Jest 18 grudnia 1934 roku. Komisarz kryminalny Gustav Dewart wypoczywa w Grüssau (Krzeszowie), korzystając z gościny opata benedyktynów. Urlop ma mu pomóc w odzyskaniu sił nadwątlonych rodzinnym dramatem, ale pobyt wśród mnichów zaczyna go męczyć.
Żeby nie robić przykrości opatowi, policjant bierze udział w Dniu Światła, corocznej mszy odprawianej na pamiątkę odnalezienia cudownej ikony Matki Bożej Łaskawej ukrytej przed husytami i odzyskanej w nadprzyrodzonych okolicznościach po 196 latach. Niemal zaraz po nabożeństwie jeden z mnichów zostaje znaleziony martwy w klasztornej toalecie. Kiedy opat prosi swego gościa o dyskretną pomoc, ten traktuje to jako uśmiech losu i odskocznię od monotonii.
Jednak wkrótce mury opactwa stają się świadkami kolejnych zagadkowych zgonów. Gdy miejscowa policja uznaje je za nieszczęśliwe wypadki, Dewart postanawia przeprowadzić własne śledztwo. Nie zdaje sobie przy tym sprawy, że wkrótce przyjdzie mu zmierzyć się nie tylko z tajemniczym sprawcą, ale i własnymi lękami, przed którymi stara się uciec.
Zwiastun książki na
Wydawnictwo: Manufaktura Tekstów
Data wydania: 2017-11-23
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 334
"Nauczył się wówczas dwóch rzeczy: po pierwsze, niektórych pytań nie warto było zadawać; po drugie, otwartość umysłu nie zawsze szła w parze z uznaniem w oczach innych."
Książka na szybkie zaczytanie, może nie jeden, ale dwa oddechy czytelnicze, przyjemne nasycenie zajmującą intrygą zgrabnie opakowaną w klimat retro. Autor z dużą łatwością angażuje czytelnika w śledzenie scenariusza zdarzeń, snucie detektywistycznych przypuszczeń i domysłów. Sympatycznie poddajemy się zagadkowej kryminalnej grze. Walorem powieści jest wyjątkowo bogate historyczne tło, które nie przytłacza szczegółowością, ale nadaje ton przeszłości, a przy tym uzmysławia jak wiele tajemnic skrywa się w niepozornych budowlach będących świadkami minionych epok. Odpowiadało mi zachowanie równowagi między przebiegiem akcji a nadaniem jej barwnych rys dawnych czasów. Mamy wzmiankę frapującego zdarzenia z siedemnastego wieku, która podsyca tajemnicze nuty akcji rozgrywanej w tysiąc dziewięćset trzydziestym czwartym roku.
Czterdziestoletni Gustav Dewart, komisarz kryminalny, przyjeżdża na odpoczynek do opactwa benedyktyńskiego w Krzeszowie. Liczy na złapanie kilku spokojnych dni po dramatycznych wydarzeniach w jego życiu, z dala od przestępstw, morderstw i śledztw. Jednak okoliczności nie sprzyjają zamierzeniom, seria osobliwych wypadków wśród zakonników skłania Gustava do przyjrzenia się im bliżej. Niepokoi zmowa milczenia wśród mieszkańców wsi, a wnikliwe zainteresowanie komisarza napotyka sprzeciw ze strony lokalnego komendanta żandarmerii. Mężczyźni nie darzą się sympatią, a dialogi między nimi są jedynymi elementami w powieści, które nie do końca zabrzmiały przekonująco, być może to kwestia kobiecego spojrzenia. Spodobało mi się za to, jak autor podsuwa kolejne tropy, odsłania powiązania, podsyca niebezpieczeństwo, zaskakuje w finalnej odsłonie książki. To moje pierwsze spotkanie z twórczością autora, ale z pewnością nie ostatnie.
bookendorfina.pl
Moi drodzy... - zasiadamy wygodnie w fotelach, przykrywamy się przytulnym kocem, stawiamy w zasięgu naszej ręki kubek z aromatyczną herbatą, bierzemy w dłonie najnowszą powieść Krzysztofa Koziołka pt. "Imię Pani"..., po czym udajemy się w fascynującą literacką podróż do roku 1934, gdzie to w położonym w spowitym zimową scenerią niemieckim miasteczku Grüssau (Krzeszowie), mieści się stare opactwo Benedyktynów, które kryje nie tylko tajemnice historii, ale także i zagadki równie tajemniczych zgonów mnichów... A oto refleksje i wrażenia, jakie z owej podróży wyniosła moja skromna osoba...
