Opowieść o silnej i niezłomnej lekarce, która odważnie stanęła po stronie najsłabszych, choć mogły ją za to spotkać nieprzewidziane represje.
Magdalena Majcher - jedna z najpopularniejszych polskich autorek powieści obyczajowych - przedstawia prawdziwą historię Jolanty Wadowskiej-Król, ,,śląskiego Czarnobyla" i ,,znikających dzieci".
Lata siedemdziesiąte, Szopienice - dzielnica Katowic. Do lokalnej przychodni pediatrycznej trafia kolejne niemowlę z niedokrwistością. Dzieci tu są mniejsze, gorzej rozwinięte od swoich rówieśników, a rejonowa szkoła specjalna pęka w szwach. Panuje powszechna opinia, że przyczyną są zaniedbania opiekunów i zły status materialny rodzin mieszkających w okolicznych familokach. Doktor Jolanta Wadowska-Król po rozmowie z cenioną profesor pediatrii zaczyna jednak podejrzewać, że prawda leży gdzie indziej. Troska o dzieci nie daje jej spokoju. Postanawia na własną rękę przeprowadzić dodatkowe badania. Ich wyniki są zatrważające. Lekarka nie wie jeszcze, że otworzyła puszkę Pandory, a to, co odkryła, na pewno nie spodoba się władzom PRL.
,,Doktórka z familoków" to świetnie napisana i pełna emocji powieść pokazująca siłę sprawczą wyjątkowej kobiety. W tle fabuły inspirowanej prawdziwą historią bohaterskiej lekarki Magdalena Majcher znakomicie oddała realia PRL-u oraz klimat śląskiego osiedla z czasów, kiedy okoliczna huta była dla tysięcy rodzin jednocześnie żywicielką i trucicielką.
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2023-03-08
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 288
Doktórka od Familoków to książka, która zostanie ze mną na dłużej.
Szopienice dzielnica Katowic w której głównym przemysłem jest huta. Huta która była "największych w kraju zakładem produkcji wyrobów walcowanych z miedzi i mosiądzu. Była także największym na świecie producentem kadmu." Za jej murami w familokach mieszkały rodziny pracowników huty. Dzieci za "murów" były anemiczne, często chorowały na biegunki i zaparcia, miały problem z koncentracja, nauką, wtedy używano takiego określenia jak debilizm. Trafiały do doktórki Jolanty Wadoskiej-Król, która próbowała ich leczyć. Po rozmowie z cenioną Panią profesor pediatry podejrzewa, że te wszystkie dzieci mogą mieć inne podłoże wszystkich dolegliwość. Zaczyna wysyłać dzieci na badania moczu i krwi, a to co odkrywa szokuje wszystkich. U dzieci jest wysokie stężenie ołowiu, nikt nie wiem jakie będą skutki, czy to można wyleczyć. Doktórka działa w dla dobra dzieci, jednak ma świadomość że w każdym momencie może zostać aresztowana przez fakt że wywołała bunt, oraz odkryła ołowicę u dzieci coś z czym nikt jeszcze nie miał do czynienia.
Pani Magdalena majcher znalazła doskonały sposób pokazywania prawdziwych historii w sposób przyswajalny, lekki a zarazem ciekawy. Dla mnie osobiście literatura faktu jest zbyt "sucha", z literatura obyczajową która zawiera w sobie historię prawdziwe płynę i jest to dla mnie bardziej przyswajalny, ciekawy sposób ukazania historii.
Po drugie autorka tak pokazała historię rodzin z Szopienic i stanowisko huty, która nie jest oczywista, to czytelnik sam podejmuje decyzję. Huta była "żywicielką i trucicielka." Z jednej strony zapewniała pracę ludziom, dała im mieszkania choć ich standard był bardzo niski, zapewniała im jedzenie dodatkowe mleko, badała pracowników. Była zakładem, który w jakiś sposób dbał o swoich pracowników i ich rodziny. Jednak z drugiej strony w nocy były ściągane filtry z kominów bo nie było cugu, a same filtry były atrapą więc o ochronie raczej tu nie można mówić. Długotrwały proces wytwarzania metali ciężkich, które się nie rozkładały, zostały wchłonięte w glebę do tego stopnia iż wywołano epidemię ołowicy. Choć jak na tamte czasy wszystko było po cichu, bez jakichkolwiek śladów w dokumentacji medycznej, trzeba było uważać na słowa aby nie zostać aresztowany.
W doktórce od familoków Pani Magdalena Majcher odkryła ciekawą historię o której nie miała zielonego pojęcia. Przedstawiła dwie strony medalu bo tu nie tylko mowa o dzieciach zatrutych, które do teraz zmagają się z konsekwencjami ołowicy ale pokazała stanowisko huty jak i ciężkie czasu, bez wolności słowa i wielkim strachem przed konsekwencjami. Genialna lektura polecam.
