Miliony fanów, noce w luksusowych hotelach, podróże pierwszą klasą. Życie Jacoba Churchera, uwielbianego autora, przypomina piękną powieść. Lecz mężczyzna jest samotny i tęskni za prawdziwą miłością. I tylko w snach nawiedza go tajemnicza kobieta.
Gdy Jacob dowiaduje się o śmierci matki, musi wrócić tam, skąd pochodzi. Zagracony rodzinny dom oprócz rupieci kryje bolesne wspomnienia i prawdę o przeszłości pisarza. To przed nimi Jacob całe życie uciekał. Teraz będzie musiał zmierzyć się z tym, co boli najbardziej.
Czy w podróży do własnej przeszłości Jacob odnajdzie ukojenie?
Czy uda mu się odnaleźć kobietę, która nawiedza go w snach?
Czy uwierzy w istnienie prawdziwej miłości?
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2019-11-27
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 304
Tytuł oryginału: The Noel Diary
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Hanna de Broekere
Richard Paul Evans - autor, którego i chciałam przeczytać i się bałam. Zapytacie dlaczego? A już spieszę z informacją. Pierwszą książkę tego autora, którą czytałam pokochałam całym sercem i bardzo chciałam przeczytać inną. Gdy już w końcu zabrałam się za tą drugą to, cóż tu dużo mówić, z lekka się rozczarowałam i tak trzeci tom jednej serii czekał i się nie mógł doczekać 🤷 jak widzicie z jednej strony chciałam poznać coś jeszcze z twórczości autora, ale była też obawa, że znowu nam będzie nie po drodze. Jak było tym razem??
Książka "Dziennik Noel" to fenomenalna powieść, która znowu dała mi ogrom nadziei, zarówno z tym, że twórczość autora jednak mi się będzie podobać jak i nadziei bohaterom powieści aby dążyć do swoich marzeń. Rozliczyć się z przeszłością, aby z czystym sumieniem moc wkroczyć w przyszłość. Autor pięknie pisze o uczuciach i zdecydowanie potrafi poruszyć czytelnika swoją twórczością. Ja jestem kompletnie zakochana, a książkę przeczytałam w niecałe 24 godziny więc to mega plus i dowód, jak ta książka jest świetna! Sama się wręcz czyta 😍😍😍
Polecam ogromnie ❣️
Noel oznacza tyle co narodzić się, a zatem jest symbolem, czy raczej wyznacznikiem nowego początku. To bardzo wymowny tytuł dla ostatnio napisanego cyklu powieściowego autorstwa Richarda Paula Evansa. Pierwszą część trylogii stanowi "Dziennik Noel" - najbardziej osobista i autobiograficzna historia ze wszystkich napisanych przez autora, zawierająca w sobie wiele z jego osobistych przeżyć i doświadczeń. Byłam bardzo ciekawa tej powieści odkąd przeczytałam o niej w serwisie Goodreads i wprost nie mogłam się doczekać, kiedy "The Noel Dairy" zostanie przetłumaczona i wydana w Polsce.
"Dziennik Noel" to historia Jacoba Christiana Churchera popularnego pisarza, który odniósł w życiu ogromny zawodowy sukces. Możnaby powiedzieć, że po pierwsze sam sobie na niego zapracował (choć na pewno otrzymał niejedną pomocną dłoń), a po drugie los wreszcie zaczął być dla niego łaskawy i po wielu smutnych latach w końcu dopisało mu szczęście. Jacob miał trudne i nieszczęśliwe dzieciństwo. Wychowywany samotnie przez matkę zmagającą się z depresją po śmierci starszego syna, czuł się odrzucony i niekochany, choć jak każde dziecko pragnął ciepła i opiekuńczych ramion, które otoczyłyby go miłością. Dlatego jako czteroletni chłopczyk tak bardzo pokochał Noel - kobietę, która przez krótki czas mieszkała z Churcherami w czasie, kiedy wydarzyła się tragedia i wszystko się zmieniło. Dziewczyna starała się zastąpić chłopcu matkę, ofiarować mu swoje ciepło i zainteresowanie. Teraz, po latach, Jacob dostaje informację o śmierci matki, która przed kilkunastoma laty wyrzuciła go z domu. Mężczyzna musi zmierzyć się z demonami przeszłości, które tak bardzo starał się wyrzucić z pamięci, pragnie też odnaleźć kobietę, która od wielu lat odwiedza go w snach i wydaje się być kimś bardzo bliskim.
Powrót do Salt Lake i ponowne przekroczenie progu rodzinnego domu jest dla Jacoba ogromnym wyzwaniem, któremu musi stawić czoła. Sprzątanie zagraconego domu, przeglądanie pamiątek z dzieciństwa, wizyty sędziwej sąsiadki, niespodziewane spotkanie z piękną dziewczyną oraz dziennik pewnej kobiety są niczym oczyszczenie i dopingują mężczyznę do działania. Jacob musi rozliczyć się z przeszłością, bo... "Jeśli trwasz w złości, to tak, jakbyś połknął truciznę i miał nadzieję, że umrze ktoś inny."