Głównym bohaterem tej kryminalnej powieści retro, jest przebywający na urlopie w benedyktyńskim opactwie komisarz kryminalny - Gustav Dewart, szukający tu spokoju i ukojenia po dramatycznej rodzinnej tragedii. Spokój ten jednak nie będzie mu dany, gdyż oto pewnego wieczoru zostają odnalezione zwłoki jednego z mnichów, który został odnaleziony martwy w klasztornej toalecie. To, co mogło wydawać się nieszczęśliwym wypadkiem, nabiera zupełnie innego wymiaru wraz z kolejnymi zagadkowymi zgonami kolejnych mnichów, jak i też mieszkańców okolicznego miasteczka. Dewart rozpoczyna swe prywatne i niewspierane w żadnej mierze przez miejscową milicję śledztwo, mające odpowiedzieć na pytanie o przyczyny zagadkowych śmierci, jak i też o ich związek z klasztornymi murami... Ów dochodzenie obudzi także bolesne demony z przeszłości Dewarta, którym to będzie on musiał tu stawić czoła...
Książka "Imię Pani" stanowi niezwykle intrygujący, barwny i ze wszech miar inteligentny przykład klasycznej powieści kryminalnej retro. Powieści, ukazującej z jednej strony misterną intrygę śledczą z elementami sensacji w tle, z drugiej zaś wielce malowniczą relację o życiu, kulturze, sztuce i burzliwych dziejach benedyktyńskiego opactwa w Grüssau w 1934 roku, które to poznajemy tu w bardzo szczegółowy i drobiazgowy sposób. I tak oto znajdziemy tu wielkie emocje, wartką akcję, barwnych i nietuzinkowych bohaterów, jak i również niepowtarzalny klimat przedwojennego Dolnego Śląska. Ponadto lektura ta stanowi również ucztę dla miłośników sztuki, którzy to będą mogli rozkoszować się przy niej skarbami niemieckiego malarstwa...
Fabuła opowieści prezentuje się bardzo intrygująco, ekscytująco i ze wszech miar logicznie, prowadząc nas sobą u boku głównego bohatera ku prawdzie o zagadkowych zgonach w opactwie o jego okolicy. Prawdzie, odkrywanej niespiesznie poprzez śledczą robotę Dewarta, a więc zbieranie poszlak, dedukcję, zwracanie uwagi na najdrobniejsze szczegóły, przesłuchiwanie potencjalnych świadków, czy też tak cenną w tym fachu - intuicję. Jednocześnie, obok głównego i zasadniczego wątku śledztwa, pojawiają się tu również nie mniej barwne poboczne ścieżki fabularne, odnoszące się m.in. do przeszłości komisarza, codziennego i nie zawsze łatwego życia mieszkańców klasztoru oraz samego Grüssau, czy też choćby dawnych, fascynujących dziejów opactwa. Autor co chwilę czymś nas tu zaskakuje, zwraca nasza uwagę ku innym kwestiom, dostarcza nowych źródeł emocji i silnych wrażeń, jak i też mnóstwa dobrego humoru, który wypełnia strony tej książki. Całość wieńczy zaś spektakularny finał, oddający w pełni charakter i piękno kryminału retro w klasycznym wydaniu...
Bardzo silną stronę tej książki, stanowią także jej barwni i niebanalni bohaterowie. Przede wszystkim mam tu na myśli oczywiście Gustava Dewarta, czyli piekielnie inteligentnego, ale również i nieco zadufanego w sobie komisarza, który to jest naszym przewodnikiem po tym literackim świecie. To świetny i doświadczony śledczy, ale także i boleśnie doświadczony przez los człowiek, który wciąż zmaga się ze swoim bólem, traumą, poczuciem winy. Pod względem charakteru cechuje go pewna porywczość, nadpobudliwość, opryskliwość względem innych, ale w gruncie rzeczy to dobry człowiek, potrafiący dostrzegać ludzką krzywdę i starać się jej przeciwdziałać. To detektyw ze starych, przedwojennych i co ważne - niemieckich czasów, którego to albo się polubi od razu, albo też oceni jako gbura. Nie mniej okazale wypadają tu postacie z drugiego planu, choćby na czele z równie trudnym w pożyciu co Dewart, miejscowym komendantem żandarmerii - Felixem Walslebenem, czy też całą gamą pobożnych i nacechowanych życiową mądrością zakonników...
