1986 powodowały u mnie senność i bardzo chciałam, by już się skończyły. Plusem jednak jest to, że autorka poruszyła takie problemy społeczne, które zarówno kiedyś, jak i teraz budzą kontrowersje. Zawsze znajdą się zwolennicy, jak i przeciwnicy danego postępowania. O czym tak intensywnie pisała tu pani Tudor? Sami przeczytajcie, a wszystko stanie się jasne.
Liczyłam na dużo więcej, sądziłam, że cała akcja mnie wciągnie. Nie zawsze tak było, ale biorę pod uwagę to, że ,,Kredziarz" był debiutem autorki. Teraz, po sześciu latach od wydania pierwszej historii, pióro C. J. Tudor może być znacznie lepiej dopracowane. Mam nadzieję, że jeszcze to sprawdzę.
,,Kredziarz" to dla mnie książka przeciętna- ani zła, ani rewelacyjna.
Ciekawie skonstruowany kryminał, pełen retrospekcji. Przeszłość powraca do dorosłych już bohaterów, by finalnie rozwikłać zagadkę śmierci nastoletniej dziewczyny. Autorka pokazuje, że odmienność często bywa napiętnowana, a tak naprawdę największe demony mogą być blisko nas.
historia z pewnością niezwykle tajemnicza i mroczna. Dodatkowo klimatem delikatnie przypominała mi powieści mistrza grozy ,,TO".Bowiem mamy tu małe,senne miasteczko i grupkę rozbrykanych dzieciaków,które przy każdej nadarzającej się okazji szukają nowych przygód.I oto pewnego dnia tych niezapomnianych wrażeń dostarczają im rysunki namalowane białą kredą.Symbole doprowadzają ten mały klan do ciała dziewczynki ukrytego w głębi lasu..Nie wiedzą tylko,że gra dopiero się rozpoczęła.Atmosfera,jaka roztacza się w KREDZIARZU wywołuje niepokój,który w całości pochłania czytelnika.Jedynie co,to do samej końcówki ma małe zastrzeżenia.Okazała się ona lekko rozczarowująca.
7.5/10?
https://www.instagram.com/rudy_lisek_czyta/
Tym razem będę w mniejszości. Byłam pewna, że przy tylu rewelacyjnych opiniach i szumie medialnym wokół "Szeptacza", książka wbije mnie w fotel. Niestety nawet na nim nie usiadłam. Pomysł na fabułę dobry, czyta się w sumie lekko ale czegoś mi zabrakło. Nie czułam napięcia, wszystko było jakieś mało wyraziste. Zagadkę morderstwa rozgryza zwykły mieszkaniec miasteczka, gdzie zatem była policja? Bardziej podobała mi się kolejna książka autorki pt. "Zniknięcie Annie Thorne". Dodatkowy plusik dodaję za zakończenie.
Książka na początku mnie wciągnęła, potem lekko zaczęła nudzić. Przyciągnęła mnie swoją okładką. Fabułę miała ciekawą, akcja w międzyczasie trochę się komplikowała, zmuszała do myślenia. Zakończenie mnielekko rozczarowało, ale książkę oceniam pozytywnie.
W mrocznych zakamarkach ludzkiego umysłu kryją się najbardziej fascynujące koszmary i tajemnice. Rok 1986. Eddie i jego przyjaciele dorastają w sennym...
Gabe, wracając pewnej nocy do domu, tkwi w korku za pordzewiałym starym samochodem. Nagle w tylnej szybie widzi twarz dziewczynki. Z jej ust wydobywa...