Wciągająca powieść o demonach i Galicji przełomu XIX i XX wieku.
Gimnazjalista Stefan Zborski nie może pogodzić się z nagłą śmiercią ojca. Pragnie znaleźć odpowiedzi na dręczące go pytania, których nie zdążył zadać mu za życia. Choć nie wierzy w istnienie świata duchów, to jednak -- pod wpływem irracjonalnego impulsu -- organizuje seans spirytystyczny.
Nieśmiadom mocy, w jaką podczas seansu wyposażyły go demony, Stefan rzuca klątwę na żydowskiego chłopca. Szlomek w najmniej spodziewanych momentach wije się jak wąż i wydaje z siebie wwiercające się w umysł kocie wrzaski.
Oto początek śledztwa w sprawie demonicznej.
Rozmodleni Żydzi z Podgórza i orgie artystów młodopolskiego Krakowa, siła rozumu i moc wiary, niewinna miłość i bezduszne wyuzdanie.
Na granicy dwóch światów niedoszły egzorcysta Zborski szuka odpowiedzi na pytanie: ,,Czy dybuki istnieją?".
Marek Krajewski - autor bestsellerowych powieści kryminalnych. Laureat prestiżowych nagród literackich i kulturalnych. Filolog klasyczny. Miłośnik filozofii.
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2022-02-23
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 352
Jakbym się przeniosła w czasie do XIX wieku, gdy ludność wierzyła w demony i inne zabobony. Język, który używa autor tak bardzo pozwolił mi się wczuć klimat, że prawie uwierzyłam, iż to książka z XIX, XX wieku.
Ok, ale wróćmy do demonów. Czy słusznie ludność wierzyła w zabobony? O tym właśnie chce się przekonać Stefan Zborski, który podejrzewa, ze został opętany przez demona (i którego bardzo polubiłam). Ten młody człowiek wraz z przyjaciółmi postanawia spróbować wywołać ducha (a z wielu książek, filmów wiemy, że to się źle kończy). Spróbowali, nie pykło, ale później Stefan zaczął się zastanawiać... a dzięki temu zaczął studiować demonologię.
Demony, złe duchy to fascynujący temat. Przynajmniej dla mnie. Nie wiem, czy nie zaczęli mnie fascynować, dzięki serialowi Supernatural, który do dziś uwielbiam.
"Demonomachia" też pozostanie w pamięci jako następny ulubieniec poświęciłby wątkowi demonów, a raczej pytaniu jakie zadawał sobie Stefan - czy wiara w demony nie jest zabobonem. I możliwe że to będzie taki ulubieniec guilty pleasure (jak i Supernatural ).
Książkę tą określiłabym jako trochę kryminał, trochę obyczaj, momentami nawet nieco jako fantastykę, czyli taki mix gatunkowy, który był idealnie wymiksowany.
Liczyłam na nieco inny koniec, ale w sumie i tak bawiłam się dobrze przy lekturze. Polecam.
Kraków i Podgórze z przełomu XIX i XX wieku, tajemnicza i złowroga atmosfera...
Wciągająca historia, napisana jak zawsze pięknym językiem...
"Ogół wierzeń i praktyk opartych na przekonaniu o istnieniu mocy nadprzyrodzonych, które mogą sprowadzić na kogoś nieszczęście lub ustrzec go przed nim" - tak Słownik języka polskiego PWN definiuje zabobon. Marek Krajewski przypomina, że zabobon ma bogatą przeszłość i był (jest?) stałym element naszej kultury.
Powieść retro. Kryminał, horror? Coś pomiędzy. Styl autora i jego przygotowanie historyczne jest bez zarzutu. Jednak w moje ocenie nie przekłada się to w pełni na jakość książki. Denerwuje najbardziej niespójność historii: bohater przez całą książkę metodycznie i naukowo obala wszelkie teorie o siłach nadprzyrodzonych, tylko po to aby na końcu...
,,Jeśli długo patrzysz w otchłań, to otchłań również wpatruje się w ciebie".