Słów kilka poświęcić muszę także kreacji literackiego świata, jaki to jawi się naszym oczom na kartach tej opowieści. To przedwojenny, niemiecki Dolny Śląsk w najprawdziwszej i jak najbardziej realistycznej odsłonie, ze wszystkimi oryginalnymi nazwami miast, ulic, gmachów i zabytków z jednej strony, z drugiej zaś z autentyczną i żywą codziennością życia w tamtych czasach, tak w przypadku bogatych i ważnych osobistości, jak i biednych mieszkańców tego regionu. Znajdziemy tu opisy historii tego skrawka świata, nastroje społeczno-polityczne Niemiec obrastających we władzę Hitlera, jak i też niepowtarzalny klimat tamtej epoki, będącej z jednej strony już nowoczesną odsłoną dziejów, z drugiej jednak wciąż tak bardzo zakorzenioną w archaicznej przeszłości. Liczba dat, nazw, faktów historycznych oraz ciekawostek natury artystycznej jakie tutaj padają, jest nie tylko imponująca, ale także i ze wszech miar zadziwiająca, co świadczy tylko i wyłącznie o wspaniale wykonanej pracy dokumentalistycznej - jakże żmudnej i katorżniczej, przez autora tej książki.
Lektura tej książki niesie nam sobą czytelniczą przyjemność, relaks i oderwanie od naszej codzienności, do której to wcale nie mamy ochoty wracać z tak fascynującego Grüssau i jego okolic. Jest to zasługą świetnego pomysłu, wielkiej inteligencji, doskonałego warsztatu i wyjątkowego klimatu tamtej dawnej epoki, jaki to wypełnia strony "Imienia Pani". Z tego też względu każdy miłośnik literatury w postaci kryminału retro, będzie tą książką oczarowany i zachwycony bez reszty, podobnie jak byłam i ja. To świetna powieść gatunku, mogąca służyć za wzór i obiekt pokazowy dla wszystkich przyszłych adeptów pisarstwa, którym marzy się rola przewodnika po literackiej podróży do odległej przeszłości, ze zbrodnią w tle. Polecam - wielkie emocje gwarantowane!
Kryminały czytuję od 5-tej klasy podstawówki. Tak, tak, po ten gatunek sięgnęłam mając 12 lat, bo... zaraziła mnie sąsiadka, a nudziło czytanie "W pustyni i puszczy". Sensację lubię do dziś, choć czytam jej mniej niż lektur obyczajowych. Lubię zagłębiać się w kryminały retro, bo uważam, że mają one jakiś szczególny urok, który płynie z innych metod prowadzenia śledztwa, w które nie ingeruje tak bardzo jak dziś technika. Bardziej liczy się światłość ludzkiego umysłu, zdolność wiązania faktów i to "coś", co sprawia, że prawda wychodzi na światło dzienne.
"Imię Pani" autorstwa Krzysztofa Koziołka jest właśnie taką książką. Połknęłam ją w dwa wieczory i podsumuję krótko - to niezwykle apetyczny kryminał, że palce lizać.
Cofamy się w czasie do grudnia 1934 roku i przenosimy się do Grussau (Krzeszowa). Tam wypoczywa po trudnych dniach życia, po rodzinnym dramacie, który nadszarpnął zdrowie Gustav Dewart. Pobyt w opactwie benedyktynów ma ukoić zszargane nerwy i uspokoić duszę. Niestety atmosfera klasztoru i religijny rytm życia zakonników duszą komisarza kryminalnego. Pozorny spokój zakłócają pewne zdarzenia, które wstrząsają nie tylko mnichami ale i społecznością miasteczka. Następuje bowiem seria zagadkowych śmierci, które tylko na pierwszy rzut oka wyglądają jak nieszczęśliwe wypadki. Dewart szybko odkrywa, że ktoś morduje z premedytacją kolejne ofiary. Ale miejscowa policja nie jest przekonana do tej szokującej i okrutnej prawdy.
Kto stoi za brutalnymi morderstwami i dlaczego to robi? Rozpracujcie tę zagadkę u boku Gustava, który jest naprawdę świetnym profesjonalistą i ma talent do odkrywania mrocznych sekretów.
Zakochałam się w tej lekturze można rzec od pierwszego wrażenia. Czytanie jej sprawiło mi naprawdę niekłamaną przyjemność, dostarczyło emocji i dreszczyku który powinien towarzyszyć temu typowi książek. Akcja tego tytułu jest dość wartka i wielokrotnie zaskakuje nowymi niespodziankami. Sprawa się wikła i rozgałęzia na kolejne wątki. Jak króliki z kapelusza pojawiają się kolejne trupy. Atmosfera robi się gęsta od krwi a od miejsc w których dzieją się kolejne sceny wieje grozą i klimatem sekretów. Jak się okazuje klasztor to doskonałe miejsce na sceny morderstw, a mnisi wcale nie są tacy święci jakby się na pierwszy rzut oka wydawało.