To moje kolejne spotkanie z twórczością autorki, bardzo lubię historię jakie tworzy Magda, dlatego też nie mogłam przejść obojętnie obok jej najnowszej książki jaką jest "Doktórka od familoków". Na kartach swojej powieści pisarka przedstawia prawdziwą historię lekarki Jolanty Wadowskiej - Król, "śląskiego Czarnobyla" i "znikających dzieci". Stylistyka i język jakim posługuje się autorka jest bardzo lekki i przyjemny co sprawia, że książkę czyta się naprawdę sprawnie i z dużym zainteresowaniem oraz zaangażowaniem. Ja tą powieść pochłonęłam w jeden wieczór i nie odłożyłam póki nie poznałam zakończenia tej historii. Fabuła została w bardzo interesujący sposób nakreślona, przemyślana, dopracowana i równie dobrze poprowadzona, a bohaterowie naprawdę świetnie przedstawieni. Jestem naprawdę pod ogromnym wrażeniem postawy, uosobienia i empatii doktor Jolanty. Myślę, że mało osób ze środowiska lekarskiego byłoby w stanie wykazać się tak niesamowitą odwagą, chęcią pomocy i poświęceniem w stosunku do tak naprawdę obcych ludzi, dzieci. To tylko dzięki determinacji lekarki wiele dzieci uniknęło pogorszenia stanu zdrowia, a być może i śmierci. Cieszę się, że autorka postanowiła przybliżyć Czytelnikom tą postać, ponieważ swoimi czynami zyskała ona uznanie w pediatrii. Przyznam szczerze, że ja sama wcześniej nie słyszałam o doktor Jolancie, a po przeczytaniu tej książki zaczęłam przeszukiwać internet w poszukiwaniu jeszcze większej ilości informacji o tej kobiecie. Naprawdę miło spędziłam czas z tą książką i czekam już na kolejne powieści spod pióra autorki. Polecam!
”Niestety, Śląsk nadal płaci ogromną cenę za przemysł, który rozsławił ten region w Polsce i w Europie, zapewniając byt tysiącom osób. Pomyślałam wtedy, że muszę oddać sprawiedliwość tym ludziom, którzy za chleb zapłacili najwyższą cenę, nie tylko życia i zdrowia, ale też wykluczenia społecznego, dziedziczenia przemocy i innych zjawisk patologicznych oraz nierzadko upośledzenia intelektualnego” *
W katowickich Szopienicach dzieci są mniejsze, gorzej się rozwijają, mają problemy z nauką, najczęściej trafiają do szkół specjalnych, a wyniki ich badań są znacznie gorsze od rówieśników wychowujących się z dala od familoków sąsiadujących z hutą ołowiu.
Jest rok 1974. Doktor Jolanta Wadowska-Król, znana jako doktórka od familoków po konsultacji z cenioną lekarką, profesorką Bożeną Hager-Małecką, rozpoczyna serię badań sprawdzających stężenie ołowiu w organizmach szopienickich dzieci. Wyniki są więcej niż złe. Normy ołowiu w moczu - znacznie przekroczone i są porównywalne, a nawet wyższe od tych, które mają pracownicy pobliskiej huty. Wadowska-Król prowadzi szczegółową dokumentację, w której nie może paść słowo „ołowica”, ponieważ widmo aresztowania lekarki w związku z działaniem na szkodę państwowej huty i podburzaniem ludu może być nieuniknione.
Autorka książki, Magdalena Majcher stworzyła fabularyzowany reportaż o lekarce-bohaterce, której udało się uratować setki rodzin, zapewniając im godne warunki życia z dala od sąsiedztwa trującego ich ołowiu.
Tę książkę czyta się bardzo dobrze i wielokrotnie zbiera się szczękę z podłogi. Klimat zakurzonych, smutnych, brudnych familoków i brak możliwości wzięcia pełnego oddechu przenikają przez strony tej książki, sprawiając, że poczucie bezsilności towarzyszy czytelnikowi przez cały czas.
Historia szopienickich rodzin i heroicznej walki o ich zdrowie wciąga bez reszty, a po przeczytaniu pozostawia niesmak i świadomość, że opisane w niej wydarzenia są prawdziwe, a pokłosie działań huty ołowiu jest odczuwalne do dziś.
*cytat pochodzi z posłowia książki “Doktórka od familoków”
Uwielbiam czytać historie oparte na faktach.
