Spokój jest jak kotleciki w sosie grzybowym: zdecydowanie zbyt szybko się kończy.
Do karczmy Edmunda zwanego Kociołkiem potajemnie zjeżdżają książęta, by radzić nad przyszłością Doliny. Ostatnio trolle z Głodnej Puszczy wydają się nad wyraz aktywne, a jedyny człowiek, który umie z nimi gadać - rycerz Pogorzałek - gdzieś w owej puszczy zaginął. Kociołek nie ma najmniejszej ochoty, by służyć możnym (i zadufanym) tego świata, ale okazuje się, że istnieje niezawodny sposób, by skłonić go do kolejnych bohaterskich czynów. Tylko czy upora się z zadaniem do niedzieli, jak obiecał żonie?
Na misję Kociołek wyrusza na czele drużyny do zadań specjalnych: rycerza Urgo, elfa Eliaha, starego guślarza Żychłonia, krasnoluda Gramma zwanego Majstrem i goblina Zwierzaka. Przyjdzie im stoczyć niejedną bitwę z wysłannikami Złego, przejrzeć niejedną intrygę, przejść próbę wzajemnej lojalności, napchać żołądki przysmakami, wytaplać się w błocie, a do tego zdobyć przychylność kłobuków - najbardziej nieobliczalnych mieszkańców Głodnej Puszczy.
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Data wydania: 2021-09-29
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 400
Język oryginału: polski
Tłumaczenie: brak
Choć nie udało mi się jeszcze sięgnąć po pierwszy tom, to drugi jest całkiem ciekawy i wydaje mi się, że można go czytać bez znajomości wcześniejszej historii.
Razem z Kociołkiem i jego ekipą wyruszymy do tytułowej Głodnej Puszczy, by wykonać kolejną misję. Czy zakończy się sukcesem? Kogo bohaterowie spotkają na swojej drodze? I czy wszystko potoczy się zgodnie z planem?
Z góry przyznaję, że nie do końca przepadam za tego typu humorem. Czasami mnie bawił, czasami dosyć irytował. Jest to bardziej książka dla rozrywki, która pozwala odpocząć od cięższej literatury. Jednak na pewno nie nadaje się dla każdego. Najbardziej powinna przypaść do gustu fanom Wiedźmina.
W każdym razie sam pomysł na fabułę jest świetny. Bohaterowie, którzy otrzymali misję, a po drodze spotyka ich jeszcze wiele przygód to klasyka. Tutaj dodatkowo można liczyć na nieco baśniowe klimaty, wspomniany humor, a przede wszystkim postacie wyjęte z fantasy. Spodobało mi się to, że Mortka wziął znane postacie (np. elfy, krasnoludy, trolle) i przedstawił je nieco po swojemu. Nadał im inny charakter niż znamy, przedstawił w nieco innych okolicznościach, a jednocześnie pozwolił im zatrzymać niektóre cechy, jakie zostały już opisane w literaturze.
Jest to książka, po którą warto sięgnąć dla rozrywki i która może pomóc w zrelaksowaniu się i oderwaniu od szarego dnia.
Kolejna część przygód Edmunda zwanego Kociołkiem oraz jego niecodziennej kompanii. Tym razem wybierają się do Głodnej Puszczy, aby odnaleźć zaginionego Pogożałka, doradcę księżniczki Yanny, który jest oskarżany o spiskowanie z trollami. Pozornie droga ma być krótka i przyjemna, jednak okazuje się, że po raz kolejny śmiała kompania trafia w sam środek krwawych walk i muszą szybko znaleźć sposób, by wydostać się z tarapatów.
Równie zabawna historia, jak tom poprzedni, który zachęcił mnie do poznania kontynuacji przygód Kociołka. Autor w sposób bardzo lekki i przystępny przybliża czytelnikowi historię zbieraniny śmiałków, z których każdy jest inny, a jednak wszyscy wzajemnie się uzupełniają i razem stanowią świetny zespół, potrafiący wydostać się z każdych tarapatów. Książkę czyta się bardzo przyjemnie, ponieważ autora cechuje niesamowicie lekkie pióro, a zabawne opisy jedynie potęgują przyjemność czytania i sprawiają, że chce się więcej. Mnóstwo śmiechu gwarantowane, a i poprawa nastroju w te jesienne wieczory. Książka idealna na szarą i smutną aurę za oknem. Z pewnością umili czas każdemu, kto lubi czytać o fantastycznych i mitycznych stworach oraz wielu przygodach nieustraszonych postaci, które często same pakują się w kłopoty. Ja czekam na więcej.