Autor nie omieszka wtrącić w tekst historii opactwa, jego zawiłej przeszłości oraz mistycyzmu jaki się z nim kojarzy. W zagadkę kryminalną wplecione są opisy, ciekawostki historyczne, opowieści z przeszłości które jeszcze mocniej przyciągają czytelnika do książki i czynią ją atrakcyjną. Dzięki takim zabiegom bardzo łatwo przeniknąć do świata tego tytułu i poczuć się tak, jakby się było naocznym świadkiem opisanych wydarzeń. Zimowy klimat tej książki potęguje niezwykłą atmosferę.
"Imię Pani" to doskonała powieść, która dostarczy wielu przyjemnych wrażeń i zabierze w niesamowitą podróż w czasie i przestrzeni. Polecam ją miłośnikom książek Marka Krajewskiego oraz tym, którzy lubią nietuzinkowe zagadki z morderstwami w tle. Autorowi gratuluję znakomitego pomysłu na fabułę, stworzenia nietuzinkowej i nieszablonowej oraz bardzo sympatycznej postaci głównego bohatera oraz poprowadzenia akcji tak zawile, że nie odgadłam zbyt wcześnie kto jest winien. A to moim zdaniem w tego typu książkach jest najważniejsze. Gorąco polecam.
Imię Pani to trzecia książka autorstwa Krzysztofa Koziołka, którą miałam przyjemność przeczytać. W moim odczuciu jest ona dużo lepsza od Furia rodzi się w Sławie, która podobnie, jak najnowsza powieść autora jest z gatunku kryminał retro.
Do klasztoru benedyktynów w Grüssau z myślą o odpoczynku przyjeżdża komisarz kryminalny Gustav Dewart. Podczas jego pobytu jeden z zakonników odnajduje ciało ojca Bronisława. Początkowo brano, że śmierć zakonnika to niefortunny wypadek, ale szybko okazało się, że było to morderstwo. Wkrótce odnalezione zostają kolejne ciała.
Tym razem wraz z głównym bohaterem przenosimy się do Grüssau (Krzeszowa) w okresie: od 18 grudnia 1934 do 7 stycznia 1935 roku. Autorowi udało się w tak krótkim przedziale czasowym zafundować czytelnikowi wiele interesujących ciekawostek oraz zdarzeń. A wykorzystane przez Niego fakty historyczne, wprowadzają czytelnika w niepowtarzalny klimat tamtych czasów.
Dużym atutem książki jest żywa narracja, malownicze opisy otoczenia oraz wciągająca akcja. Jednak najlepsza w tym wszystkim jest nieprzewidywalność. Bo mimo iż odbiorca angażuje się w śledztwo prowadzone przez komisarza, które notabene poprowadzone jest skrupulatnie, to połączenie wszystkich fragmentów układanki nie jest łatwe. Toteż podobnie jak on dopiero na końcu dochodzimy do sedna sprawy i otrzymujemy sensowne połączenie zagadki, które całkowicie zadziwia.
Wyrazista kreacja charakterologiczna głównego bohatera i jego wiarygodny portret psychologiczny sprawiają, że da się go lubić. Komisarz jest błyskotliwy, dociekliwy i prowadzi na własną rękę rzetelne śledztwo. I pomimo iż jest to wyłącznie bohater fikcyjny, to nie tworzy postaci karykaturalnej, lecz mężczyznę, z krwi i kości o silnym charakterze.
W książce nie zabrakło również czarnego humoru, tak charakterystycznego dla książek Koziołka. Autor w krótką chwilę potrafi rozśmieszyć czytelnika do łez. Bardzo lubię ten zabieg, ponieważ w ten sposób rozładowuje napięcie, aby na nowo zacząć je budować. Lekki styl i frapująca fabuła oraz rzeczowe przedstawienie realiów w stylistyce retro sprawiają, że tę książkę czyta się więcej niż przyjemnie.
REKOMENDACJA:
Imię Pani to znakomicie napisana powieść, która na kilka godzin odrywa czytelnika od rzeczywistości i przenosi w zupełnie inne miejsce i epokę. Widać, że autor poświęcił wiele czasu na zebranie materiału do książki. Dzięki temu w zadziwiająco łatwy, lecz zarazem precyzyjny sposób łączy kryminał z elementami powieści historycznej. Szczerze polecam!