Z ogromną ciekawością zagłębiłam się w lekturę książki o niezłomnej lekarce. Jolanta Wadowska - Król postanawia na własną rękę przeprowadzić badania, gdy dzieci z rodzin mieszkających w pobliżu Huty Cynku i Ołowiu w Katowicach zapadają na epidemię ołowicy. Wyniki okazują się przerażające. Lekarka robi wszystko, by pomóc rodzinom mieszkającym w pobliskich familokach pomimo tego, że wie o tym, że jej działania nie spodobają się władzom PRL, bo dla nich prawda jest niewygodna. Poznajemy prawdziwą lekarkę z powołania.
Przyznam, że nie znałam tej historii, bo to działo się latach siedemdziesiątych. Jednak dzięki autorce możemy poznać historie zapomniane i nieznane dla nas. Warto poznać tą zdeterminowaną lekarkę, która postanowiła przyjrzeć się, co działo się w okolicach "Śląskiego Czarnobylu". Pani doktor to skromna kobieta, która nie patrzyła na to, że może ją spotkać kara ze strony władz.
Książka wciągnęła mnie i przeczytałam ją w błyskawicznym tempie. Nie mogłam od niej oderwać się ani przez chwilę. Lektura zapewniła mi mnóstwo emocji.
Jeśli lubicie historie o prawdziwych bohaterkach i odważnych kobietach to koniecznie przeczytajcie tę książkę. Magdalena Majcher stworzyła niesamowicie poruszającą powieść i dzięki niej mogłam poznać historię, której nie znałam.
Fani literatury faktu będą zachwyceni.
Natomiast ja czekam z niecierpliwością na kolejne powieści autorki.
Polecam z całego serca!
Magdalena Majcher, to niezwykle uzdolniona pisarka młodego pokolenia, która takimi książkami jak „Mocna więź”, czy „Małe zbrodnie” udowodniła, że potrafi w przejmujący sposób opowiadać o ludzkich dramatach i ważnych społecznie tematach, będących na językach Polaków w minionych dekadach. Tym razem ocaliła od zapomnienia heroiczną walkę doktor Jolanty Wadowskiej – Król o zdrowie i życie dzieci chorujących na ołowicę w śląskich Szopienicach.
Prowadząc narracje z dwóch perspektyw: pani doktor oraz jednej z rodzin mieszkającej w największym obszarze skażenia pierwiastkiem ołowiu, (istniejącym nie tylko w powietrzu, ale także w glebie), Magdalena Majcher oddała prawdę o dramacie rodzin pracowników huty i w przejmujący sposób odtworzyła rosnące z każdym dniem zagrożenie ich egzystencji oraz skutki choroby.
W latach 70. minionego stulecia za sprzeciwianie się ówczesnej władzy, a co więcej za działanie na „szkodę” państwa, groziły represje. Jednak nawet świadomość najsurowszej kary za niesienie pomocy dzieciom, nie powstrzymała doktor Wadowskiej – Król przed złamaniem przysięgi Hipokratesa. Kierując się dobrem dzieci i ich rodzin, poświęcając cały swój wolny czas, wykorzystując zdobytą wiedzę, Pani Jolanta wypełniła rosnącą z każdym dniem potrzebę płynącą prosto z serca, potrzebę ratunku ludzkich istnień. Nieprzeciętnie odważna postawa lekarki z powołania, zasługuje na rozgłos i inspiracje dla dzisiejszych medyków, dlatego cieszę się, że Magdalena Majcher pochyliła się nad tą nieprawdopodobną historią.
„Doktórka od familoków” przedstawia obraz wydarzeń, które odcisnęły piętno na historycznej części Katowic - Szopienicach. Jest to jedna z najsmutniejszych historii w dziejach miastach, która miała miejsce w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku.
Magdalena Majcher stworzyła niesamowitą historię opartą na faktach autentycznych, w której z niezwykłą dokładnością i zaangażowaniem pisze o sytuacji rodzin, które mieszkały w bliskim otoczeniu huty i walecznej ale zarazem skromnej lekarce, która starała się im pomóc.
Akcja powieści jest raczej powolna i nie ma zaskakujących zwrotów akcji. Jednak wciąga ona do tego stopnia, że przeczytałam ją w dwa wieczory, bo po prostu nie byłam w stanie oderwać się od lektury. Autorka pobudziła moją ciekawość i spowodowała, że podczas czytania książki wiele faktów odrazy sprawdzałam w Internecie, aby jeszcze więcej o nich doczytać.