Mamy to! Czy są tutaj fani Pana Marcina Mortki i fantastyki? Jeśli tak, to obowiązkowo musicie przeczytać tę książkę! Jeśli z autorem jeszcze się nie znacie, to zdecydowanie jest to dobry moment, żeby sięgnąć po jego twórczość i bliżej przyjrzeć się przygodom Kociołka, którego już mogliśmy poznać w pierwszej części pt "Nie ma tego złego". Ja czekałam na kontynuację i ani trochę się nie zawiodłam. Jestem nawet pewna, że jest jeszcze lepiej, niż było!
Wszystko zaczyna się w karczmie Kociołka, do której przybywają nieproszeni goście i tu zaczyna się cała przygoda! Oj uwierzcie mi, że będzie się działo, a postaci, które stworzył dla nas Pan Marcin w pierwszej części, jeszcze mocniej nas zaskoczą i zapadną w naszej pamięci. Uwielbiam tą barwność i dokładność w tworzeniu bohaterów! Mamy tutaj Urgo, Żychłonia, Elijah, Yanne, Stefana.... i długo by tak wymieniać, bo jest naprawdę kolorowo i żywo! Akcja nawet przez chwile nie zwalnia, autor cały czas zaskakuje nam czymś nowym. Jest mroczno, momentami zabawnie i zdecydowanie bardzo intensywnie! Mamy porwania, przygodę, gobliny, zasadzki, rycerzy...
Zdecydowanie jest to książka, dla osób ,które cenią sobie szczególnie powieści z humorem! Ja uwielbiam ten styl pisania i całkowicie się w nim odnajduje. Jest wesoło, lekko i przez te 400 stron płynie się w bardzo szybkim tempie! Atmosfera w książce zdecydowanie jest unikatowa i zostanie w Waszej pomięci na dłużej. Nie będziecie rozczarowani! Do tego podczas tej szarej jesieni, tak książka idealnie pokoloruje nasz dzień! Dla mnie ta część jest świetnym rozwinięciem części pierwszej i według mnie jej fabuła jest o wiele lepiej dopracowana, a akcja jest szybsza i barwniejsza. Cała seria jest godna polecenia i jestem bardzo ciekawa czy możemy liczyć na kontynuację przygód Kociołka i jego drużyny. Mam nadzieję, że tak!
Mocną stroną cyklu Nie ma tego złego są przede wszystkim trzy rzeczy: przezabawne dialogi, nietuzinkowe postaci oraz smakowite przepisy. Tej książki nie da się czytać "na głodnego" i Wam też to odradzam.
Tak jak w poprzedniej części opisane mamy perypetie Kociołka i jego kompanów, którzy zaangażowali się w wypełnienie kolejnej misji. Humoru tu nie zabraknie. Autor zaprasza nas do świata wypełnionego po brzegi postaciami fantastycznymi: krasnoludami, elfami i goblinami. Choć znajomość poprzedniego tomu nie jest konieczna, jednak pewne elementy zostały z niej zaczerpnięte, dlatego warto jednak przeczytać.
Osobiście mam z książkami Marcina Mortki pewien problem. Otóż za nic w świecie nie potrafię się wciągnąć w tą przygodę, niby jest ciekawa, ale czegoś w niej brakuje i po dołożeniu jakoś do niej nie tęsknię i nie ciekawi mnie jak zakończą się losy tych sympatycznych postaci. Była to moja druga próba i pomimo, że książka jest napisana bez zarzutu jakoś nie czuję tych emocji
Kociołek żył sobie spokojnie w swojej karczmie, nic nie zwiastowało kłopotów do czasu, aż pojawili się w niej władcy Doliny. Incognito na dodatek i z superważną misją. Kociołek odmawiał, wymigiwał się jak się dało, aż władcy wyjechali. Karczmarz szczęścia jednak nie ma i kiedy rusza z drużyną w drobną misję, polegającą na dowiezieniu ojczulka z miodem do Twarogu, wplątuje się w nieliche kłopoty i ponownie walczy o pokój w Dolinie.
