Kiedy wszyscy chcą, żebyś był spełnieniem ich oczekiwań, tym czego pragniesz najmocniej jest odnalezienie swojej drogi i życie według własnych zasad.
Nazywam się Wen Olcha. Nazywam się też Głupi Kundel.
Ojciec szykował dla mnie przyszłość w elitarnym gronie Sieneńczyków służących cesarzowi. Babcia, która sama porzuciła wszystko i dołączyła do nayeńskiego ruchu oporu, przygotowywała mnie do walki z cesarskim imperium. Matka, ślepa na okrucieństwo, chciała tylko tego, co bezpieczne i wygodne.
Mogłem spełniać cudze marzenia, mogłem walczyć wraz z jednymi albo przyłączyć się do drugich. Mogłem patrzeć, jak ich wojna pochłania kolejne ofiary. Ale nie mogłem przestać marzyć o magii. Wolnej, przerażającej, fascynującej, dającej moc i potęgę.
Przez całe życie zmagałem się z ograniczeniami na ścieżkach, które zostały wybrane za mnie. Opór był jedyną drogą ku wolności.
Ta historia może skończyć się na tysiąc sposobów - ja mam za nic je wszystkie.
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 2022-06-29
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 484
Tytuł oryginału: The Hand of the Sun King
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Marcin Mortka
Będąc rodzicem zauważyłam, że od tych pierwszych miesięcy życia mojego dziecka zaczęłam zastanawiać się nad jej przyszłością. Miałam taki plany, że dziś to śmiech na sali(przez łzy), ale niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto tak nie robił/ła?! :p Żarty żartami, ale w dzisiejszej recenzji nasz bohater Wen Olcha, czy jak, kto woli Głupi kundel od najmłodszych lat miał ułożony plan na przyszłość przez swojego ojca. Babcia chłopaka miała w swoich planach coś innego, ale co z tego wyszło tego już nie zdradzę. Uważam, żebyśmy dali naszym pociechom poznać siebie, iść swoją drogą, ale być zawsze gdzieś blisko, żeby móc szybko zareagować jak coś poszłoby nie tak. Wtedy nasze wsparcie będzie najlepsze. Dlaczego o tym pisze? Nasz bohater nie będzie miał lekko, ponieważ decyzje, jakie podjął jego ojciec mocno różnią się od tych, jakie podjęła babka. Nie martwcie się to nie spojler, bo to wszystko będzie na samym początku. W całość daje tak fajnie do myślenia.
Dzisiejsza recenzja dotyczy książki „Dłoń króla słońca” tom 1 serii „Kroniki Olchy”. Dlaczego polecam? Ponieważ w książce z działu fantastyki znajdziecie coś z własnego życia, z własnych decyzji. Często jest tak, że chcemy dobrze dla siebie, dla kogoś bliskiego, ale życie jest idealnym weryfikatorem tego, co bardziej, a co mniej. Polecam przeczytać opis książki wtedy lekko rozjaśni wam się w głowie, lecz w środku znajdziecie coś fajniejszego, i tak bardzo wciągającego, że głowa mała. Nasz bohater szuka siebie, szuka prawdy, szuka trzeciej alternatywy, którą chce podążać, lecz po drodze napotyka przeszkody. Nie wyobrażam sobie jak to jest dążyć całe życie do czegoś, a potem okazuje się, że mając to jednak czegoś brakuje? Może to gdzie jesteśmy nie jest tym, co chcieliśmy, żeby było i co wtedy? Książka ma w sobie pełno magii, pełno fajnych splotów akcji, które powoli rozkręcają się i mam nadzieję, że w drugiej części nie zabraknie mi tego wszystkiego dodatkowo będę miała jazdę jak na rollercoasterze.
Czy decyzje, jakie podejmuje są słuszne? Czas pokaże.
Uwielbiam książki, w których pokazana jest przemiana głównego bohatera. Takie książki nie tylko bawią, ale można się z nich wiele nauczyć. Fantastyka ma to do siebie, że potrafi przekazywać pozytywne treści w sposób malowniczy i obrazowy i mimo, że nieczęsto trafia się na takie książki, to czasem, jak w przypadku "Dłoni Króla Słońca" - ukazuje się taka perełka. Od razu zaznaczę, że sama fabuła może mieć znamiona "od zera do bohatera". Jednak jest w książce coś więcej, niż tylko ten jeden motyw.