Bohater chce wreszcie wybaczyć matce, odszukać ojca, który odszedł po śmierci brata oraz dowiedzieć się czegoś o tajemniczej kobiecie ze snów. Pragnie rozpocząć nowe życie, w którym zagości dobro, miłość i szczęście, których tak mu zawsze brakowało.
"Dziennik Noel" to przepiękna i wzruszająca historia przepełniona pozytywnymi emocjami. Opowieść o tym, że dobro może narodzić się również ze złych doświadczeń, samotności, bólu, rozczarowania, odrzucenia i nieszczęścia. Powieść przepełniona jest wiarą i nadzieją na lepsze jutro. Zmusza do głębszej refleksji na temat tego co w życiu jest naprawdę ważne, ale bez zbytecznego patosu i przesady.
Powieści pana Evansa są trochę jak lekarstwo - skuteczne na smutek, zwątpienie, obojętność, chandrę, czy po prostu gorszy dzień. Należy je dawkować systematycznie, co jakiś czas i w razie potrzeby. To zazwyczaj lektury na jeden, może dwa wieczory, czyta się je, a właściwie pochłania za jednym posiedzeniem. To historie, które dają czytelnikowi pozytywne nastawienie, optymizm i ochotę do działania.
Pamiętam jak przed laty postanowiłam nie sięgać po powieści tego autora. Wiecie dlaczego?... Z czystej przekory. Myślałam sobie, że skoro tak wiele osób czyta jego powieści, to ja sobie daruję. Trzymałam się tego postanowienia do czasu, gdy pewnego dnia bibliotekarka poleciła mi "Zegarek z różowego złota" - wtedy nowość wydawniczą. Skusiłam się, wypożyczyłam, przeczytałam i... przepadłam. Od tej pory miałam naprawdę sporo do nadrobienia. Teraz z niecierpliwością czekam na każdą następną książkę autora i zazwyczaj zamawiam, gdy tylko pojawi się w mojej bibliotece.
Zachęcam do zaprzyjaźnienia się z "Dziennikiem Noel", a także ze wszystkimi innymi powieściami pana Evansa. Naprawdę warto!
Akcja każdej książki Evansa, którą czytałam, rozgrywa się w zimowej, świątecznej scenerii, a jej głównym bohaterem jest pisarz. Tak jest i tym razem. Jednak... to najbardziej autobiograficzna i osobista powieść autora, otwierająca początek świątecznego cyklu z Noel. "Noel" z łaciny znaczy 'narodzić się'. I to się dzieje na łamach powieści. Rodzi się nowy człowiek.
Jacob, Rachel, Noel, Scott - każdy z nich boryka się z wielkim problemem, ciążącym niczym ogromny głaz. Każdy z ich dusi go w sobie i przeżywa męki, gdyż ciężko mu się przełamać, by zrobić krok i wyzwolić prawdę, oczyścić duszę. Powszechnie wiadomo, że prawda jest bolesna, a nikt nie lubi cierpieć. Jednak wyzwolenie się od problemów przynosi ulgę. Nie zdziwcie się, gdy łzy zakręcą Wam się w oczach podczas lektury. Książka gra na czułych stronach człowieczeństwa, porusza, zmusza do refleksji nad sobą i swoimi problemami, traumami. Motywuje do ich przepracowania i wyzwolenia się od nich.
W powieści pojawia się tematyka adopcji dziecka. Nie wiem, czym kierują się ośrodki adopcyjne, wybierając ludzi na rodziców cudzych dzieci. Nie wszyscy powinni wychowywać dzieci. Serce mi się krajało, gdy czytałam o dzieciństwie Rachel. Źle rozumiana religia i wypaczona interpretacja "Biblii" przynosi wiele złego. Nieco inaczej było z Jacobem i jego trudną przeszłością. Dużo zdradzał ,,Dziennik Noel", a całość obrazu dopełniały wspomnienia powieściopisarza. Choroba psychiczna matki przyniosła mu wiele cierpienia. Czasami się zastanawiam, gdzie są pracownicy socjalni, gdy są potrzebni...
Zbieractwo to kolejny poruszony wątek na kartach powieści. Łatwo mi było wyobrazić sobie to, co zastał Jacob w domu, gdyż widziałam domy amerykańskich zbieraczy w programach dokumentalnych. Aż cud, że nie zalęgło się żadne robactwo, za to niektóre kolekcje schowane w pudłach wzbudzały zachwyt. Odnalezienie dziennika nastoletniej Noel to jak podróż w czasie. Od pewnego momentu kolejne wpisy z dziennika zaczynają rozdział i stopniowo odsłaniają prawdę o rodzinie Churcherów i ich tymczasowej lokatorce.