Bardzo lubię czytać kryminały, choć nie miałam dotychczas styczności z tymi oferowanymi przez Krzysztofa Koziołka – w wersji retro. Dlatego dałam się namówić na dziesiątą już książkę pisarza (dlaczego ja wcześniej nie znałam tego autora??) - „Imię Pani” i odbyłam podróż w czasie na Dolny Śląsk. Jest grudzień 1934 roku. Czterdziestoletni Gustav Dewart za namową wuja wyjeżdża do Krzeszowa, gdzie w barokowym kościele klasztornym u benedyktynów ma odzyskać spokój ducha po rodzinnym dramacie. Komisarz kryminalny nie jest zbyt zadowolony z pobytu w gościnie u opata, ponieważ strasznie się nudzi. Jednak osiemnastego dnia miesiąca, tuż po uroczystej mszy na okoliczność Dnia Światła, los postanawia uśmiechnąć się do komisarza – opat otrzymuje wiadomość, że brat Bronisław nie żyje. Dzieło przypadku? Możliwe… Na miejscu zdarzenia pojawia się komendant powiatowej żandarmerii – Felix Walsleben, który od początku działa Gustawowi na nerwy. Brak sympatii między przedstawicielami prawa jest coraz bardziej widoczny, zwłaszcza że niebawem pojawiają się kolejne ciała… Czy to nadal przypadki albo nieszczęśliwe wypadki? Na prośbę opata Dewart prowadzi własne śledztwo, choć widocznym jest, iż jego pomysły wciąż komuś przeszkadzają. Z pozoru ofiary nic nie łączy – ani wiek, ani płeć, ani zajęcie… Komisarz jednak wciąż szuka, kombinuje, rozmawia i dopatruje się powiązań, co sprawia, że powoli wyłaniają się pomysły co łączyło kolejne ofiary. A dlaczego powoli? Bowiem w trakcie analizy kto jest winny śmierci tylu osób, na drodze stanęły mu demony z przeszłości… Wspomnienie osób, które już dawno chciałby usunąć ze swej pamięci… Krzysztof Koziołek stworzył na pewno bardzo oryginalny kryminał – sam pomysł na fabułę mnie zaskoczył i nijak nie mogłam wyprzedzić wydarzeń swoimi przypuszczeniami. Morderca wszystkich wywiódł w pole i choć przez chwilę podejrzewałam, kto jest winny zbrodni to niestety zbyt szybko odrzuciłam ten pomysł. Zafascynowały mnie ukryte wyjścia z klasztoru, tunele a także tajemnice skrywane przez skrytki z przeszłości. Świetnie bawiłam się podczas utarczek słownych między przedstawicielami prawa a z niepokojem śledziłam kolejne kroki Gustawa w poszukiwaniu prawdy. Autor doskonale wpasował się w czas akcji – opowiedział historię opactwa, moment konsekracji kościoła, opisał wydarzenia jakie miały miejsce podczas rządów kolejnych opatów, jak wyglądał pochówek zakonników. Tekst został wzbogacony legendami, analizą obrazów, licznymi informacjami o wsiach, kopalniach, traktach i tkactwie, którym trudniła się tamtejsza ludność. Jednak chwilami miałam wrażenie, że jest tego za dużo. Że informacje z historycznego tła przytłoczyły samą ‘morderczą fabułę’. Że są to informacje bardzo przewodnikowe, zabrakło mi w tych fragmentach lekkości, które bardziej by mnie wciągnęły a nie dotyczyły wciąż nowych nazw, dat i nazwisk. Książka jest idealną lekturą dla osób lubujących się w kryminałach, zwłaszcza retro oraz powieściach historycznych. Nie brakuje tutaj różnorodności bohaterów, podstępów, śledzenia, zaskoczeń, tajemnic oraz dedukcji. Pajęczyna podejrzeń zatacza coraz szersze kręgi a komisarz próbuje wyłuskać z gąszczu zalewających go informacji, te naprawdę ważne. Kto i dlaczego zabił tak wiele niewinnych ludzi? Podsumowując - „Imię Pani” to kryminał, jakich… niewiele :) Mylenie tropów podrzucanych powoli przez autora, zaskakujący finał z mężczyznami w mundurach, postacie dostarczające kolejnych ‘smaczków’ oraz demony z przeszłości, które pojawiają się, by zburzyć spokój. Świetnie stworzona intryga Koziołka, wzbogacona przez elementy historyczne i opowiedziana nie tylko w małym miasteczku, ale przede wszystkim tuż pod okiem mnichów, z pozoru istot religijnych, niewinnych i skromnych. Jakie sekrety mogą kryć się w takim miejscu? Jest intrygująco, ekscytująco, zaskakująco i klimatycznie – naprawdę warto przeczytać. Chętnie poznam inne książki Krzysztofa Koziołka.