Poznajemy Wena Olchę, gdy jest młodym chłopcem - jego babka, czarownica starej nayeńskiej drogi, próbuje sprawić, że Olcha nie zapomni swojego dziedzictwa ze strony matki. Jej nauki magii powodują pewne rozdarcie u chłopca, który stara się podążać ścieżką rodu swojego ojca - mimo, że magia Nayeńczyków wydaje mu się potężna i kusząca. Muszę przyznać, że na początku (i przez większą część powieści) Wen Olcha jest niemożliwie drażniącą postacią, starająca się wpasować w ramy, które go jedynie ograniczają. Od egzaminu na Dłoń, po jego służbę u Sieneńczyków, Olcha daje sobą manipulować, wpływać na swoje decyzje i używać jako narzędzia. Jego żądza poznania magii kieruje go na manowce i sprawia, że obiera złe ścieżki. Jednak Olcha uczy się na swoich błędach, powoli, ale sukcesywnie. Powoli otwiera oczy na świat i reguły w nim panujące, dostrzega, że jest jedynie pionkiem w grze potężniejszych od siebie. By w końcu stać się samoświadomym i odpowiedzialnym człowiekiem, który ma szczytny cel, który poznał smak zdrady i upokorzenia, ale prze naprzód, mimo przeciwności, które los ciska mu pod stopy.
Akcja jest niespieszna, powoli, wraz z bohaterem, odkrywamy więcej zasad rządzących sieneńskim imperium i ich wpływu na podbite ludy i samego Olchę. Dorastamy wraz z nim, by dostrzec różnorodną strukturę tego świata, który jest barwny, piękny, ale i okrutny i niesprawiedliwy. Świat ten, będący swoistą mieszanką kultur wschodu, a szczególnie Chin i Japonii, potrafi urzec, pomimo całego zła, które się w nim piętrzy i rozpycha, pod przykrywką ładu i pokoju.
Bardzo udała się autorowi mitologia świata. Od wierzeń wiatromistrzów, po sieneńskiego cesarza i jego Dłonie i Głosy, aż po starożytne nayeńskie wilcze bóstwa - wszystko oddycha tajemnicą i mistycyzmem, a poszukiwanie mocy przez Olchę prowadzi nas przez lasy, pustynie i pustkowia, które tchną magią. Muszę powiedzieć, że autor szczególnie barwnie odmalował ograniczenia magii, by jeszcze wydatniej pokazać pokusę nieograniczonej mocy, której pragnie Olcha. To tak, jakby ktoś związał magowi ręce i kazał rzucać zaklęcia przy pomocy stóp.
Jestem zachwycona ukrytą mocą tej książki i samą drogą głównego bohatera. Teraz tylko zostaje czekać na drugi tom, który - mam nadzieję - przyniesie jeszcze więcej pytań i odpowiedzi.
"Dłoń Króla Słońca" zachwyciła mnie wydaniem już od samego początku. Super okładka, pięknie zdobione brzegi książki, a wewnątrz również super to wygląda. Ale okładka to nie wszystko, co pokazało mi już "Cesarstwo Piasku" i obawiałem się powtórzenia tej przypadłości w przypadku tej książki. Zwłaszcza, że fabuła częściowo przypomina powieść Tashy Suri. "Dłoń Króla Słońca" od samego początku przywodziła mi na myśl dwa tytuły: wspomniane "Cesarstwo Piasku" oraz "Wojnę makową" ze względu na egzaminy, do których przyucza się główny bohater, Wen Olcha lub jak wolicie Głupi Kundel. Bardziej przypomina jednak książkę Tashy Suri, lecz J.T. Greathouse zrobił to o wiele lepiej niż autorka. "Dłoń Króla Słońca" również ma powoli rozwijającą się fabułę i skupia się na przeżyciach bohatera, ale czyta się to o wiele lepiej niż "Cesarstwo Piasku". Ponadto, w ostatnich częściach książki akcja bardzo przyspiesza i czekam na drugą część. Zarówno bohaterowie, jak i fabuła są ciekawi i nie mogę zarzucić tej książce nic większego. No, może trochę irytował mnie główny bohater w niektórych momentach, poprzez podejmowanie dziwnych decyzji. No co warto zwrócić uwagę, magia w tym świecie jest bardzo rozbudowana i autor ciekawie ją opisał.