Nie zabrakło wątku literackiego. Życie pisarza, mającego miliony fanów, wcale nie jest takie łatwe i przyjemne, zwłaszcza gdy człowiek zmaga się z jakimś lękiem. Do tego wymagania agenta co do terminów i zobowiązań, telefony od niego. To wszystko sprawia, że życie pisarza nie jest usłane różami, szczególnie gdy w domu nikt na niego nie czeka. A może czeka gdzieś tam... Evans udowadnia, że miłość życia można spotkać pod różną szerokością geograficzną. Kreśli opisy miłości pięknej, prawdziwej, opartej na szacunku do człowieka i jej przeciwieństwa, a także miłości rodzicielskiej, matczynej.
"Dziennik Noel" czyta się szybko, lecz emocje buzujące w czytelniku i łzy kręcące mu się w oczach mogą ten proces spowolnić. To wzruszająca opowieść o mierzeniu się z bolesną prawdą, rozprawianiu się z duchami przeszłości i korzystaniu z szansy napisania dalszego ciągu swojego życia. Nowego, lepszego, radośniejszego. Prawda wyzwoli, by przynieść dobro i szansę na prawdziwą miłość, tylko trzeba zrobić pierwszy krok, a przy okazji zrozumieć, jak ważne jest dla człowieka to, skąd się wywodzi, kim jest.
Książka bierze udział w wyzwaniu: Abecadło z pieca spadło
Bardzo miłe zaskoczenie powieścią Evansa. Wzruszająca, zimowa opowieść
Chociaż jesteśmy już po świętach, w Bożonarodzeniowym okresie możemy pozostać aż do lutego. W tym czasie śpiewamy kolędy, dojadamy pyszności pozostałe po świętowaniu i być może jeszcze wielu z nas decyduje się na literaturę, w której wszechobecny jest biały puch skrzący się w słońcu i popiskujący pod butami a choinka połyskuje w rogu pokoju. Jeśli jesteście w tej grupie, chciałabym Wam podpowiedzieć kolejny naprawdę wart uwagi świąteczny tytuł, w który warto się zaopatrzyć w najbliższych dniach.
Richarda Paula Evansa nie trzeba zbyt obszernie przedstawiać. Jest poczytnym pisarzem powieści obyczajowych. Podobnie jest z głównym bohaterem powieści „Dziennik Noel”. Jacob Churcher, samotny w tłumie fanów i dziennikarzy pisarz, po latach wraca do rodzinnego domu, z którego niegdyś tak uciekał. Teraz, jako dorosły mężczyzna, po śmierci matki, musi skonfrontować się z przeszłością. W czasie porządków zagraconego domu ma szansę poznać prawdę o sobie i swojej rodzinie. W snach mężczyzna widzi tajemniczą kobietę, nie ma pojęcia kim ona jest. Wie tylko, że w jej obecności czuje się spokojny, bezpieczny i szczęśliwy. Zupełnie nagłe pojawienie się Rachel staje się nowym początkiem. Dzięki niej puzzle, które Jacob musi ułożyć, zaczynają wpadać w odpowiednie miejsce.
Choć „Dziennik Noel” dołączył do moich zbiorów już w ubiegłym roku, przeczytałam go dopiero teraz. Po raz kolejny nie zawiodłam się na piórze Evansa. Autor funduje czytelniczkom historię świąteczną, w której wszystkiego jest w sam raz. I cukru i goryczy. Bo takie przecież jest życie. Na podstawie życia bohaterów widać jak niezwykle istotna jest znajomość swoich korzeni. Jak ważna jest prawda, która wyzwala.
Richard Paul Evans to pisarz, który ma pomysł jasny, konkretny i go realizuje od A do Z. Bez „zapychaczy” w postaci rozbudowanych opisów oraz niepotrzebnych dialogów. Jego książki nie są 500stronicowymi cegłami, które dłużą się jeszcze przed połową. Jeśli ktoś szuka właśnie takich powieści z miłością i bolesną przeszłością w tle, Evans będzie doskonały.
Kończąc chciałabym zostawić ciekawostkę. Gdy o tym przeczytałam, nie może mi wyjść z głowy. Mianowicie na podstawie książki „Dziennik Noel” będzie film! Przedstawi go platforma Netflix. Informacje na temat premiery nie są jeszcze znane, ale sami przyznacie, że taki news potrafi poprawić humor. Zwłaszcza jeśli znana jest nam treść książki i wiemy jak dobry film z niej może powstać.