Trzeba przyznać, że Magdalena Majcher świetnie oddała klimat PRL-u i trudy życia w przemysłowej dzielnicy, gdzie rodziny niejednokrotnie były zmuszane do wyboru pomiędzy bytem, a zdrowiem. W Szopienicach bieda odbierała nadzieję na lepsze życie i nadzieję, że ludzi może czekać jeszcze coś dobrego tym bardziej, gdy dzieci chorowały i umierały. Wszystko to przedstawiła na przykładzie osób autentycznych i wykreowanych postaci, które powstały na podwalinach wspomnień. Rodzina Kościelniaków odrazu skradła moje serce. Helena to bardzo intrygująca postać, która ma ogromne i dobre serce, ale kiedy trzeba potrafi być stanowcza oraz twarda. To taka typowo „kobita ze Śląska”, a kto mieszka na Śląsku wie o czym mówię.
Cieszę się, że wreszcie ktoś poruszył ten temat. Wcześniej cała historia tylko obiła mi się o uszy, ponieważ przypadkiem trafiłam na nią przy pisaniu pracy na zaliczenie na studiach. Jednak uważam, że jest to temat o którym trzeba mówić głośno nawet po tylu latach. Trzeba głośno mówić o osobach takich jak pani doktor Jolanta Wadowska-Król, bo jest ona bohaterką wielu rodzin i dzieci, które uratowała. Dzieci, które już są dorosłe, ale dalej zmagają się ze skutkami nadmiernej ilości ołowiu w organizmie. Jednak żyją, a to wszystko dzięki uporowi i nieugiętości pani doktor.
Odnoszę wrażenie, że „Doktórka od familoków” to najlepsza książka autorki jaką czytałam. Oczywiście przy każdym tytule research jest dokładny, ale w tym wypadku czuć znacznie większą autentyczność i widać cały ogrom pracy jaki został włożony w jej powstanie. Czy polecam? Oczywiście, że tak! Koniecznie sięgnijcie po „Doktórkę od familoków” i poznajcie historię „śląskiego Czarnobyla”.
Cała opinia na moim blogu:
Dziś chciałabym napisać kilka słów o książce niezwykle bliskiej mojemu sercu- jako mieszkance Katowic i Dąbrówki Małej (dzielnica sąsiadująca z Burowcem i Szopienicami), ale także jako wieloletniej pacjentce doktor Wadowskiej- Król.
Dlatego też, gdy tylko zobaczyłam tę książkę w zapowiedziach wydawniczych, wiedziałam, że będzie to coś wyjątkowego i zostanie przypomniana jedna ze smutniejszych kart z historii Katowic lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku, o której niestety nadal bardzo mało się mówi.
Na końcu przytoczę Wam troszkę historii*, byście wiedzieli, o co ta naprawdę chodzi i od czego cała ta historia się zaczęła...
Historia opisana w "Doktórce od familoków" wydarzyła się w latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku.
We wspomnianych Szopienicach* prężnie działa huta ołowiu, która daje zatrudnienie tysiącom ludzi. Wokół niej mieszkają setki rodzin- są to rodziny wielodzietne, biedne (zazwyczaj tylko ojciec pracuje na utrzymanie całej rodziny), a same familoki* (bloki mieszkalne) bez dostępu do bieżącej wody, z wychodkami na zewnątrz, zagrzybione i zimne wołają o pomstę do nieba. Bajtle* (dzieci) biegają po dzielnicy umorusane od góry do dołu, podziwiając kolorowe dymy unoszące się z hutniczych kominów. Bieda w dzielnicy aż piszczy, ludzie nie widzą perspektyw na przyszłość... popadają coraz większy marazm.
Wszystko zaczyna się zmieniać, gdy do młodej lekarki rejonowej trafi coraz więcej dzieci z anemią i innymi upośledzeniami, a także deficytami w obszarach neurologicznych i psychologicznych. Dzieci nie radzą sobie z nauką, ich inteligencja plasuje się poniżej normy- wyraźnie odstają od swoich rówieśników i z innych dzielnic, oddalonych od huty. Doktórka ma swoje podejrzenia, a pierwsze badania tylko to potwierdzają. Pewnego dnia w jej gabinecie pojawia się Bożena Hager-Małecka- znana profesor pediatrii. Kobiety w tajemnicy zaczynają badać tysiące szopienickich dzieci... Wyniki okazują się zatrważające, a władze coraz bardziej zaczynają przyglądać się działalności pani doktor...
Do ludzi zaczyna docierać porażająca prawda...
Jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki i bardzo się cieszę, że zaczyna się ono od tak wyjątkowej historii. Magdalena Majcher stworzyła niesamowitą opowieść opartą na autentycznych wydarzeniach. Jest to historia niezwykła i bardzo się cieszę, że wiele osób dowie się o istnieniu tak odważnej i bohaterskiej, a zarazem bardzo skromnej kobiety, jaką jest Pani doktor Jolanta Wadowska-Król, zwana także "Matką boską szopienicką". O takich postaciach trzeba mówić głośno i wyraźnie, by dowiedziało się o nich jak najwięcej osób- bo to dzięki jej determinacji setki rodzin zostały przesiedlone, z sąsiedztwa trującej huty a tysiące dzieci uratowane, choć deficyty, których nabawiły się przez ołów w dzieciństwie, towarzyszą im do dziś.