Głównym bohaterem powieści jest Oto Wen Olcha – chłopiec urodzony w krainie Oto Nayen, niegdyś podbitej przez potężne Cesarstwo Sienu. Nasz bohater od najmłodszych lat nie będzie miał łatwo. Z jednej strony jego babcia, która nada mu imię Głupi Pies, pragnie go wychować w starych obyczajach (zakazanych przez nowe imperium) i nauczyć magii. Z drugiej strony ojciec, aby jego ród odzyskał dawną chwałę, od najmłodszych lat przygotowuje syna do egzaminów, które mogą zapewnić mu posadę urzędnika państwowego ( Dłoni Cesarza). Chłopak jest więc rozdarty między własnym pragnieniem nauki magii i kultywowania pradawnych zwyczajów swojego ludu, a oczekiwaniami ojca.
Na co zwróciłem uwagę na samym początku to, że książka napisana jest z perspektywy pierwszej osoby (jest to zabieg, którego raczej nie lubię). Mimo to postanowiłem dać książce szansę, z czego jestem nad wyraz zadowolony, ale po kolei. Jak już mówiłem, narratorem jest sam Wen Olcha zwany inaczej Głupim Psem. W Dłoni Króla Słońca prześledzimy jego dzieje od wieku dziecięcego do momentu, kiedy stanie się młodym dorosłym. Wraz z bohaterem zwiedzimy tajemniczą krainę, pełną magii, intryg, wojen i polityki. Podróż ta będzie obfitowała w nowe przyjaźnie, wrogów, niebezpieczeństwa i wiele niespodziewanych zwrotów akcji. Sam bohater może stać się nam dość bliski, bo w jego życiu będzie tyle samo sukcesów, jak i porażek. Wen Olcha nie jest sztampowym tajemniczym czarodziejem, którego pcha tylko pragnienie bycia najlepszym. Oczywiście takie odczucia też nim targają, jednak jak każdy młody człowiek dozna pierwszej miłości, rozczarowań, a nawet śmierci.
Co niektórym opis Dłoni Króla Słońca, może się skojarzyć z Cesarstwem Piasku, które recenzowałem ostatnio na łamach bloga. I to skojarzenie nie jest bezpodstawne. Mamy przecież wielkie cesarstwo, zakazujące pradawnych rytuałów i młodego bohatera, który pragnie się ich uczyć. Jest jednak wiele rzeczy, które odróżnia te powieści, jak i samych bohaterów. Mehr była młodą osobą, która pragnęła uczyć się magii – jednak jej sposób postępowania był po prostu naiwny. Jeżeli wiesz, że za kultywowanie magii przodków może czekać cię śmierć, to raczej nie robisz prastarego rytuału publicznie przy wszystkich mieszkańcach miasta. Wen Olcha także jest lekkomyślny, ale nie głupi. Od samego początku uczy się magii w tajemnicy. Prosty przykład – kiedy jego babcia na dłoni wyryje mu rytualne blizny (pozwalające czarować) chłopak, aby ukryć je przed dworem ojca specjalnie skaleczy sobie rękę bardziej, aby wytłumaczyć, że był to wypadek przy niesieniu talerza. Działa więc w sposób o wiele bardziej przemyślany i logiczny.
Książki różni także tempo akcji i styl prowadzenia powieści. Dłoń Króla słońca jest niesamowicie klimatyczną, refleksyjną, pełną akcji i elementów zaskoczenia powieścią fantasy z absolutnie najwyższej półki. Powieść jest prowadzona w bardzo przemyślany sposób, co powoduje u nas syndrom kolejnej kartki i nie można się od niej oderwać. Zdecydowanie nie ma w niej miejsca na nudę.
Na uwagę zasługuje także sposób przedstawienia magii przez autora. Mogę z czystym sumieniem napisać, że jest to książka, w której natrafimy na jeden z ciekawszych sposobów jej prezentowania. Mamy jasno przetłumaczone zasady jej działania, a także ograniczenia. Nie jest to po prostu rzucanie kul ognia na życzenie. Wszystko ma jakieś uzasadnione działanie. Co ciekawe nie poznajemy jej tajników na samym początku, ale krok za krokiem wkraczamy w jej arkana z młodym bohaterem.
