Zuzanna ma dyplom magistra, kochających rodziców, chłopaka-lekarza, który ją uwielbia, niedrogo wynajętą kawalerkę, a nawet pracę. Żyć, nie umierać! Zwłaszcza że i urody Zuzie nie brakuje, a także rozumu, zasad – nawet cnót. Ma też przyrodnią siostrę, Weronikę, z którą jednak nie bardzo się dogaduje. Niestety, los bywa przewrotny. Dziewczyna traci pracę, chłopaka... Kiedy siostra zaprasza ją do siebie, Zuzanna nie spodziewa się, że Weronika właśnie rozpoczęła perfidną grę.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2012-09-11
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 408
Język oryginału: polski
Tłumaczenie: brak
Książka „Dziewczyny do wynajęcia” pierwszy raz na rynku wydawniczym pojawiła się w 2003 roku, a Wydawnictwo Prószyński i S-ka wznowiło wydanie powieści Ireny Matuszkiewicz.
Sam tytuł wprowadza małe zamieszanie i wywołał u mnie sporo skojarzeń. Przyznaję, że zanim zaczęłam czytać, stworzyłam kilka teorii co do fabuły. Żadna się nie sprawdziła i z pewnością mogę uznać to za szczęśliwy traf.
Zuzanna to dyplomowana polonistka. Sama skończyłam polonistykę i tak jak główna bohaterka, boleśnie doświadczyłam, jak współczesny rynek podchodzi do wykształcenia humanistycznego. Zuza nie miała złudzeń, że kierunek studiów zagwarantuje jej nieprzebrane ilości ofert pracy i przyczyni się do rozwoju zawrotnej kariery. Zdecydowanie jednak nie widziała siebie jako osoby, która z poświęceniem niesie kaganek oświaty.
Miała też fajnego chłopaka, kochających rodziców i zwariowaną, tajemniczą siostrę Wiktorię, która wpakuje Zuzę (w dosłownie) niezłą kabałę. W wyniku przeróżnych splotów wydarzeń, o których przeczytacie w książce, Zuza traci kilka filarów życiowej stabilizacji i wprowadza to w jej życie zamęt. Od tego momentu akcja nabiera rozpędu. Intryga, zemsta, osobiste dramaty, ale też wielka miłość, wieczna przyjaźń i nadzieja na to, że jednak będzie dobrze. Z takich elementów składa się ta powieść. Pojawiają się tajemnice, ciągłe niedopowiedzenia i zwroty akcji, które mieszają tak, że do końca powieści niczego nie można być pewnym.
A zakończenie? Absolutnie zaskakujące i tak naprawdę nadal nie wiem, co mam o tym myśleć. Nie spodziewałam się zupełnie, że tak to wszystko się potoczy.
Jako polonistka z wykształcenia, ubawiłam się setnie gdy czytałam o „rozmowach polonistycznych” na temat bohaterów literackich. Same perypetie z pozycji czytelnika też wydają się być zabawne i momentami opisane na wyrost, jednak gdyby komuś w rzeczywistości przypadła taka kumulacja zdarzeń, raczej nikomu nie byłoby do śmiechu. Tylko siła charakteru i pewność, że ma się wsparcie w zaufanych osobach, pozwoliło Zuzannie przetrwać wszystko i jakoś się pozbierać.
Kreacja bohaterów jest bardzo barwna. Każda postać jest zupełnie inna, to takie zbiorowisko charakterów kolorowe niczym indyjski festiwal. Podobnie jest z językiem powieści. Lekki, ale treściwy, z dużą zawartością ironii w dialogach i wyszukanymi, wręcz poetyckimi porównaniami. To mi się bardzo podobało, bo to właśnie język nadał fabule lekkości.
Gdybym miała sklasyfikować jednoznacznie tę powieść, musiałabym powiedzieć, że jest to absolutnie literatura kobieca. Powieść obyczajowa, która zawiera w sobie elementy romansu, dramatu i może coś z kryminału, choć pozwolę sobie być ostrożna w tej opinii. Zdecydowanie jest to też książka dla relaksu po ciężkim dniu. Taki rodzaj literatury jest potrzebny. Nie wiem, czy w mojej pamięci fabuła „Dziewczyn do wynajęcia” zostanie na dłużej, ale zdecydowanie dołączam autorkę autorów do obserwowania i czytania.
Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i Ska za egzemplarz książki.