W tym miejscu trzeba również wspomnieć o pielęgniarce Wiesławie Wilczek- która niestrudzenie towarzyszyła pani doktor Król, oddając całe swoje serce i czas, który mogła przecież przeznaczyć na zupełnie inne cele.
(Na yt można znaleźć kilka filmów, w których można sobie przybliżyć, postać pani Jolanty Wadowskiej- Król, a także film z uroczystości nadania jej tytułu Honoris Causa w 2021 roku).
Autorka doskonale oddała klimat tamtych (słusznie minionych) lat, pokazując, jak bardzo trudne było życie w tej przemysłowej dzielnicy, gdzie bieda i beznadzieja odbierały nie tylko nadzieję na lepsze życie, ale i zdrowie oraz godność człowiekowi.
Akcja powieści może nie goni na złamanie karku, nie ma tu zaskakujących zwrotów akcji, ale powieść niesamowicie wciąga, rozbudza ciekawość, otwiera wielkie pole do popisu dla wyobraźni.
Bohaterowie są genialnie wykreowani (pominę w tym miejscu oczywiście postacie autentyczne) - rodzina Kościelniaków skradła moje serce od początku. Są to wprawdzie postacie fikcyjne, ale stworzone na podstawie wspomnień ludzi autentycznych- mieszkańców dzielnicy i pracowników huty. Pokazali oni, jak wyglądało codzienne życie, czym się martwili, co ich radowało, a co spędzało sen z powiek, jakie panowały nastroje polityczne i społeczne.
Sama Helena Kościelniakowa to także intrygująca postać, zawierająca w sobie wszystkie cechy śląskiej kobiety. Twardej i stanowczej, ale oddanej całą sobą swej rodzinie, niosącej pomoc i oparcie innym, choć sama nie ma nic.
Książka napisana jest pięknym językiem, czyta się ją fenomenalnie, choć łzy nieraz zasnuwają czytane strony.
Autorka włożyła ogrom pracy w tę książkę i to naprawdę widać. Na końcu znajduje się obszerna bibliografia, dzięki której można bardziej przybliżyć sobie historię "Śląskiego Czarnobyla".
Bardzo się cieszę, że mogłam przeczytać tę książkę tuż przed premierą. Zdecydowanie jest to najlepsza historia, jaką przeczytałam w ostatnim czasie i będę ją polecać każdemu, bo postać doktor Jolanty Wadowskiej - Król zasługuje na to, by nie zostać zepchniętą w zapomnienie.
Czy polecam?
Zdecydowanie tak. Kawał porządnej historii, o której się mówi niezwykle mało... coby nie powiedzieć, że wcale.
Książka oparta na faktach. Opowiada historię lekarki Jolanty Wadowskiej-Król, która w latach 70. była pediatrą w szopienickiej przychodni. Wiele dzieci miało tam tajemnicze problemy ze zdrowiem, których przyczyną było, jak się okazało, wysokie stężenie ołowiu w organizmie. A wszystko przez pobliską hutę cynku. Lekarka próbuje pomóc dzieciom, jednak nagłośnienie problemu może nie spodobać się władzom PRL. Bohaterką fikcyjną jest natomiast Helena wraz z rodziną. Dzięki niej możemy dowiedzieć się, jak wyglądało codzienne życie rodzin mieszkających w pobliżu huty i z jakimi problemami się zmagali. Książka konkretna i rzeczowa, bardzo dobrze się czyta.
Polecam. Fabuła byłaby wciągająca i niepokojąca nawet gdyby nie była oparta na prawdziwych wydarzeniach. To, że taka sytuacja naprawdę miała miejsce, sprawia, że książkę czyta się z niedowierzaniem i za jednym posiedzeniem. Kto chce zrozumieć regionalną charakterystykę Śląska, nie może nie zgłębić historii związanej z doktor Wadowską-Król. Ułożenie wydarzeń w opowieść sprawia, że książkę bardzo szybko się czyta. Autorka pisze na końcu o swoich wątpliwościach związanych z tym, że sama nie jest Ślązaczką, ale wykonała taki kawał roboty, że ja jako Ślązaczka nie zauważyłam, żeby było coś nie tak w tym, jak opisała Śląsk i jej mieszkańców z tamtego czasu.