Gustawa Dewarta dręczy gehenna wojennego piekła i traumatyczne wspomnienia utraty rodziny. Poszukując wytchnienia korzysta z zaproszenia opata, przebywając obecnie w kościele klasztornym, ogromnej barokowej świątyni. Teraz, 18 grudnia 1934 roku obchodzą Dzień Światła.
Umiejętności Dewarta jako policjanta kryminalnego przydają się- nieoficjalnie zaczyna prowadzić własne śledztwo, gdy pojawia się w kościele trzecia ofiara. Dwa pierwsze zgony wyglądały tylko na nieszczęśliwe wypadki, ale trzecia śmiertelna ofiara sugeruje czyjeś celowe działanie. Dewart jest pogardliwie i z podejrzliwością traktowany przez lokalnych żandarmów, wchodzi im w drogę i niestety konflikt gotowy. Bohater sprawdza swoje teorie, gromadzi informacje, jest czujny i zawsze na służbie.
„Szukanie mordercy było jak układanie puzzli: trzeba było przeglądać się każdemu pojedynczemu elementowi, a jednocześnie mieć ogląd na całość.”
„Imię Pani” to ciekawie poprowadzony kryminał w klimacie retro, mamy tu chodzącego własnymi drogami bohatera, klasztor pełen skrytek i kilka ciekawostek historycznych. Polecam fanom takich kryminałów.
To już kolejna przeczytana przez mnie książka Krzysztofa Koziołka i nadal trwam w zachwycie i zdumieniu, że o autorze tak mało się mówi!
Tym razem znowu kryminał retro, czyli coś, co bardzo lubię! Mamy rok 1934, komisarz kryminalny Gustav Dewart przebywa na urlopie w zakonie benedyktynów i staje się świadkiem morderstw. Czy to przypadek? I czy są to morderstwa czy może jednak dziwne zbiegi okoliczności? „(…) czegoś takiego jak nieprawdopodobne zbieg okoliczności nie ma, są tylko ciągi wypadków źle ze sobą powiązanych przez nieumiejętnych funkcjonariuszy”.
Mamy tu policjanta po przejściach, który ‘przypadkiem’ na urlopie trafia na zbrodnie i postanawia rozwiązać zagadkę. Powiecie pewnie, ze to już było. Ano było, było, też już to czytałam, ale nic nie szkodzi, mnie się podoba, pomimo dość ‘zużytego’ schematu. Bronią autora znakomite historyczne okoliczności przyrody, mnóstwo ciekawostek podanych w przystępny sposób oraz nietuzinkowa zagadka do rozwiązania. Czytałam z ogromnym zainteresowaniem i oczywiście nie domyśliłam się, kto jest winny.
„Imię Pani” to znakomity kryminał retro, obok którego nie można przejść obojętnie. Fani zbrodni z historią w tle – MUSICIE to przeczytać!
Dobrze, że mam jeszcze w zanadrzu kilka powieści Krzysztofa Koziołka, jesień zapowiada się bardzo ciekawie!
Książkę połknęłam w dwa dni. Lubię kryminały, ale w stylu retro czytałam po raz pierwszy. Podobała mi się interesująca akcja oraz zaplątana intryga, której rozwiązania nie odgadłam do samego końca. Ponadto, z książki dowiedziałam się wielu ciekawostek historycznych - dotyczących Dolnego Śląska (gdzie mieszkam). Teraz marzę o tym, aby pojechać do Krzeszowa i okolic i zobaczyć na własne oczy opisywany teren. Zrobił na mnie wrażenie głóny bohater, któremu mocno kibicowałam i przyznam, że chętnie poznałabym jego nowe przygody w kolejnych książkach autora. Polecam.
"Tych, którzy nie są karni, trzeba karcić mocniej od posłusznych, których z kolei trzeba łagodnie nakłaniać. A u wszystkich opat grzechy powinien wyrywać z korzeniami".
Uwielbiam wszystko, co utrzymane jest w szeroko pojętym klimacie retro. Nie może więc zabraknąć także kryminału retro, który często utożsamiany jest z kryminałem historycznym. Krzysztof Koziołek należy do mojej osobistej czołówki autorów potrafiących książkę wpisującą się w ten właśnie gatunek literacki, wyposażyć we wszystkie niezbędne elementy fabularne. Dowodem na moje twierdzenie jest najnowsze dzieło autora.