Magia, ach ta magia... Iluż to już literackich bohaterów stało się za jej sprawą wielkimi, iluż skończyło marnie, a jeszcze inni zatracili się w pogoni za nią do tego stopnia, iż popadli w szaleństwo. Niemniej nam - czytelnikom, magii nigdy za wiele, dlatego też z wielką przyjemnością zapraszam was do poznania recenzji świeżutkiej premiery od Wydawnictwa Fabryka Słów - powieści „Dłoń Króla Słońca”, która o magii pięknie opowiada, właśnie...
Oto Nayen - kraina podbita przed laty przez Cesarstwo Sienu, które przyniosło nowe prawa, nową wiarę i nową magię. W tej rzeczywistości dorasta młody chłopiec - Wen Olcha, nazwany przez babcię według starych zwyczajów również Głupim Kundlem. To właśnie on przyjmuje z jednej strony nauki przygotowujące go do ważnego egzaminu celem przyszłej kariery na rzecz Cesarza, z drugiej zaś tajne lekcje od babki o tym, czym jest jego przeznaczenie, pochodzenie i stara magia. I tak też kilka lat później przyjdzie Olsze zmierzyć się z najtrudniejszym wyborem w życiu - pomiędzy służbą Cesarstwu, a własnymi korzeniami...
J.T. Greathouse - autor tej powieści, zaprasza nas za jej sprawą do odbycia fascynującej podróży do niezwykłego świata azjatyckiej kultury, wojny i magii. Podróży, którą znaczą barwne losy głównego bohatera, którego kolejne lata składają się na pasmo wielkich sukcesów, wyzwań, ale też i klęsk, z których każda będzie wielką, życiową nauką. To niezwykle klimatyczna, refleksyjna i zarazem nie uciekająca od porywającej akcji i wielkiej przygody, powieść fantasy z absolutnie najwyższej, literackiej półki.
Naszym narratorem jest tutaj sam Wen Olcha, dzielący się opowieścią o swoim dzieciństwie, młodości, opuszczeniu domu i rozpoczęciu kariery na rzecz chwały Cesarza. A tę znaczą dalekie podróże, pierwsze przyjaźnie, udział w najprawdziwszej wojnie i wywiadowcze misje. Znaczy ją również śmierć, samotność i rozczarowanie, a nawet i pierwsza miłość. Ta rozpisana na blisko 500 stron relacja oczarowuje nas swoim niezwykłym klimatem, pięknem poetyckiego języka oraz bogactwem doznań, wrażeń i emocji, które sięgają swojego apogeum wraz z końcowymi fragmentami historii.
Główny bohater powieści jest postacią tyleż interesującą, co i niełatwą w ocenie. To z jednej strony ciekawy świata młodzieniec, który posiada wielką wiedzę i nie mniejszy talent w posługiwaniu się magią, która zresztą stanowi dla niego wielkie zagrożenie. Z drugiej strony jest to osoba dopiero ucząca się prawdziwego życia, która niejednokrotnie zirytuje nas swoją zuchwałością, poczuciem wyższości nad innymi, czym też po prostu naiwnymi decyzjami. Ale tak jest ciekawiej, prawdziwiej i lepiej, gdyż nic nie przekonuje tak bardzo czytelnika do literackiego bohatera, jak odnajdywanie w nim podobieństw do nas samych, ludzi wszakże nieidealnych...
Zachwyca nas z pewnością ten niezwykły, azjatycki świat fantazji, wojny, brudnej polityki i magii, która przyjmuje bardzo ciekawą postać posługiwania się magicznymi runami wyciętymi na skórze człowieka, bądź też zapisanymi na niej tatuażami. To świat surowych praw, bolesnych zasad i wielu rygorów, gdzie to przejaw wszelakiego nieposłuszeństwa jest srodze karanym. To również świat okupacji, oporu wobec niej i konfliktu dawnych bogów z nowymi, który właśnie teraz zaczyna wkraczać w zupełnie nową fazę. I delektujemy się tu tą literacką rzeczywistością, w której wszystko jest wyjątkowe, zagadkowe i absolutnie nieprzewidywalne.