24 czerwca 2021 roku Uniwersytet Śląski przyznał tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu Śląskiego doktor Jolancie Wadowskiej-Król, dzięki której działaniom, zaangażowaniu i odwadze zorganizowano leczenie tysięcy dzieci zagrożonych zachorowaniem na ołowicę. Tak, odwadze, bo nie łatwo było robić badania, które mogły narazić na szwank propagandę sukcesu PZPR. W powieści ,,Doktórka od familoków" najlepiej wyraziła to profesor Hager-Małecka, która zwróciła pediatrze Wadowskiej-Król uwagę na coraz liczniejszych małych pacjentów w jej klinice z objawami zatrucia ołowiem ,,wyobraża sobie pani reakcję władz, gdybyśmy zarzuciły państwowej hucie, że truje dzieci? To nie przejdzie, nie w tym kraju, nie w tym systemie, tutaj propaganda sukcesu działa na ogromną skalę, a każdemu, kto twierdzi, że Polska Rzeczpospolita Ludowa nie jest krajem miodem i mlekiem płynącym, od razu przykleja się łatkę wroga ojczyzny i oskarża o podburzanie ludu."
,,Doktórka od familoków" to fabularyzowana historia nie tylko badań nad ołowicą dzieci mieszkających obok szopienickiej Huty Metali Nieżelaznych, ale również obraz życia robotników oraz losów śląskich kobiet. Fikcyjna rodzina Kościelniaków oraz ich sąsiedzi to osoby stworzone z różnych opowieści mieszkańców Szopienic, prawdziwych świadków wydarzeń z lat 70-tych, wydarzeń, które doprowadziły do wielu zmian w tej katowickiej dzielnicy. Wydarzenia związane bezpośrednio z lek. med. Wadowską-Król, są oparte na faktach, prawdziwe są imiona i nazwiska, miejsca i daty.
Badania i rewolucja rozpoczęta przez ,,doktórkę", jak zwracano się do niej w Szopienicach, a musicie zrozumieć, że większość mieszkańców to byli prości ludzie, którzy często przeprowadzali się w pobliże huty za pracą i mieli skończoną szkołę podstawową i w najlepszym razie szkołę zawodową. Kobiety tradycyjnie zajmowały się domem, w którym często wychowywały sporą gromadkę dzieci. Dla nich słowo ,,doktórki" było świętością. Jak ,,doktórka" kazała, to wszyscy wypełniali jej polecenie, nawet jeśli przychodziła osobiście do ich domu w familoku, ze skierowaniem na badania dzieci i prośbą o zachowanie dyskrecji. Kiedy poczta odmówiła doręczania kolejnych wezwań na badania, pediatra Wadowska-Król wraz z pielęgniarką Wiesławą Wilczek same je roznosiły. Po trzech miesiącach od rozpoczęcia badań i przebadaniu prawie tysiąca małych pacjentów lekarka miała pewność, że zachorowanie na ołowicę wśród dzieci, to nie są jednostkowe przypadki. Mimo że, najchętniej od razu nakazałaby zamknąć hutę, wiedziała, że ,,trzeba było działać strategicznie, realizować plan, a najlepiej wyprowadzić chore dzieciaki z sąsiedztwa huty." W powieści obserwujemy nie tylko poczynania lekarki z lokalnej przychodni, ale również zachowania mieszkańców Szopienic, walkę o pracę, bo zamknięcie huty oznaczało jej utratę i walkę o zdrowie dzieci, szok rodziców na wieści, co ołów robi ze zdrowiem ich dzieci.
W trakcie trwania programu przebadano ponad pięć tysięcy dzieci, setki zostały wysłane do sanatoriów w Rabce i Istebnej. Staraniem Wadowskiej-Król wiele rodzin przesiedlono z dala od huty. Czym odwdzięczyła się władza ludowa ,,doktórce"? Zgłoszeniem do Nagrody Nobla? Przyznaniem tytułu profesora? Zaszczytami? Oczywiście, że nie. Wadowską-Król w nagrodę spotkało załamanie kariery naukowej, ale zyskała coś o wiele cenniejszego - wdzięczność ludzi, których dzieci uratowała, zyskała nawet miano ,,Matka Boska Szopienicka".
Huta dobrodziejka, huta trucicielka ostatecznie została postawiona w stan likwidacji w 2008 roku. Dla ciekawych tej części historii Śląska w byłej walcowni cynku otwarto muzeum.