Głodna puszcza fabularnie podoba mi się znacznie bardziej od Nie ma tego Złego. Mam wrażenie, że dzieje się tu więcej, jest więcej zwrotów akcji, a i sama intryga wydaje się bardziej skomplikowana. Jest tu też mroczniej, bo choć nadal pojawiają się fragmenty humorystyczne, to jednak nie dominują one, a że sprawy, które dotyczą Doliny stają się coraz bardziej poważne, to coraz mniej jest miejsca na pomyłki bohaterów, a wiec klimat całości też jest lepszy.
Bohaterowie rozwijają się świetnie. Bardzo wyraźnie widać, że na większość z nich wydarzenia opisane w poprzednim tomie wywarły spory wpływ. Kociołek staje się bardziej domatorski i boi się o swoją rodzinę, wiedząc, że być może Dolinie grozi ogromne niebezpieczeństwo. Urgo konfrontuje się ze swoim powołaniem Rycerza Doli i zastanawia się, co to właściwie oznacza i czy nadal może żyć jak dotychczas i wypełniać obowiązki. W tym kontekście pojawia się w powieści ciekawy wątek różnic między prawdziwą wiarą a obłudą, relacji władzy i religii, a Mortka przedstawia go w sposób interesujący, niejako od środka instytucji religijnej.
W tym tomie ważny staje się też Żychłoń, który zauważa niedostatki swojej wiedzy i szanse na jej poszerzenie. Tym samym guślarz nabiera nowej pewności siebie i staje się ważniejszym członkiem drużyny. W przeciwieństwie do tomu poprzedniego, w tym dużą rolę odgrywa także Elijah. Ostatecznie okazuje się mniej wycofanym, wrednym i niebezpiecznym typem niż do tej pory był przedstawiany, choć niewątpliwie nie jest duszą towarzystwa i po prostu nie lubi w nim przebywać. Ma jednak trochę cieplejszych cech i martwi się o innych, choć okazuje to w sposób dość specyficzny.
Głodna puszcza w celach humorystycznych bardzo często korzysta ze stereotypów dotyczących małżeństwa i teściowej. Jednak jest to w zasadzie tylko jeden wątek prowadzony w sposób stereotypowy, bo generalnie w powieści jest bardzo dużo tolerancji i otwartości. Nawet jeśli wydarzenia i relacje między poszczególnymi nacjami Doliny też są ujmowane w jakimś stereotypie, który bohaterowie przywołują, to zostaje on przełamany. To sprawia, że sam świat powieściowy wydaje się żywszy i realniejszy, widać, że nic nie dzieje się w próżni, a lata konfliktów nie pozostały bez echa, choć próbuje się (dobra, niektórzy próbują) zmienić świat na lepszy.
Głodna puszcza jest książką ciekawszą i pod każdym względem lepszą od Nie ma tego Złego, choć przecież tom pierwszy także był dobry. Jeśli wahacie się z czytaniem, to przestańcie – to naprawdę dobra seria i czekam na to, co pojawi się w kolejnych tomach. Choć Królewską Talię Mortka też mógłby kontynuować…
---
Także na szarakawiarenka.pl
Książka była dostępna za punkty ISBN na CzytamPierwszy.pl
Autor pozytywnie mnie zaskoczył! Rzadko zdarza się, że drugi tom jest jeszcze lepszy od pierwszego, a tak właśnie było w tym przypadku!! Szybka, zabawna akcja, od której nie sposób się oderwać!
Bardzo dobra książka. Pełna poczucia humoru, ale również chwil pełnych niepewności i napięcia. Bardzo dobrze wykreowani bohaterowie, którzy wręcz nie dają się nie lubić. Wyjątkowo spodobał mi się również sposób pisania autora, dzięki czemu powieść czyta się na prawdę dobrze i trudno jest się od niej oderwać. Zdecydowanie polecam.
Jeszcze nie czytałam tej pozycji, widzę jednak całą masę super opinii. Bardzo mnie kusi, aby ją zamówić. Polecacie?