Nie wiem czy kiedykolwiek zdarzyło się tak, że opowieść wciągnęła mnie od pierwszych stron i czerpałam z każdego kolejnego rozdziału coraz to większą przyjemność. To moje pierwsze spotkanie z autorem. Nie wiem jak to się stało, że nie miałam okazji wcześniej przeczytać tej książki. Przeczytałam ją na dwa podejścia ,jest mi jakoś przykro, że nie jest to 2x dłuższa historia. Jestem ciekawa innych książek Pana Richarda za którymi już się rozglądam ? POLECAM.
To już trochę taka moja coroczna tradycja, że w grudniu czytam książki Richarda Paula Evansa. I od kilku lat mam szczęście, że w okresie świątecznym autor wydaje kolejną książkę. Tak było i teraz, pod koniec listopada pojawiła się najbardziej osobista i autobiograficzna książka Evansa – „Dziennik Noel”, która rozpoczyna cykl pt. Noel.
Głównym bohaterem jest znany autor uwielbianych powieści – Jacob Churcher. 34-letni mężczyzna prowadzi życie, którego wielu może mu zazdrościć, jego powieści od lat znajdują się na listach bestsellerów New York Timesa, dzięki czemu Jacob może pozwolić sobie na życie na wysokim poziomie, podróże, noce w luksusowych hotelach. Można powiedzieć, że jego życie przypomina piękną powieść. Jednak jest coś, czego autor potrzebuje najmocniej i wciąż nie może spełnić swojego marzenia. Mianowicie Jacob jest samotny i choć nie może narzekać na brak powodzenia – nie znalazł tej jedynej, z którą mógłby spędzić resztę życia. Znajomi także mają już swoje rodziny i jedyną osobą, na którą może liczyć, jest jego managerka. Na zbliżające się Boże Narodzenie Jacob ma plan – spędzić ten czas oglądając mecze w telewizji. Gdy jednak dostaje informację, że zmarła jego matka, z którą od lat nie utrzymywał kontaktu, mężczyzna musi zmienić plany i choć ta wiadomość wywołała przykre wspomnienia, postanawia rozliczyć się z przeszłością. Wraca do rodzinnego miasta i przekonuje się, że choroba psychiczna matki spowodowała, że dom przypomina składowisko śmieci. Porządkowanie starych spraw będzie bolesne, na dodatek w snach zacznie nawiedzać go pewna piękna kobieta.
Evans po raz kolejny oczarował mój świat na kilka godzin, kolejny raz udało mu się wzbudzić we mnie same pozytywne uczucia. Można mieć wrażenie, że autor powielił schemat ze wcześniejszych już książek i na pewno jesteśmy w stanie przewidzieć, jakie będzie zakończenie tej historii, to właściwie, jeśli lubi się powieści Evansa, to nie będzie nam to przeszkadzać, bo i tak z zainteresowaniem będziemy śledzić przedstawioną historię. „Dziennik Noel” nie jest typową książką świąteczną, bo nie występuje tutaj motyw przygotowań do Bożego Narodzenia, nie ma strojenia choinki i spożywania wigilijnej kolacji, jest tylko fabuła umiejscowiona w grudniu i mnóstwo śniegu. „Dziennik Noel” nie jest także typowym romansem, bo co prawda występuje tutaj wątek miłosny, ale pierwszych skrzypiec to on nie gra. Jest za to w niej coś cenniejszego, autor zawarł tutaj prawdę, dzięki której możliwa jest podróż wgłąb samego siebie. W życiu każdego człowieka na pewno tkwią wspomnienia, które mogą być bolesne. Autor nam jednak uświadamia, że dopóki nie rozliczymy się z przeszłością, nie zamkniemy za sobą tego tematu, to będzie nas to wciąż męczyło, będziemy wciąż rozdrapywać stare rany. Jedynym wyjściem jest wybaczenie i danie drugiej szansy, każdy z nas na to zasługuje.
Książki Richarda Paula Evansa to mój świąteczny pewnik, za każdym razem w tych lekko napisanych powieściach znajduję uniwersalne prawdy, obserwację ludzkich zachowań i także dobry humor. Autor ma genialną zdolność poruszania trudnych tematów w bardzo przyjemny sposób, a jednocześnie zmusza czytelnika do przemyśleń. Tak było i w przypadku „Dziennika Noel”. Polecam gorąco tę lekturę, która z pewnością poruszy każde serce i pokaże, w jaki sposób można ułożyć własne życie na nowo walcząc o własne szczęście. Polecam.
"W zamkniętych na klucz i ukrytych w szafie szkatułkach przechowuję dwa naszyjniki. Są podarunkami od dwóch mężczyzn. Oba naszyjniki są piękne i...
Joseph nigdy wcześniej nie przywiązywał wagi do snów. Był osobą mocno stąpającą po ziemi – wschodzącą gwiazdą reklamy i dumą ojca, co budziło...