14 kwietnia 2023 otrzymała Wawrzyn Lekarski, czyli wyróżnienie, które jest przyznawane lekarzom za wybitne osiągnięcia. Przyjmując to wyróżnienie, powiedziała: ,,Łatwo nie było, ale działałam. I jakoś wydaje mi się, że to była dla mnie sprawa życia i śmierci. Że muszę działać. Nie ma dyskusji. Czy mnie zamkną, czy nie. Muszę działać, muszę ratować dzieci,,
Serdecznie polecam poznać historię pracy tej niezwykłej kobiety, lekarki, której działania zmieniły losy nie tylko dzieci z Szopienic, ale dzieci z całego Śląska. ( Od 1980 prowadzony był biomonitoring, a od 1993 prowadzono badania przesiewowe zawartości ołowiu we krwi dzieci mieszkających w dużych miastach w zasięgu oddziaływania przemysłowych emitorów ołowiu.
Jako jedno z dzieci, które zostało objęte tymi badaniami, dziękuję pani Wadowskiej-Król za jej pracę.) Warto poznać ten kawałek historii Śląska, Śląska, który ze skutkami ołowicy będzie się jeszcze długo mierzył.
Znacie twórczość Magdaleny Majcher? Autorka pisze książki które opierającą się na faktach. Jak o niektórych sprawach czytałam, inne były mi mniej znane, tak nie wiem jak ominęła mnie i nawet o uszy mi się nie obiła sprawa katowickich "ołowików" i lekarki Joanny Wadowskiej-Król.
Lata 70, familoki obok huty, Szopienice, dzielnica Katowice. Mieszkają tam pracownicy huty, osoby wielodzietne, biedne, cieszące się, że mają prace. Niestety kolorowo nie jest, dzieciaki z tych okolic chodzą do szkoły specjalnej, która pęka w szwach, cierpią na niedokrwistość. Pewnego dnia doktor Król odkrywa dlaczego tak jest, dzieci cierpią na zatrucie ołowiem, u niektórych są to dziesięciokrotnie przekroczone normy.
Lekarka zaczyna działać, dzieci kierowane są do szpitali, sanatoriów, tylko kiedyś muszą wrócić do domu, na te skażone tereny, Pani Doktor nie chce do tego dopuścić.
Lata 70 a więc władza wiedzie prym, chyba dlatego o Pani Król jest cisza, a jej dokonania ujrzały światło dzienne dopiero niedawno. Historia z Szopienic to taki nasz polski Czarnobyl, ja dzięki autorce mogłam poznać te historię i bardziej się nią zainteresować, nigdy wcześniej o tym nie słyszałam. Wstrząsającą opowieść o tym jak zostało zniszczone życie dzieci, jak nieodwracalne zmiany dokonały się w ich organizmach, straszne.
Nie mogłam książki odłożyć, dopóki jej nie skończyłam. Wywołuje emocje, wzburzenie, współczucie dla tych ludzi, żyjących ubogo, ale wspierających się na wzajem. Miejsce które daje zapewnia im byt, jednocześnie truje ich dzieci. Czy zarząd huty o tym wiedział? Możliwe, że zdawali sobie sprawę, tym bardziej boli jak niewarte było dla nich ludzkie życie.
Polecam
Magdalena Majcher niemal nigdy nie każe nam na siebie długo czekać i zawsze częstuje nas zupełne nową powieścią. Ich treści są mądre, wciągające, często też wzruszające. Autorka obecnie odeszła nieco od stuprocentowo fikcyjnych powieści obyczajowych, woli przedstawiać nam historie prawdziwe. Kilka z nich to książki z gatunku true crime, co oznacza, że wciągnąć ma nas realna historia z morderstwem w tle. Tym razem tak nie jest- ,,Doktórka od familoków" to książka, w której przejawia się siła walki o życie bardzo młodych ludzi.
Na początku muszę podkreślić, że wcześniej nic nie wiedziałam o katowickiej epidemii ołowicy w latach siedemdziesiątych. Po pierwsze, nie jestem mieszkanką tego miasta, a po drugie nie było mnie jeszcze wówczas nawet na świecie, a i później nikt nie rozpowiadał o tym problemie w mediach. Warto także wyjaśnić sobie, czym były tytułowe familoki. Według różnorakich zapisów książkowych i objaśnień autorskich za familoki uchodziły budynki wielorodzinne, przeznaczone dla pracowników przemysłu ciężkiego i ich rodzin, przede wszystkim górników czy hutników. W moim rejonie nazywało się takie budynki barakami, ale ich wygląd pozostawał wiele do życzenia. Opisane przez Magdalenę Majcher familoki znajdowały się w biednej dzielnicy Katowic, Szopienicach. Mieszkańcy nie mogli liczyć na ciepłą wodę, toaletę, a wilgoć i ciągle pojawiający się grzyb tylko dobijał ich trudną egzystencję. Cóż jednak było robić, jeśli akcja powieści rozgrywa się w latach siedemdziesiątych, a zatem w głębokim okresie komunizmu? Bohaterowie książki mieszkają bardzo, ale to bardzo biednie, a praca mieszkańców Szopienic znajduje się dosłowne za murem. Chodziło bowiem o Hutę Metali Nieżelaznych Szopienice, która prężnie działała od ponad stu lat. Niestety, ołów jako metal ciężki sprawiał niebagatelne kłopoty, na dodatek nie tylko pracownikom, ale także członkom ich rodzin, w tym małym dzieciom... Jakie spustoszenie sieje tenże metal w organizmie człowieka? Jak działa na rozwijający się dopiero umysł dziecka? Warto się tego dowiedzieć, a sens tej książki dobrze wyjaśni to czytelnikom.