Ponowne spotkanie z Edmundem Kociołkiem i jego kompanią do zadań specjalnych uważam za udane. Słyszy się często o "klątwie drugiego tomu" i faktycznie w mojej ocenie ta część jest nieco słabsza. Może to kwestia oczekiwań, wszak apetyt rośnie w miarę jedzenia. Fabularnie jest podobnie. Edmund znowu zostanie wplątany w misję skrajnie niebezpieczną i potencjalnie niewykonalną. Bohaterowie pokażą na co ich stać i zdecydowanie lepiej się poznamy. Humor, rubaszny język i plejada różnorodnych postaci zapewnia niezłą rozrywkę.
Lepiej niż w pierwszym tomie, ale wciąż zarzuty co do drużyny zostają. Zauważyłam też, że jedyne 'poważne' rany odniesione w starciach to rana Eliaha, a reszta, choć obrywa z mocą ekstremalną, na drugi dzień jest zdrowa i cała w skowronkach... Także na tym kończę przygodę z bandą Kociołka.
Krasnal, guślarz, elf, goblin i rycerz, a na ich czele właściciel karczmy, czyli drugi tom ,,Nie ma tego złego" Marcina Mortki. Drużyna pełna różnorodności powraca, by przeżyć kolejne przygody.
Sielskie życie w Gryfie psuje pojawienie się książąt i wieść o niespokojnych trollach w Głodnej Puszczy. Gdyby ktoś pytał Edmunda o zdanie -- nigdy nie opuściłby już rodziny, ale chcąc zapewnić jej bezpieczeństwo, decyduje się wziąć udział w wyprawie, by odnaleźć rycerza Pogorzałka, o którym krążą niepokojące plotki. Misja zapowiada się prosto, ale jak to zwykle bywa -- co krok na bohaterów czyhają kolejne zagrożenia, a na jaw wychodzą problemy natury religijnej czy niemalże egzystencjalnej.
Co jednak poza fabułą i różnorodnością bohaterów znajdziemy u Mortki? Dużo akcji, która sprawnie jest prowadzona i czytelnik nie ma czasu się nudzić, bo co krok trzeba obić mordy lub uciec z zasadzki. Niewybredny humor, który akurat mnie bawił jedynie w nielicznych momentach, choć nie można go nazwać głupim. Jednen niezgrabny i niepotrzebny opis stosunku. Ciekawą opowieść drogi, gdzie oczywiście bohaterowie podróżują i dojrzewają.
Przyznaję, że nie wiem, czy lubię się z Mortką. Potrzebowałam powieści pokroju ,,Głodnej Puszczy", więc nie żałuję spędzonego z nią czasu, ale to raczej tytuł, o którym akurat ja szybko zapomnę. Humor trafiał do mnie jedynie częściowo, choć przez całą lekturę czułam lekkość, a powieść ustawię na półce obok tytułów Pilipiuka, bo może i autorów dużo dzieli, ale równie dużo łączy. Myślę, że po tym zdaniu mniej więcej będziecie wiedzieć, czego się spodziewać, ale u Mortki znajdziecie zdecydowanie mniej absurdów. Może czasami jest naiwnie, ale wszystko tworzy logiczną, spójną całość. Ale tak jak lubię takie fantasy, tak między nami niekoniecznie iskrzy. Chyba głównie o to chodzi.
Po przeczytaniu "Nie ma tego Złego" byłam załamana... bo tak szybko ta książka się skończyła. To była fantastyczna przygoda i nie mogłam doczekać się kontynuacji. "Głodna Puszcza" trzyma poziom pierwszego tomu. Bawiłam się przednio. Spotykamy się znowu z tą samą zwariowaną ekipą. To niesamowite, że autor wykreował tylu fajnych bohaterów. Co jeden, to lepszy. Największą sympatią darzę jednak Eliaha. Kiedy tylko się pojawia, wybucham śmiechem. Ten bohater to przegość. Typ w stylu "wszystko mi jedno" lub "dajcie mi spokój", który chodzi własnymi ścieżkami, jak to elfa przystało :D Ale pomimo tego ponuractwa, każda jego kwestia to kwintesencja dobrego humoru. Innym bohaterom oczywiście też nie brakuje ani humoru, ani werwy, ani niczego. No chyba że szczęścia w życiu :D Oni po prostu nie potrafią nie wpaść w tarapaty. Ta książka to kopalnia żarcików, a ciekawych przygód nie brakuje do ostatniej strony. Mam nadzieję, że autor szybko nie zakończy serii, bo bardzo się wciągnęłam. Brakowało mi na polskim rynku wydawniczym takiego lekkiego, przygodowego fantasy, ale niemłodzieżowego i bez jakichś ckliwych romansów i właśnie cykl "Nie ma tego Złego" idealnie się wpisuje w ten klimat.