Krzysztof Koziołek, rocznik 1978 to absolwent politologii na Uniwersytecie Zielonogórskim, który mieszka obecnie w Nowej Soli. Jest dziennikarzem i pisarzem, a także pasjonatem górskich wędrówek i kibicem żużla. Autor zadebiutował w 2007 r. powieścią sensacyjną pt. "Droga bez powrotu", jest częstym gościem bibliotek w całej Polsce.
Rok 1934, grudzień, tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Policjant, Gustav Dewart urlopuje w opactwie benedyktynów w Krzeszowie. Pewnego dnia, tuż po nabożeństwie, w klasztornej toalecie zostaje znaleziony martwy jeden z mnichów. Zaraz po tym, mają miejsce kolejne, dziwne zgony. Bohater postanawia więc rozwikłać zagadkę tajemniczych śmierci na własną rękę.
Gdy umiera nagle jeden człowiek, można wówczas mówić o wielkim nieszczęściu. Gdy denatów jest już dwóch to może być przypadek, ale gdy zgonów jest więcej, trudno mówić o zwykłym zbiegu okoliczności. Przekonuje się o tym Dewart, który zostaje wplątany w przedziwną intrygę, jaka od samego początku stanowiła dla mnie wielką zagadkę. Mnisi klasztorni, którzy utracili życie w bardzo dziwnych okolicznościach oraz dalsze ofiary, wskazują na szeroko zakrojone przestępstwo. Przestępstwo, którego karty autor odkrywa krok po kroku, by w finale zaskoczyć zupełnie nieprzewidywalnym zakończeniem. I powiem wam, że nie jest łatwo powiązać ze sobą wszelkie wskazówki, jakie Krzysztof Koziołek podsuwa czytelnikowi. Trzeba mocno pogłówkować, by stanąć bliżej prawdy.
"Imię Pani" to pełnokrwisty kryminał retro, którego niepokojący nastrój, udziela się czytelnikowi przy lekturze. Najbardziej intrygującym jest tutaj niezwykły spokój panujący w małym miasteczku oraz dająca się głęboko odczuć, swoista zmowa milczenia, jaka otacza poczynania głównego bohatera. Trudno przejść nad tymi elementami bez niepokojących myśli.
Nie można także nie wspomnieć kilku słów o głównym bohaterze książki, który walcząc o odkrycie prawdy, walczy także z własnymi demonami, jakie nie opuszczają go nawet na krok. To mężczyzna, któremu doskwiera samotność, a bolesna strata najbliższych, naznaczyła go na całe życie. Jego zdolności dedukcyjne i wrodzona intuicja, niezaprzeczalnie imponują. Chętnie zobaczyłabym Dewarta w akcji, w kolejnej powieści autora.
Najnowsza książka Krzysztofa Koziołka to intrygująca wędrówka w przeszłość, podczas której napotkacie tajemnicze morderstwa, dziwne zbiegi okoliczności oraz zagadkowy, pozorny spokój małej mieściny. Odsłanianie kart tej frapującej historii to nie lada gratka dla każdego miłośnika kryminałów z historią w tle. Jestem zachwycona!
Anton Habicht za psie pieniądze pracuje w policji porządkowej Glogau (Głogowa). Gdy na jego drodze staje śledczy Matzke z policji kryminalnej i proponuje...
Policjant, który ścigał bandytów, aż ci wydali na niego wyrok śmierci. Ale to nie przestępcy zniszczyli mu życie... Stanisław Szafran (postać...
Przeczytane:2023-04-20, Ocena: 6, Przeczytałam, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu, Książki XXI wieku, 52 książki 2023, 26 książek 2023, 12 książek 2023, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2023 roku. 75, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2023,
WIERZCHOŁEK ZŁA
„Imię Pani” Krzysztofa Koziołka to książka, która trochę u mnie poleżała. Kupiłam ją kiedyś bezpośrednio od autora i dopiero niedawno byłam w stanie przeczytać. Zaskakujące bywa to, że jakaś książka czasami musi poczekać na swój czas, a czas ten okazuje się być idealnym na jej lekturę.