Galicja przełom XIX i XX wieku.
Gimnazjalista Stefan Zborski nie może pogodzić się ze śmiercią ojca i chcąc znaleźć odpowiedzi na dręczące go pytania organizuje seans spirytystyczny. Nie wie, że dzięki temu otworzył furtkę demonom, które podarowały mu swoją moc. Nieświadom rzuca klątwę na żydowskiego chłopca, który dostaje ,,pomieszania zmysłów". Stefanem targają przeróżne emocje, dlatego postanawia zostać księdzem egzorcystą, by dogłębnie zbadać, czy dybuki faktycznie istnieją.
Czy uda mu się znaleźć odpowiedź na to pytanie?
Przekonacie się podczas lektury.
Nie czytałam wcześniej żadnej książki autora, więc weszłam w tę historię z otwartą duszą, bez żadnych oczekiwań.
Czy Panu Markowi udało się mnie opętać?
Zdecydowanie!
Chociaż akcja z początku nie przynosi wielkiej ekscytacji, to jednak nasz bohater, targany emocjami, momentami nawet zły, wzbudza naszą ciekawość. Wędrując od Krakowa do Podgórza, mekki ortodoksyjnych Żydów, zabiera nas ze sobą w dwa różne światy. Jeden jest pełen zasad, czystości i realnego myślenia, po świat szaleństwa, rozpusty i zabawy, gdzie wszystko jest możliwe.
Groza powoli wyciąga po nas swoje macki, by w pewnym momencie ścisnąć i przydusić. Od tej pory niczego nie będziemy już pewni, a autor wielokrotnie nas zaskoczy.
Końcówka fantastyczna!!!
Jeżeli więc lubicie nieszablonowe historie, które przeniosą Was w pełną zagadek przeszłość, potrząsną Wami i pozostawią w zdziwieniu, to jest to książka odpowiednia.
Ja polecam!
Wrocław 2079. Kim jest ciemna inteligencja? Zaskakujący cyberkryminał. Pod koniec dwudziestego pierwszego wieku zbrodnia ma się doskonale. Do starego...
Rzeki Hadesu Marka Krajewskiego to czwarta cześć cyklu o Edwardzie Popielskim, który co i rusz musi się mierzyć z trudnymi śledztwami i morderstwami...
Przeczytane:2022-11-20, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2022 roku,
Marek Krajewski, jak to się ładnie mówi, wyszedł ze swojej strefy komfortu i napisał powieść zupełnie inną, niż pozostałe. Porzucił dobrze znany sobie świat przedwojennego Wrocławia i Drugiej Rzeczypospolitej. Porzucił także uprawniany do tej pory gatunek, by na dobre zająć się społecznością żydowską Podgórza i młodopolskim Krakowem.
Korzystał przy tym z wielospecjalistycznej i fachowej pomocy. Nie tylko redaktorów, czy korektorów, ale również ludzi z „branży”, specjalistów od tamtejszych sądów, historii żydowskiej i samych Żydów, tłumaczy, oraz wszelkiej maści specjalistów. Sam, jak wyznaje w posłowiu, odpowiada za błędy, które wkradły się do tekstu po jego redakcji i wielokrotnym czytaniu i nie zostały wyłapane.
Jego „Demonomachia” to w dużym stopniu i, zdaje się, uproszczeniu, historia o demonach. Główny bohater, Stefan Zborski, pragnie ze wszystkich sił zostać księdzem, lecz nie przykłada się tak, jak trzeba do zajęć w seminarium, wybierając tylko te, które go naprawdę interesują. Czyli o demonach i ich wytępianiu. Z seminarium szybko zostaje wyrzucony. Historia, która się wydarzy, na samym końcu udowodni, że – o ironio – chłopiec, który zawsze marzył, by zostać tępicielem demonów zostanie przez ludzkie wcielenie jednego z nich wyrzucony przez szkoły.