„Dziewczyny do wynajęcia” to kolejna niewymagająca powieść Pani Ireny Matuszkiewicz, którą można potraktować jako odprężającą lekturę na przykład na lato.
Zuzanna (Lazunia) Korecka po studiach na filologii polskiej zatrudnia się w szkole. Jest związana z lekarzem ortopedą, mieszkają w wynajętej kawalerce w prowincjonalnym miasteczku i ich życie zdaje się być sielanką. Choć narzeczony naciska, Zuza nie chce na razie stawać przed ołtarzem. Niespodziewane zaproszenie od przyrodniej starszej siostry uruchamia lawinę dziwnych wydarzeń chwilami zupełnie absurdalnych. Wyjazd do Torunia powoduje, że życie Zuzanny ulega całkowitej zmianie, dziewczyna traci pracę, a narzeczony zaczyna spotykać się z jej koleżanką…
„Najczęściej dostajemy od losu to, na czym najmniej nam zależy.”
Wokół bohaterki pojawia się mnóstwo nowych, interesujących postaci, Zuzanna zatrudnia się w redakcji dużej gazety, a siostra Weronika szykuje zaskakującą intrygę…
W tej typowo „babskiej” lekturze znajdziemy zarówno romans, jak i sensację, okraszoną czarnym humorem, ale też sporo wątków obyczajowych i przygodowych. Przeczytałam już kilka książek Pani Ireny. Pisane są lekkim językiem, czyta się je miło i przyjemnie. Jeśli do tego dołączymy wątek kryminalny i kobiece intrygi owiane tajemnicą to „Dziewczyny do wynajęcia” na pewno spełnią nasze oczekiwania. Łatwa, lekka i przyjemna lektura na raz (jak dla mnie).
Sabina sprząta firmament niebieski, a mówiąc prościej, mieszkania gwiazd. Wcześniej jej życie było bardzo barwne. Córka znanego jubilera...
Początkowo nic albo bardzo niewiele łączy głównych bohaterów „Salonowego życia”: Dorotę, właścicielkę gabinetu kosmetycznego...
Przeczytane:2022-07-24,
Zuzanna, młoda kobieta tuż po polonistyce, traci pracę, którą udało jej się zdobyć z łaski na pociechę. Traci również chłopaka, lekarza, który naciska na ślub, a Zuza na ślub nie czuje się gotowa. Chce korzystać jeszcze z życia. Wybiera się zatem do swojej przyrodniej siostry Weroniki, do Torunia. Nie spodziewa się jednak, że siostrzyczka wciągnie ją w niezłe tarapaty...
Lekka, zabawna i przyjemna historia. Tak w trzech słowach mogłabym podsumować tę książkę. Idealna na letnie popołudnie, bez zbędnego zagłębiania się w fabułę, bez analizowania. To opowieść trochę o przyjaźni, trochę o miłości, o utracie poczucia stabilizacji w życiu, o zemście, intrydze, ale też nadziei na lepsze jutro. Czyli nic dodać, nic ująć, życiowa historia.
Co do bohaterów, są jednak dość słabo wykreowani i nie wywołali we mnie większych emocji poza śmiechem i czasami irytacją. Jedynie pies, mopsik, zwany Cymbał zdobył moją sympatię. Nie wniosła ta historia za wiele do mojego życia, nie zostawiła za sobą refleksji i przemyśleń, ale sprawiła, że odpoczęłam od kryminałów i thrillerów, które ostatnio w moim czytelniczym czasie przodowały.
Ubawiłam się przednio podczas lektury tej książki za sprawą pełnych humoru i ironii dialogów. Choć to chyba styl pisania autorki ma w tym swoją zasługę. Lekki, trafiający do czytelnika, naszpikowany polskimi porzekadłami, sprawia, że czyta się tę historię przyjemnie. Pojawia się nawet wątek kryminalny, co jako fankę tego gatunku bardzo mnie ucieszyło. Były momenty, że z niecierpliwością czekałam jaki ta opowieść będzie miała dalszy bieg. Zakończenie nieco mnie zaskoczyło, za co plus.
Jeśli szukacie książki na odpoczynek od trudniejszych i bardziej wymagających gatunków, to ta pozycja powinna się świetnie sprawdzić. I niech Was nie zwiedzie tytuł, tak jak mnie. To nie historia o paniach lekkich obyczajów.