Zima 1934 roku, komisarz kryminalny Gustav Dewart spędza wolny czas w benedyktyńskim opactwie położonym w górach. Do wyboru tego dość nieoczywistego miejsca namówił go wuj, czlowiek wpływowy i zaprzyjaźniony z tutejszym opatem. Po tragedii, która wydarzyła się w jego życiu, Gustav potrzebuje odpoczynku i wyciszenia. Wydawać by się mogło, że nie mógł lepiej trafić. Miejsce wydaje się wręcz nudne do czasu, gdy zakonnicy nie zaczną padać ofiarami dość dziwnych wypadków... Mimo tego, że miejscowa żandarmeria klasyfikuje wszystkie zdarzenia jako nieszczęśliwe wypadki, Dewart ma odmienne zdanie. Jest przekonany, że w klasztorze grasuje morderca. Kto chciałby pozbawić życia Bogu ducha winnych braci? Komisarz rozpoczyna nieformalne śledztwo, które doprowadza go do zaskakujących wniosków...
Stary, położony w górach klasztor. Zimowy mrok i atmosfera narastającego napięcia. Trzeba przyznać, że Krzysztof Koziołek umie budować klimat. Spirala zła, która nakręca się w przyklasztornym otoczeniu, potrafi wywołać u czytelnika gęsią skórkę. Toporne śledztwo, osamotnienie Dewarta i mnogość podejrzanych zdarzeń sprawiają, że ta książka naprawdę dostarcza mnóstwa wrażeń. Idealnie nakreślony klimat wszechobecnego zła. Bardzo podoba mi się to jak autor wzbogaca opowieść interesującymi szczegółami architektonicznymi, historią i sztuką. Ogrom pracy włożony został w to, by czytelnik całym sobą czuł specyfikę i ducha klasztoru. Bardzo dobry zabieg, a ilość szczegółów jest doprawdy imponująca. Szczególów, które nie nudzą, ale wspaniale książkę wzbogacają. Nie ma tu litrów krwi i makabry. Jest za to bardzo interesująca zagadka i mamy poczucie, że wraz z komisarzem Gustavem uczestniczymy w jej rozwiązaniu. W miarę postępu akcji ofiar jest coraz więcej, a nasz bohater staje się częścią wielkiej intrygi. To, co z pozoru wydawało się czymś innym szybko zmienia oblicze. Bardzo ciekawie prowadzona jest akcja. Napięcie narasta, atmosfera gęstnieje, a ilość pytań wciąż rośnie. Ogromnie podobała mi się ta powieść. Jest solidna i uczciwa. Szczegółowo dopracowana i bardzo precyzyjna. Krzysztof Koziołek zgromadził ogrom wiedzy na temat regionu, jego historii i stworzona przez niego kryminalna intryga jest bardzo wiarygodna.
„Imię Pani” to porządny kryminał retro. Tu nie ma dróg na skróty. Gustav Dewart to kawał solidnego gliniarza. Takiego w sam raz. Jest zagadka z przeszłości, która nad nim ciąży, ale nie jest przekombinowany i nie dobija czytelnika swoją osobowością. Porządny człowiek, który pomimo osobistych traum walczy o sprawiedliwość. W niesprzyjających warunkach, mając jako broń jedynie swoją determinację, komisarz nie poddaje się nawet przez chwilę. Podoba mi się ten typ. To taki bohater jakich cenię. Autor bardzo plastycznie i poruszająco nakreśla nam rys epoki. Ulice, samochody, budynki – wszystko oddane jest bardzo kompetentnie. Rewelacyjnie czyta się tę książkę. Od samego początku wessała mnie ta opowieść. I nie nudziłam się nawet przez chwilę. Krzysztof Koziołek tak arytstycznie opisuje miejscową historię, że skłania to czytelnika do zainicjowania poszukiwań dodatkowych informacji na własną rękę. Rewelacja. Ja właśnie tak zrobiłam. Sporo poczytałam o tych okolicach i chyba już dawo żadna lektura nie skłoniła mnie do takiej aktywności. Naprawdę pisarz potrafi zaintrygować.
Bardzo polecam Wam tę powieść. Cieszę się, że mam już kolejne tomy serii „Imię Pani” : „Cisza” i „Misja” i już niebawem wyruszę w kolejną literacką podróż z Dewartem. Jeśli chcecie przeczytać te książki, to jak zawsze polecam zakup bezpośrednio u autora. Nic tak nie umila lektury jak dedykacja. Podsumowując : „Imię Pani” to kawał solidnego kryminału retro. Dobrze opracowany, emocjonujący i bardzo klimatyczny. Dodatkowym atutem jest to, że te książki fantastycznie są wydane. Krzysztof Koziołek wykonał tytaniczną pracę i to się czuje, a ja jestem czytelnikiem, który lubi być szanowany. Piekielnie dobra książka, którą gorąco Wam polecam