Otoczenie Stefana aż się roi od demonów. Są one jednak niewidoczne ludzkim okiem. Stefan im mocno podpada, kiedy jeszcze uczęszczając do seminarium, poprowadził wraz z kolegami ze szkoły, seans spirytystyczny. Potem udało mu się jeszcze przekląć kilka osób, które weszły mu w drogę.
Gorzko żałował tego, co zrobił, gdyż nie był człowiekiem mściwym. I choć, jak sam uważał, działa mu się krzywda, to nikomu nie chciał życzyć źle. Chyba po prostu samo tak jakoś to wyszło.
Jednym z nich był jego bardzo młody sąsiad – Szlamek, którego zachowanie bardziej przypominało to, jak zachowuje się zwierzę, niż zwykły człowiek.
Wybory Stefana rządziły jego życiem, rzucając go z miejsca na miejsce. Stefan nawiązuje kilka sprzyjających rozkwitowi jego kariery, interesujących kontaktów i kiedy wydaje mu się, że już lepiej być nie może, otrzymuje płatne zlecenie udowodnienia, że demony nie mogą nikogo opętać. A z pewnością nie młodą kobietę walczącą z własnym bratem o możliwość samodzielnego korzystania ze spadku po zmarłych rodzicach.
A kiedy i nam czytelnikom wydaje się, ze sprawa jest bardzo prosta i zmierza do szczęśliwego – uniewinniającego młodą kobietę końca – i my, i główny bohater dostajemy niezłą nauczkę.
Zgodnie z teorią wysuniętą przez jednego z bohaterów, opętanie następuje w konkretny sposób, a osoby opętane, zależnie od stopnia opętania, mogą opętać jedną, lub dwie osoby. Te ostatnie, jako najsłabsze, nikogo opętać już nie mogą. Pod koniec historii, większość z nich ginie w naprawdę bolesny i nie do pozazdroszczenia sposób.
Autor próbuje nam uzmysłowić, że w jego historii demony czają się dosłownie wszędzie. Mogą przybrać najbardziej niewinną i pociągającą postać, a mogą być również czymś odrażającym, co bardziej przypomina zwierzę, niż człowieka. Demony należy szanować i poważać, bać się ich i z całą pewnością ich nie wywoływać, bo mogą przybyć i zgotować nam prawdziwe piekło.
Stefan bardzo żałuje pod koniec życia, gdy doświadczył już wielu obrażeń, wrażeń i mnóstwa przykrości, że zabrał się do zgłębiania tak niebezpiecznego i, jak się okazało, bardzo mu bliskiego tematu, jakim są demony. Demony w książce pana Krajewskiego przejęły każdą dziedzinę życia publicznego i z pewnością nie jednego i współcześnie udało by się im opętać. Wszak ludzi podobnych do tych opisanych w powieści nigdy nie brakowało. Ulice są ich pełne. Autor nie tylko na demony zwraca swe bystre oko; dużo uwagi poświęca też męskim i kobiecym samogwałtom oraz relacjom dam z artystami, które wcale nie są tak czyste, jak chciałoby się wierzyć. Czasem pod tym artystycznym pięknem kryje się zwykły, śmierdzący do cna brud. Stefan w pewnym momencie też daje się opętać i to nie tylko na końcu tej historii – przez jednego z demonów, ale i w środku, przez kobiety pojawiające się i znikające z jego życia. Jak choćby Reginę i Rachelę, czy młoda asystentkę malarza.
Wydaje mi się, że autor świetnie poradził sobie z opisami, nie tylko bardzo bogatej kultury żydowskiej, ale również prawami panującymi w seminarium oraz życiowymi i społecznymi nierównościami u różnych warstw społecznych. Jego język jest bardzo barwny i literacki, a opisy świetnie skonstruowane. To samo można by powiedzieć o postaciach, które pan Krajewski powołał do życia. Niczym się nie różnią od zwykłych ludzi.
O ile wcześniejsze powieści pana Marka były dobre, to skok na głęboką wodę, jakim było napisanie tej powieści, był pomysłem iście znakomitym. Bardzo dobrze się to czytało.