Książkę tę przetłumaczył dla nas w perfekcyjny sposób Marcin Mortka, pięknie zilustrował Paweł Zaręba, zaś Fabryka Słów wydała w iście magiczny sposób, nadając jej okładce i stronom wyjątkowej postaci. To wszystko w połączeniu z wielkością fabularnej opowieści J.T. Greathouse'a, przekłada się na porywającą historię fantasy, w której każdy czytelnik znajdzie dla siebie coś fascynującego. Dla jednych będzie to opowieść o dojrzewaniu i odkrywaniu prawdy o sobie samym, dla innych historia o niezwykłej magii, zaś jeszcze innych oczaruje tu obraz wojny, walki i polityki. I to też niechaj świadczy o tym, że tytuł ten ma sobą do zaoferowania naprawdę wiele.
Powieść „Dłoń Króla Słońca”, to dopiero pierwsza odsłona cyklu o losach Wena Olchy, która stanowi swoiste przywitanie i zapoznanie z tą literacką rzeczywistością, postawienie punktu zwrotnego na życiowej ścieżce głównego bohatera oraz zawarcie pytania – co dalej? Odpowiedź na nie poznany zapewne za jakiś czas, ale już dziś warto się przygotować na tę chwilę, sięgając po tę naprawdę intrygującą i świetnie napisaną książkę fantasy. Polecam!
Chłopiec stojący na rozdrożu pomiędzy dwoma światami: ambicjami swojego ojca oraz zemstą babki. Sien i Nayen w jednym. Połączony w jedną całość, jednak uczony na dwa różne sposoby, noszący dwa imiona, pionek w grze dwóch potężnych figur - próbuje znaleźć swoją własną ścieżkę losu i wziąć przeznaczenie w swoje ręce.
Styl autora powolny, skupiający się na poznawaniu bohatera. Dzięki narracji pierwszoosobowej możemy poznać z jego perspektywy uczucia, rozgoryczenie czy obawy przed podjęciem pewnych decyzji. W ten bolesny sposób dowiadujemy się jak funkcjonuje Cesarstwo możemy go odkryć na swój sposób: ukochać lub znienawidzić. Dodatkowo system magiczny wydaje się być nieskomplikowany i rządzący się prostymi zasadami. Jednak owiane tajemnicą niektóre arkany tej sztuki dają nam do myślenia, a przy okazji możemy utwierdzać się w przekonaniu niektórych decyzji, które podejmuje nasz bohater. Akcja toczy się miarowo, osiąga punkt kulminacyjny na samym końcu, aby wywrzeć wrażenie na czytelniku i zostawić go z dużą ilością pytań. Jak wiemy to dopiero pierwszy tom trylogii "Kroniki Olchy". Dodatkowo szczegółowe i barwne opisy pozwalają naszej kreatywności wnieść się na wyżyny i popuścić wodze fantazji.
Historia idealnie oddaje kulturę wschodu jej surowość, brak empatii, zasad, które trzeba przestrzegać. Autor wplótł emocję w to wszystko: znalazł szczęście tam, gdzie tak ciężko go było dostrzec. Dał nam namiastkę przyjaźni czy czułości. Różnice, które są bardzo widoczne. Poznaliśmy wybory, decyzję, które miały wpływ na losy wszystkich i doprowadziły nas do tego punktu historii. W dodatku sam system Cesarstwa, który "zjada" terytoria, aby urosnąć w siłę jest ukazany jako silny, niezwyciężony. Czy można zachwiać jego posadami? Nie zabrakło też scenariuszy wojny, czy niewielkiej strategii połączonej fantastycznymi spoiwami mocy.
Nazwy tłumaczone na nasz język niektórym wydawać się mogą dość śmieszne lub kontrowersyjne (Głupi Kundel - kto by chciał nosić takie imię), to skojarzyły mi się od razu z chińskim horoskopem i wszystkimi ich wierzeniami. Tutaj też zresztą te nazwy ukazują lud buntowniczy, lecz mądry i władający potężną magią. Dwie kultury zderzające się ze sobą. Przeciwieństwa, które nie potrafią bez siebie istnieć. Dzięki tym wszystkim połączeniom książkę słuchało się wybitnie i trafiała do czytelnika, nie nudząc, a z minuty na minutę coraz bardziej ciekawiła. Lektor też zrobił tutaj niezłą robotę. Dobra fantastyka, z elementami wschodnimi.
