Na ból zębów historyk Pliniusz Starszy zalecał nacieranie ust lewym zębem hipopotama i jadanie popiołu ze spalonego wilczego łba. Jan z Gaddesden, doktor nauk medycznych z Oksfordu, zawieszał łebki kukułek na szyjach epileptyków. Osiemnastowieczni studenci medycyny z Nowego Jorku zwykli rzucać z okien odciętymi kończynami pacjentów, co w końcu doprowadziło do tzw. „lekarskich zamieszek”.
Od starożytnej Grecji aż po czasy Lincolna medycyna wyrządzała ludziom więcej złego niż dobrego, bardziej szkodząc, aniżeli pomagając. Historyk David Wootton stwierdził: „Od 2400 lat chorzy uważają, że lekarze postępują właściwie; przez 2300 lat było to błędne mniemanie.” Dopiero w XX wieku medycyna poniekąd odzyskała rozsądek – zbyt późno dla wielu cierpiących. Hipokrates zapewne byłby tym przerażony.
Ta skrząca się czarnym humorem książka w pasjonujący sposób opisuje najdziwniejsze i najbardziej przerażające koncepcje medyczne od starożytności do XIX wieku. Wspomina również o tych lekarzach, uczonych i myślicielach, którzy nieświadomie przyczynili się do zacofania w zakresie teorii i praktyki medycznej, zwalczając schorzenia wraz z... pacjentami, z niemal komicznym zapałem i łatwymi do przewidzenia rezultatami. Przeraża fakt, że wszyscy „specjaliści”, o których mowa, w swoich czasach należeli do czołowych autorytetów w dziedzinie medycyny.
Po lekturze tej publikacji zupełnie inaczej spojrzymy na naszą służbę zdrowia...
Wydawnictwo: RM
Data wydania: 2014-10-08
Kategoria: Historyczne
ISBN:
Liczba stron: 226
Książka "Jak dawniej leczono" to naprawdę dość ciekawa lektura, pełna jest różnych informacji, które zaskakują, ale mogą też i bawić. Ja od kilku lat mam ciągły kontakt z lekarzami, więc mogę porównać ówczesne metody leczenia, do tych obecnych. I chociaż wszyscy ciągle narzekamy na opiekę medyczną, to może nie do końca na jej jakość, lecz na cały system.
Gdybym miała być leczona w taki sposób, jak leczono wiele lat temu, to z pewnością nie przeżyłabym tych kilku operacji, które obecnie dość dobrze zniosłam...
Już sam tytuł książki wskazuje nam jakiej treści możemy się spodziewać, a że w ubiegłym roku czytałam książkę o podobnym tytule ("Jak dawniej jadano"), więc z jeszcze większym zapałem zabrałam się za lekturę. I nie zawiodłam się, bo treść zdecydowanie przypadła mi do gustu.
"To, co uznajemy za prawdziwe leczenie - przynajmniej w medycynie zachodniej - zapoczątkował starożytny grecki mędrzec Hipokrates, który urodził się około 464 roku p.n.e. na greckiej wyspie Kos."
Zasada "Primum non nocere", czyli z łac. "Po pierwsze nie szkodzić", to jedna z naczelnych zasad w medycynie, którą przypisuje się Hipokratesowi, chociaż tak naprawdę nie jest wiadomo, kto był jej twórcą, lecz ważne jest, żeby starano się jej przestrzegać.
Jednak w starożytnych czasach medycyna zazwyczaj wyrządzała ludziom zdecydowanie więcej złego niż dobrego, wbrew tej znanej zasadzie. Jednak gdyby nie ówczesne, często dość makabryczne eksperymenty, to do dnia dzisiejszego sposoby leczenia stałyby w miejscu. Gdy czyta się niektóre "sposoby" leczenia chorób, to ciarki przechodzą po ciele.
Mnie najbardziej uderzyły sposoby leczenia zębów, tamowanie krwotoków oraz leczenie hemoroidami z... zakochania, chociaż leczenie z bólem głowy również było niesamowite. Gdybym miała możliwości, to może by spróbowała takiej metody na walkę z migreną...
"Osoba cierpiąca na bóle głowy powinna przywiązać łodygę przytulii krzyżowej do czaszki za pomocą czerwonej chustki, a "gdy kogoś ogarnie księżycowe szaleństwo, należy wziąć skórę delfina, ukręcić z niej bicz i schłostać chorego, a szybko dojdzie do siebie"."
Medycyna naprawdę przez te wieki przeszła wiele zmian, raczej na lepsze, chociaż w każdej epoce zarówno lekarze jak i naukowcy byli pewni tego, że to właśnie oni mają rację, że są najlepsi. Jednak w następnym pokoleniu okazywało się, ze tkwili w wielkim błędzie. My teraz też wierzymy, że potrafimy już wszystko, ale za jakiś czas następne pokolenia mogą się nawet śmiać z naszych postępowych działań.