Wisienką na torcie jest tu działanie Jolanty Wadowskiej-Król. Kobieta jest mieszkanką Katowic, a także pediatrą z prawdziwego powołania. Gdy zauważa, że jedno z dzieci ma wręcz niewyobrażalnie wysoki poziom ołowiu we krwi, nie zamiata sprawy pod dywan. Mimo przymusowego działania w konspiracji robi wszystko, by przebadać jak najwięcej mieszkańców Szopienic i pomóc niczemu niewinnym dzieciom. Jej determinacja, siła walki, ryzyko zawodowe jest tutaj niemal niewiarygodne, ale Jolanta Wadowska-Król nie próżnuje. Co więcej, nie jest to fikcyjna postać, tylko prawdziwa pani doktor, która stanęła niemal na rzęsach, by pomóc swoim małym pacjentom. Jak silne okaże się zaangażowanie pani doktor? Czy przeprowadzane przez nią badania przyniosą jakiekolwiek efekty? Bardzo, ale to bardzo mocno zachęcam do lektury, gdyż takich lekarzy nam trzeba!
Książkę czytało mi się znakomicie, ale to nie jest dziwne, gdy sięga się po teksty stworzone przez Magdalenę Majcher. W ,,Doktórce od familoków" podobał mi się swego rodzaju kontrast- z jednej strony wspomniana huta ołowiu była żywicielką dla pracowników, ale też trucicielką dla ich rodzin. Co zatem wybrać? Przecież w tak trudnych czasach, jak lata siedemdziesiąte, trzeba było z czegoż żyć, opłacać rachunki, kupić chleb, prawda? Jest to bardzo trudny temat do refleksji, jednakże autorka poradziła sobie z nim nienagannie. Co więcej, poza opowieścią o niezłomnej lekarce pisarka poczęstowała nas historią Heleny- typowej katowickiej pani domu żyjącej w głębokiej komunie. Wówczas wielodzietność, kłopoty małżeńskie były na porządku dziennym. Czy Helena została sama z wiedzą o chorobach swoich dzieci? Czy radziła sobie w biedzie, niewygodach? Warto samemu się o tym przekonać, gdyż temat został przedstawiony w sposób wciągający.
Czy polecam tę powieść? Oczywiście, tym bardziej, że wielu współczesnych czytelników zapewne nie słyszało o heroicznej walce Matki Boskiej Szopienickiej.
Ewelina pragnie tylko jednego - zostać matką. Niestety, los nie daje jej takiej możliwości. Razem z mężem decydują się na adopcję. Jednak kiedy na ich...
Wielopokoleniowa, pasjonująca saga o rodzinie, która po wojennej zawierusze odnalazła swoje miejsce na ziemi w Ustroniu Morskim. Marcjanna Zielczyńska...
Przeczytane:2023-06-04, Ocena: 5, Przeczytałam, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2023, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu - edycja 2023, 52 książki 2023,
Nie wiedziałam kim była Jolanta Wadowska-Król, nie wiedziałam co to familoki i nie znałam historii Szopienic i mieszkających tam pracowników pobliskiej huty i ich rodzin. Dzięki najnowszej powieści Magdaleny Majcher wszystko już wiem. Lubię czytać i jednocześnie szukać informacji, sprawdzać, googlować. Szkoda, że nie mówiło się o tym głośno, że dopiero po latach można dowiedzieć się prawdy.
„Doktórka od familoków” to oparta na faktach powieść o lekarce, która odkrywa, że dzieci mieszkające w pobliżu huty są słabsze, bardziej chorowite, mają problemy z nauką. Przyczyną tego nie są rodzicielskie zaniedbania tylko huta-żywicielka, która okazuje się też trucicielką. Historia Heleny i jej rodziny, choć to postaci fikcyjne, wzorowana jest na rzeczywistych bohaterach – mieszkańcach Szopienic. Trudno uwierzyć, że to wydarzyło się naprawdę, wstrząsająca i przerażająca to opowieść, dobrze napisana, warto po nią sięgnąć. Polecam!