"Dłoń Króla Słońca" autorstwa J. T. Greathouse'a to pierwszy tom cyklu Kroniki Olchy. Książka dzieli się na pięć części, w których opisywane są kolejne losy chłopaka, tytułowego Olchy (albo Głupiego Kundla, jak kto woli). Historia zaczyna się od najmłodszych lat, kiedy Olcha mieszkał z rodzicami i babką, uczył się do egzaminów na Dłoń cesarza, a w ukryciu i najczęściej nocami chodził na schadzki z babcią, która pokazywała mu zabronioną magię oraz opowiadała o ich dziedzictwie. Olcha bowiem był półkrwi Nayeńczykiem, ludem tępionym, pogańskim... ale też pragnącym uciec spod jarzma cesarstwa i aktualnie toczącym regularną partyzantkę.
Zagubiony Olcha przez swoje podwójne więzy krwi nie potrafił zdecydować, kim był. Pragnął jedynie uczyć się magii. Wskutek wielu wypadków Olcha postanowił podążać drogą niczym rasowy Sienieńczyk, czyli aspirował na stanowisko Dłoni cesarza. Chłopak nie spodziewał się jednak, że obrany kierunek może okazać się tak... zaskakujący, a zdobyta wiedza oraz doświadczenie tak tajemnicze.
Czy podążanie ramię w ramię z cesarstwem było w rzeczywistości rozsądną decyzją? A może Olcha powinien wybrać dołączenie się do nayeńskiego ruchu oporu?
"Dłoń Króla Słońca" J. T. Greathouse'a to oryginalna opowieść przedstawiająca, mogłoby się wydawać, ciekawą historię życia Olchy. Sęk w tym, że książka okropnie mnie wynudziła, szczególnie na początku, a w fabułę wciągnęłam się dopiero gdzieś po trzysta pięćdziesiątej stronie, czyli około sto stron przez końcem.
Kompletnie nie mogłam zrozumieć postępowania głównego bohatera, którego rozchwianie emocjonalne, brak zdecydowania, a nawet błądzenie po omacku okropnie mnie irytowały. Czasami miałam ochotę postawić go do pionu, by wreszcie podjął decyzję, ponieważ jego zagubione myśli, narzekania czy lamenty nad dokonaniem prawidłowego wyboru (być Sienieńczykiem czy Nayeńczykiem) sprawiały, że miałam ochotę rzucić książką i sobie darować dalsze czytanie.
Najbardziej ubolewam nad faktem, że pomysł na fabułę był naprawdę dobry. Chłopak z pomieszanej rodziny szuka własnej ścieżki, zastanawia się, kim zostać, kiedy dorośnie i czy podążać za tradycjami rodzinnymi. Wykonanie jednak całkiem zgasiło ogień, ponieważ zamiast interesującej, dynamicznej fabuły dostałam coś a la Cierpienia młodego Wertera (oczywiście, trochę przesadzam, ale pragnę nakreślić wam mój punkt widzenia).
W "Dłoni Króla Słońca" znalazło się jednak kilka plusów. Przede wszystkim przepiękne wydanie, które zachwyca oczy. Zintegrowana okładka, ilustracje Pawła Zięby i cudowne, pomalowane kartki z przodu to raj dla okładkowych srok. W książce pojawiło się również kilka interesujących zwrotów akcji, a niektóre postacie poboczne zyskały moją sympatię (zwłaszcza Wilga). Gdyby nie tajemnicze, wręcz elektryzujące zakończenie, na pewno nie sięgnęłabym po kontynuację. A tak, pragnę jednak się dowiedzieć, czy Głupi Kundel w rzeczywistości będzie głupim kundlem, czy w drugim tomie przybędzie mu trochę rozumu. :)
To, czy sięgnięcie po "Dłoń Króla Słońca", czy nie, zależy całkowicie od was. Ja oficjalnie polecać nie zamierzam, szczególnie że przez 3/4 książki bardzo się wynudziłam, a zachowanie głównego bohatera wywoływało u mnie notoryczny ból głowy. Najlepiej sami zdecydujcie, pamiętając, że jednak planuję przynajmniej zerknąć na drugi tom, ponieważ zakończenie totalnie mnie kupiło.
Tam, gdzie upada hierarchia, jej miejsce zajmuje okrucieństwo. Rebelia osiąga punkt wrzenia. Powstańcy nie cofną się przed niczym, byle uwolnić się od...