Podoba mi się sposób pisania autora, bo nie jest to typowa praca naukowo-medyczna, ale ciekawie i z humorem napisana historia medycyny na przestrzeni wieków.
W każdym rozdziale opisane są różne sposoby leczenia chorób, zazwyczaj metodą prób i błędów, lecz również w absurdalny nawet sposób, ale to pozwoliło na znaczny poszerzenie wiedzy lekarzy i na rozwój medycyny.
Ciekawostki, które także znajdziemy w tej książce sprawia, ze czyta się ją szybko i z przyjemnością.
Ja, w każdym razie, jestem zadowolona, że leczą mnie dzisiejsi lekarze a nie takie sławy jak na przykład Hipokrates czy Galen.
Dziękuję Pani Edycie z Wydawnictwa RM za możliwość poznania dawnych metod leczenia.
Medycyna niestety miała przez całe wieki swoje mroczne oblicze. Jeszcze w XIX wieku wierzono, że ból jest karą za grzech pierworodny i nie należy go uśmierzać. Nieszczęśni pacjenci byli więc operowani bez żadnego znieczulenia. Umierali z powodu krwotoku, zakażenia, ale często też wstrząsu wywołanego bólem. Poza tym powszechna wśród lekarzy była wiara w różne bzdury. Niektóre wzbudzają tylko śmiech. Pewna pacjentka podobno połknęła trzy żaby. Lekarz "przepisał chorej dziegieć, ale ona zamiast tego wypiła okowitę i skacowane żaby z radością pozostały tam, gdzie były". Rewelacyjna jest też metoda pozbycia się tasiemca. Pacjent miał pościć cały tydzień, by pasożyt poczuł się głodny. Potem przez usta wsuwano mu pułapkę z kawałkiem sera. Gdy wygłodniały tasiemiec rzucał się na ser, pułapka się zatrzaskiwała. Inne bzdury budzą obrzydzenie. Do sporządzania leków służyły między innymi: mocz niewinnego chłopca, mech porastający czaszkę umarłego, tłuszcz ludzki/zwierzęcy... Bywały też składniki jeszcze bardziej osobliwe:
"Na ból zębów historyk Pliniusz Starszy zalecał nacieranie ust lewym zębem hipopotama i zjadanie popiołu ze spalonego wilczego łba. "Nieczystości spod owczego ogona" wykorzystywano do wzmacniania zębów, a za wykałaczki służyły ostre kosteczki z mysiego łebka i przednie kostki jaszczurki złapanej w czasie pełni".
Czasem ogarnia nas nie tylko obrzydzenie, ale i prawdziwa groza. Leczenie dolegliwości przez przystawianie pijawek do odbytu, jąder lub pochwy. Dokonywanie lobotomii przez wbijanie w mózg szpikulca do lodu. To tylko wybrane przykłady.
Lektura dla osób o mocnych nerwach i żołądkach. Przerażająca i w sumie smutna. Tak wiele szkody wyrządzili ci, którzy mieli ratować pacjentów...
dr Kalina Beluch
Jeśli interesuje was rozwój medycyny na przestrzeni wieków, a właściwie rozmaite metody leczenia (czy może raczej szkodzenia) pacjentom, koniecznie sięgnijcie po książkę Nathana Belofsky'ego Jak dawniej leczono. Poznacie zadziwiające metody leczenia - od picia moczu - koniecznie niewinnego chłopca (metoda Gallena), aż po wbijanie prętów w oczy. Będzie to lektura, która wielokrotnie wywoła na waszym ciele ciarki z przerażenia, niejeden raz sprawi, że śmiać będziecie się do łez.
Primum non nocere - to zasada, która nie dotyczy medyków opisanych przez Belofsky'ego. I choć są to wielokrotnie nazwiska wielkich lekarzy, to wiele z ich metod w dzisiejszych czasach wpakowałoby ich na długie lata do kryminału lub do szpitala dla obłąkanych. Gwarantuję, że po przeczytaniu tej publikacji przez długi czas przestaniecie narzekać na polską służbę zdrowia, dziękując nawet najgorszemu lekarzowi za jego medyczną wiedzę...
Dowiecie się wielu ciekawych rzeczy. Bo Jak dawniej leczono... to skarbnica ciekawostek na tematy skupione wokół metod leczenia i ówczesnej (nie)wiedzy medycznej. Wyczytacie tu np. że do XVII wieku najlepsi lekarze wywodzili się spośród katów. Dlaczego? To tajemnica, którą poznacie sięgając po książkę Belofsky'ego.