Kolejne przygody bohaterów poznanych w ,,Nie ma tego Złego". ,,Głodna puszcza" została napisana w takim samym stylu jak tom pierwszy. Czyta się lekko i przyjemnie. Miejscami była zabawna. Bohaterowie zostali wykreowani w bardzo dobry sposób. Właściwie książka ma wszystko to, co sprawia, że z chęcią się ją czyta.
Mandylion to królestwo, które istnieje od tysięcy lat. Rządy w nim sprawuje król Duncan III. Służy mu wiernie czternaście rodów oraz zagadkowa kasta Pieśniarzy...
Czy zastanawialiście się może, co krasnolud Gramm właściwie robi wśród ludzi? Albo w jakich okolicznościach Kociołek poznał Żychłonia? Co podczas Waśni...
Przeczytane:2021-12-05,
„Głodna Puszcza” autorstwa Marcina Mortki to kontynuacja „Nie ma tego Złego”. Akcja rozgrywa się kilka tygodni po wydarzeniach z pierwszego tomu, kiedy to Kociołek myśli, że w końcu może osiąść spokojnie w swojej karczmie i cieszyć się obecnością żony, dzieci i przyjaciół… a nawet teściowej. Wszystko byłoby prostsze, gdyby wciąż nie myślał o Złym i gdyby koronowane głowy zapomniały o nim i jego drużynie. Ale nic z tego…
Seria o Kociołku i jego drużynie to doskonały przykład książek, w których bohaterowie, fabuła, świat przedstawiony i humor mogą iść w parze i żaden z elementów nie zagłusza innego. Postacie są ciekawe, całkowicie się od siebie różnią, a jednocześnie wydają się doskonale znane dzięki temu, że autor wykorzystał pewne utarte typy bohaterów.
Zresztą autor bardzo sprawnie operuje archetypami czy znanymi motywami i przełamuje je w najmniej spodziewanych momentach. Dzięki temu fabuła nie zmierza utartymi ścieżkami, a postacie zaskakują, np. Kociołek, który jest liderem drużyny i kucharzem w jednym, stanowi doskonałe przełamanie schematu przywódcy.
I co tu dużo mówić, uwielbiam poczucie humoru Mortki. Naprawdę rzadko śmieję się podczas czytania książek, a tu wielokrotnie mi się to zdarzało. Żarty są inteligentne, często nierzucone wprost. Czasami są to po prostu sytuacje, które można ocenić jako zabawne, zwłaszcza że pojawiają się w odpowiednich momentach i nie przesłaniają fabuły, tylko ją uzupełniają i uwypuklają niektóre wydarzenia, czy to na zasadzie wzmocnienia, kontrastu czy karykatury.
Do tego ogromny plus za to, że autor potrafił napisać „męską” książkę bez przekleństw i wulgarnych scen erotycznych. Tak naprawdę jedyne, co się pojawia, to kilka podtekstów, ale napisanych w bardzo subtelny i nieoczywisty sposób. Da się? Da się. Tak samo jak da się stworzyć silne i charakterne postacie kobiece, które wcale nie muszą grać pierwszych skrzypiec, by zagarnąć dla siebie całą przestrzeń, gdy już pojawią się na kartach powieści.
Jedynym minimalnym minusem tej książki jest dla mnie Urgo, z którego wyszedł fanatyk religijny, a ja mam problem z takimi osobami – zarówno prawdziwymi, jak i fikcyjnymi. Ale tak naprawdę nawet jego wątek odpowiednio wybrzmiał w książce, więc pod względem fabularnym nie mogę się przyczepić.
Powiedziałabym, że „Głodna Puszcza”, tak samo jak „Nie ma tego Złego”, to przykład książki, której potrzebowałam, chociaż sama o tym nie wiedziałam. Inteligentna, dowcipna, dynamiczna, z doskonałym pomysłem, który ma duży potencjał na liczne kontynuacje. Bardzo mocno polecam :)