Nie wiem, czy jest to książka bardziej przerażająca, czy raczej bardzo śmieszna. Tyle, że z pewnością nie byłoby mi do śmiechu siedząc ,,w fotelu" u opisywanych przez autora lekarzy. Drastyczne anegdoty przytoczone w książce potrafią odebrać mowę i apetyt, a bezpośredni i bardzo obrazowy język jakiego używa autor potęguje tylko uczucie przerażenia, wymieszanego z histerycznym nieraz śmiechem. Można śmiało rzecz, że Belofsky opisał w swojej dość krótkiej książce najbardziej niekonwencjonalną medycynę, jaka tylko istnieje. W zestawieniu współczesnych hochsztaplerów z praktykami czynionymi przez lekarzy uznanych w czasach starożytności, czy średniowiecza, ci pierwsi to prawdziwi znawcy tematu i wręcz cudotwórcy. Nie ma się jednak czemu dziwić. Wszak rozwój medycyny i wiedzy na temat chorób wszelakich czyni prawdziwą przepaść między tym co było, a co mamy obecnie.
Wszystko to sprawia, że książkę czyta się z zapartym tchem. Zaciekawia i fascynuje, jak rozdrapywanie strupa i obserwowanie, czy popłynie krew. Jest niczym wkładanie jęzora do zepsutego zęba i oczekiwanie w napięciu kiedy zakłuje lub bardzo zaboli. To ten rodzaj literatury, który wywołuje nieco niezdrową ciekawość. I chwała jej za to.
Polecam. Fascynująca pozycja!
Jesienią ubiegłego roku miałam okazje czytać ,,Jak dawniej jadano", która to pozycja przypadła mi do gustu. Zatem, gdy pojawiła się ,,Jak dawniej leczono" nie zastanawiałam się ani chwili.
Książka została podzielona na cztery rozdziały a każdy z nich obejmuje inny okres w naszych dziejach. Od starożytności aż po czasy XIX w. Ujęto w niej skandaliczne procedery ,,leczenia" a śmiem powiedzieć - raczej jego braku. Możemy w niej znaleźć wzmianki o znanych nam z historii medykach, uznawanych za ,,wybitnych" w swoich czasach. Lekarze ,,leczyli" poprzez wróżenie z kości, stawiali diagnozy na podstawie układu planet przez co bardziej przypominali astrologów niż medyków. Dotyk w leczeniu raczej nie był wskazany, chyba, że do zabiegu, który wymagał znieczulenia a takowego w owych czasach nie było, zatem silni postronni mężczyźni byli zmuszeni unieruchomić ,,pacjenta" aby operacja mogła się odbyć. Aż śmiech połączony z przerażeniem mnie ogarniał, gdy czytałam o niektórych średniowiecznych praktykach stosowanych na boga ducha winnych ludziach. My, w tej chwili niejednokrotnie czujemy się poszkodowani przez leczenie niektórych lekarzy. Jednak, co ci niewykształceni biedacy mogli wtedy powiedzieć? Do kogo złożyć skargę? Chyba tylko do samego Boga w którego wierzyli w danym wieku.
Rozumiem, dlaczego mój dziadek urodzony w 1910 roku na lekarzy mówił ,,łapiduch". Bo miał porównanie tego jak medycyna się rozwinęła w przeciągu jego 85-letniego życia.
,,Hipokrates wolał zaufać własnym oczom i uszom oraz polegać na tym, co wyczuwał dłońmi. (...) dzięki temu zdołał poczynić krok od magii do medycyny". To jeden z cytatów, który zakotwiczy się w mej pamięci na długo, bo ludzie wtedy o uzdrowienie zanosili modły do swoich bóstw z prośbą o uzdrowienie. Czytając takie przykłady i to jak ludzie w owych czasach ,,się leczyli" już wiem, dlaczego Hipokrates odgrywa tak ważną rolę na tym szczeblu nauki.
Średniowieczna lekarka pisała, że kobieca macica wędruje i może zadławić właścicielkę. Molier pisał o wykształconych i znających łacinę lekarzach, którzy tak naprawdę nie mieli pojęcia o leczeniu.
Duża część książki poświęcona jest leczeniu nostalgii a praktyki jakie stosowano do jej łagodzenia powodują u mnie migrenę. A na zakończenie przytoczę cytat z początku książki: ,,Od 2400 lat chorzy uważają, że lekarze postępują właściwie; przez 2300 lat było to błędne mniemanie". I jeszcze nasuwa mi się taka refleksja, przez dziesięciolecia Święta Inkwizycja paliła na stosie czarownice a to po prostu były szeptuchy, które w przeciwieństwie do ,,lekarzy" potrafiły pomóc cierpiącym. Były konkurencją dla medyków a ci ,,w białych rękawiczkach" pozbywali się ich.
Książka momentami okropna, przyprawiająca czytelnika o mdłości ale jakże genialna w swej treści.
Współpraca barterowa z Wydawnictwem RM.
Nie jest to książka typowo dokumentalna, traktowałabym ją raczej jako ciekawostkę. Jest zbiorem bardzo dużej ilości faktów, które opisywane są w bardzo pobieżny sposób.